niedziela, 23 kwietnia 2023

Marcin Janos-Krawczyk i Dariusz Toczek o filmie krótkometrażowym „Wróbel“ [WYWIAD]

 Marcin Janos-Krawczyk i Dariusz Toczek o filmie krótkometrażowym „Wróbel“ [WYWIAD]















fot. Mirosław Kłopotowski

Z Marcinem Janosem-Krawczykiem i Dariuszem Toczkiem spotkałam się w Warszawie. Porozmawialiśmy o filmie krótkometrażowym „Wróbel“, o Jaśliskach, gdzie toczy się cała historia, ale też o uzależnieniach i wychodzeniu z nich. 

Słyszałam, że "Wróbel", którego akcja toczy się w Jaśliskach, długo się wykluwał. (Śmiech.) Dlaczego wybrano akurat tę lokalizację?

Marcin Janos-Krawczyk: Jaśliska wybrałem, ponieważ wydawały się być najwłaściwszym miejscem spośród wszystkich tych, które obserwowałem. Kilka lat temu robiłem film o peregrynacji obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej po całym kraju. Muszę przyznać, że jeździłem trochę jego śladami. Miałem dość duże spektrum oglądu na różne, mniejsze i większe miejscowości, niemniej jednak, pod kątem „Wróbla“ miałem kilka innych pomysłów, ale kiedy pojechałem właśnie do Jaślisk, to tak mi się spodobało, że zdecydowałem, że jeśli ten film powstanie, to tylko tam. Są tam piękne plenery i fantastyczni ludzie. Jaśliska są znane już z wcześniejszych filmów, takich jak „Boże Ciało“ , „Twarz“ lub „Wino truskawkowe“.

Nasz film w pewnym sensie opowiada o intertekstualności, cytatami nawiązując do innych filmów. Jedną ze scen nawiązujemy do filmu  Dariusza Jabłońskiego „Wino truskawkowe”. To „oczko” do bardziej świadomych widzów. Nie każdy to odczyta, ale są tacy, którzy to wychwycą. 

Dariusz Toczek:   No właśnie.  U nas to scena, można tak powiedzieć, przedzawałowa- przemiany bohatera,  a tam scena miłości… 

Film powstał w ramach programu Studia Munka "Trzydzieści minut". Panie Marcinie, zaczęło się od tego, że 25 lat temu zobaczył Pan Pana Dariusza w spektaklu "Samobójcy" w Krakowie. 















fot. Mirosław Kłopotowski

Marcin Janos-Krawczyk: Był to wyjątkowy spektakl. Ta rola i kreacja zapadły mi w pamięć. Kiedy 

Dariusz Toczek: Też to pamiętam. Parę uwag Jerzego Treli spowodowało, że wyłączyłem się stamtąd i dałem tylko i wyłącznie tej postaci to, co najlepsze. Ktoś może powiedzieć, że miałem odjazd, a ja mogę jedynie powiedzieć, że był to odjazd w najlepszym tego słowa znaczeniu, czyli będąc w postaci. Co by nie powiedzieć, Marek Kalita, Beata Fudalej to są osobowości, które pamiętają to do dziś.

Marcin Janos-Krawczyk: Jako aktor miałem wtedy marzenie, by grać tak wspaniale jak kolega, który był dla mnie wtedy po prostu wzorem. 

Dariusz Toczek: Myślę, że grasz, tylko nie miałeś do tej pory takiego materiału, nawet jak „Wróbel“. Pewnego rodzaju decyzje podjąłeś już wcześniej, pod wpływem których bardziej poszedłeś w reżyserię, ale uważam, że gdybyś miał jakiegoś przewodnika, wizjonera, reżysera, gościa po fantastycznym laboratorium z alkoholikami, jakiego ja zyskałem w Twojej osobie, to też rzuciłbyś się w coś takiego. 

Marcin Janos-Krawczyk: Kiedy byłem na drugim roku w PWST, mieliśmy możliwość podjęcia decyzji, w jakiej sztuce zagramy. Przypomniałem sobie wtedy, że mógłbym zagrać Semyona Seymonovicha Podsekalnikova. Chciałem się sprawdzić i zagrać to, co Toczek. (Śmiech.) 

Dariusz Toczek: Swego czasu w Polsce był to bardzo popularny tekst. Siedzimy niedaleko Teatru Dramatycznego, gdzie Marcin zaczynał swoją pracę, a Sławomir Grzymkowski grał samobójcę. Reżyserem był śp. Piotr Cieślak. 

Marcin Janos-Krawczyk: Kiedy dostałem scenariusz „Wróbla“, na spokojnie i z wielką przyjemnością mogłem go zagrać, ale kiedy pomyślałem sobie, że reżyserować i grać w swoim debiucie fabularnym główną rolę to spore wyzwanie. W filmie zagrałem jedynie mały epizod reżysera. 

Kiedy do Pana Marcina trafił scenariusz Jarosława Strzały, do filmu "Lump", zmienił tytuł na "Wróbel". Skąd pomysł?

Marcin Janos-Krawczyk: Odpowiem pół żartem, pół serio. (Śmiech.) Nie chciałem, by później mówili na Darka lump. (Śmiech.)

Dariusz Toczek: Ja się nie obrażam. Ludzie, którzy nie są inteligentni, wrażliwi, nie analizują, będą wypominać mi, że zagrałem lumpa i jadę na zagraniczne festiwale. Ja jednak wcale się nie buntuję, bo na etapie pracy wszystko jest możliwe. Doszliśmy do wniosku, że „Lump“ jest jednopłaszczyznowy, a „Wróbel“ daje większe pole do popisu. Dla mnie „Wróbel“ jest wieloznaczny i symboliczny. 

Marcin Janos-Krawczyk: „Lump“ to tytuł podany zbyt wprost. „Wróbel“ jest nawiązaniem do Krzysztofa Wróblewskiego, naturszczyka, którego poznałem. Przez lata robiłem film „Ziemia bezdomnych“, który traktuje o bezdomnych właśnie. 

O. Bogusław, który wymyślił ideę statku pełnomorskiego, żeby opłynąć świat dookoła, zmarł w 2009 roku. Obiecałem mu, że będę z nimi do końca. Film zrobiłem w 2017 roku. W większoścu tych historii alkohol był główną przyczyną śmierci bohaterów. Do tej pory przewodniczę Fundacji Palecznego. Zachęcam do odwiedzania naszej strony internetowej Fundacji Palecznego oraz naszych profili na Instagramie i Facebooku. Teraz przed nami wyjątkowy moment, ponieważ po piętnastu latach chcemy spłynąć Wisłą do morza, po czym robić też rejsy terapeutyczne dla różnych grup wykluczonych, nie tylko bezdomnych, alkoholików, ale i narkomanów i młodzieży z domów dziecka, jako przeciwdziałanie bezdomności. Mówiąc krótko – mamy na celu przetransportować statek, czekamy na wyższy poziom Wisły, czekamy też na transport, bo potrzebna nam jest barka, by postawić te nasze trzydzieści sześć ton i spłynąć. Liczymy, że to się uda w tym roku, między kwietniem a czerwcem, bo stan wody jest wtedy najwyższy. 

Panie Marcinie, do tej pory zajmował się Pan filmami dokumentalnymi, "Wróbel" jest Pana debiutem fabularnym. Kiedy przyszedł ten moment, w którym zaczął kompletować obsadę, podobno od razu Pan wiedział, że w roli tytułowej chce obsadzić Pana Darka. (Śmiech.) To prawda?

Marcin Janos Krawczyk: Z racji doświadczenia dokumentalnego i chociażby poznania Krzysztofa Wróblewskiego, którego też nazwisko konotowało, bo na niego wszyscy mówili „Wróbel“, faktycznie myślałem najpierw o naturszczyku. Jest taka anekdota o wróblu, która znakomicie wpisuje się do naszej wizji, ale nie przytoczę jej, czytelnikom, bo nie jest do końca cenzuralna. (Śmiech.) Zdradzę, że została tutaj opowiedziana przy wyłączonym dyktafonie. (Śmiech.) 

Panie Darku, co zadecydowało o tym, że postanowił Pan tę rolę przyjąć? 














fot. Mirosław Kłopotowski

Dariusz Toczek: W ogóle się nie zastanawiałem. Nie mieliśmy tu na nic czasu. Od propozycji minął rok, ale jakoś się rozmywała. Finalnie mieliśmy jakieś dwa-trzy miesiące spotkań, prób, decyzji. Wtedy Marcin ostatecznie zdecydował, że mnie obsadzi, a nie na naturszczyka. Pojechaliśmy do Jaślisk. Ewidentne było dla mnie to, że Marcin miał tak duże laboratorium, którego nie miał żaden inny reżyser. Nikt nie przyglądał się takiej resocjalizacji, nie był z nimi. Wielokrotnie widział śmierć, ale też sukcesy osob, odbijających się od dna. 

Wiem, jak potrafią pracować reżyserzy, którzy się na planie gubią, a tu wiedziałem, że nic takiego nie nastąpi. Wiedziałem, że Marcin mnie poprowadzi. W postaci trzeba było po prostu być. 

Muszę zapytać, jak smakuje Wiśniowa Izka? (Śmiech.) To napój, który zmienia bohatera, o którym zaraz porozmawiamy. 

Dariusz Toczek: (Śmiech.) Dobre pytanie. 

Ja tego nawet nie spróbowałem. Alkohol jest w jednej formie śmiercionośny. Czy będzie to Izka za niespełna cztery złote, czy samogon wyprodukowany w lesie, nie ma to znaczenia. To nas zabija. Powiem szczerze, że nawet nie miałem ochoty próbować. Organoleptyczne doświadczenia, jeśli chodzi o alkohol, miałem skądinąd.

Izka jest bardzo ważnym bohaterem, bo ci, którzy dopiero zobaczą film, zauważą, że funkcjonuje jak za przeproszeniem te góry, wodospad, czy miejscowi ludzie, którzy przewinęli się przez parę polskich filmów, ale u nas też pomagali i byli bohaterami. Pod ratuszem wiele rzeczy się przeplata i Izka jest tam na serio bardzo istotna. 

Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie ten napój, film wyglądałby zupełnie inaczej?

Dariusz Toczek: To w ogóle byłby inny film. Przez pryzmat Izki opowiadamy o pewnego rodzaju procesie, zmaganiu się, walce.

Marcin Janos Krawczyk: Żeby było ciekawiej, w scenariuszu Jarka Strzały ani razy nie pojawiło się stwierdzenie, że on pije. W naszym filmie w zasadzie też nie ma takiego momentu. 

Dariusz Toczek: W przestrzeni pozakadrowej, w domyśle jest, że może tak być, ale nie jest to pewne. 

Marcin Janos-Krawczyk: Robiąc film o alkoholiku, nie pokazujemy, picia. To chyba też jest sukcesem tego filmu. 

Dariusz Toczek: Najważniejsze są rzeczy – co ta Izka spowodowała, jakie są relacje między Wróblem a członkami jego rodziny, kelnerem, filmowcami.

Marcin Janos-Krawczyk: W kontekście kolejnych filmów fajne jest to, że robiąc np. film o zabijaniu, nie musimy zabijać. Dużo filmów powstaje takich, że ja, jako reżyser, bałbym się wziąć odpowiedzialność za to, że taki temat poruszam, nie potrafiąc opowiedzieć tego tematu filmu w taki sposób, by nie dać powodu komuś do picia, czy do innych zachowań. 














fot. Mirosław Kłopotowski

Dariusz Toczek: Lepiej o alkoholikach robić filmy bez picia, o narkomanie bez brania, o mordercy bez zabijania…

Marcin Janos-Krawczyk: Ewidentnie, szlachetniej. 

"Wróbel" to człowiek, naznaczony alkoholem i kolejnymi, wynikającymi z tego upadkami. Ewidentnie jest to postać z pewnym złamaniem, rysą na życiorysie. Panie Darku, zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem, że granie postaci z pewnego rodzaju złamaniem, rysą na życiorysie tworzy dodatkowy atut do grania?

Dariusz Toczek: W tym pytaniu jest odpowiedź. Mogę odpowiedzieć tylko twierdząco. Powtórzę jeszcze raz, że laboratorium było tu fenomenalne. Jestem prawie pewien, że takiej postaci już nigdy nie zbuduję. Była to nieprawdopodobna przygoda. 

Marcin Janos-Krawczyk: Jest to krótki metraż, a jednak tak znaczący. Zostanie pokazany na Festiwalach na różnych kontynentach. To wielki sukces. Mam nadzieję, że Darek też dostanie jakąś nagrodę za swoją kreację. Wierzę, że tak jak ja się nim przed laty zachwycałem, tak ponownie ktoś się nim zachwyci. Kiedy kolaudowaliśmy ten tekst, kilku wyśmienitych reżyserów się Darkiem zachwycało. 

Dariusz Toczek: Nie będę wymieniał nazwisk, ale z nimi wszystkimi pracowałem. Zdradzę, że Radek Piwowarski mnie nie poznał. 

Marcin Janos-Krawczyk: W chwili obecnej „Wróbla“ możemy oglądać w kinach studyjnych w całej Polsce. Mamy nadzieję, że to jeszcze chwilę potrwa. Myślę, że kiedy widzowie będą dopytywali w kinach studyjnych o nasz film, to szansa będzie większa. 

„Wróbel“ pokazywany jest w zestawie filmów ze Studia Munka razem z „Followers. Odpalaj Lajwa“ Kuby Radeja oraz „Victorią“ Karoliny Porcari. 

Szansa, którą dostaje, w pewnym momencie staje się przekleństwem. Boi się dawnego życia? 

Dariusz Toczek: Ogólnie rzecz biorąc, to, że przyjeżdża ekipa, faktycznie jest dla niego wybawieniem i przekleństwem w jednym, ale…to Państwo już sami zobaczycie. Zapraszamy na nasz film. Odpowiedź jest krótka – tak, Wróbel boi się dawnego życia. 

Panie Darku, nie bał się Pan podjąć wyzwania zagrania osoby uzależnionej od alkoholu? W rozmowie z okazji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, sekcji krótkie metraże, powiedział Pan, że było to piekielnie trudne wyzwanie. Na czym polegała ta trudność? 

Dariusz Toczek: Było to ogromne wyzwanie, ale w ogóle się go nie bałem. Myślę, że należę do większości Polaków, którzy gdzieś tam w domach zmagali się z alkoholizmem. 

Czy w ramach przygotowania do roli, podobnie jak Pan Marcin, przyglądał się osobom uzależnionym? 

Dariusz Toczek: Oglądałem filmy dokumentalne i materiały Marcina, ale w domu miałem laboratorium na swoim tacie. Mój śp. tata nie był alkoholikiem, wykończyła go choroba nowotworowa, ale pomagał sobie. Odreagowywał życie… 

Nie będę się posiłkował statystykami, ale piją wszyscy, którzy są uzależnieni. W filmie „Wróbel“ pokazaliśmy pijaka, który stracił rodzinę. W małej miejscowości taka osoba jest na outcie. Nikt jej nie zatrudni, nikt jej nie pomoże, a tutaj siedzimy obok Dworca Centralnego i takich osób jest całe mnóstwo. Tu taka historia może nie każdego dotknie, ale w małej miejscowości, gdzie wszyscy znają się od dziecka, jest inaczej. 

"Wróbel" to krótki metraż ważny społecznie. Uważają Panowie, że może zmienić coś w postrzeganiu alkoholizmu przez społeczeństwo? Spowodować choćby, że ktoś po obejrzeniu uświadomi sobie, jak ważny ma problem? Pójdzie na terapię?

Dariusz Toczek: Myślę, że przez pryzmat naszego filmu nie, ale przez pryzmat „Ziemi Bezdomnych“ – tak.

Marcin Janos-Krawczyk: Myślę, że każdy film i liczę, że „Wróbel“ także da szansę komuś. Filmy robię po to, by zmieniać rzeczywistość chociażby kilku osób. Dlatego zacząłem robić fabuły, będę robić dłuższe metraże, bo mają większą oglądalność. 

Są już pomysły na nowe fabuły? 

Marcin Janos-Krawczyk: Tak. Robię filmy fabularne i rozwijam się w tym kierunku, bo chcę dzięki temu naprawiać świat. 

Realizując poprzednie filmy miałem okazje  dosłownie odczuć siłę sprawczą pomagania.  Na przykład udało mi się Witka z Dworca Centralnego zawieźć do mamy i uratować mu życie, to wymiernie i namacalnie mogę powiedzieć, że pomogłem człowiekowi. Nie jednemu. Witka daje jako przykład, bo jesteśmy tak blisko miejsca, z którego go zabrałem… Witek od dziewięciu lat nie pije, prowadzi klub AAA, co roku dzwoni do mnie z Medjugorje… Kiedy w Jaśliskach na pokaz przyszło do nas ok. pięćset osób, w tym kobiety z mężami, licząc na to, że ich ten film zmieni, emocje to były ogromne. Takie filmy robię po to, by ludziom z tym problemem uzmysłowić i dać iskrę do tego, że można coś zmienić. Kreacja Darka pokazuje, że nawet obejrzenie filmu może spowodować zmianę. Nigdy nie jest za późno. 

Dariusz Toczek: Ja chyba mam już zbyt duży dystans do jakichkolwiek happy endów i do szczęścia, bo tyle razy dostałem od życia po głowie, że będę się bardzo cieszył, kiedy dowiem się, że nasz film na kogoś zadziałał, ktoś sobie po obejrzeniu coś uświadomił. Mam nadzieję, że ktoś zrobi dla siebie coś dobrego, rozpocznie leczenie, odejdzie od alkoholizmu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz