niedziela, 1 stycznia 2023

Piotr Ligienza: "Czuję, że jestem w dobrym momencie"

 Piotr Ligienza: "Czuję, że jestem w dobrym momencie"


















fot. Mikołaj Tym / Agencja Bumerang

W październiku w cieszyńskim teatrze zagrany został spektakl „Życie: Trzy wersje“. Na scenie wystąpili – Jerzy Schejbal, Katarzyna Pakosińska, Natasza Leśniak i Piotr Ligienza. Rozmawiałam z Piotrem Ligienzą, nie tylko o samym spektaklu, ale również o filmie „Chrzciny“, serialu „Barwy szczęścia” i trwającym od wielu lat fenomenie „Rancza“. 

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie. Mówi się, że to miejsce magiczne... Pan miał okazję grać tu już wcześniej?

Zgadzam się. Wielokrotnie grałem w tutejszym teatrze, przyjeżdżałem z różnymi spektaklami i podpisuję się pod tym obiema rękami. (śmiech) Uważam, że jest tutaj niesamowity klimat i bardzo dobrze się tu czuję. Myślę, że aktorom, którzy grają tutaj częściej niż ja, też bardzo dobrze się tutaj bywa. Świetna akustyka i w ogóle. Piękne miejsce.

Ma Pan swoje ulubione miejsca w Cieszynie?

Zawsze przyjeżdżam jak po ogień, więc nie mam czasu, by tak sobie pospacerować i pozwiedzać, ale Cieszyn bardzo mi się podoba. Lubię restaurację “Winowajcy”, tam jest zawsze bardzo miło i pysznie. Cieszyn kwitnie, miło spędza się tutaj czas. Mam też wspomnienia sprzed lat. Przyjechałem tu jeszcze w czasie studiów, było to dla mnie bardzo urokliwe. Spędzałem tutaj Sylwestra, plany się zmieniły i ostatecznie nie zrealizowaliśmy tego, co mieliśmy w planach, ale chodziliśmy po mieście, przespacerowaliśmy się też na czeską stronę. (Śmiech.) Było super. 

Dziś zagrany zostanie spektakl "Życie: Trzy wersje", który wyreżyserowany został przez Jerzego Schejbala. Przeciwności pana nie zniechęcają, gra mimo kontuzji. Jak samopoczucie?

Bylebyśmy tylko takie problemy mieli. (Śmiech.) Zdarzył się wypadek losowy, który na szczęście nie przeszkadza mi w graniu spektakli. Pogodziłem się z tym.

Sztuka swoją premierę miała 20 marca na stołecznej Scenie Relax. W jednym z ostatnich wywiadów Jerzy Schejbal mówił, że niestety, ale mało z nią jeździcie. Jest szansa na więcej spektakli wyjazdowych?

Cały czas liczę na to, że po tych wszystkich perturbacjach się uda. Trzeba robić swoje. To jest nasza pasja, nasze wykształcenie i nasz zawód, a to, że jest trudna sytuacja ekonomiczna, a na kulturę wydaje się na ostatnim miejscu, to tym bardziej doceniamy tych widzów, którzy przychodzą. 

Sztuka traktuje o życiu i o tym, jak czasem przypadek może zmienić jego bieg nieodwracalnie. Pan wierzy w przypadki?

Nawet o moim wypadku można powiedzieć, że to był przypadek, ale niewykluczone, że tak musiało być, jest w tym jakaś nauka i to zdarzyło się po coś. Nie wiem, po co, ale wierzę w przeznaczenie i w to, że możemy wpływać na nasze zachowania, a nasze działania mają wpływ na to, co się zmienia w naszym otoczeniu.

Pojawia się pan w roli Henryka, którego kariera naukowa zależy od Huberta (Jerzy Schejbal). Co opowie pan o swojej postaci?

Tak, jak podpowiada nam sam tytuł, w spektaklu widzimy Henryka w trzech odsłonach. Możemy zaobserwować jak kondycja psycho-fizyczna, pewność siebie i asertywność, czyli czynnik zmiany wpływa na dobrostan. W pierwszej części Henryk jest wycofany, łatwo go wytrącić z dobrego samopoczucia i pewności siebie, co świetnie udaje się jego przełożonemu, który jest niezłym graczem. Bawi się Henrykiem. W drugiej części jest pewniejszy, ma oparcie w małżonce, co wyzwala w nim bunt i pozwala mu się przeciwstawić. W ostatniej odsłonie jest świadomy swoich wartości, nie boi się wejścia w konflikt.

Ta postać cały czas ewoluuje…

To bardzo ciekawy mechanizm, który dzieje się na oczach widzów

Prozaiczna sytuacja staje się pretekstem do podglądania skrywanych uczuć i zachowań.

Czy znajduje się okazja na chociażby drobną improwizację?

Nie, ten tekst jest rodzajem partytury i trzeba wypełnić to, co autorka zapisała.

Częściej zdarza się panu improwizować na scenie, czy przed kamerą?

Zdarza się, ale to zależy od projektu i tego, jakie jest zapotrzebowanie na to, by to zrobić. Czasem wystarczą dwa słowa, komunikat reżysera, że zostawia nam wolną rękę. To jest bardzo przyjemne. Lubię takie wyzwania.

Warto porozmawiać o "Chrzcinach". Premiera 18 listopada. Są debiutem fabularnym Jakuba Skoczenia. Mówi się, że aktor, by przyjąć rolę w debiucie, musi w niej znaleźć coś, czego nie dają mu inne produkcje. Co takiego pan znalazł w tym filmie?

Uwielbiam pracę w filmie i z przyjemnością takie propozycje przyjmuję. Jakuba znam, ponieważ jest też reżyserem „Barw szczęścia“, więc nie było to nasze pierwsze spotkanie. Tak się złożyło, że i w „Barwach“ i w „Chrzcinach“ jestem fotografem. Nie miałem jeszcze okazji być na żadnym pokazie przedpremierowym, więc nie widziałem jeszcze filmu, ale jestem bardzo ciekawy. Nie mogę się doczekać premiery. 

To komediodramat rodzinny, rozgrywający się w przełomowym dla polskiej historii momencie - w dniu wybuchu stanu wojennego. Interesował się pan wcześniej tamtym czasem, czy dopiero zaczął wtedy, kiedy otrzymał zaproszenie do tej produkcji?

Interesuję się historią, więc temat jak najbardziej mi podpasował. Wierzę w intuicję. Czytam scenariusz, wiem, jaka jest obsada, coś mi się w głowie roi i czuję, że mi się chce. Bardzo chciałem dostać tę rolę.

Na koniec porozmawiamy jeszcze o "Barwach szczęścia". Czy zanim trafił pan do serialu, zdarzało się panu go oglądać?

Tak, oczywiście. 

 Wciela się pan w Modrzyckiego, dziennikarza "Szoku". To postać, mówię to z perspektywy widza - negatywna. Czy granie bohatera z pewnym złamaniem jest dla pana bardziej atrakcyjne?

Tak, Modrzycki pełni konkretną funkcję w tym serialu. Szuka sensacji, budzi kontrowersje, powoduje, że widz może ulegać tym emocjom, wzruszać się, irytować… Mnie przypadła w udziale taka rola. Bardzo lubię grać Błażeja Modrzyckiego. 

Czy pod wpływem grania człowieka o niełatwym charakterze, zdarza się panu spotykać z hejtem?

Personalnie nie spotykam się z hejtem, bo jest to krytyka postaci. Ludzie piszą w sposób emocjonalny, chcą, by Modrzyckiego usunąć z redakcji. Dla mnie jest to pewnego rodzaju komplement, ponieważ świadczy o tym, że to, co zagrałem, działa. Jestem aktorem. Raz gram lubiane postaci, a czasem nie. Wiem, jak działają dziennikarze z prasy brukowej. Mam na ten temat wyrobione swoje zdanie, jest we mnie absolutna niezgoda na takie zachowania, ale to serial, a ja w nim gram.

Jeśli chodzi o serial, z którym jest pan najczęściej kojarzony, czy cały czas jest to „Ranczo“?

Zdecydowanie tak.

Spekulacji na temat kontynuacji jest całe mnóstwo. Chyba można wszystkie plotki na ten temat zdusić w zarodku…

Nie mam żadnych potwierdzonych informacji, by miała nastąpić jakakolwiek reaktywacja „Rancza“. To chyba dobrze. Umówmy się. Niech to „Ranczo“ zostaje w pamięci widzów takie, jakie było. Był to fenomem, to że cieszy się ciągle taką popularnością, jest piękne. Róbmy dobre, kultowe seriale, rozwijajmy się.

Jak wspomina pan Franciszka Pieczkę?

Z Franciszkiem Pieczką przez wiele lat pracowaliśmy razem w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Oprócz tego, że pan Franciszek był wybitnym aktorem, był też wspaniałym człowiekiem, kolegą, którego niezwykle ceniłem. 

Najbliższe plany...

Mam zaplanowanych parę projektów, ale na razie o nich nie mówię, żeby nie zapeszyć 😊

Czuję, że jestem w dobrym momencie. Czym jestem starszy, nachodzi mnie taka refleksja, że jestem szczęśliwszy. Utwierdzam się w tym przekonaniu, lubię swój zawód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz