wtorek, 29 listopada 2022

Cykl #mariolapoleca (6): "To nie kraj, to ludzie", Joanna Racewicz [RECENZJA KSIĄŻKI]

 Cykl  #mariolapoleca (6): "To nie kraj, to ludzie", Joanna Racewicz [RECENZJA KSIĄŻKI]

Zawsze warto znaleźć coś, co poprawi nasze samopoczucie, będzie gwarancją pojawienia się uśmiechu na twarzy. Jedni znajdują takie czynniki w książkach, drudzy w filmach, a jeszcze inni w serialach, czy w muzyce. 

Propozycjami, które (w moim odczuciu) takie czynniki posiadają, chciałabym się dzielić z Wami w moim najnowszym cyklu #mariolapoleca. 

Serdecznie Was zapraszam. Dziś zachęcam do lektury recenzji książki "To nie kraj, to ludzie", której autorką jest Joanna Racewicz, która w szczytowym okresie kryzysu humanitarnego zapakowanym po sam dach samochodem, pojechała pomagać na granicę, a przy okazji słuchała historii, często anonimowych, albowiem nie zawsze ludzie, którzy opowiadali o tym, co przeżyli lub widzieli, chcieli się ujawniać. W wielu przypadkach opisywanych w zbiorze historii dochodziło do zmiany imion.
































fot. Joanna Racewicz i Weronika Marczuk na premierze książki "To nie kraj, to ludzie" / zdjęcie nadesłane

***

Cykl  #mariolapoleca (6): "To nie kraj, to ludzie", Joanna Racewicz [RECENZJA KSIĄŻKI]


























fot. Wydawnictwo Purpple Book

UROCZYSTA PREMIERA MEDIALNA: 29 września, warszawska Hala Koszyki

GATUNEK KSIĄŻKI: reportaż z wojny, literatura faktu 

AUTOR: Joanna Racewicz

WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Purpple Book / *egzemplarz recenzencki / współpraca recenzencka

O książce: 

Książka jest zbiorem historii a także relacji zebranych na granicy polsko-ukraińskiej, w szczytowym okresie kryzysu humanitarnego. Były spisane w czasie,  gdy do punktów recepcyjnych i domów prywatnych trafiały tysiące uchodźców, często w towarzystwie swoich ukochanych kotów i psów. Zwierzaki w tym krytycznym okresie, podobnie jak uchodźcy, mogły liczyć na pomoc i wsparcie. 

Prace nad książką zapoczątkował telefon, jak wiele innych. Do dziennikarki i autorki rzeczonej książki zadzwoniła przyjaciółka, Joanna Zientalska, do której jakiś czas przed telefonem do dziennikarki, zadzwoniła jedna z psycholożek, pracujących przy granicy. Uznała, że ktoś powinien tam pojechać i zobaczyć, jaka jest prawda, po to, co pokazywały media, były ułamkiem tego, co tam się działo. Wszyscy byli u kresu sił, kończyły się również pieniądze. Joanna Racewicz zdecydowała, że wybiera się na granicę. Zadecydował m.in. fakt, że jest stamtąd, bo urodziła się w Hrubieszowie, w najbardziej wysuniętym miejscu w Polsce, tam, gdzie działał najważniejszy punkt recepcyjny. Skala tego, co dziennikarka zobaczyła na miejscu, przerosła wszystkie najśmielsze oczekiwania. 
 
#mariolapoleca, czyli kilka słów z perspektywy czytelnika:

Autorka na początku marca znalazła się w  samym centrum kryzysu humanitarnego, gdzie panowało potworne zimno, a tak naprawdę nie było miejsca, gdzie nie tworzyły by się gigantyczne kolejki. Wszyscy chcieli pomagać, nie myśleli o sobie, a o tym, co mogą zrobić, by zdać egzamin z człowieczeństwa. Joanna Racewicz nie tylko pomagała na miejscu, ale była dla wszystkich, którzy tego potrzebowali, oparciem, powiernikiem tych wszystkich trudnych momentów i traumatycznych wydarzeń, ale też taką osobą, która bez zadawania zbędnych pytań, potrafiła wysłuchać, otrzeć łzy, zmienić tor myślenia tych wszystkich ludzi choć na chwilę na inny i po prostu przytulić ich do serca, by poczuli to ciepło, którego tak łaknęli. 

W książce pojawiała się iskra nadziei, tworzona przez osoby, które z godzina na godzinę były gotowe pomóc. Rzucali swoje zajęcia, stwierdzali, że są samotni, a w Ukrainie mogą się przydać w znaczącym stopniu. Byli też ludzie, którzy zajmowali się transportem zwierząt, organizowali karmę czy klatki dla milusińskich a także pomoc weterynaryjną. 

Pomoc psychologów była niezastąpiona. Pomagali się uporać uchodźcom z ciężarem utraty bliskich, z utraceniem bliskich, a także domów i rzeczy, które posiadali, a w wyniku wojny, opuszczali swoje strony z jedną torbą lub kilkoma rzeczami w dłoniach.

W każdym z rozdziałów była opisana inna traumatyczna historia. Każda opowieść uzupełniona była zdjęciami. Momentami są to dramatyczne kadry. Pojawiają się też takie, jak ściana z podpisami uchodźców, które wnoszą nadzieję mimo wszystko. 

Tej książki nie czyta się jednym tchem, ponieważ historie w niej zawarte mają taki kaliber emocjonalny, że czasami trzeba wyjść na świeże powietrze, by złapać oddech. Ja w ten sposób czytałam. Napisanie tej recenzji również długo trwało, ponieważ zastanawiałam się bardzo długo, jak to wszystko ubrać w słowa. Jak wyrazić emocje z czasu czytania. 

Mam taką myśl na koniec - Bardzo polecam, by sięgnąć po "Nie kraj, to ludzie", bo trzeba wiedzieć, co działo się na granicy w szczycie kryzysu humanitarnego. Ważne jest również, by wiedzieć, co dzieje tam się w chwili obecnej. Dlaczego? Z jednego prostego powodu - kiedy dowiadujemy się, że dzieje się krzywda, jednoczymy się i otwieramy nasze serca, a ONI cały czas potrzebują naszej pomocy. Pamiętajmy o tym. Pomagajmy świadomie.

Joannę Racewicz podziwiam za to, że znalazła w sobie odwagę, by wszystkie historie zebrać w całość i wydać tę jakże ważną książkę. Jedną z niewątpliwie najważniejszych wśród tych, które miały premierę w tym roku.

Pani Joanno - serdecznie gratuluję.

sobota, 26 listopada 2022

Joanna Żółkowska: „Kiedy daty są symboliczne, zwraca się na nie uwagę, są przystankami“

 Joanna Żółkowska: „Kiedy daty są symboliczne, zwraca się na nie uwagę, są przystankami“














fot. Albert Zawada / PAP - próba medialna spektaklu "Pani Pylińska i sekret Chopina"

14 października w Teatrze im. Adana Mickiewicza w Cieszynie z okazji 50-lecia pracy artystycznej Joanny Żółkowskiej zagrany został spektakl „Pani Pylińska i sekret Chopina“. Oprócz Joanny Żółkowskiej, na scenie tutejszego Teatru wystąpiła również Paulina Holtz i Kacper Kuszewski.

Rozmawiamy o samym jubileuszu, ale także o zamiłowaniu do muzyki klasycznej, serialu „Klan“ i współpracy na planie z nieodżałowanym profesorem Andrzejem Strzeleckim.

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie. Mówi się, że to miejsce magiczne...

Nie, grałam tu już wcześniej. To piękny Teatr i bardzo się cieszę, że mogę tu zagrać, tym bardziej, że to miejsce jest wymarzone dla tego spektaklu, bo jest tu piękna scena, a my przyjechaliśmy z muzyką Chopina, która dzięki doskonałej akustyce, na pewno będzie tu pięknie brzmiała, a scenografia będzie pięknie wyglądała. Mam nadzieję, że spektakl spooda się tutejszej publiczności, bo mamy Chopina. (Śmiech.)

Miejsce magiczne, a i czas szczególny, albowiem obchodzi Pani jubileusz 50- lecia pracy artystycznej. Kiedy to minęło? (Śmiech.)

No nie wiem właśnie, kiedy to minęło. (Śmiech.) Miło mi, że znalazłam opowiadanie Érica Emmanuela Schmitta opisujące fikcyjną Panią Pylińską, która była nauczycielką muzyki. Autor sztuki rzeczywiście uczył się grać, potem zdecydował się przejść na literaturę, studiował filozofię, a to, co pisał, było właściwie o nim samym, ale ten tekst dotyczy sztuki, czyli tego, czym ja się zajmuję przez pięćdziesiąt lat. Spektakl jest bardzo mądry, pięknie mówi o muzyce, o ludziach sztuki, ale nie tylko.

Jakie emocje, a przede wszystkim przemyślenia towarzyszą Pani przy okazji tak szczególnego jubileuszu?













fot. Albert Zawada / PAP - próba medialna spektaklu "Pani Pylińska i sekret Chopina"

Nie cofam się, czuję się normalnie. (Śmiech.) Kiedy daty są symboliczne, zwraca się na nie uwagę i rzeczywiście są takimi pewnego rodzaju przystankami. Jestem przede wszystkim skoncentrowana na myśleniu do przodu. Myślę o tym, co będzie.

Gdyby miała Pani te 50. lat zamknąć w jednym słowie, jakie mogłoby paść?

Zamknijmy ten czas w jednym zdaniu. (Śmiech.) Były to piękne lata, bardzo pracowite i szczęśliwe.

Jak już wspominałyśmy, z tej okazji, podobnie, jak 3 września w Warszawie, tu również wystawiony zostanie spektakl "Pani Pylińska i sekret Chopina", wybór tej sztuki na tę okazję był Pani pomysłem, przede wszystkim z racji do zamiłowania (pod wpływem spektaklu) do muzyki klasycznej, która jest tu połączona z chwilą refleksji na temat sztuki. Proszę tę myśl rozwinąć.

Tekst wydał mi się bardzo odpowiedni, podpisuję się pod wszystkim, co niesie. Nie jest pozbawiony humoru, ale jest też tekstem mądrym, potrzebnym, ale mamy też tutaj koncert. Ostatnio jestem chyba częstszym gościem w filharmonii, niż w Teatrze, także tutaj wszystko się zgadza.

Właśnie. Spektakl jest w połowie koncertem, a w połowie teatrem dramatycznym. Co najbardziej podoba się Pani w tym połączeniu?

Przede wszystkim najbardziej ciekawi mnie to, czy to się uda połączyć, ponieważ nigdy nie widziałam takich prób, nikt ich nie robił, a przynajmniej o tym nie wiem.

Jeśli łączono już muzykę jakiegokolwiek kompozytora z czymkolwiek, to raczej z recytacją wierszy, gdzie muzyka połączona z poezją pięknie wybrzmiewała. Wydaje mi się jednak, że mój pomysł był dobry.

W czym Pani zdaniem tkwi fenomen tej sztuki, dlaczego trzeba ją zobaczyć?

(Śmiech.) Spektakl warto zobaczyć dlatego, że zawsze dobrze jest posłuchać Chopina i miło spędzić trochę czasu w teatrze, bo jest miejscem pięknym dla mnie, ale też dla widzów, którzy teatr kochają.

Muzyka klasyczna jest Pani stosunkowo nowym konikiem. Podobno nadrabia Pani wiedzę na temat muzyki klasycznej, której wcześniej nie posiadała. Czego o tym nurcie muzycznym dowiedziała się Pani ostatnio?

Bez przerwy dowiaduję się czegoś o muzyce klasycznej, bo moja wiedza na ten temat była dosyć uboga. Lubię słuchać, być obecna na koncertach, a to najważniejsze.

Ten rok obfituje w szczególne jubileusze. (Śmiech.) 22 września minęło 25 lat od emisji pierwszego odcinka "Klanu". Anna Surmacz to postać kultowa. "Absolutnie!" to powiedzenie, które od początku jej towarzyszy. Pamięta Pani, w jakich okolicznościach zadecydowano, że będzie stałym elementem jej dialogów?

Nie mam pojęcia. Scenarzyści to wymyślili, a ja dostałam po prostu scenariusz. Nie wiem, jak oni na to wpadli, ale to w zamyśle scenarzystów powstała taka postać, którą to ja wypełniłam. Zaczęła się kojarzyć ze mną, bo rzadko piszę się coś pod konkretnego aktora. Był to pewien rodzaj przypadku. Podejrzewam nawet, że ktoś inny miał to grać… Była to rola wymyślona na góra trzy dni, a zrobiło się…25 lat. (Śmiech.)

Wraz z nieodżałowanym profesorem Andrzejem Strzeleckim (doktorem Koziełło) tworzyliście jeden z najbardziej lubianych duetów w tym serialu. Jak wspomina Pani pracę z Nim?

Pracę z Andrzejem Strzeleckim bardzo dobrze wspominam. Jest mi bardzo smutno, że już go nie ma. Świetnie się z nim pracowało. Andrzej wszedł w serial później, już jako mój mąż, ale jako serialowa para zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci.

Andrzeja znałam już wcześniej ze szkoły, razem studiowaliśmy, lubiliśmy się, ale nigdy wcześniej nie graliśmy razem. Okazało się, że gra nam się bardzo dobrze a widzowie też to akceptują.

Jak przemianę, którą Surmaczowa przeszła, opisze Pani w kilku słowach?

Oj nie, to się nie uda. (Śmiech.)

To miła osoba, o dobrym sercu, dosyć emocjonalna. Taka jest, tak ją wymyślono. Na początku była trochę bardziej komediowa a teraz spotykają ją w życiu różne rzeczy. Jest lubiana dlatego, że się nie poddaje i ma w sobie pozytywną energię.

Co takiego "Klan" ma w sobie, że od 25 lat przyciąga widzów przed telewizory? Pani zdarza się go czasem oglądać?

Trzeba zapytać widzów, (śmiech.) ale ja podejrzewam, że „Klan“ jest dlatego tak lubiany, że dzieje się w polskich realiach.

Najbliższe plany.

Nie mam żadnych planów, chcę jak najczęściej grać „Panią Pylińską“, by cieszyć widzów.

Sarsa: "Wierzę w to, że wszystko ma swój początek w prawdzie"

 Sarsa: "Wierzę w to, że wszystko ma swój początek w prawdzie" 














fot. zdjęcie nadesłane


Sarsa przeszła muzyczną przemianę, której owocem jest wydana w lutym tr., płyta "Runostany". W rozmowie opowiada o wychodzeniu ze strefy komfortu, tworzeniu w prawdzie i o tym, czym są dla niej rzeczone "Runostany". 

Spotkałyśmy się na 53. Dniach Skoczowa, na chwilę przed Twoim koncertem. Jak samopoczucie przed wejściem na scenę?

Spotkałyśmy się na 53. Dniach Skoczowa, na chwilę przed Twoim koncertem. Jak samopoczucie przed wejściem na scenę?

Super. U mnie zawsze samopoczucie jest bardzo dobre, zwłaszcza, że po tym czasie pandemii, ma człowiek poczucie takiego wyposzczenia. Cieszę się, że wróciłam na scenę.

Fajnie skonfrontować studyjnie zarejestrowaną muzykę z żywym odbiorcą.

To Twój pierwszy koncert w Skoczowie? Występowałaś wcześniej w okolicy?

Tak, to mój pierwszy wyskok do Skoczowa. (Śmiech.)

Nie jest tajemnicą, że obrałaś nową muzyczną drogę, czy w związku z tym, zmienia się także Twój koncertowy repertuar?

Myślałam o tym, by w letnią trasę faktycznie wplatać te stare utwory, jednak materiał z albumu "Runostany" jest tak charakterystyczny w swoim wyrazie i tak intensywny, że w trakcie prób i przygotowań zauważyłam, że ta twórczość z moich poprzednich albumów, dość mocno odkleja się od tego, co teraz jest dla mnie muzycznie aktualne. W całość zaaranżowałam dwa utwory ze starej płyty, które są jak deser. (Śmiech.)

Podsumowując, jednak moje koncerty zdominowane są przez "Runostany".

25 lutego wydałaś album "Runostany", który jest zupełnie czymś innym niż to, co robiłaś dotychczas. Co skłoniło Cię do takiego kroku?

W moim przypadku, muzyka ma zawsze początek w prawdzie, więc do takiego kroku skłoniła mnie chęć wyrażania aktualnego stanu rzeczy w mojej duszy. Okazało się, że chciałam wyrzucić z siebie troszeczkę mroku i frustracji, dlatego "Runostany" nie są łatwe. Są bardzo refleksyjne.

Czym są dla Ciebie tytułowe "Runostany"?

Tytułowe “Runostany” są dla mnie wszystkimi emocjonalnymi stanami Sarsy, które się skumulowały. Pandemia pozwoliła mi się nad tym pochylić, skierować uważność do swojego wnętrza. Odpowiedziałam sobie na pytanie, jaką muzykę chcę wyrazić, a nie, jakie są oczekiwania świata zewnętrznego w stosunku do mnie.













fot. zdjęcie nadesłane

Jak sama mówisz, miejsce, w którym byłaś przy poprzednich albumach było bardzo wygodne, ale jesteś typem człowieka, którego zabija strefa komfortu. To, że lubisz poza nią wychodzić, sprawdza się u Ciebie przede wszystkim w muzyce, czy również prywatnie?

Mam mocno sabotażową osobowość. By mieć mocne doznania, często w życiu szukam kłopotów. Jestem uzależniona od adrenaliny. Udało mi się stworzyć bardzo udane życie prywatne, jestem szczęśliwą mamą i partnerką. Kłopotów i wychodzenia ze strefy komfortu, pozostaje mi na ten moment szukać w muzyce i mojej pracy, co jest dla mnie równie osobiste, jak moje życie prywatne. Jest to dla mnie tak intymna sfera, że w ten sposób rekompensuję sobie tę potrzebę poszukiwania adrenaliny i wychodzenia z rzeczonej strefy komfortu.

Podobno w podjęciu decyzji o zmianach poniekąd pomogła Ci pandemia. To prawda?

Pandemia przede wszystkim mnie zatrzymała. Kiedy człowiek się zatrzymuje, zaczyna myśleć o tym, co czuje. Kiedy zaczynamy zastanawiać się nad swoimi emocjami, dochodzimy do wniosków, czego tak naprawdę potrzebujemy. Oczekiwania kogokolwiek znikają, bo jesteś sam na sam, w lockdownie.

Dzięki tej płycie zrobiłaś sobie miejsce na światło, oczyściłaś się z jakiegoś brudu. Odcinasz się w jakiś sposób od swojej dotychczasowej twórczości?

Nie. Ja po prostu jasno zaznaczam, że jestem na innym etapie poczucia siebie jako kobiety i co za tym idzie, również jako artystki. Nie odcinam się od tego, co było w przeszłości, bo to jest piękne, to moja droga. Ona się po prostu wciąż pisze. Teraz jest dla mnie taki moment, a za chwilę pewnie będę pracować nad nową płytą, bo dostatek mam inspiracji.

Umiałabyś określić, który utwór z tej płyty jest dla Ciebie najważniejszy, czy nie rozgraniczasz tego w ten sposób?

To bardzo trudne. Pozytywną iskrą tego albumu, w mrocznym nastroju i mrocznej setliście "Runostanów" jest utwór "Kochanie". To utwór z jednej strony o bagnie i syfie, który jednak zakończony jest taką puentą - "dobrze, że mamy siebie".

Który z utworów spotyka się z największym entuzjazmem wśród Twoich słuchaczy?

W zależności od tego, w jakim stanie jest dana osoba, ten utwór do niej trafia.

Mocną falę poczułam, kiedy wydałam utwór "Mówiła niszcz". To utwór o tym, że za każdym człowiekiem stoi jakaś historia, czasami nawet krzywda. Czasami nasze postępowanie, odbierane przez kogoś jako potworne, ma podłoże np. w domu rodzinnym. Zauważyłam, że bardzo dużo osób utożsamiło się z tą piosenką i tym przekazem.

Ewoluujesz jako artystka, czujesz to także ze strony odbiorców? Są w tym razem z Tobą?

To sprawdzamy na koncertach. Bałam się na początku wychodzić do ludzi z tym materiałem, bo liczyłam się z tym, że będzie on sporym zaskoczeniem dla moich fanów. Jestem wdzięczna, że jest zdziwienie, zaciekawienie. Są emocje, wraca do mnie pozytywny feedback.

Przeczytałam gdzieś, że może się tak zdarzyć, że stacje radiowe, pod wpływem zmian Twojego nurtu muzycznego mogą mniej grać Twoje utwory. Spotkałaś się z tym stwierdzeniem? Jak się do tego odnosisz?

Oczywiście, spotkałam się z taką opinią. Sama to powiedziałam. (Śmiech.) To racjonalna ocena mojej sytuacji muzycznej. Rozumiem, czym jest cały biznes muzyczny i że niektóre utwory nie wpasowują się w radiowe realia.

Teksty piosenek z "Runostanów" były dla Ciebie autoterapią. Odczuwasz, że mają terapeutyczny wpływ również na innych?

Byłoby dla mnie pięknym wyróżnieniem, gdyby tak było. Sama wierzę w to, że jeśli coś ma początek w prawdzie, to jakoś zarezonuje to z odbiorcą. Jestem w takim momencie, że mogłam sobie pozwolić na wyjechanie za linię, wyjście poza schemat. Tam jest tylko i wyłącznie prawda.

Właśnie. Nie żałujesz, tego jak to określasz, "wyjechania za linię?"

W moim życiu i postępowaniu nie ma takiej rzeczy, której żałuję. To cudowne, że mogę grać w tę świetną grę, jaką jest życie. Życie jest dla mnie przygodą.

Wyorbażasz sobie tę przygodę bez muzyki?

Nie ma opcji. Kocham muzykę. To coś, co jest dla mnie bardzo rozwijające dla mnie duchowo. Bez muzyki byłabym pustym bytem. Twórczość jest bardzo ważna.

piątek, 4 listopada 2022

Paweł Nowak @zwyczajnychlopak o książce „Cudze życie" [WYWIAD]

 Paweł Nowak @zwyczajnychlopak o książce „Cudze życie"  [WYWIAD]













fot. zdjęcie nadesłane

Po debiutanckiej powieści "Most Ikara" pora na kontynuację. Paweł Nowak, znany na Instagramie jako @zwyczajnychlopak powraca na rynek wydawniczy, prezentując swoją najnowszą książkę "Cudze życie", traktującą o akceptacji, tolerancji i szanowaniu wzajemnych życiowych wyborów.

Paweł opowiada o książce i zapewnia, że...część trzecia jest już gotowa i czeka na właściwy moment, by ujrzeć światło dzienne. 

Swoją przygodę z pisaniem rozpocząłeś od tworzenia bloga i działalności influencerkiej pod pseudonimem @zwyczajnychlopak, pod którym można znaleźć Cię w sieci. Czy pamiętasz ten moment, w którym zdecydowałeś o wydaniu swojej pierwszej książki, którą był "Most Ikara"? 

Jak najbardziej, pamiętam. Byłem świeżo po rozstaniu, po bardzo ciężkim związku. Kiedy ktoś dał mi do zrozumienia, że bez niego jestem nikim. Był to kolejny nieudany związek w moim życiu, bardzo trudny. Dziś wiem, że to była relacja  w stylu passive aggressive. Było to też moment kiedy już od paru lat mieszkałem w Warszawie, kiedy trochę czasu minęło już od mojej ucieczki z rodzinnego domu. Uznałem, że muszę wyczyścić to, co w moim życiu blokuje mnie, by pójść dalej. Książkę napisałem trochę, jako rozliczenie z przeszłością, trochę, aby udowodnić sobie i innym, że mogę coś osiągnąć. Nawet początkowo to nie miała być książka, a raczej rachunek sumienia. To moja przyjaciółka skłoniła mnie do jej wydania. 

Była swoistą spowiedzią, próbą uporządkowania i rozliczenia się z przeszłością. Czy osiągnąłeś wszystkie te cele, które sobie zamierzyłeś?

Była jednym i drugim. Moją samoczynną terapią i kołem ratunkowym. A dała mi to, że postanowiłem pisać dalej, odkrywając w sobie nową pasję. 

Swoją pierwszą powieść wydałeś za namową przyjaciółki, która bardzo Cię wspierała w całym procesie jej powstania. Na kogo jeszcze mogłeś liczyć podczas procesu twórczego nad swoim debiutem literackim?

Szczerze... na niewielu ludzi. Większość ze mnie kpiła. Mówiąc „Coś ty wymyślił...“ albo „Kim ty jesteś, żeby pisać książki“, nie wiedzieli jednak, że na mnie to działa tylko, jak płachta na byka. Kiedy ktoś mówi mi "nie dasz rady", mobilizuję się i mówię „to ci udowodnię“ :). To prawda, na Magdę, czyli moją pierwsza recenzentkę i motywatorkę zawsze mogę liczyć i to ona czyta każde moje pierwotne zapiski kolejnych książek. 

fot. okładka / Wydawnictwo Purpple Book 

11 października odbyła się premiera drugiej książki,  "Cudze życie", która jest kontynuacją Twojej pierwszej powieści. Twoi czytelnicy domagali się poznania dalszych losów bohaterów, których poznali, czytając "Most Ikara". Który bohater, występujący w pierwszej części był Twoim ulubionym? Dlaczego?

Absolutnie Grzegorz. I właśnie dlatego on jest głównym bohaterem kolejnej książki. To zdecydowanie moja ulubiona postać. Sam uważam, że na świecie nie ma czegoś takiego jak dobry człowiek lub zły. Mamy wszystkie te cechy i to my decydujemy, które będą dominować. Taki właśnie jest Grzegorz. Pokazuje w „Cudzym życiu“ jego zarówno ciemne, jak i to piękne oblicze. To bohater niejednoznaczny i tym skradł moje serce. Emocjonalnie jednak najbliższą postacią jest mi Dorota i to ją pisało mi się najciężej. 

To mocna, wzruszająca i wyjątkowo prawdziwa opowieść o próbach odkupienia win i zrozumieniu tego, co zsyła nam los. Czy Twoim zdaniem może pełnić do pewnego stopnia funkcję terapeutyczną czy też wspierającą w podobnych procesach, które opisujesz, takich jak zrozumienie tego, co spotyka nas od losu?

Jestem głęboko przekonany, że tak. Myślę, że „Cudze Życie” ma ukryte w sobie wszystko to, czego nie chcemy dostrzec w sobie. Być może czytając tę książkę, zwracając uwagę na to, co w niej zawarte będziemy w stanie dostrzec siebie, a tym samym zapobiec temu, czemu nie mogą już zapobiec moi bohaterowie. Jednocześnie to także książka o zmianie, jaka następuje na skutek wysłuchania, rozmowy, spojrzenia na kogoś od innej strony. Wszyscy ludzie tego potrzebują, aby ich życie było lepsze. Jestem więc pewien, że może pełnić funkcję terapeutyczną. 

Czy z podobnym stwierdzeniem, jak moje, spotkałeś się także przy okazji debiutanckiej powieści?

„Most Ikara” był przede wszystkim moją terapią, ale nie jestem nikim szczególnym. Bardzo wielu moich czytelników widziało tam siebie. Czy to z przeszłości, czy też siebie teraz, będąc być może w podobnym wieku jak Antek.

Jacy bohaterowie w „Cudzym życiu" pojawiają się po raz pierwszy? W jakich okolicznościach się pojawiają? Uchyl rąbka tajemnicy. (Śmiech.)

Jest tu sporo nowych postaci. Przede wszystkim poznajemy bardziej Magdę, czyli przyjaciółkę Grzegorza, znaną z poprzedniej części. Poniekąd jest ona drugą główną postacią. To też sprawia, że poznajemy jej życie i jej dzieci. Szymon już przed premierą wzbudził duże zainteresowanie (pewnie przez Modela wybranego do sesji :)). Jagoda jej córka... to będzie bardzo ważna postać w ramach rozwoju tej książki. Natomiast poznajemy przede wszystkim młodego Grzegorza i młodą Magdę. Są to postacie, które zmieniły się, dojrzały.... a to kim byli za młodu, może mocno zaskoczyć czytelników.

To także opowieść o tolerancji, akceptacji drugiej osoby i jej wyborów. Jaka jest Twoja definicja tolerancji?

Dla mnie tolerancja, to przede wszystkim niewtykanie nosa w to jak żyją inni ludzie. My mamy tendencję do właśnie komentowania, analizowania i oceniania życia innych ludzi. Żyjąc ciągle tym cudzym. Dla mnie tolerancja to mówiąc wprost... to, że mam w nosie to jak żyją inni, to nie jest moja sprawa jeśli tylko to sprawia, że są szczęśliwi. Bardzo nadużywamy słowa „jestem tolerancyjny, tolerancyjna“. W efekcie słowo to staje się sloganem. Im bardziej zajmiemy się sobą, a nie postępowaniem innych, tym bardziej będziemy tolerancyjni.

Całą powieść utrzymałeś w nurcie domestic noir. Mógłbyś pokrótce przybliżyć czytelnikom ten gatunek?

Przyznam szczerze, że to mój wydawca zwrócił uwagę na ten nurt. Myślę jednak, że  stałe poczucie niepokoju, sięganie w głąb psychiki tego, co dzieje się w głowie moich bohaterów. To właśnie nawiązanie do tego gatunku. Jeśli jego zwolennicy to dostrzegają, to nie mam nic przeciwko, możemy tak zidentyfikować moją książkę.

Bierzesz pod lupę stereotypowe role społeczne, które usilnie staramy się odgrywać każdego dnia, dopasowując się do cudzych wartości. Z jakimi takimi rolami społecznymi Ty w codziennym życiu spotykasz się najczęściej?

Tak naprawdę całe nasze życie to teatr, a społeczeństwo stale nadaje nam jakąś rolę do wypełnienia. Jedni przyjmują na siebie rolę rodzica, inni kochanka jeszcze inni… geja. Nie lubię łatek i tytułów. Robię swoje i nie chcę przyjmować żadnej roli. Jeśli chcę pisać książkę,  to piszę i wcale nie nazywam się pisarzem tylko autorem. Nie lubię podziału na role i tytuły. Bardzo unikam tego typu stwierdzeń.

Tobie do udawania daleko, jesteś bardzo autentyczny. Tak w swojej twórczości, jak i w mediach społecznościowych. Mam wrażenie, że zaliczasz się do grona osób, które nie lubią udawanego, cukierkowego świata, kreowanego na Instagramie czy Facebooku, prawda?

Przyznaję, że jest w tym dużo prawdy. Faktycznie, staram się być autentyczny i prawdziwy. Dlatego też, jak jadę na wakacje Ryanair, to nie robię sobie zdjęcia przed samolotem Emirates. Jak kupuje ciuchy z Aliexpress to nie udaję, że są od projektanta. Tą naturalność ludzie lubią i tym zjednałem sobie fanów. Ale też muszę się przyznać, że nigdy nie pokazuję na Instagramie siebie smutnego, czy zdołowanego, a wbrew pozorom bardzo często tak jest. Nie chcę jednak zarażać ludzi złą energią. Nie po to tworzę swój content.

Jak uwolnić się od takiego trendu życia cudzym życiem? Znajdziemy na to odpowiedź w Twojej książce?

Należy słuchać i dać szansę innym, by być wysłuchanym. Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, a w mojej książce to rozmowa i „spowiedź“ ratuje ich i umożliwia pójście naprzód. Więc myślę, że tak, jest tam ta odpowiedź.

Czy miałeś kiedyś tak, że też miałeś z tym problem, jak się od czegoś takiego uwolnić?

Bardzo długo żyłem „Cudzym Życiem”, a bardziej chęcią bycia kimś innym. Wydawało mi się, że moje życie ... nie jest fajne. I bardzo chciałem je zmienić. Zmieniłem i nauczyłem się doceniać to co mogę zrobić sam. Więc poniekąd nauczyłem się swojego życia. Unikam życia tym cudzym.

Mimo, że masz już na swoim koncie dwa tytuły, nie nazywasz siebie pisarzem? Dlaczego? Kiedy to się zmieni?

Nie wiem, czy kiedykolwiek to się zmieni. Nie wyglądam jak statystyczny pisarz. Nie zachowuję się też tak. Lubię być na Instagramie naturalny. Wstawiać zdjęcia, na jakie mam ochotę. Reklamować na nim to, co mi się podoba. A bycie pisarzem na pełen etat jednak zobowiązuje do pewnego zachowania, bo to przecież „nie przystoi“. To pierwsza kwestia. Kolejna, że pisarzem się nie zostaje, bo się chce. Pisarzem mogą mnie mianować czytelnicy. Tylko oni mają prawo tak mnie nazywać. Pisarz żyje z pisania, a do tego jeszcze daleka droga.

Pierwsi czytelnicy "Cudzego życia" już proszą o kontynuację. Kiedy? Wiadomo już, że prace trwają.

Kontynuacja... już jest. Kiedy ją otrzymają... to zależy tylko od nich. I od tego czy „Cudze Życie” skradnie ich serca na tyle, że kolejny tom pojawi się znacznie szybciej, niż ten.

Opowiedz o najbliższych planach. 

Powinienem odpocząć... i mówię to bardzo poważnie. Naprawdę czuję duże zmęczenie. Bardzo zależało mi, aby ta książka była bardzo dobrze przygotowana. Miała szeroką promocję i najzwyczajniej była dobra! To kosztowało mnie wiele nerwów, wysiłku i emocji. Powinienem odpocząć zanim przystąpię do pracy nad kolejną książką... ale już mam ją w głowie. (Śmiech.)

Cykl #mariolapoleca (5): "Cudze życie" Paweł Nowak / @zwyczajnychlopak [RECENZJA KSIĄŻKI]

 Cykl  #mariolapoleca (5): "Cudze życie" @zwyczajnychlopak [RECENZJA KSIĄŻKI]

Zawsze warto znaleźć coś, co poprawi nasze samopoczucie, będzie gwarancją pojawienia się uśmiechu na twarzy. Jedni znajdują takie czynniki w książkach, drudzy w filmach, a jeszcze inni w serialach, czy w muzyce. 

Propozycjami, które (w moim odczuciu) takie czynniki posiadają, chciałabym się dzielić z Wami w moim najnowszym cyklu #mariolapoleca. 

Serdecznie Was zapraszam. Dziś zachęcam do lektury recenzji książki "Cudze życie", której autorem jest Paweł Nowak, instagramowy @zwyczajnychlopak, który swoją przygodę z pisaniem rozpoczął od wydania książki "Most Ikara", która była jego debiutem. Rzeczone "Cudze życie" jest kontynuacją pierwszej powieści. W księgarniach w całej Polsce książka pojawiła się 12 października. Dostępny jest także audibook, czytany przez aktora i lektora o jednym z najgłębszych i najbardziej charakterystycznych głosów w Polsce, Macieja Radela. 













fot. zdjęcie nadesłane

***

Cykl  #mariolapoleca (5):  "Cudze życie" @zwyczajnychlopak [RECENZJA KSIĄŻKI]













fot. Wydawnictwo Purpple Book

UROCZYSTA PREMIERA MEDIALNA: 11 października

GATUNEK KSIĄŻKI: powieść o tolerancji, akceptacji wyborów, przyjaźni, utrzymana w nurcie literatury domestic noir

AUTOR: Paweł Nowak, @zwyczajnychlopak

TYTUŁY WSZYSTKICH KSIĄŻEK AUTORA: "Most Ikara", "Cudze Życie"

WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Purpple Book / *egzemplarz recenzencki / współpraca recenzencka

O KSIĄŻCE:

Miłość Grzegorza, człowieka sukcesu i spełnionego zawodowo przedsiębiorcy, ginie w tragicznych okolicznościach. On nie mając już nic do stracenia, staje na cienkiej krawędzi pomiędzy życiem, a śmiercią. W ostatniej chwili przed krytyczną decyzją ratuje go telefon z zaświatów. Ten ułamek sekundy zmienia jego życie, a on sam rozpoczyna bolesną podróż do przeszłości, o której wolałby zapomnieć. 

#mariolapoleca, CZYLI KILKA SŁÓW Z PERSPEKTYWY CZYTELNIKA:

Miałam przyjemność czytać również debiutancką powieść Pawła, "Most Ikara". Pamiętam, że zaciekawiła mnie i czekałam na jeszcze, bo jednak brakowało mi dalszych losów bohaterów, przedstawionych w pierwszej części, która podobnie, jak "Cudze życie", traktowała o tolerancji i akceptacji. Kiedy dowiedziałam się, że powstała kontynuacja, od razu wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. Z ciekawości, co Paweł wymyślił, ale też z lekkim dreszczykiem emocji, który lubię czuć, kiedy sięgam po nową pozycję autora, którego twórczość poznałam wcześniej. Zaczęłam czytać i...przepadłam. Po zapoznaniu się z pierwszym rozdziałem czułam głód tego, co wydarzy się na kolejnych stronach powieści. Czytałam wszędzie. W samochodzie, na tarasie, a nawet w nocy. Lekturę zakończyłam po niespełna trzech dniach. Była to podróż przez losy głównych bohaterów, ale przede wszystkim przez ich doświadczenia, emocje i traumy. Podróż, wymagają ode mnie, jako czytelnika wydobycia emocji ze swojej głębi. Droga oczyszczająca, bo przecież każdy z nas ma jakieś wspomnienia, które związane są z trudnymi emocjami.

Powieść porusza, obnaża nieznane dotąd fakty z życia bohaterów. Uświadamia, że nie warto żyć cudzym życiem, cudzymi oczekiwaniami. Trzeba mieć swoje marzenia, cele, swoje pomysły na życie. Człowiek, żyjący cudzym życiem, cudzą rzeczywistością, nigdy nie zazna szczęścia. Można je odnaleźć dopiero wtedy, kiedy odcinamy się od oczekiwań społeczeństwa i żyjemy według własnych zasad. Książka Pawła pozwoliła mi przemyśleć życiowe priorytety i mam wrażenie, że innych czytelników też skłoni do refleksji nad własnym życiem. 

Niezmiernie cieszy fakt, że trzecia część jest już gdzieś w szufladzie u autora i prędzej, czy później ujrzy światło dzienne. Czekam na ten moment.

Chciałabym wyróżnić również pomysł na to, by powstał audiobook. Słyszałam kilka fragmentów i jestem zadowolona. Czyta Maciej Radel, aktor i lektor o charakterystycznym, głębokim głosie. Posiadacz jednego z najlepszych głosów lektorskich w Polsce, jak uważa wielu a ja się pod tym po prostu podpisuję. Kto nie słucha audiobooków, ale w czasie pandemii słuchał #instanocka, to będzie miał na pewno podobne zdanie. 

Polecam lekturę najnowszej książki autorstwa @zwyczajnychlopak, a kto jeszcze nie zna autora, warto odszukać go na Instagramie lub Facebooku oraz zapoznać się z jego pierwszą, debiutancką powieścią "Most Ikara".