poniedziałek, 26 grudnia 2022

Magdalena Witkiewicz o książce „Telefon od Mikołaja“ [WYWIAD]

 Magdalena Witkiewicz o książce „Telefon od Mikołaja“ [WYWIAD]

















fot. Anna Powałowska



Tym razem, pisarka Magdalena Witkiewicz, opowiada o swojej najnowszej książce, "Uwierz w Mikołaja", utrzymanej w świątecznym klimacie. Rozmawiamy o  pisaniu świątecznej książki latem, ale również o problemie depresji wśród młodzieży i ważności telefonu zaufania

Po tym, jak w 2019 roku na rynku ukazała się Pani książka "Uwierz w Mikołaja", przyszedł czas na jej kontynuację. Pani najnowsza książka, utrzymana w świątecznym klimacie, nosi tytuł "Telefon od Mikołaja". Ponownie przenosi czytelników do domu opieki "Happy End". Skąd pomysł, by akcja toczyła się właśnie w takim miejscu?

Bardzo polubiłam tych bohaterów i uważam, że mają potencjał na jeszcze wiele powieści. Sam pomysł umiejscowienia moich książek w Happy Endzie wziął się z tego, że moja przyjaciółka jest właścicielką domu seniora w Gdańsku. Opowiada mi o perypetiach pensjonariuszy. Niestety, zwykle są w gorszym stanie fizycznym, niż bohaterowie moich powieści, niemniej jednak humory im dopisują w takim samym stopniu. Uważam, że trzeba odczarować trochę starość.

Opinie o domach spokojnej starości bywają różne. Uważa Pani, że dzięki lekturze Pani książek opinie niektórych osób na ich temat będą bardziej przychylne?

Należy podkreślić, że za wszystkim stoją ludzie. I tak naprawdę wszystko zależy od ludzi. Jeżeli kocha się swoją pracę i podchodzi się do niej z sercem, to zawsze to procentuje. Tak samo jest z domami seniora, czy szpitalami itp. To, czy jest tam miło, czy nie, zależy od człowieka.

Czy w ramach pisania książki odwiedzała Pani takie miejsca? Rozmawiała z pensjonariuszami? Czy czyjaś historia stanowiła dla Pani inspirację?

Tak. Jak już wspomniałam wcześniej, dom seniora w Gdańsku Active Senior był inspiracją do napisania tych książek. Niektóre historie są prawdziwe, ale które, tego nie powiem :). Pozostanie to moją słodką tajemnicą.

"Telefon od Mikołaja" powstawał latem, co było podobno trudne, bo nic jeszcze nie zapowiadało świąt. Jak w środku lata wywołać w sobie tę magiczną, zimową atmosferę?

Nie jest to łatwe. Ale już od kilku lat piszę świąteczne powieści właśnie latem, więc bogata wyobraźnia pomaga. Zwykle wtedy jestem w lesie, w moim domku na Kaszubach. Moi przyjaciele często przynoszą mi bombki, dzieciaki puszczają świąteczne piosenki. Tak naprawdę mogę powiedzieć, że święta rozpoczynają się u mnie już latem. Zamykam oczy i w trzydziestostopniowym upale wyobrażam sobie, że przed domem nie ma drogi spalonej słońcem, a zaśnieżona ścieżka. Wtedy też powoli zaczynam kupować prezenty. Gorzej, że potem zapominam, gdzie je schowałam…

Gdyby miała Pani wybrać, kogo z pensjonariuszy Happy End-u lubi najbardziej, na kogo mogłoby paść? Z perspektywy czytelnika powiem, że ja najbardziej polubiłam Klemensa, Wincentynę oraz Maćka z córkami.

Ja mam olbrzymi sentyment do Jagody. No, cóż ja poradzę. :)

Z perspektywy czytelnika powiem, że na mnie największe wrażenie wywarła Wincentyna oraz radiowiec Klemens Wiśniowiecki, czyli Jan Toporek. Skąd pomysł na to, by w książce pojawił się radiowy wątek, w postaci "Księżycowej audycji"? Czy Pani interesuje się astrologią?

Nie wiem, czy można to nazwać zainteresowaniem. Na pewno nie wierzę w gazetowe horoskopy, ale wierzę, że jest coś w gwiazdach. W to, jak się czujemy, gdy planety są w określonym miejscu na niebie, w to, że one oddziaływują na nas w jakiś sposób. Inaczej się czuję, gdy jest pełnia, a inaczej gdy jest nów. Nie rozmyślam, dlaczego tak jest, ale myślę, że coś w tym jest.

Jednym z tematów ważnych społecznie, które zostały tutaj podjęte jest również nastoletnia depresja i telefon zaufania. Zewnętrzny uśmiech przykrywa czasem ogromny ból. Mam wrażenie, że odważne mówienie na temat depresji pomaga odczarować ten mit, chociażby w kwestii tego, że na poprawę humoru wystarczy zjeść kawałek czekolady. Z jakimi mitami na temat depresji Pani się spotyka?

Oj, to dopiero jest temat rzeka. Mam dwoje nastolatków w domu i wiem, że wśród ich przyjaciół bywa różnie. Bardzo wielu korzysta z pomocy terapeutów, psychiatrów, ale też wielu z nich powinno korzystać, a albo nie może się dostać, albo boi się powiedzieć o tym rodzicom. Bo po prostu niektórzy dorośli „nie wierzą” w depresję. Należy jednak pamiętać, że można sobie wierzyć w depresję, bądź nie. Faktem jest, że jest to śmiertelna choroba. Niezależnie, czy w nią wierzymy, czy nie. Dlatego bardzo się cieszę z nawiązanej współpracy z Fundacja Świętego Mikołaja. Każdy zakupiony egzemplarz przyczynia się do wsparcia tej Fundacji właśnie w zakresie pomocy psychologicznej dla młodzieży.

Czy częściej z tym tematem spotyka się Pani w kontekście osób dorosłych, czy młodzieży?

Mam wrażenie, że wiele osób potrzebuje pomocy. Ja ostatnio myślę, że wszystkim nam żyłoby się zdecydowanie łatwiej, gdybyśmy nauczyli się słuchać samych siebie i gdyby każdy z nas poszedł chociaż raz na jakiś czas do psychologa pogadać o sobie, relacjach i życiu. Gdyby miał czas zatrzymać się w tym pędzącym życiu i zastanowić nad sobą.

Mam wrażenie, że w całej tej historii, ta zmiana cyfry, która powoduje, że dziewczyna dzwoni do Happy Endu, działa tutaj terapeutycznie nie tylko na nią, ale także na pensjonariuszy. Jak Pani to odbiera?

Nie zastanawiałam się nad tym. Myślę, że po prostu miarka się przebrała. I przelały się krople trosk i zmartwień.

Mam nieodparte wrażenie, że Wicia swój charakterystyczny, czerwony telefon traktowała jak talizman, bo nie chciała się z nim rozstawać, w obawie, że ktoś zadzwoni, a ona akurat nie będzie mogła odebrać. Czy Pani ma swój talizman? Co nim jest?

Tak właśnie było. Talizman to pewnego rodzaju łącznik pomiędzy przeszłością i teraźniejszością. Czy ja mam talizman? Nie wiem. Mam swój ulubiony komputer i naprawdę trudno mi się pisze na innym.

Jakie talizmany najczęściej towarzyszą pisarzom? Przywiązuje Pani wagę do takich rzeczy?

Nie wiem. Nie wierzę raczej w wenę, talizmany. Wierzę w żmudną robotę. ;) Fantazjowanie jest najfajniejsze ale potem trzeba to jeszcze napisać.

Na rynku pojawił się również audiobook, czytany przez Mikołaja Krawczyka. Czy to, że jest jednym z najbardziej znanych aktorów i rozpoznawalnych głosów lektorskich w Polsce, zdecydowało o tym, że to właśnie jego zaprosiła Pani do współpracy?

Uwielbiam książki czytane przez Mikołaja Krawczyka! To chyba wystarczy. To nie jest pierwsza moja książka czytana przez Niego i z pewnością nie ostatnia!

Jaka była pierwsza Jego reakcja, kiedy zapoznał się z Pani najnowszą świąteczną historią?

Podobało mu się! A o szczegóły to należałoby jego zapytać. (Śmiech.)

Co powiedziałaby Pani do słuchawki, gdyby osobiście odebrała telefon od Mikołaja?

Ale jakiego Mikołaja? Czyżby tego, na którego czeka Wincentyna? :)

O jaki prezent poprosi Pani w tym roku?

Ja zawsze mam z tym kłopot. Ale krem do twarzy mi się skończył;) Poza tym poprosiłam o kilka książek Jerzego Bralczyka. Ja się z wszystkiego cieszę.

Na koniec rozmowy proszę zamknąć oczy i zdradzić, jak wyobraża Pani sobie wymarzone święta?

Och! Ja marzę, że kiedyś spędzę święta na zaśnieżonych Kaszubach. W moim drewnianym domku, wśród najbliższych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz