czwartek, 19 kwietnia 2018

Michał Olszański: "Bliższe jest mi radio"

Michał Olszański: "Bliższe jest mi radio"


























Z dziennikarzem radiowym i telewizyjnym, Panem Michałem Olszańskim rozmawiałam przed 12. Biegiem po Nowe Życie w Wiśle. O radio, telewizji oraz książce "Godzina prawdy".

Jest Pan jednym z prowadzących program "Pytanie na śniadanie", ale także dziennikarzem radiowy, od lat związanym z Trójką. Co jest Panu bliższe na ten moment - radio, czy telewizja?

Bliższe jest mi zdecydowanie radio. Zawsze to powtarzam, ponieważ czuję się przede wszystkim dziennikarzem radiowym. Takie były moje początki dziennikarstwa. Nie jestem z wykształcenia dziennikarzem, jestem po resocjalizacji, przez wiele lat pracowałem z młodzieżą. Później doszło do dużych zmian w moim życiu. Zaczęło się to od Radia Kolor, a później trafiłem do Radiowej Trójki. Telewizja to rodzaj atrakcyjnego dodatku. Poprzez "Magazyn Ekspresu Reporterów" i "Pytanie na śniadanie" jestem z telewizją związany od wielu lat. Mam nadzieję, że jeszcze trochę to potrwa.

Czym różni się dziennikarstwo radiowe od telewizyjnego? 

Radio jest bardziej intymne. Daje poczucie bliższego kontaktu. Kiedy jestem na antenie mam świadomość, że moje słowa skierowane są do konkretnego odbiorcy. Telewizja to obraz, gest i mimika. Tu więcej rzeczy dziennikarz musi zaproponować, by program był atrakcyjny dla widza. Ja nie muszę się już z nikim ścigać, bo moje atuty polegają na doświadczeniu. Intymność, bliskość przekazu i magia radia to te rzeczy, które bardzo mi się podobają.

W Trójce prowadzi Pan cykl audycji "Godzina prawdy". Proszę powiedzieć, skąd pomysł na taki tytuł? Moim zdaniem związany jest on ze szczerością, która jest nieodzownym elementem tego cyklu...

Tak. Zabawne jest, że ludzie bardzo często mówią, że program to "Godzina szczerości". Mylą ten tytuł. Powstał on po konsultacjach z ówczesną dyrektor Trójki, Magdą Jethon. Kiedy starałem się o to, by mieć własną audycję, Magda zgodziła się. Zastanawialiśmy się nad tytułem. Z mojej strony pojawił się tytuł "Audiobiografia" na zasadzie biografii radiowej. Okazało się, że tytuł już gdzieś funkcjonuje, dlatego nazwaliśmy program "Godzina prawdy".

Według jakiego klucza wybiera Pan gości do swojej audycji? 

Musi być człowiek i jego historia. Nie robię publicystyki. Mnie interesuje klasyczna human story, czyli opowieść człowieka, który dokonał wyboru w swoim życiu, podjął decyzje i wyciąga wnioski. Siedzący tutaj Krzysztof Głąbowicz był gościem mojej audycji. Była to niezwykle interesująca rozmowa o jego wyborach i o tym, co zmieniło się w jego życiu w związku z niepełnosprawnością. Podstawowy klucz - dobra ludzka historia.

Audycje są bardzo życiowe, powiedziałabym - blisko ludzi. To moim zdaniem największa siła "Godziny prawdy". A co dla Pana jest największą siłą w życiu? Emanuje Pan pozytywną energią...

Moją siłą jest to, że lubię ludzi i świat. Siłę czerpię z poukładanego życia.  Nie ma we mnie zawiści. Siłą audycji według mnie jest to, że staram się w jakiś sposób dotrzeć do prawdziwej opowieści człowieka. Gość jest najważniejszy. Jest to dla mnie niezwykle istotne. Pamiętam o tym.

"Godzina prawdy" to nie tylko nazwa Pana programu dla Trójki, ale także książka, którą wydał Pan  17 sierpnia 2015 roku. Co było dla Pana najważniejsze podczas powstania tej książki? 

Zabawna historia. Nie miałem wcale ochoty na wydanie książki, ale przekonał mnie do tego Marek Przybylik, który powiedział, że może wyjść z tego  wartościowa sprawa. Oczywiście nic z tego nie wyszło finansowo, ale mam kilka egzemplarzy i rozdaję je wtedy, kiedy chcę kogoś nagrodzić. Mimo wszystko sprawiła mi dużo frajdy, składa się z 21 rozmów.

Która z rozmów z książki była dla Pana najważniejsza? Dlaczego?

Jest tam rozmowa z moim ojcem. Myślę, że bardzo dobra i ważna, a dodatkowo pokazuje moje korzenie. Usłyszałem kiedyś, że przyjdzie taki czas, że to ktoś ze mną zrobi "Godzinę prawdy". (Śmiech.)

Czy jest szansa na kolejny tytuł w Pana dorobku?

Nie, ale rozmowy z chociażby ostatnich dwóch lat byłyby materiałem na książkę. 

Gdyby nastąpiła taka konieczność, z czego byłoby Panu łatwiej zrezygnować, z pracy w radio, czy telewizji?

W TVP nie mogę stracić etatu, bo pracuję na umowie o dzieło.

Spotykamy się przy okazji 12. BPNZ w Wiśle. Jak dowiedział się Pan o całej inicjatywie? 

Polecił mnie Krzysztof Głąbowicz. Dostałem propozycję, by włączyć się w prowadzenie imrezy. Pierwsza odbyła się na Agrykoli w Warszawie. Krzysztof ma w sobie niesamowitą energię, razem pracujemy od wielu lat, m.in w Krakowie oraz przy okazji Biegu po Nowe Życie. Kiedy on mówi, że warto w coś wejść, ja mu ufam. 

Moim zdaniem udział osób publicznych w całym wydarzeniu bardzo pomaga w budowaniu  świadomości, jak ważna jest transplantacja i transplantologia...

Najlepszym tego przykładem jest Przemek Saleta. Warto zwrócić uwagę na to, ile dobrych rzeczy wydarzyło się od momentu, w którym zdecydował się na bycie dawcą. To świetna sprawa. Przy okazji gali inaugurującej 12. Bieg po Nowe Życie profesor Andrzej Chmura mówił, że w chwili obecnej przeszczepów jest mniej, ale bądźmy dobrej myśli. Takie imprezy, które organizuje Arek Pilarz fantastycznie temu sprzyjają. Jego pomysł, by mieć przy sobie plastikowe karteczki z oświadczeniem woli jest świetny. 

W jaki sposób przygotowywał się Pan do dzisiejszego startu? Bierze Pan udział w biegu, czy tylko jest prowadzącym?

Na samym końcu zakładam swoją koszulkę, biorę kijki i idę, bo sprawia mi to ogromną radość. Przygotowywałem się przede wszystkim mentalnie. Damy radę.

Materiał archiwalny z dnia 7 kwietnia 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz