piątek, 15 marca 2019

Piotr Bałtroczyk: "Lubię estradę"

Piotr Bałtroczyk: "Lubię estradę"


















Fot. Małgorzata Krawczyk

Przed programem "Bałtroczyk na Walentynki" miałam ogromną przyjemność porozmawiać z Piotrem Bałtroczykiem. O samym programie, zafascynowaniu Cieszynem oraz...strusiem po beskidzku. 

Krzysztof Respondek kiedyś w rozmowie ze mną zdradził, że kabareciarze i artyści estradowi są największymi ponurakami w życiu prywatnym. To prawda? Jak jest w Pana przypadku? Uda się obalić ten mit? (Śmiech.)

Nie. Krzysiek ma rację. Nie jesteśmy w przeważającej mierze nad wyraz rozrywkowi. Po występach, kiedy jesteśmy w większym gronie chętnie usiądziemy, wypijemy wódeczkę, czy wino, ale bez napadów histerii. Z charakteru jestem mało towarzyski. Jestem typem odludka, udomowionym. Najlepiej czuję się w domu. 

Wychodzi Pan z założenia, że każdy dzień może być dobry, bo wszystko zależy tylko od nas samych? Co jest dla Pana gwarancją dobrego dnia?

Nie wychodzę z założenia, że każdy dzień może być dobry. Im starszy jestem, tym bardziej przekonuję się o tym, że każdy dzień może być zły. (Śmiech.) Mogą mnie boleć różne elementy, które wczoraj mnie nie bolały. 

Dziś na pewno ma Pan dobry dzień. (Śmiech.) Spotykamy się w Teatrze im. A. Mickiewicza Cieszynie, po opisie, jaki widniał na Pana oficjalnej stronie, (w najpiękniejszym znanym mi Teatrze) można uznać, że lubi Pan tu wracać...

Bardzo lubię tu wracać. To moja kolejna wizyta w Cieszynie. Lubię tę publiczność. Uwielbiam ten obiekt. Cieszyn jest miejscem pożądanym z mojego punktu widzenia. 

 O godz. 19:00 wystąpi Pan w programie "Bałtroczyk na Walentynki". Jak celebruje Pan święto przypadające na 14 lutego?

Celebrowałem leżąc i czytając książkę. Huczne obchody. (Śmiech.) 

Jak długo trwały prace nad programem, który dzisiaj zostanie zaprezentowany?

Ten program przekształca się z tygodnia na tydzień. Tydzień później byłby już zupełnie inny. Mam w głowie koło ośmiu godzin mówienia do pośmiania, więc trudno mówić o systematycznej pracy nad nim. Powstaje cały czas. 

Do jakich odbiorców Pana program "Bałtroczyk na Walentynki" jest skierowany?

Do odbiorców geriatrycznych, czyli w moim wieku. (Śmiech.) Do takich, którzy rozumieją problemy dojrzałego, a nawet przejrzałego mężczyzny. (Śmiech.) 

To prawda, że podczas każdego występu, jedynym, co się powtarza jest zdanie, które pojawia się na samym początku? Resztę monologu tworzy Pan podczas programu na bieżąco. 

Nie do końca tak jest, ale nie będę odbierał czytelnikom złudzeń. (Śmiech.) 

Program, o którym rozmawiamy to "monolog pisany życiem". Podobno insiprację do swoich występów czerpie Pan zewsząd. Proszę następującą myśl rozwinąć.

Myślałem dziś o moich pobytach w tutejszych stronach. Nagle mi się przypomniało, że kiedyś zatrzymałem się w drodze na Brenną w pewnej karczmie, w której serwowany był "Struś po beskidzku". Zafascynowało mnie to, że były tu kiedyś strusie, a na dodatek przyrządzane po beskidzku. (Śmiech.) To bardzo ciekawe. 

Czy podczas programu wchodzi Pan w interakcję z publicznością? Co dają Panu spotkania z odbiorcami?

Lubię estradę i kontakt z publicznością, który praktywoany jest u mnie przez śmiech, ale jest również rodzajem kontaktu intelektualnego i intymnego. To co mówię, jest bardziej na śmiech, niż na rechot. Gdybym tego nie robił, tęskniłbym bardzo. 

O co najczęściej jest Pan pytany przez sympatyków? 

Nie ma takiego pytania. Dziennikarze najczęściej mnie pytają, z czego śmieją się Polacy. Nigdy na to pytanie nie odpowiadam. 

Najbliższe plany zawodowe.

Czeka mnie bardzo pracowity marzec, cały spędzony w trasie. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz