czwartek, 25 lipca 2019

Cleo: "Naturalność jest dla mnie najważniejsza"

Cleo: "Naturalność jest dla mnie najważniejsza"


























fot. zdjęcie nadesłane

Przed swoim koncertem w Żywcu Cleo znalazła czas na chwilę rozmowy. O tym, czego nauczyła się od dzieciaków w czasie trwania programu "The Voice Kids"i jaką była trenerką, ale także o singlu "Za krokiem krok" i płytach, które przygotowuje dla swoich słuchaczy. 

Spotykamy się przed Twoim koncertem w Żywcu. Jak samopoczucie przed wejściem na scenę?

Jak zwykle - dobre. Martwiłam się, że będzie padało, ale na szczęście wszystko dobrze, słoneczko wygląda. (Śmiech.)

Co zostało przygotowane na dzisiejszy występ? 

Wszystkie dotychczas zebrane przeze mnie hity. Mam swoją setlistę, która jest w pełni znana moim słuchaczom. Stopniowo dokładam do niej nowe piosenki. 

Na pewno nie zabraknie Twojej najnowszej piosenki "Za krokiem krok". To najchętniej grany utwór w stacjach radiowych w całej Polsce. W czym Twoim zdaniem tkwi jego największa siła?

Największa siła tkwi w naturalności tej piosenki. To pierwszy kawałek z oldschoolowej płyty, nad którą pracuję. Odzwierciedla to, co gra w moim sercu. Na takiej muzyce się wychowałam. 

Moim zdaniem Twoja piosenka ma charakter motywacyjny. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?

Tak. To kolorowy, wesoły numer. Chciałam, aby zadziałał też pod kątem wakacyjnym. Po co się dołować, skoro można się pośmiać. 

Opowiedz o kulisach powstania teledysku. 

Zadebiutowałam w roli producenta klipu. Jestem jego pomysłodawcą. Miałam bardzo zdolnych ludzi do pomocy. 

Poprzez teledysk pokazałam jak działa aplikacja Tik - Tok. Służy do nagrywania krótkich i kreatywnych filmików. Zebrałam społeczność, która z tej aplikacji korzysta, ale zaprosiłam też gości specjalnych. W teledysku pojawili się moi przyjaciele - Qczaj i Dawid Kwiatkowski. Bardzo im za to dziękuję, wprowadzili koloryt. 

Przekazanie jakich emocji za pośrednictwem teledysku było dla Ciebie najważniejsze?

Chciałam przekazać przede wszystkim uśmiech. Z każdej strony jesteśmy otaczani szeroko pojętą negatywną energią. 

Czy to było myślą przewodnią teledysku?

Tak, choć jest on trochę groteskowy. 

Jesteś bardzo aktywna na Instagramie. Ostatnio zdradziłaś, że przygotowujesz równolegle dwie diametralnie różne od siebie płyty. Kiedy premiera?

Preorder powinien wyjść jesienią. Utwory podzieliłam na dwie płyty, ponieważ nie mogłam się zdecydować. Podział jest utworzony pod kątem dwóch stylów muzycznych. Każdy słuchacz może zdecydować sam, jakiej Cleo woli słuchać. (Śmiech.) 

W tym roku debiutowałaś jako trenerka "The Voice Kids". Co było dla Ciebie w tej roli najważniejsze?

Dzieciaki i ja czegoś się nauczyliśmy. Brakowało mi w ich wieku odwagi. Program nauczył mnie nie bać się emocji, uronienia łez, wzruszeń. Muzyka jest przestrzenią w której powinniśmy pokazywać swoje emocje. 

Czego poszukiwałaś u dzieciaków?

Naturalności. Nie lubię usilnego naśladownictwa. Oryginalność i naturalność jest dla mnie najważniejsza. 

Zobaczymy Cię w kolejnej edycji?

Jeszcze nie wiem. Była to dla mnie wspaniała przygoda. 

Ile kilometrów udaje Ci się pokonać w ramach jednej trasy koncertowej?

Kiedyś liczyłam, teraz już nie. (Śmiech.) Wysoka matematyka. (Śmiech.) Cała Polska przede mną. 

Opowiedz w skrócie o najbliższych planach. 

Pracuję nad płytami, jest trasa koncertowa, pojawiają się również inne aktywności. Lubię kiedy coś się dzieje. Nie lubię jak jest nudno. Czasami potrzebuję odpocząć, ale daję radę. (Śmiech.) 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

piątek, 19 lipca 2019

Agnieszka Judycka: „Chwytam kolejną falę”

Agnieszka Judycka: „Chwytam kolejną falę”













fot. Wirginia Bryll
Aktorka, ale jak sama mówi, jest przedstawicielką zawodu, który mieści w sobie wiele profesji. Dołączyła do obsady serialu „M jak miłość”. Jesienią Agnieszkę Judycką zobaczymy również w drugim sezonie serialu „Pułapka” na antenie TVN. 
Aktorka? Wokalistka? Lektor? Trener głosu? Które z tych określeń najtrafniej opisuje Panią w tym momencie?
Zdecydowanie aktorka, jest to zresztą bardzo szerokie i wszechstronne pojęcie, za co bardzo cenię mój zawód, zmieści się w nim śmiało i lektor i wokalistka - i wiele innych. Trener głosu to nowa przygoda na mojej drodze, ale z równie wielką przyjemnością i inspiracją zaczynam odkrywać bezlik barw i możliwości i tej profesji. I bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na zgłębienie tego kierunku.
Gdyby nastała taka konieczność, z którego z tych zawodów byłoby Pani najłatwiej zrezygnować?
Paradoksalnie i może to będzie szokująca odpowiedź, ale jeszcze niedawno wydawało mi się, że właśnie z tego pierwszego. Aktor na swojej drodze spotyka wiele kryzysów. Nie jest to łatwa praca, a miewa także, co wszyscy wiemy, bardzo niewdzięczne okresy. Hartujemy się w ich obliczu, ale i czasami podłamujemy. Ja swój ostatni kryzys postanowiłam przekuć w działanie i szukanie alternatyw, otwarcie sobie nowych drzwi rozwoju i tak znalazłam się na studiach podyplomowych „Kształcenie głosu i mowy” na warszawskim SWPS i nowej ścieżce, czyli trenera głosu. A zatem ostatecznie było to dla mnie, jak mówią Brytyjczycy, „blessing in disguise“. Świat niezmiennie popycha nas do przodu, choć czasami trochę to boli (śmiech).
Na szczęście, nie ma takiej potrzeby. Realizuje się Pani w Teatrze, ale także przed kamerą telewizyjną. Gdzie czuje się Pani swobodniej?

Zdecydowanie w teatrze! Teatr to był mój pierwszy aktorski dom i właśnie dla teatru i z fascynacji teatrem podjęłam tę zawodową drogę. I mam to szczęście, że przez te wszystkie lata regularnie stawałam na deskach, będąc najpierw w zespole warszawskiego Teatru Współczesnego pod dyrekcją Macieja Englerta, a teraz już od niemal 8 lat w moim najprawdziwszym teatralnym domu, czyli w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, w którym pierwszą ogromną teatralną szansę dał mi ówczesny dyrektor Krzysztof Orzechowski, a który to teatr obecnie odważnie i bardzo rozwojowo prowadzą Krzysztof Głuchowski i Bartosz Szydłowski. Teatr zatem mam już chyba wpisany w DNA (śmiech). Kamera to dla mnie wciąż znacznie trudniejsze spotkanie, intymniejsze, subtelniejsze, mam wrażenie, że wciąż się jej uczę, wciąż popełniam dużo więcej błędów. To dwa zupełnie inne światy, inne środki wyrazu, inne możliwości, zupełnie inny rodzaj spotkania, ale też i satysfakcji. Ja uwielbiam żywy kontakt z widzem, a kiedy siadam przed telewizorem, żeby obejrzeć najnowszy odcinek serialu z moim udziałem, to niestety jego odbiór i reakcje mogę sobie tylko wyobrażać, ale już nie poczuć. A mnie to żywe spotkanie akurat szalenie interesuje i kręci! Ten magiczny dialog aktor-widownia. 
fot. Wirginia Bryll
Na co dzień występuje Pani w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Można Panią oglądać m.in. w spektaklu "Rabacja". Co opowiedziałaby Pani o swojej roli? Jakie emocje w "Rabacji" są dla Pani najważniejsze w kreowaniu swojej postaci? Co przede wszystkim chce Pani przekazać widzom?
Na każdy ze spektakli, w których gram patrzę jako na całość, przysłowiową zespołowa grę do jednej bramki, bez tego teatr dla mnie nie ma sensu. Co chcemy przekazać widzom spektaklem „Rabacja“ to kwestia bardzo złożona, dla mnie osobiście pierwsza nasuwająca się i niestety bardzo gorzka myśl, to ta, że mijają wieki, a my, Polacy pomimo wielu błędów, tragedii i klęsk wewnętrznie niewiele, jeżeli nie nic się nie zmieniamy. I to bardzo smutna konkluzja. Jako Szlachcianka w „Rabacji” staję pomiędzy dwoma światami, tym Panów i Chłopów, ale nie po to, żeby jeszcze bardziej je podzielić, jak moi współtowarzysze, tylko spróbować połączyć, otworzyć ich wyobraźnię na możliwość zniesienia krzywdzących różnic, inne jutro, sprawiedliwsze i paradoksalnie lepsze dla wszystkich. Szlachcianka przeczuwa wiszącą nad głowami tego świata tragedię, lepiej wiąże fakty, myśli i czuje bardziej otwarcie, przyszłościowo, niestety nie udaje jej się powstrzymać tego, co już nieuniknione. Koło zamachowe ruszyło i sytuacja jest już nie do powstrzymania pomimo rozpaczliwych wysiłków. Zniszczenia w świadomości obu tych grup są zbyt rozległe, jest zbyt mało czasu, aby chociaż spróbować nadać tu inny kierunek. Cały spektakl odbywa się w przysłowiowe „za pięć dwunasta” i jest niejako dopełniającą się czarną przepowiednią, którą przynosi na swoich skrzydłach (dosłownie) Szlachcianka. Osobiście uważam, że to bardzo ciekawe przedstawienie – i nie mówię tak o wszystkich spektaklach, w których gram (śmiech). Dzieje się na trzech poziomach budynku Sceny Miniatura naszego teatru. Widownia przemieszcza się pomiędzy trzema światami, szlacheckim, chłopskim i austriackim, za każdym razem mając szansę poczuć się częścią jednego z nich i jego retoryki, poboksować się z tym, po której stronie sam bym stanął w tej zagmatwanej sytuacji. Całość wieńczy mocny finał. Serdecznie zapraszamy w nowym sezonie! Co prawda Scena Miniatura, będzie w remoncie do końca 2019 roku, ale „Rabacja” na pewno powróci na jej deski z nową energią.
Drugim ważnym spektaklem, o którym warto wspomnieć jest "Smok". Premiera odbyła się w czerwcu. Oczywiście w Krakowie. Proszę opowiedzieć o kulisach powstawania tej sztuki.
Smok!“ to wspaniałe spotkanie wybitnych twórców i aktorów w bardzo wdzięcznym, ale i mądrym materiale. W pracy było bardzo zabawnie, ale i naprawdę wyjątkowo, ponieważ dwa pierwsze pokazy odbyły się nie gdzie indziej, jak na Wawelu. Spędziliśmy kilka niesamowitych przedpremierowych nocy na dziedzińcu arkadowym i myślę, że dla nas wszystkich będzie to absolutnie niezapomniana przygoda. Te mury żyją, oddychają, mówią! Nawet gdy nie lata po niech nasz smok, a może właśnie wtedy szczególnie?
W jakich jeszcze spektaklach obecnie możemy Panią oglądać?
Zapraszam zwłaszcza na ukochany przez mnie „Wyspiański. Koncert“ w reżyserii Ewy Kaim, mam nadzieję, że powróci w nowym sezonie, bo to prawdziwa perła wśród naszych repertuarowych spektakli. Wcielam się tam w rolę Kasandry, która jest idealną syntezą czucia i wrażliwości reżysera i aktora, w żadnej pracy wcześniej nie zdarzyło mi się tak głęboko twórczo scalające spotkanie z reżyserem, jestem za nie ogromnie wdzięczna. Poza tym jest jeszcze „Wyzwolenie“ Stanisława Wyspiańskiego w reż. Radka Rychcika, w którym wcielam się w postać Harfiarki, „Bajki robotów“ na podstawie Stanisława Lema w reż. Agnieszki Olsten na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki przy Rajskiej, koncert „Miniatour. Muzyczne biuro podróży“ pod dyrekcją Haliny Jarczyk na scenie Miniatura i „Pinokio“ w reż. Jarosława Kiliana i z przepiękną muzyką Grzegorza Turnaua, w którym gram, czy nawet bardziej śpiewam Błękitną Wróżkę. Spektakle dla dzieci, zwłaszcza te muzyczne to moja wielka teatralna miłość! I ogromnie cieszę się, że tyle mam ich teraz w swoim repertuarze, bo ich eksploatacja przynosi mi mnóstwo radości i przyjemności! Mają wszystko, co pomaga rozjaśnić przestrzeń wokół, lekkość, komediowość, błyskotliwość wyobraźni, widowiskowość, barwność na każdym poziomie, po prostu kocham!
Przejdźmy o krok dalej. Mam wrażenie, że rolą telewizyjną, z którą jest Pani najczęściej kojarzona przez sympatyków, jest do tej pory doktor Nina Rudnicka z Leśnej Góry. Czy się mylę? (Śmiech.)
Tak, zdecydowanie. Trudno się zresztą dziwić, bo póki co to wciąż rola z najdłuższym ekranowym życiem w mojej telewizyjnej karierze. W „Na dobre“ grałam prawie 4 lata, a i jego oglądalność była wtedy rekordowa.
Jej imię nie padło tutaj bez powodu. Właśnie w emisji są pierwsze odcinki "M jak miłość" z Pani udziałem. Pani bohaterka to również Nina. Co opowiedziałaby Pani o swojej postaci?
Nina to była partnerka Leszka, którego gra Sławek Uniatowski. Pojawiła się w serialu w okolicznościach, które mogły wskazywać na to, że to typowa postać „która będzie mieszać”. I jak słusznie zauważyli internauci, ostatnio na ekranie można mnie było zobaczyć głównie w tego typu rolach (śmiech). Ale ta historia byłaby zbyt sztampowa, gdyby chodziło tylko o to, żeby odzyskać swoją utraconą miłość i pozbyć się niechcianej rywalki (w tej roli Basia Kurdej - Szatan). Stawka tu jest dużo wyższa, a prawdziwe pobudki Niny absolutnie nie są egoistyczne, czy burzycielskie. I tu przyznaję, że bronię mojej postaci na każdym możliwym froncie, bo uważam, że jej się to należy. Nina nie walczy tylko o siebie. Jej zachowanie jest często podyktowane lękiem, poczuciem zagubienia, czy przytłoczenia nietypową sytuacją, w jakiej się znalazła. Zdarza jej się przekraczać pewne zdroworozsądkowe granice, ale to zdecydowanie nie jest postać negatywna. Jestem w ogóle przeciwna temu, żeby tak czarno-biało widzieć ludzi i w każdej postaci, którą gram staram się odnaleźć ten punkt, w którym jej człowieczeństwo jest najtkliwsze i go, na ile to możliwe, pokazać. Myślę, że w tym przedziwnym trójkącie będzie coraz trudniej opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron, i o tym mam nadzieję wkrótce przekonają się też widzowie. Więcej na razie zdradzić nie mogę.
Jak została Pani przyjęta na planie?
Wspaniale! Bardzo życzliwie i z ogromnym zaufaniem i uznaniem dla mojej pracy. Ale na planie „Emki” w ogóle panuje tak sympatyczna atmosfera, a w powietrzu krąży tyle uśmiechu, że z prawdziwą przyjemnością wychodzę z domu na każdy kolejny dzień zdjęciowy.
Serial "M jak miłość" jest już pełnoletni. W czym w Pani odczuciu tkwi jego fenomen?
Prawdopodobnie w fakcie, że mówi o ludziach takich, jak my. O troskach i radościach, jakie znamy, więc bardzo szerokiemu gronu widowni łatwo się z tym światem zidentyfikować. Ten serial i jego bohaterowie dorastali razem z nami, myślę że to bardzo silna więź. W wielu polskich domach „Emka” jest już nawet nie gościem, ale częścią rodziny i myślę, że producenci serialu doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wielki to sukces i zasługa oraz jak niesamowitą siłę oddziaływania ma ich „dziecko”. Cieszę się, że teraz i ja mogę w tym uczestniczyć.
Proszę opowiedzieć o swoich najbliższych zawodowych planach.
Dziś mamy 17 lipca i właśnie zaczęłam 4-tygodniowe wakacje. Planuję pełną regenerację ciała i umysłu, bo, co mnie ogromnie cieszy, zapowiada się prawdziwie bogata zawodowo jesień. Już pod koniec sierpnia wrócimy do pracy na planie „M jak miłość”, a od września w moim teatrze ruszają próby do „Hamleta” wg „Studium o Hamlecie” Stanisława Wyspiańskiego w reż. Bartosza Szydłowskiego, do udziału w którym zostałam zaproszona, w jakiej roli, to pozostaje jeszcze tajemnicą nawet dla mnie, premiera 8go listopada. Nasz „Smok” w reż. Kuby Roszkowskiego już 4 października będzie miał swoją premierę w nowej odsłonie, w gmachu teatru na Dużej Scenie, nie mogę się doczekać! Poza tym od października wracam na drugi rok studiów na warszawskim SWPS, więc polskie koleje na pewno będą miały stałego klienta również w tym sezonie (śmiech). Trasę Warszawa- Kraków znam już niemal na pamięć i zresztą bardzo lubię! Lubię być w ruchu, ruch to życie. A i sam bezruch ma smak dopiero wtedy, kiedy się trochę poruszamy (śmiech).
Jeszcze kilka miesięcy temu na próżno było szukać Pani profilu na Instagramie. Ktoś Panią namówił na ten krok? Przedtem nie wierzyła Pani w siłę internetu?
Konto na Instagramie założyłam, kiedy dowiedziałam się, ze dołączam do obsady „M jak miłość”. Wcześniej przez kilka sezonów moje życie zawodowe skupiało się głównie wokół teatru, a ja nigdy nie zajmowałam się szczególnie autopromocją. Teraz są już inne trendy, inne zapotrzebowanie, ale też zupełnie inne możliwości i chłonność rynku pod tym względem. Chciałabym, żeby Ci, którzy są zainteresowani moją szeroko pojętą zawodową działalnością mieli miejsce, gdzie mogą na bieżąco sprawdzić, co u mnie słychać pod tym względem, żeby mogli się ze mną skontaktować, jeśli mają na to ochotę. A kiedyś, kiedy może mój profil nabierze trochę mocy, bo to jeszcze wciąż osesek (śmiech), chciałabym też pisać więcej o rzeczach dla mnie ważnych, nie tylko zawodowo, ale i tak po prostu, po ludzku. Myślę, że wykorzystywanie swojej popularności w ten sposób to bardzo piękna i cenna rzecz. Za to na przykład ogromnie doceniam fakt, jak prowadzi swoje konto np. Maja Ostaszewska, czy Orina Krajewska. Zajrzyjcie, bo warto.

Mam wrażenie, że swój profil prowadzi Pani w stylu personal journal, czyli osobistego dziennika, w którym zamieszcza Pani najciekawsze informacje z zawodowej drogi. Czym najchętniej dzieli się Pani z followersami?













fot. Wirginia Bryll
Telewizja ma taką specyfikę, że do jej oglądania w zasadzie nie trzeba ludzi zachęcać, jedynie przekazać co, gdzie się wydarzy. Natomiast teatr to miejsce, które nieprzerwanie walczy o zauważenie i frekwencję, nie jest produktem ani tak łatwo dostępnym ani tak przystępnym, staram się więc jemu na moich profilach poświęcać nieco więcej uwagi. Poza tym wciąż i niezmiennie, teatr to moje macierzyste miejsce pracy. Moje ulubione posty to te zza kulis, z offu, z garderoby, spoza kamery – pokazujące nasze życie i pracę od przysłowiowej kuchni. Sama, będąc fanką różnych produkcji i aktorów te część ich aktywności najchętniej śledzę.
Jakie jest najczęstsze pytanie, które zadają Pani internauci?

Oczywiście, kiedy będą mogli zobaczyć mnie znowu na ekranie (śmiech). Tej jesieni powrócę dość intensywnie, bo aż w dwóch produkcjach, w drugim sezonie TVN-owskiej „Pułapki” i w „M jak miłość” na antenie TVP2, więc takich okazji na pewno nie zabraknie. Nasz zawód lubi falować, ale ja mam obecnie głębokie wewnętrzne poczucie, że właśnie chwytam kolejną dobrą falę.
Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

czwartek, 18 lipca 2019

Aleks Mackiewicz: "Słowa ukochanej Matuli prowadzą mnie przez życie“

Aleks Mackiewicz: "Słowa ukochanej Matuli prowadzą mnie przez życie“



























fot. zdjęcie nadesłane

Aktor. W maju wraz z Joanną Mądry (aspirant sztabowa Agnieszka Walczak) dołączył do obsady serialu „Gliniarze“, gdzie wciela się w aspiranta sztabowego Adama Bogusza. To nie pierwsza „mundurowa“ rola Mackiewicza.

Rozmowa o najnowszym aktorskim wcieleniu, wspomnieniach z planu „Komisariatu“, ukochanej Matuli i pięknej relacji z rodziną.

Aktor? Redaktor? Radiowiec? Które z tych określeń najtrafniej  Cię opisuje w tym momencie?

A nie ma jednolitego określenia dla tych wszystkich specjalizacji? (Śmiech.)

Mam wrażenie, że  najtrafniej opisuje Cię w tym momencie określenie „aktor“. (Śmiech.) Gdybyś  jednak musiał  z czegoś  zrezygnować,  z czego byłoby Ci się najłatwiej wycofać? 

Z niczego nie chciałbym rezygnować, ale jeśli już byłbym zmuszony, to chyba rezygnacja z funkcji redaktora przyszłaby mi w tym momencie najłatwiej. Dlatego, że praca w radiu to pełen spontan i live w eterze. Jakoś specjalnie nie muszę przygotowywać się do porannych programów. Każdy dzień jest inny, nowa kartka z kalendarza i playlista do zagrania. 

Praca aktora to próby, nauka tekstu, wcielanie się w postacie, które gram. Mało w tym wszystkim czasu na solidną pracę redaktora. 

(Śmiech.) Na szczęście  z niczego nie musisz rezygnować. Zacznijmy od aktorstwa. Jak wspominasz  swoje pierwsze  spotkanie z tym zawodem? Kiedy nastąpiło?

To było bardzo dawno temu. W Szkole Podstawowej nr 34 w Szczecinie, gdzie zacząłem grać w Szkolnej Grupie Teatralnej, pod przewodnictwem wspaniałej Małgorzaty Zaworskiej, nauczycielki historii. To ona zaszczepiła we mnie chęć grania na scenie. Z totalnego urwisa zmieniła mnie w mini – aktora, ale urwisem jestem w sumie nadal. (Śmiech.) 

Wiele lat później dostałem pierwszy angaż w Teatrze Polskim w Szczecinie, u Pana Dyrektora Wilkońskiego.  Tak to się wszystko zaczęło. 

Czy aktorstwo było pewnego rodzaju następstwem, czy  pomysł na nie pojawił się u Ciebie jako pierwszy?

Aktorstwo  było  następstwem  występów  w Szkolnej Grupie Teatralnej, ale także przyczyniły się do tego moje występy  w Mini – Liście Przebojów. Parodiowałem  tam artystów. 

Odnoszę wrażenie, że mundur  Cię lubi. (Śmiech.) W 2017 roku w serialu "Komisariat" wcielałeś  się  w asp. Wojtka "Ciawę" Kurpisza, a od maja br. w serialu "Gliniarze" pojawiasz  się ako aspirant sztabowy Adam Bogusz. Czym  w Twoim  odczuciu  różnią się te dwa seriale?

(Śmiech.) Mundur jak mundur, bo gram tajniaka, ale fakt faktem, że rola policjanta jakoś do mnie przylgnęła. Są też inne role, gram głównie bandziorów. (Śmiech.) 

W serialu „Komisariat“ pojawiłem się, ponieważ do współpracy zaprosił mnie reżyser Michał Węgrzyn. Zobaczył mnie, kiedy prowadziłem program „Pierwsza randka“. Tam byłem w garniturze, spokojny, kulturalny. W serialach kryminalnych raczej taki nie jestem. (Śmiech.) 
Od Kurpisza się zaczęło, a teraz jestem Boguszem. Różnimy się zdecydowanie fryzurą. (Śmiech.) Tak na poważnie największą różnicą jest dojrzałość. W „Komisariacie“ pojawiłem się jako chłopak z ulicy, który poszedł do policji, ale  to gdzie się wychował było zauważalne w mowie i zachowaniu. 

W „Gliniarzach“ kreuję postać po przejściach. Bogusz jest bardzo ostry, zna ulicę, ale nie jest już taki głupkowaty. (Śmiech.) 

Czy umiejętności nabyte w ramach przygotowania się do roli w "Komisariacie" okazały się przydatne na planie serialu "Gliniarze"?

Oczywiście, że tak. Przygotowując się do kolejnego sezonu „Komisariatu“ spędziłem trochę czasu z zaprzyjaźnionym policjantem, Sebastianem Cupryjakiem, który prowadzi szkolenia dla policjantów. Dzięki temu dobrze poznałem pracę terenową oddziałów kryminalnych, a także specyfikację i metody grupy antyterrorystów. Kolejny sezon „Komisariatu“ nie powstał, ale nabyte umiejętności zostały i pomogły na planie serialu „Gliniarze“. 

Do ekipy "Gliniarzy" dołączyłeś wraz z Joanną Mądry, która wciela się w aspirant sztabową, Agnieszkę Walczak. Czy udzielacie sobie wzajemnie wskazówek aktorskich? Co opowiedziałbyś o Waszym wątku?

Nie śmiałbym udzielać Asi jakichkolwiek wskazówek. W życiu! Jest bardzo dobrą aktorką, a także wrażliwą kobietą. Współpracować z nią to dla mnie przyjemność i zaszczyt. Cieszę się, że na planie działa między nami flow. (Śmiech.) 

Wiem doskonale, jak wyglądało wprowadzenie naszego duetu do serialu. Czytam komentarze i jestem zorientowany, ale tak to miało wyglądać. Nasz wątek celowo tak się rozpoczął. Co będzie dalej? Nie mogę zdradzić. 

Czy było coś takiego, czego musiałeś się nauczyć, aby wiarygodnie wcielać się w rolę aspiranta sztabowego Adama Bogusza?

Tak. Nie zdradzę jednak czego musiałem się nauczyć, ponieważ zepsuje to efekt, a wiąże się z dalszym rozwojem mojej postaci. 

Co okazało się dla Ciebie w tej roli najtrudniejsze, a co sprawia Ci najwięcej frajdy?

Nie cierpię setek, czyli bezpośredniego mówienia do kamery. Tp jest dla mnie najtrudniejsze. Frajdę sprawia mi każdy pozytywnie zakończony dzień spędzony na planie. 

W internecie Twój bohater opisany jest jako "twardziel, który nie przebiera w środkach i skrywa swoją tajemnicę". Jak Ty opisałbyś Adama? Co Pan lubi w nim najbardziej, a co chciałby zmienić?

Kiedy tylko otrzymałem opis swojej postaci oraz scenariusz, nie podobało mi się jakim Bogusz jest palantem i burakiem. Przemądrzały, zarozumiały, niemiły. Dopiero po przeczytaniu kolejnych scenariuszy zrozumiałem, dlaczego tak ma być. Gram to, co każe mi produkcja Outset Films. Wiem, że mają na ten wątek świetny plan. 

Ufam im w ciemno, ponieważ sukces tego serialu pokazuje, że są to ludzie na odpowiednim miejscu. 

Czy uważasz, że kluczem do wiarygodnego odgrywania swojej postaci jest jej polubienie i zaakeptowanie wszystkich czynników, które nią powodują?

Zdecydowanie tak. 

W mojej ocenie seriale kryminalne tuż obok seriali medycznych są najbardziej lubiane przez widzów. Jak myślisz - dlaczego?

Życie i...ludzka ciekawość. 

Jakie są Twoje ulubione seriale kryminalne? Czy któreś z nich zdarza się Ci oglądać w ramach pracowania nad swoją rolą?

Moje ulubione seriale kryminalne to te, które pamiętam z młodzieńczych lat. „Colombo“, „Kojak“, „Miami Vice“, ale także „Żar Tropików“, „Na wariackich papierach“, „Dwójka Caro“ lub „Gliniarz i prokurator“. Ostatnie lata pokazują progres takich produkcji. Od popularnych „NCSI: Zagadki Miami“, czy totalnie wypasiony „Breaking Bad“. Ten serial uważam za jeden z najlepszych w historii. Tak samo genialny jest „Fargo No“ i oczywiście pierwszy sezon „True detective“. Ostatnio wciągnąłem się w oglądanie serialu „Lethal Weapon“, inspiruje mnie on do pracy nad rolą w „Gliniarzach“. (Śmiech.) 

Chciałabym poruszyć jeszcze dwa tematy. Doskonale pamiętam czas, kiedy w TVP2 emitowany był program "Pierwsza randka", gdzie byłeś managerem restauracji, w której odbywały się spotkania uczestników. Jak wspominasz ten czas?

Wspaniale. Cudowna ekipa ROCHSTAR, z producentem Rinke Rooyens’em na czele, ale i moja wspaniała ekipa restauracyjna. Był to przełom w moich działaniach artystycznych, medialnych i aktorskich. Można wierzyć lub nie, ale to nie było ustawione. Program miał charakter reality show, a ja z racji mojego doświadczenia, które uzyskałem pracując w gastronomii, (uczył mnie mój mentor i przyjaciel Marcin „Goldi“ Gordon, a w Irlandii  Rory O’Neill i Shane Harte). Nie grałem managera, byłem nim. Podsumowując – wspaniały czas, cudowni ludzie. 

Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem tego programu, a co najbardziej Ci się w nim podobało? 

Największym zaskoczeniem dla mnie były zachowania niektórych osób. Czasami zgłaszali się ludzie, którzy mieli parcie na szkło, a druga osoba, która brała udział w randce przeżywała w tym momencie zawód. 

Pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że jedna z par po programie zamieszkała ze sobą. Po dziś dzień są szczęśliwi i zakochani. 

Uważasz że tego rodzaju programy są potrzebne, a relacje w nich nawiązane mają szansę przetrwać?

Mają szansę, jeśli tylko uczciwie się do tego podejdzie. Osobiście nie miałbym odwagi na taki ruch, więc chylę czoła przed tymi, którzy się na to zdobyli. 

Porozmawiajmy jeszcze o social mediach. Jesteś bardzo aktywny na Facebooku i Instagramie. Czym najchętniej dzielisz się z followersami?

(Śmiech.) Córka śmieje się ze mnie, że nie jestem aktywny prawie wcale. Nie mam dużej ilości obserwatorów, nie dzielę się każdą sekundą mojego życia. Jest grono sympatyków, którzy do mnie piszą, komentują i są ciekawi tego, co się u mnie dzieje. W zamian za tę sympatię daję kawałek siebie. Na tyle, ile mogę. Rodzina i prywatność to bardzo ważne wartości dla mnie. 

Uważasz, że portale społecznościowe są ułatwieniem kontaktu z fanami? O co najczęściej pytają Cię sympatycy?

Zdecydowanie tak. Portale społecznościowe bardzo pomagają. Szczerze przyznam, że z każdym dniem wiadomości i zainteresowania przybywa. Niestety, ciężko mi jest z każdym na bieżąco korespondować. Mój dzień zaczyna się bardzo wcześnie, a kończy się bardzo późno. Kiedy mam czas wolny, najbardziej lubię spędzać go z najbliższymi – z moją Madzią, córką Alexis i synkiem Brunem. 

Pytania są różne. Zabawne jest to, że niektórzy myślą, że jestem prawdziwym policjantem i zadają pytania, jakbym pracował w zawodzie. Zwykle są to miłe wiadomości. Pojawiają się zapytania o autograf, czy o  możliwość zrobienia sobie ze mną zdjęcia. Czasami pojawia się również hejt, ale na szczęście w małym stopniu. 

Na zdjęciach, czy w relacjach na wymienonych portalach społecznościowych zawsze tryskasz pozytywną energią. Co daje Ci w życiu najwięcej siły?

Rodzina, ludzie, którymi się otaczam oraz to, że zajmuję się tym, co sprawia mi frajdę. 
Sprawiasz także wrażenie osoby umiejącej cieszyć się z drobiazgów. Mam wrażenie, że nie każdy umie tak żyć. Co zrobić, by to się zmieniło?

Do tego każdy powinien dojść indywidualnie. W moim życiu różnie bywało. Nie zawsze kolorowo. Doświadczenia, które zdobywałem i zdobywam nadal, nauczyły mnie, aby cieszyć się ze wszystkiego, a najbardziej z małych rzeczy. To miłe, że to zauważyłaś. To dla mnie ważne. Cieszę się z laurek od moich dziewczyn, z ciasta, odwiedzin brata, czy z grilla. Takie proste sprawy, a tyle radochy. 

Kiedyś miałem problemy i nie dostrzegałem tego. Uciekałem przed nimi, miałem też nowotwór złośliwy (blizna za uchem). W 2016 roku udało się go pozbyć. Byłem za granicą, straciłem wszystko, co miałem. Ciężko mi było się pozbierać. 

Zawsze w moim życiu obecna była rodzina i Bóg. Dzięki nim dostrzegłem te wszystkie ważne rzeczy, małe i wyjątkowe. 

Wiele osób odnosi się w swoim życiu do słów, które są dla nich drogowskazem. Jakie jest Twoje dictum?

„Synku, nie tak Cię wychowałam, byś się wstydził“. (Śmiech.) To słowa mojej ukochanej Matuli Barbarki, która już nie żyje. To jej słowa prowadzą mnie przez życie. Są tymi najważniejszymi i zawsze będą, choć na pewno wśród cytatów znalazłbym takie, które utożsamiają mój charakter i drogę życiową. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl  - Śląskie Centrum Informacji 

wtorek, 9 lipca 2019

Marcelina: "Nie potrafię żyć bez podróży. Chyba będę wiecznym cyganem..."

Marcelina: "Nie potrafię żyć bez podróży. Chyba będę wiecznym cyganem..."


























fot. zdjęcie nadesłane


Dnia 28 czerwca 2019 roku w Otwartym Klubie Browaru Zankowego Cieszyn wystąpiła Marcelina. Na kilka godzin przed koncertem miałyśmy przyjemność porozmawiać. 

Spotykamy się w klimatycznych wnętrzach Otwartego Klubu Browaru Zamkowego Cieszyn, gdzie o 20:00 zagra Pani swój koncert. Jak samopoczucie na kilka godzin przed występem?

Świetnie. Lubimy jeździć w trasę, cenimy sobie swoje towarzystwo, przyjaźnimy się. Kiedy mamy dłuższą przerwę, jesteśmy stęsknieni. Gramy w moim rodzinnym mieście, to dodatkowy walor dzisiejszego dnia. (Śmiech.) 

Zaprezentowane zostaną utwory z Pani najnowszego albumu "Koniec wakacji". W jednym z wywiadów zdradziła Pani, że jego nazwa jest metaforą akceptacji. Proszę rozwinąć tę myśl. 

Tytuł mojej płyty jest wielowymiarowy. Powstawała na schyłku wakacji, więc ciepło przechodziło w delikatny chłód, a otaczające nas kolory zaczęły się zmieniać. Płyta jest słodko - gorzka. Oczywiście, jest wiele pozytywnej energii, ale nie brakuje gorzkości, która pojawia się w życiu. "Koniec wakacji", początek czegoś ważnego, ale nie gorszego. 

W momencie, w którym do życia zaczęła Pani podchodzić na zasadzie wyzwania, czy lekcji, wszystko stało się o wiele prostsze. Moim zdaniem nie każdy umie podchodzić do życia w ten sposób. Co zrobić, by to się zmieniło?

Każdy ma do przebycia swoją drogę, ciężko jest wymyślić złoty środek. Warto nad sobą pracować, nie skupiać się na rzeczach, na które nie mamy wpływu. 

"Koniec wakacji" to także koniec Pani muzycznej przerwy. Sama Pani przyznaje, że wróciła po długich wakacjach. Czy w momencie, w którym było w Pani życiu mniej muzyki i koncertowania, myślała Pani o tym, by zajmować się czymś innym?

Nie. Nigdy o tym nie myślałam. Przerwa była mi potrzebna, ponieważ był w moim życiu taki moment, w którym musiałam się rozstać z wieloma osobami, z którymi przyszło mi współpracować. Nie było to łatwe. Czułam, że muszę obrać nową drogę. Nie były to wakacje na zasadzie, że "nie wiem co ze sobą zrobić", ale zamierzone. Czułam, że muszę się zatrzymać. 

Przekazanie jakich emocji słuchaczom za pośrednictwem płyty było dla Pani najważniejsze?

Tych najbardziej aktualnych. (Śmiech.) Płytę planuję tylko pod kątem muzycznym, a warstwa tekstowa i energetyczna pojawia się tu i teraz. Czasami nie wiemy, co wyjdzie z naszej twórczości. Zdarza mi się budzić w nocy, mam w głowie kawałek tekstu, który zapisuję i później z kilku takich zlepków powstaje cały utwór. 

Gdyby miała Pani wyszczególnić jedną z emocji, której na płycie było najwięcej, na którą mogłoby paść?

Myślę, że lekkość. Płyta jest wakacyjna i z przymrużeniem oka. Bawiliśmy się nią. 

Rozmawiamy o "Końcu wakacji", a tak naprawdę dopiero się rozpoczynają. (Śmiech.) Czy można stwierdzić, że obok muzyki ważne są dla Pani podróże? 

Tak. Nie potrafię bez nich żyć. Chyba będę wiecznym cyganem. (Śmiech.) Odczuwam już co prawda potrzebę posiadania miejsca, do którego będę mogła wracać, ale i tak kiedy nie jestem ani w trasie, ani w innej podróży, to nie umiem usiedzieć w miejscu. 

Podróż marzeń Marceliny to... 

Na pewno w tej podróży nie mogłoby zabraknąć Oceanu. (Śmiech.) 

Podobno nie mogłoby zabraknąć również campera i deski surfingowej. (Śmiech.) To prawda?

Dokładnie. (Śmiech.) W podróży mogę zatrzymać się tam, gdzie chcę i to jest dla mnie najważniejsze. Podróż camperowa pozwala też na to, by zabrać ze sobą ukochanego Psa, gotować z lokalnych produktów i poczuć się wolnym. 

Porozmawiajmy o piosence "Zwierzęta - Origami". Wczoraj w sieci pojawił się teledysk do utworu. Skąd pomysł na taką realizację teledysku?

Nie planowałam realizacji kolejnego teledysku. Mój przyjaciel, Kuba Karaś, który jest producentem płyty "Koniec wakacji" przyszedł z pomysłem, by zrealizować go we własnym zakresie. 

Co było myślą przewodnią, którą chciała Pani przekazać słuchaczom za pośrednictwem teledysku?

Chcieliśmy pokazać świat zbudowany z silnych kobiet. Nie są wcale tak delikatne, jak origami, o którym rozmawiamy. 

Czy w najbliższych miesiącach słuchacze mogą spodziewać się kolejnego teledysku lub nowej piosenki, czy skupi się Pani przede wszystkim na koncertach?

W chwili obecnej skupiamy się na koncertach, ale nie ukrywam, że pojawiają się kolejne pomysły dotyczące obrazków do tej płyty. Jest bardzo plastyczna. Być może coś się wydarzy. (Śmiech.) 

W lipcu pojawi się Pani na Festiwalu w Jarocinie, gdzie zaśpiewa gościnnie z Grubsonem. Przygotowania trwają?

Przygotowania ruszą wkrótce, jestem już umówiona na próby. Rozrasta się mój plan koncertowy, dużo się dzieje. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji