sobota, 30 marca 2019

Barbara Wypych: „Teatr to mój drugi dom“



Barbara Wypych: „Teatr to mój drugi dom“

















Fot. Mikhail Chubun

W ramach XXIII Dni Teatru w Cieszynie, przed spektaklem "Pomoc domowa" miałam przyjemność rozmawiać z aktorką młodego pokolenia, Panią Barbarą Wypych.

Spotykamy się w ramach XXIII Dni Teatru w Cieszynie. Pytanie na początek - czy Teatr, tak jak dla większości aktorów dla Pani również jest miejscem szczególnym?

Można powiedzieć, że Teatr to mój drugi dom. W Teatrze spędzam bardzo dużo czasu. Próby i spektakle łączą ludzi, więc jestem bardzo zżyta z aktorami, z którymi współpracuję. To dla mnie wyjątkowe miejsce również dlatego, że mam kontakt ze sztuką i z widzem.

Na deskach cieszyńskiego teatru wystąpi Pani w spektaklu "Pomoc domowa". Proszę opowiedzieć o kulisach powstania tej sztuki. Jak wyglądały Pani prace nad rolą?

Atmosfera pracy i ekipa dała poczucie komfortu, mimo, że na początku nie czułam się zbyt swobodnie, z uwagi na autorytet Pani Krystyny Jandy, którą bardzo cenię. Poza pracą nad tekstem próby były dla nas okazją do integracji. Pani Krystyna Janda jako reżyser spektaklu wyznaczała kierunek i aranżowała sytuacje, a za wypełnienie roli odpowiadaliśmy sami, bazując na tym, co mamy w naturze; swoich umiejętnościach, poczuciu humoru i innych przydatnych cechach oddających charakter danej postaci. Na scenie mam wspaniałych partnerów. Gram m. in. z Krzysztofem Draczem - wybitnym aktorem. Dogadujemy się doskonale.

"Pomoc domowa" to farsa. Zgodzi się Pani z stwierdzeniem, że farsa obok komedii jest jednym z najtrudniejszych gatunków do zagrania przez aktorów? W czym Pani zdaniem zawarta jest ta trudność?

Tak. Uważam, że farsa i komedia są formami trudniejszymi od dramatu. Wymaga poczucia humoru w granicach dobrego smaku. Ludzie bywają bardzo śmieszni całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy. Komizm często zawarty jest w sytuacji, a więc wystarczy to dostrzec i pozwolić sobie na autoironię. Istnieje cienka granica między byciem śmiesznym, a byciem żenującym. Jeśli chcemy kogoś na siłę rozśmieszyć, okazuje się, że w ogóle nie jesteśmy zabawni. Sama tego doświadczyłam, podczas różnego rodzaju spotkań castingowych.

Co opowiedziałaby Pani o swojej postaci? Co w tej roli okazało się dla Pani największym wyzwaniem?

Moja rola jest dość przerysowana, ponieważ gram kochankę bohatera, który jest ode mnie dużo starszy, ma żonę i ją przede mną ukrywa. Postać „Pszczółki Mai Głuptasek“ jest bardzo naiwna, przaśna, głośna, infantylna, ale też ma w sobie dużo uroku, dzięki czemu widz może ją polubić. Świat w farsie jest przedstawiony w określonej konwencji - widz śledzi losy bohaterów jak gdyby patrzył przez uwypukloną soczewkę.

Co najbardziej Pani podoba się w "Pomocy domowej", a za co Pani zdaniem widzowie cenią ten spektakl?

W „Pomocy domowej“ najbardziej podoba mi się, że jesteśmy świetnie zgranym zespołem. Bardzo się lubimy, spotkania są zawsze dla nas ożywcze, mamy powody do radości, a na scenę wychodzimy z ogromną potrzebą grania i spotkania z widzem. To bardzo satysfakcjonujące.
Wydaje mi się, że widzowie lubią ten spektakl m. in. dlatego, że doskonale widać, że nam, aktorom bycie na scenie również sprawia ogromną frajdę. Gramy bardzo odważnie i szeroko, ze wskazanym dystansem. Wpisany w sztukę absurd nawiązuje do różnych sytuacji, które mogą wydarzyć się rzeczywiście. Ta farsa to taka terapia śmiechem. Mało co tak odpręża jak szczery śmiech, a taki rodzaj odprężenia “Pomoc domowa” w pełni gwarantuje.

Zostańmy w temacie Teatru, ale porozmawiajmy o spektaklu "Psie serce", który był ostatnio transmitowany za pośrednictwem wyjątkowej platformy TheMuBa, której właścicielem jest Borys Szyc. To nowe oblicze Teatru. Co myśli Pani o tym projekcie?

Uważam, że to świetna inicjatywa, ponieważ dostęp do Teatru mają również osoby, które nigdy wcześniej na sztukę by się nie wybrali;  z uwagi na finanse, zajętości, obowiązki, czy problemy. Spektakle, które znajdują się na tej platformie są dostępne w konkurencyjnej cenie, a to jest ogromnym plusem. Są świetnie zarejestrowane. Wiedzę na temat TheMuBy zgłębiłam, przy okazji rejestracji „Psiego serca“, które jest już katalogu platformy. 14 lutego, czyli w dniu transmisji można było oglądać nasz spektakl również w kinach. Miałam ogromną tremę, ponieważ sporo moich znajomych z różnych zakątków Polski oraz z mojego rodzinnego Kalisza oglądało przebieg przedstawienia. Przyznam, że tego dnia odczuwałam taki stres, jaki towarzyszył mi na premierze.

Spróbujmy skonfrontować Pani rolę w "Pomocy domowej" z rolą w "Psim sercu". Którą ze swoich bohaterek lubi Pani bardziej? Można tak to porównać?

Nie, nie można tego porównać. To inne formy, inne postaci, inni reżyserzy, inne teatry itd. Obie role lubię, obie były dla mnie przełomowe z uwagi na fakt, że spotkałam się z ikonami. Przede wszystkim ikoną i ogromnym autorytetem aktorskim jest dla mnie Pani Krystyna Janda. Niesamowicie doceniam możliwość spotkania. Borys Szyc również jest aktorem, którego bardzo cenię. Ma taką - w pozytywnym tego słowa znaczeniu – bezczelność proponowania, otwartość i umiejętność sugerowania rozmaitych rozwiązań na scenie. To niesamowite. Patrząc na Borysa i obserwując jego prace, miałam takie poczucie, że należy pozbyć się wszystkich rzeczy, które uniemożliwiają proces dochodzenia do roli. Trzeba starać się wrócić do momentu, kiedy byliśmy dziećmi, czyli pielęgnować w sobie naiwność i rodzaj infantylności, żeby móc wejść w ułudę, którą tworzymy dla widza.

Na koniec naszej rozmowy zatrzymajmy się przy "Emce", w której od 2018 roku wciela się Pani w rolę Soni Krawczyk. W czym w Pani odczuciu ukryty jest fenomen tego - nie bójmy się użyć tego słowa - kultowego serialu?

Fenomen „M jak miłość“ tkwi przede wszystkim chyba w tym, że to bardzo rodzinny serial przedstawiający rodzaj nienachalnej codzienności. Pojawiają się w nim tematy, które są uniwersalne i dotyczą większości widzów. To takie “żyćko” podglądane przez dziurkę od klucza. Myślę, że dlatego ten serial jest tak licznie przez widzów oglądany.

Czy zanim trafiła Pani do serialu, zdarzało się Pani go oglądać?

Przyznam szczerze, że serial oglądałam w latach szkolnych, a więc pamiętam jego początki. Emitowany jest od osiemnastu lat. Wyjątkowe było dla mnie to, że poznałam aktorów, którzy do tej pory grają w serialu, a których pamiętam z ekranu telewizora jak na przykład Pani Teresa Lipowska, czy Pani Małgorzata Pieńkowska. Teraz mam okazję zobaczyć całą machinę produkcyjną od drugiej strony. W tym zawodzie piękne jest to, że przez wielorakość zadań i aktywności spotykamy się w różnych konfiguracjach. Niezależnie, czy robimy rzeczy ambitne, czy komercyjne. Z każdych spotkań czerpiemy naukę.Jestem ciekawa kolejnych. W ostatnim czasie praca na planie„Stulecia Winnych“ była dla mnie wyjątkową serią spotkań. Taka intensywność bycia i pracy twórczej gwarantuje rozwój. A na tym mi bardzo zależy.

Co opowiedziałaby Pani o swojej postaci z serialu „Stulecie winnych“?

„Stulecie winnych“ w reżyserii Piotra Trzaskalskiego to opowieść z historią w tle, która opowiada o rodzinie Winnych. Bazą do napisania scenariuszy była saga Ałbeny Grabowskiej o tym samym tytule. Gram postać Andzi, to uboga krewna, która przyjechała z Poznania i służy rodzinie Winnych. Rozpoczyna się I wojna światowa, która też rodzinę Winnych zupełnie inaczej sytuuje.

Proszę opowiedzieć o kulisach powstania serialu „Stulecie winnych“.

Zostawiliśmy tam kawał serca. Mówię w liczbie mnogiej, ponieważ kiedy będą Państwo mieli okazję zobaczyć ten serial, to proszę zwrócić uwagę na detale. Każdy pion dokładał wszelkich starań, żeby osiągnąć najlepszy efekt. Warto zwrócić uwagę na kostiumy, na charakteryzację podczas której widoczne są takie zabiegi jak postarzanie czy głębokie rany.

Graliśmy wiele scen zbiorowych. Pamiętam listę, którą zobaczyłam kiedyś na planie. Były na niej wypisane postaci, które miały się pojawić w serialu. Lista składała się z blisko 180 nazwisk grających. To armia ludzi. Wszystkich trzeba było skoordynować, dotransportować, ucharakteryzować i ubrać w odpowiedni kostium. To naprawdę ogromne wyzwanie i wielki podziw dla osób, których pracy nie widać, a którzy znacznie przyczynili się, by o serialu “Stulecie Winnych” mówić w kategoriach sukcesu. Dodatkową trudnością był zmieniający się czas. Zaczynamy od roku 1914, a dochodzimy do okresu drugiej wojny światowej. Moja bohaterka, Andzia zaczyna pojawiać się na ekranie w wieku 20 lat, a kończy w wieku 40 lat. Było to dla mnie piękne doświadczenie, ale też ogromne wyzwanie, ponieważ kręciliśmy sceny niechronologicznie. Chciałam różnicę wieku właściwie zróżnicować. Warto też wyróżnić świetną pracę operatorską Witolda Płóciennika, doskonałą pracę scenograficzną, rekwizytorską, dźwiękową itd. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Mam nadzieję, że widzom serial ten dostarczy odpowiednich wrażeń i emocji, ale też liczę na to, że my, twórcy “Stulecia Winnych” będziemy odczuwać satysfakcję z wykonanej pracy.

Czy oglądała już Pani pierwszy odcinek?

Tak. Jestem po pierwszym odcinku. Bardzo mnie wzruszył. Być może nie jestem obiektywna.
W każdym razie, jestem szczęśliwa, że mogę być częścią „Stulecia  Winnych“.

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Anna Oberc: "Każda rola jest wyzwaniem"


Anna Oberc: "Każda rola jest wyzwaniem"


Fot. Weronika Kosińska Photographer


Po pierwszym spektaklu "Przygoda z ogrodnikiem" miałam ogromną przyjemność rozmawiać z Panią Anną Oberc. Była to nasza druga rozmowa.

Po raz pierwszy rozmawiałyśmy w 2015 roku. Jak w kilku słowach opisałaby Pani zmiany w życiu zawodowym, które nastąpiły u Pani od czasu naszej pierwszej rozmowy?

Od naszej rozmowy upłynęły ponad trzy lata. Bardzo dużo się zmieniło. W niektórych spektaklach, o których kiedyś rozmawiałyśmy już nie gram, za to przyszły nowe role w Teatrze Kwadrat w „Otwarciu Sezonu”, a niedawno miałam premierę w Tetrze Komedia w sztuce pt. „Apartament Prezydencki”. Pojawiłam się w serialu "M jak miłość", ale o tym będziemy jeszcze rozmawiać.

Gdyby miała Pani wyszczególnić jedną rolę, która od tego czasu była dla Pani najważniejsza, na którą mogłoby paść?

To postać Moniki z serialu "Singielka". Zwróciła uwagę widzów i została zapamiętana. Była to barwna rola. Uwielbiałam ją grać.

Dzisiaj spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, gdzie zaprezentowany zostanie spektakl "Przygoda z ogrodnikiem". Publiczność dopisała?

Bardzo. To dobre, zabawne przedstawienie. Nie jest infantylne, ma swoje przesłanie. Mam w tym spektaklu spore pole do popisu. Widzowie w czasie dzisiejszego pierwszego spektaklu pięknie reagowali. Cieszyńska publiczność jest fantastyczna. No i sam teatr jest przepiękny i granie w nim to ogromna przyjemność.

Co opowiedziałaby Pani o swojej postaci?

Gram pokojówkę, która ma tiki nerwowe, a przy tym, jak pracowała u poprzednich pracodawców nabawiła się nerwicy. Jest oddana swojej pracy, bardzo się stara, ale nie zawsze jej to wychodzi.

To czarna komedia. Czy zgodzi się Pani z teorią wielu aktorów, według której to właśnie komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do grania przez aktorów? W czym Pani zdaniem zawarta jest ta trudność?

Komedia ponoć jest najtrudniejszym gatunkiem do grania. Jest trudna, ale mogę powiedzieć dosyć nieskromnie, że jestem specjalistką od grania ról komediowych (Śmiech.) gdyż głównie gram w komediach. Lubię to i chyba się w tym sprawdzam, bo widzowie śmieją się do rozpuku.

Co Pani najbardziej podoba się w spektaklu "Przygoda z ogrodnikiem" a za co najbardziej Pani zdaniem cenią go widzowie?

Uwielbiam obsadę naszej sztuki. To fantastyczna praca z Anią Muchą, Agnieszką Włodarczyk, Michałem Sitarskim, Bartkiem Żukowskim i Bogusiem Kalusem. Lubię pracować z fajnymi ludźmi. Wartka akcja, cały czas coś się dzieje. No i dużo dobrych dialogów okraszonych poczuciem humoru znakomitego autora Norma Fostera. To największe plusy naszego spektaklu.

Nie rozmawiajmy tylko o Teatrze. Warto też wspomnieć o serialu "M jak miłość", do którego obsady dołączyła Pani pod koniec 2018 roku. W czym Pani zdaniem zawarty jest fenomen kiultowej "Emki"?

Nie mam pojęcia. (Śmiech.) Nie oglądam go obecnie z braku czasu.

Czy zanim trafiła Pani do obsady serialu, zdarzało się Pani go oglądać?

"M jak miłość" był jednym z pierwszych seriali w Polsce i chyba każdemu zdarzyło się go oglądać. Także 18 lat temu śledziłam dzieje Mostowisków.

Sandra jest obecnie jedną z najciekawszych postaci w tym serialu. Czy granie postaci po przejściach jest dla Pani urozmaiceniem pracy w tym zawodzie?

Pierwszy raz w rolę prostytutki wcieliłam się w spektaklu "Sceny dla dorosłych, czyli sztuka kochania". Każda rola jest nowym ciekawym wyzwaniem. A ja wyzwań się nie boję:)

Najbliższe plany.

Nie mówię o nich. Mam taki zwyczaj, że nigdy nie zdradzam szczegółów przed podpisaniem konkretnej umowy. Żeby niczego nie zapeszyć!

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Paweł Okraska: „Każda praca mnie cieszy“


Paweł Okraska: „Każda praca mnie cieszy“



















W ranach XXI Ustrońskich Spotkań Teatralnych miałam przyjemność rozmawiać z Panem Pawłem Okraską.



Spotykamy się w Ustroniu w ramach XXI Ustrońskich Spotkań Teatralnych. Czy na początku naszej rozmowy można uznać, że tak, jak dla większości aktorów, tak i dla Pana Teatr jest miejscem szczególnym?

Tak, Teatr jest dla mnie miejscem szczególnym, ponieważ skończyłem studia na Wydziale Aktorskim PWST w Krakowie i od tego wszystko się zaczęło.

O godzinie 18:00 wystąpi Pan w spektaklu „Ściana“. Jak wyglądały prace nad sztuką?

Reżyserem spektaklu jest Artur Barciś. Prace nad spektaklem były dość krótkie, ale bardzo intensywne. Zarówno z reżyserem, jak i z kolegami pracowało się wspaniale. To wesoła, ale mądra sztuka.

Co opowiedziałby Pan o swojej postaci?

Gram agenta nieruchomości. To człowiek impulsywny. Przychodzi do banku wypłacić pieniądze, których nie może otrzymać. Na kilka dni zostaje tam uziemiony.

Sztuka, wokół której oscyluje nasza rozmowa jest komedią. Czy Pana zdaniem komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do zagrania przez aktora? W czym zawarta jest ta trudność?

Aktor grający w komedii musí grać tak, jakby odgrywał największy dramat. Sytuacje, które zdarzają się na scenie, wzbudzają w ludziach śmiech. Dla aktora, sytuacja w której się znalazł zazwyczaj wcale nie jest śmieszna.

Co najbardziej podoba się Panu w „Ścianie“?

Najbardziej podoba mi się przesłanie naszej sztuki – w codziennym życiu często nie jesteśmy wolni, choć mamy wolność na wyciągnięcie ręki. Nie dostrzegamy tego. Zamykamy się w różnych schematach.

W jakich jeszcze spektaklach można Pana zobaczyć?

Obecnie trwają prace nad spektaklem „Biwakowe lowe“, który wystawiany będzie w Teatrze Żelaznym w Katowicach. Będzie to komedia z przesłaniem.

Gram w Krakowie w spektaklach „Bliżej“ oraz „Trzy siostry“.


Czuje się Pan lepiej w Teatrze, czy przed kamerą? A może nie ma to dla Pana większego znaczenia?

Zarówno w Teatrze jak i przed kamerą jest dosyć przyjemnie. (Śmiech.) Nie rozróżniam tego. Każda praca mnie cieszy.

Za ostatni czas pojawił się Pan w „Diagnozie“, „Ojcu Mateuszu“, czy „Komisarzu Aleksie“. W jakich serialach zobaczymy Pana w najbliższym czasie?

W pewnym serialu jestem na etapie zdjęć próbnych. Nie wiem, co z tego wyjdzie, więc nie zdradzę szczegółów.

Mam wrażenie, że serialem, z którym najczęściej jest Pan kojarzony przez widzów jest cały czas „M jak miłość“. Mam rację?

Chyba tak. Rola Michała Łagody w serialu „M jak miłość“ pozostawiła trwały ślad w świadomości widzów.

Co takiego w sobie miał Michał Łagoda, że nadal, /mimo, że ostatní odcinek z Pana postacią był wyemitowany w 2014 roku/ jest lubiany przez widzów?

Ludzie od pierwszego odcinka pokochali ten serial. Może widzom, którzy regularnie oglądają ten serial, brakuje Michała.

Nad czym obecnie Pan pracuje? Najbliższe plany.

Skupiam się na spektaklu „Biwakowe lowe“, o którym rozmawialiśmy. Premiera za trzy dni.

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

piątek, 15 marca 2019

Paweł Ciołkosz: "Każde wyzwanie jest czymś ciekawym i rozwijającym"

Paweł Ciołkosz: "Każde wyzwanie jest czymś ciekawym i rozwijającym"



























W ramach XXIII Dni Teatru w Cieszynie przed spektaklem "Piękny nieczuły" miałam ogromną przyjemność rozmawiać z Panem Pawłem Ciołkoszem.


Spotykamy się w ramach XXIII Dni Teatru w Cieszynie. Pytanie na początek - czy Teatr, tak jak dla większości aktorów dla Pana również jest miejscem szczególnym? 

Jest dla mnie miejscem szczególnym i magicznym.  Aktor, który nie ma z nim styczności dużo traci. 

Na deskach cieszyńskiego Teatru wystąpi Pan w spektaklu "Piękny nieczuły", a towarzyszyć będzie Panu Natalia Sikora. Proszę opowiedzieć o kulisach powstania tej sztuki. Jak wyglądały Pana prace nad rolą?

Trudno na to pytanie odpowiedzieć w kilku słowach. Wydaje mi się, że więcej do powiedzenia w tej kwestii miałaby Natalia. Była to przyjemna praca w kameralnym gronie. Wszystko przebiegało w przyjemnej atmosferze. 

Co opowiedziałby Pan o swojej postaci? 

Wbrew temu, że jest to rola niema, jest bardzo wymagająca. Zbudowanie postaci, która musi przeprowadzić cały dialog z partnerką za pomocą samego bycia na scenie nie jest łatwyn zadaniem. Była to dość trudna praca. Głównym zadaniem było, by moja niema obecność na scenie nie była pewnego rodzaju pantomimą. 

Nie rozmawiajmy wyłącznie o Teatrze. (Śmiech.) Przejdźmy do seriali. Gra Pan m.in w "Przyjaciółkach". To jeden z najbardziej lubianych seriali w Polsce. W czym Pana zdaniem zawarty jest jego największy sukces?

Sukces serialu "Przyjaciółki" zawarty jest moim zdaniem w panującej na planie atmosferze oraz w przyjaznych relacjach między aktorami. Panuje tam fantastyczna dyscyplina pracy. 

Wciela się tam Pan w rolę szefa kancelarii - Tomasza. Co najbardziej lubi Pan w swoim bohaterze? Czy coś Was łączy?

Nie. (Śmiech.) Staram się budować jego postać z klasą, po męsku. To mi się podoba. 

Lepiej czuje się Pan w rolach bohaterów obyczajowych, czy bardziej mrocznych? Czy odgrywanie postaci po przejściach, ze złamaniem, bądź pewnego rodzaju rysą jest dla Pana uatrakcyjnieniem pracy w tym zawodzie?

Wolę grać role mroczne, niż role mniej wymagające. Każde wyzwanie jest czymś ciekawym i rozwijającym. 

Proszę opowiedzieć o swoich najbliższych planach zawodowych. W jakich produkcjach będzie można Pana zobaczyć?

Nadal występuję w "Przyjaciółkach". O resztę planów proszę pytać mojej Agencji. (Śmiech.) 

Na koniec naszej rozmowy chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat. Jakiś czas temu nagrał Pan "Latarnika" Henryka Sienkiewicza. Czy Pana zdaniem słuchanie audiobooków cieszy się większym powodzeniem, niż czytanie książek tradycyjnych? 

Tak, ale dzięki temu my aktorzy mamy dodatkową pracę. (Śmiech.) Minus jest taki, że młodzi ludzie przestają czytać. A nieczytanie ogranicza wyobraźnię. 

Jest Pan zwolennikiem książki tradycyjnej, czy audiobooków?

Jestem zwolennikiem książki tradycyjnej, aczkolwiek nie skreślam audiobooków. Uważam, że też może to być wspaniała rozrywka. 

Jaka książka zachwyciła Pana ostatnio? Co poleciłby Pan naszym czytelnikom?

Czytam książki mało fabularne, bardziej branżowe. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji


Piotr Bałtroczyk: "Lubię estradę"

Piotr Bałtroczyk: "Lubię estradę"


















Fot. Małgorzata Krawczyk

Przed programem "Bałtroczyk na Walentynki" miałam ogromną przyjemność porozmawiać z Piotrem Bałtroczykiem. O samym programie, zafascynowaniu Cieszynem oraz...strusiem po beskidzku. 

Krzysztof Respondek kiedyś w rozmowie ze mną zdradził, że kabareciarze i artyści estradowi są największymi ponurakami w życiu prywatnym. To prawda? Jak jest w Pana przypadku? Uda się obalić ten mit? (Śmiech.)

Nie. Krzysiek ma rację. Nie jesteśmy w przeważającej mierze nad wyraz rozrywkowi. Po występach, kiedy jesteśmy w większym gronie chętnie usiądziemy, wypijemy wódeczkę, czy wino, ale bez napadów histerii. Z charakteru jestem mało towarzyski. Jestem typem odludka, udomowionym. Najlepiej czuję się w domu. 

Wychodzi Pan z założenia, że każdy dzień może być dobry, bo wszystko zależy tylko od nas samych? Co jest dla Pana gwarancją dobrego dnia?

Nie wychodzę z założenia, że każdy dzień może być dobry. Im starszy jestem, tym bardziej przekonuję się o tym, że każdy dzień może być zły. (Śmiech.) Mogą mnie boleć różne elementy, które wczoraj mnie nie bolały. 

Dziś na pewno ma Pan dobry dzień. (Śmiech.) Spotykamy się w Teatrze im. A. Mickiewicza Cieszynie, po opisie, jaki widniał na Pana oficjalnej stronie, (w najpiękniejszym znanym mi Teatrze) można uznać, że lubi Pan tu wracać...

Bardzo lubię tu wracać. To moja kolejna wizyta w Cieszynie. Lubię tę publiczność. Uwielbiam ten obiekt. Cieszyn jest miejscem pożądanym z mojego punktu widzenia. 

 O godz. 19:00 wystąpi Pan w programie "Bałtroczyk na Walentynki". Jak celebruje Pan święto przypadające na 14 lutego?

Celebrowałem leżąc i czytając książkę. Huczne obchody. (Śmiech.) 

Jak długo trwały prace nad programem, który dzisiaj zostanie zaprezentowany?

Ten program przekształca się z tygodnia na tydzień. Tydzień później byłby już zupełnie inny. Mam w głowie koło ośmiu godzin mówienia do pośmiania, więc trudno mówić o systematycznej pracy nad nim. Powstaje cały czas. 

Do jakich odbiorców Pana program "Bałtroczyk na Walentynki" jest skierowany?

Do odbiorców geriatrycznych, czyli w moim wieku. (Śmiech.) Do takich, którzy rozumieją problemy dojrzałego, a nawet przejrzałego mężczyzny. (Śmiech.) 

To prawda, że podczas każdego występu, jedynym, co się powtarza jest zdanie, które pojawia się na samym początku? Resztę monologu tworzy Pan podczas programu na bieżąco. 

Nie do końca tak jest, ale nie będę odbierał czytelnikom złudzeń. (Śmiech.) 

Program, o którym rozmawiamy to "monolog pisany życiem". Podobno insiprację do swoich występów czerpie Pan zewsząd. Proszę następującą myśl rozwinąć.

Myślałem dziś o moich pobytach w tutejszych stronach. Nagle mi się przypomniało, że kiedyś zatrzymałem się w drodze na Brenną w pewnej karczmie, w której serwowany był "Struś po beskidzku". Zafascynowało mnie to, że były tu kiedyś strusie, a na dodatek przyrządzane po beskidzku. (Śmiech.) To bardzo ciekawe. 

Czy podczas programu wchodzi Pan w interakcję z publicznością? Co dają Panu spotkania z odbiorcami?

Lubię estradę i kontakt z publicznością, który praktywoany jest u mnie przez śmiech, ale jest również rodzajem kontaktu intelektualnego i intymnego. To co mówię, jest bardziej na śmiech, niż na rechot. Gdybym tego nie robił, tęskniłbym bardzo. 

O co najczęściej jest Pan pytany przez sympatyków? 

Nie ma takiego pytania. Dziennikarze najczęściej mnie pytają, z czego śmieją się Polacy. Nigdy na to pytanie nie odpowiadam. 

Najbliższe plany zawodowe.

Czeka mnie bardzo pracowity marzec, cały spędzony w trasie. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Natalia Sierzputowska: „Mój cel? Wyzwania i przygody“

Natalia Sierzputowska: „Mój cel? Wyzwania i przygody“




















Natalia Sierzputowska, aktorka młodego pokolenia, która w roli Madzi pojawiła się w jednym z najbardziej emocjonujących wątków serialu „Barwy szczęścia“. Rozmowa potoczyła się na wiele tematów. W czym tkwi fenomen serialu „Barwy szczęścia“? Czy poruszanie takich tematów w serialach jak dopalacze i narkotyki otwiera oczy młodzieży? 

Wiele jest zawodów "na A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałaś akurat aktorstwo?

Tak naprawdę nigdy nie miałam w głowie myśli, że chciałabym robić cokolwiek innego. Zaczęłam od teatru. Chodziłam na wspaniałe warsztaty przy Świdnickim Ośrodku Kultury. Uwielbiałam występować na scenie, kontakt z publicznością i fakt, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. I choć była to w sumie zabawa, to bardzo wiele z tych warsztatów wyniosłam. Kocham dzięki aktorstwu dowiadywać się o sobie nowych rzeczy. Zauważać swoje słabości i pokonywać je. Przelewać to co się we mnie dzieje wewnętrznie na postaci, które kreuję, przez to daję upust swoim emocjom i wrażliwości. Wykorzystuję każde z moich przeżyć do budowania roli i jest to dla mnie bardzo ciekawe. Praca aktora to dla mnie ciągła przygoda,a ja kocham przygody. Chciałabym dawać ludziom powody do wzruszeń, refleksji ale i zabawy. Niesamowita okazja do samorozwoju nie tylko po względem czysto aktorskim. W tej pracy poznaje się masę cudownych, inspirujących ludzi,od których można się nieustannie uczyć. Chodzi więc chyba o to,dostarcza mi aktorstwo dużo adrenaliny i jest okazją do ciągłego rozwoju,stawiania sobie wyzwań. 

Czy od najmłodszych lat przejawiałaś zainteresowanie sceną, lubiłaś się przebierać i wcielać w różne postaci?

Tak, od przedszkola brałam udział w każdym przedstawieniu teatralnym,ale zawsze stałam gdzieś z tyłu. Co ciekawe,byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, dopiero później,właśnie przez zajęcia w Świdnickim Ośrodku Kultury nabrałam więcej pewności siebie i zaczęłam pchać się na scenę. Wcześniej specjalnie się nie wychylałam, nie robiłam przedstawień w domu, zdecydowanie bardziej wolałam rysować. Tak czy siak, już wtedy to lubiłam i mnie do tego ciągnęło,ale się po prostu bałam.
Opowiedz o swojej pierwszej "poważnej" roli. Kiedy to było, w jakich nastąpiło okolicznościach?
Rok po mojej przeprowadzce z rodzinnej Świdnicy do Warszawy, zaczęłam bardzo intensywnie chodzić na castingi. Wcześniej tego nie robiłam, bo byłam niepełnoletnia, a droga ze Świdnicy do Warszawy jest naprawdę długa. Zagrałam i gram cały czas w wielu reklamach. W tamtym roku w wakacje zagrałam w filmie Xawerego Żuławskiego i Piotrka Kielara „Mowa ptaków”. Powstanie z tego niesamowite dzieło z wspaniałym scenariuszem Andrzeja Żuławskiego. Był to mój pierwszy film pełnometrażowy, nie mogę się doczekać premiery. Jestem zaszczycona, że mogłam mieć w tym swój niewielki udział.

Jeśli chodzi o role serialowe, w 2018 roku pojawiłaś się w  "O mnie się nie martw" oraz "Za marzenia". Jak wspominasz dni zdjęciowe?

Rolę w „O mnie się nie martw” dostałam od Marty Kownackiej, cudownej osoby i wspaniałej reżyserki obsady. To było dla mnie ogromne wyróżnienie, ale i duże wyzwanie, bo wcześniej nie grałam w serialu tak dużej roli. Miałam bardzo ciekawy wątek, grałam z cudownymi aktorami. Wiele się wtedy nauczyłam, ale i świetnie bawiłam. Poza tym,jest to naprawdę dobry serial,więc jestem szczęśliwa, że tam zagrałam. W „Za marzenia” mówiłam tylko jedno zdanie, ale miło wspominam ten dzień zdjęciowy. 

W 2018 roku dołączyłaś także do obsady serialu "Barwy szczęścia", gdzie w wątku serialowej młodzieży pojawiasz się jako Madzia. Jak zostałaś przyjęta na planie?

To o ekipie Barw Szczęścia trzeba wiedzieć. Są to najcudowniejsi ludzie pod słońcem. Są ciepli, pomocni i mają najlepsze poczucie humoru. Nie ma w całej ekipie osoby, której bym nie lubiła, uwielbiam jeździć na plan. Ja, Marysia, Olek i Natan doszliśmy do ekipy w tym samym czasie, więc było nam trochę raźniej, ale i tak zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci. Od razu poczułam się tam tak, jakbym znała tych wszystkich ludzi od zawsze.

Czy zanim trafiłaś do obsady serialu, zdarzało Ci się go oglądać?

Przyznam szczerze, że nie. Nigdy specjalnie nie oglądałam telewizji ani polskich seriali. W moim warszawskim domu zaś nie mam kablówki, oglądam głównie Netflixa.

"Barwy szczęścia" są najbardziej lubianym serialem codziennym. W czym według Ciebie tkwi fenomen "Barw"?

Wydaje mi się, że Barwy poruszają wiele wątków, które są blisko widzów, blisko każdego z nas. Łatwo jest się utożsamić z bohaterami i tym, co przeżywają. Sytuacje są prawdziwe i życiowe. Jest tam też wiele wątków edukacyjnych, tak jak chociażby nasza i sytuacja z Mią. Poza tym przez to, że Barwy lecą prawie codziennie widzom łatwiej jest nawiązać więź z postaciami z serialu. 

Występujesz m.in z Jasperem Sołtysiewiczem, Wiktorią Gąsiewską, Kubą Wróblewskim. Czy wspólny wątek spowodował nawiązanie przyjacielskich relacji w życiu prywatnym?

Każdy z Grand Szaletu jest super osobą. Najlepszy kontakt mam z Marysią, ale często zamieniam też kilka słów z resztą aktorów. To są naprawdę bardzo fajni,zdolni i normalni ludzie.
Na ekranie przyjaźń z Grand Szaletu będzie miała opłakane skutki. Opowiedz coś więcej. 
Myślę, że nasi bohaterowie się po prostu pogubili. Chcieli poczuć się jak dorośli, którymi jeszcze nie są. W ich wieku to zrozumiałe, ale też całkiem dziecinne. Nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje może nieść za sobą branie czegokolwiek. Jest to na pewno spowodowane tym, że są młodzi i chcą próbować wszystkiego, ale tak naprawdę w dzisiejszych czasach dzieciakom nie poświęca się tak wiele uwagi. Jak biorą narkotyki, są agresywne lub apatyczne i smutne, to oskarża się je o nieposłuszeństwo, czy lenistwo. A często to jest wołanie o pomoc, próba zwrócenia na siebie uwagi. Masa osób w młodym wieku cierpi na depresje, nie akceptuje swojego wyglądu, nie radzi sobie z emocjami. I dlatego ucieka się właśnie np. w narkotyki narkotyki. Bierze się coś, bo to COŚ daje, zawsze jest jakiś powód i motywacja. Dlatego ja apeluję do rodziców, aby dużo rozmawiali ze swoimi dziećmi, poświęcali im czas, dawali poczucie, że pomogą im w każdej sytuacji. W razie potrzeby udali się z dzieckiem do terapeuty lub psychiatry. To nie wstyd. To są młodzi ludzie, którzy nie zawsze do końca radzą sobie z życiem i dorastaniem. Pomóżmy zamiast oskarżać.

Czy pojawienie się w takim wątku było dla Ciebie dużym wyzwaniem aktorskim? Co okazało się najtrudniejsze?

Ja z Madzią od razu się polubiłam. (Śmiech.) To jest bardo wrażliwa, fajna dziewczyna, ale jeszcze troszkę dziecinna. Niemniej, najtrudniejsza scena dla mnie (i przypuszczam, że dla większości z nas) to scena śmierci Mii. Pamiętam, że bardzo to przeżyłam, płakałam naprawdę, łatwo mi było wyobrazić sobie, że to mogło wydarzyć się komuś z moich bliskich. Nigdy wcześniej nie grałam takiej sceny,więc jestem bardzo szczęśliwa, że dałam radę i mogłam to przeżyć.

Uważasz, że poruszanie w serialach takich tematów jak DOPALACZE i NARKOTYKI może mieć charakter ostrzegawczy i zapobiegać takim zachowaniom wśród młodzieży w codzienności?

Na pewno nagłośni to problem i dobrze. Mam nadzieję, że będzie to ostrzeżenie dla młodzieży, ale powtórzę, wierzę, że jest to lekcja również dla rodziców. Chciałabym, żeby dzieciaki zobaczyły, że narkotyki to nie zabawa, że można zrobić sobie naprawdę ogromną krzywdę.

Czy według Ciebie temat jest wystarczająco nagłaśniany?

Myślę, że młodych ludzi się głównie straszy. Lekcje w szkołach na ten temat nie są dobrze prowadzone. To temat na dłuższą rozmowę. Jeśli ktoś będzie chciał coś zażyć to to zrobi, bez względu na to ile razy nauczycielka w szkole powie mu, że narkotyki to zło. Nie uczy się młodzieży, że jeśli już masz zamiar coś brać, to sprawdzaj czystość narkotyku specjalnymi testami, dopasuj ilość do swojej wagi, nie bierz na oślep, nie bierz,jeśli masz na przykład problemy z sercem itd. To pod żadnym pozorem nie jest zachęcanie do czegokolwiek. Najlepiej nie brać nic - bo narkotyki to straszny syf. To jest edukacja i nauka świadomości. Jeśli już to robisz, to rób to z głową, żebyś nie zrobił sobie krzywdy. 

Nie rozmawiajmy tylko o "Barwach". (Śmiech.) Jesteś bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Czym najbardziej lubisz dzielić się na Instagramie?

Na instagramie jestem maksymalnie sobą, nie potrafię udawać i nie znoszę fałszu. Uwielbiam wrzucać śmieszne zdjęcia,mam masę cudownych fot. Mój chłopak robi mi niesamowite zdjęcia (ig @mynamesoundslikemeow),moja przyjaciółka tak samo (ig @zuza.reinhard). Nie jarają mnie zdjęcia jedzenia, czy stylizacji, to nie moje klimaty. Lubię wrzucać zdjęcia z prywatnych wyjść ze znajomymi, różnych sesji jak i z planu, czy z wakacji. Dzielę się  tym,co mnie w ostatnim czasie zainteresowało - muzyka,film itd. Ale oczywiście, pokazuję ten kawałek mojego życia, który może wydać się odbiorcom interesujący.

Uważasz, że Instagram jest narzędziem ułatwiającym kontakt z fanami?

Zdecydowanie. Nigdy nie miałam takiego kontaktu z ludźmi,którzy lubią to,co robię i szczerze to uwielbiam. Jestem wdzięczna za każde miłe słowo,wszystko czytam i staram się odpisywać na każdą wiadomość. Dzięki Instagramowi każdy może mnie znaleźć i się do mnie odezwać. Jeszcze do niedawna nie było to tak łatwe, Ig jak i każde inne platformy dają możliwość kontaktu z ludźmi, którzy mogą wydawać się nieosiągalni w prawdziwym życiu.

Jakie jest najczęstsze pytanie, które dostajesz obecnie od sympatyków?

Dużo osób pyta, jak wyglądał casting do “Barw szczęścia”. Ludzi interesuje jak wygląda praca na planie oraz nasze wzajemne relacje. To jest zrozumiałe, sama się nad tym zastanawiam, kiedy oglądam jakiś serial lub film. 

Może też uda Ci się przytoczyć najciekawsze pytanie. (Śmiech.)

Pytanie o wymarzoną rolę, ulubiony owoc albo...dokąd tupta nocą jeż. (Śmiech.) 

Opowiedz o swoich najbliższych planach zawodowych. 

Marzy mi się większa rola w filmie pełnometrażowym,bardzo chciałabym również zagrać w serialu komediowym. Poza tym chcę dużo pracować. Grać w dużej ilości reklam i teledysków.  Wyzwania i przygody to mój cel.

Przytocz proszę swoje motto życiowe na zakończenie rozmowy. 

Nie mam motta. Kiedyś jeden aktor powiedział mi - „Bądź ciekawa świata“. To były dla mnie bardzo ważne słowa. Bądźcie ciekawi świata. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji