wtorek, 25 kwietnia 2023

Paulina Lasota o „M jak miłość“, „Swatach“, podróżach i życiu chwilą [WYWIAD]

 Paulina Lasota o „M jak miłość“, „Swatach“, podróżach i życiu chwilą [WYWIAD]

















fot. Olga Tuz

Z Pauliną Lasotą spotkałam się w Warszawie. Rozmawiałyśmy o serialu „M jak miłość“, o serialu „Swaci“, który zadebiutował w Polsat Box Go 7 kwietnia, ale nie tylko.

Nie przechodzimy obojętnie również obok innych tematów, takich jak życie w zgodzie ze sobą i w rytmie slow. 

Już na pierwszy rzut oka sprawiasz wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Jak dbasz o to na co dzień?

Jeżeli ktoś ma różne doświadczenia w życiu, włącznie z tymi, które nie są zbyt przyjemne i pozytywne, musi się nauczyć jakoś  radzić. Nawet, jeżeli napotykam jakieś trudności, z którymi się borykam, zawsze staram się w tym wszystkim znaleźć coś pozytywnego. Kiedy na horyzoncie pojawia się jakaś trudna sytuacja, z której wydaje mi się na pierwszy rzut oka, że nic dobrego nie wyniknie, szukam w tym lekcji. Każde trudne doświadczenie w naszym życiu jest lekcją, zawsze możemy się czegoś nauczyć i w przyszłości nie odczuwać skutków tak intensywnie.

Czy takiego nastawienia wobec ludzi i świata można się nauczyć?

Myślę, że można się go nauczyć i nawet trzeba. Nie lubię otaczać się ludźmi, którzy w małych rzeczach doszukują się ogromnych problemów. Kiedy będziemy tracić czas na zamartwianie się, tym, że coś jest nie tak, to do niczego nie dojdziemy. Staram się nie tracić czasu na narzekanie, tylko szukam rozwiązań, nie obciążając nikogo przy okazji.

Wiele jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałaś akurat aktorstwo?

Aktorką chciałam być od dziecka. Miałam do tego predyspozycje. Już od przedszkola nauczyciele angażowali mnie do przedstawień. Odnajdywałam się w tym i przede wszystkim dawało mi to wielką przyjemność.

Pochodzę z małej miejscowości, położonej niedaleko Lipska nad Wisłą. Kiedy wyprowadziłam się z domu, miałam szesnaście lat. Przez rok studiowałam chemię bo w liceum byłam w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. Interesuję mnie fizyka kwantowa, chemia i biologia. Szukam w tym sposobu na zrozumienie rzeczywistości, która mnie otacza.

Czy można zatem powiedzieć, że miałaś jakiś tzw. „plan B“?

Nie. To nie był plan B, po prostu to, że mogę być aktorką, nawet do mnie nie docierało. Przez to, skąd pochodzę, w ogóle nie miałam styczności z prawdziwym teatrem. Na pierwszym spektaklu teatralnym byłam, kiedy miałam siedemnaście lat. Byłam akurat w Radomiu, kiedy kolega zaprosił mnie na „Skrzypka na dachu“. Poczułam ten klimat, ale ciągle nie myślałam o tym, że mogłabym być aktorką. Studiując chemię na UW, któregoś dnia siedziałam w laboratorium, robiąc jak zawsze doświadczenia chemiczne i nagle pomyślałam, że nie chcę, by tak wyglądało moje życie.

Oświeciło mnie, przyszło do mnie natchnienie i ta myśl, że zawsze chciałam być aktorką. Pomyślałam, że jeżeli teraz nie zaryzykuję, za parę lat będę żałować. Dałam sobie tę szansę. Przygotowywałam się do egzaminów. Poprosiłam Wszechświat, by dał mi jakiś znak. Dostałam się.

Z tym przebieraniem coś w tym jest, bo jedną z pierwszych ról serialowych, a do tego kostiumowych, za pośrednictwem której dałaś się poznać szerszej publiczności, była Cudka w "Koronie królów". Jak podsumowałabyś w kilku słowach zmiany, które nastąpiły w Twoim życiu zawodowym po wcieleniu się w rolę Cudki?

Myślę, że fakt, iż zostałam obsadzona w roli Cudki w „Koronie królów“, w żaden sposób nie wpłynął na moje dalsze życie zawodowe. Ludzie, którzy obsadzają nowe seriale i filmy, patrzą sceptycznie na to, kiedy w dorobku pojawia się już jakaś większa rola, z której aktor jest znany.

Podobno każda aktorka marzy o tym, by zagrać w stroju z epoki, zgadzasz się z tym stwierdzeniem? (Śmiech.)

Tak. Od zawsze chciałam zagrać księżniczkę. To było moje dziecięce marzenie, a tu dodatkowo byłam miłością króla, szkoda, że jedną z wielu. Był to mój pierwszy casting, który od razu wygrałam. Miałam dużo szczęścia. Zrobiłam to.

Wielu aktorów marzy też o tym, by grać w tak kultowym serialu, jak "M jak miłość". Ty do stałej obsady serialu, w którym wcielasz się w rolę Kasi Stawskiej, dołączyłaś w 1534 odcinku. Czy zanim trafiłaś do serialu, zdarzało Ci się go oglądać? Miałaś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

Kiedy byłam młodsza, oglądałam serial. Uwielbiałam wątki w Grabinie, panował tam sielankowy klimat,  prawie w każdym odcinku pojawiała się babcia Basia, (w tej roli Teresa Lipowska, przyp. red.) i dziadek Lucjan, (w tej roli śp. Wiotld Pyrkosz, przyp. red.), do których można było przyjść z każdym problemem. Ten seriál pokazuje jaka moc tkwi w rodzinie.

Jak w kilku słowach opisałabyś przemianę, jaką Kasia przeszła na przestrzeni odcinków?

Każda rola jest tak skonstruowana, że bohater przechodzi przemianę na oczach widzów. Moja bohaterka też ją przeszła. Była to przemiana dość klasyczna, z dziewczyny nieco niedojrzałej, niedoświadczonej, naiwnej, ale tak już się dzieje, że gram postaci, które bywają naiwne, zupełnie nie wiem, z czego to wynika. Kasia jest też pełna nadziei i optymizmu, choć wiadomo, że dużo przeszła. Związek z Jakubem (Krzysztof Kwiatkowski, przyp. red.) tchnął w nią nadzieję, że jednak są wartościowi ludzie.

Obecny sezon serialu przyniósł Twojej bohaterce oraz jej partnerowi, (w tej roli Krzysztof Kwiatkowski, przyp. red.) wiele dramatycznych zwrotów akcji. Gdybyś miała określić, najtrudniejszy moment, który do tej pory miałaś w serialu do zagrania, na który mogłoby paść?

Ciężko znaleźć jeden moment. Nie przepadam za graniem dramatycznych scen w dużej ilości, w krótkim okresie czasu, wraca się z tymi emocjami do domu.

Kiedy schodzisz z planu, zabierasz ze sobą te przebyte na planie emocje, czy starasz się zostawić je za sobą?

Staram się je zostawiać za sobą, ale nie zawsze to się udaje. Na planie jesteśmy czasami po dwanaście godzin i przez cały ten czas musimy grać bardzo emocjonalne sceny. Kiedy schodzę z planu, niby wszystko jest dobrze, odczuwam spokój, ale ciało daje mi sygnały. Boli mnie głowa, mam napięte mięśnie.

Trudne sceny niosą za sobą całą gamę trudnych emocji, jaki jest Twój sposób na wywołanie ich w sobie przed ujęciem? Przywołujesz w sobie trudne momenty, myślisz o osobach, które znajdują się w podobnej sytuacji, czy masz na to jeszcze inny sposób?

Na początku miałam tak, że mimo patrzenia na inną osobę, wyobrażałam sobie kogoś z mojego prywatnego życia i przypominałam sobie trudny moment. Po pewnym czasie to jednak przestaje działać. Kiedy jakąś postać gra się dłużej, zna się jej background, to staje się łatwiejsze. Nie muszę sobie tego dopowiadać, bo to wszystko jest już we mnie.

W emisji są właśnie odcinki, w których na horyzoncie pojawia się Justyna, siostra Kasi (w tej roli Magdalena Wieczorek, przyp. red.), która jak się okazuje, ma za sobą burzliwą przeszłość, m.in. problemy z narkotykami, przyczyniła się też podobno do śmierci mamy. Mam takie wrażenie, że nagle widzowie poznają wiele sekretów z życia Kasi. Kiedy to Ty poznawałaś jej życiorys i odkrywałaś fakty z jej przeszłości, co dla Ciebie było największym zaskoczeniem?

Nie jest jakimś zaskoczeniem to, że po tym, co zrobiła jej siostra, odcięła się od rodziny i chciała o tym zapomnieć, zacząć nowe życie, na nowo zbudować siebie. Ja to rozumiem i uważam, że to całkiem racjonalna i rozsądna decyzja. Kiedy zaczęłam ją grać, nie miałam takiej wiedzy na temat jej przeszłości. Ta postać tworzy się na bieżąco.

Serial "Swaci", którego premiera na platformie Polsat Box Go odbyła się 7 kwietnia, jest polską wersją ukraińskiej produkcji "Svaty", emitowanej od roku 2008. Czy w ramach przygotowania do roli miałaś okazję oglądać ukraińską wersję?

Nie widziałam jeszcze efektów, ale praca na planie była cudowna. Kordian Piwowarski jest świetnym reżyserem, energicznym, pełnym pasji. Beata Schimscheiner, Paweł Koślik, Mariusz Kiljan, Monika Krzywkowska…wszyscy są wspaniali, bardzo profesjonalni, czego ja potrzebuję, a kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Amelkę Żuchowską, czyli moją serialową córeczkę, byłam zachwycona.

















fot. Olga Tuz

Wielkim plusem jest narracja głosem dziecka, prowadzona przez Amelkę Żuchowską.

W żadnym polskim serialu chyba faktycznie nie było do tej pory takiego zabiegu.

Oglądałaś ukraiński pierwowzór?

Nie. Kiedy grałam w serialu „Kuchnia“, reżyser prosił, abyśmy inspirowali się tą orginalną wersją. W przypadku „Swatów“ było odwrotnie. Proszono nas, byśmy nie zaglądali do oryginału.

Nie ciągnęło Cię jednak, by to zrobić? (Śmiech.)

Jestem zwolenniczką tego, by inspirować się życiem, literaturą… Teraz pracuję nad spektaklem komediowym w Teatrze Kamienica. Mam zagrać tam postać głupiutkiej dziewczyny, która jest sprytna, przebiegła, interesowna. Szuka sponsora, który będzie ją utrzymywał. Pytałam reżysera, czy mógłby mi podpowiedzieć, czym mogłabym zainspirować się, w trakcie tworzenia tej postaci. Powiedział, bym niczego nie szukała na zewnątrz, a przepuściła to przez siebie. Teraz staram się to zrobić. Nie chcę nieudolnie naśladować.

Co takiego Ania w sobie ma, czego nie miały dotychczas odgrywane przez Ciebie bohaterki? Czym "kupiła" Cię ta postać? Za co ją polubiłaś?

Lubię to, że jest zero-jedynkowa i szuka najłatwiejszych rozwiązań. Życie wydaje jej się proste i przyjemne.  Tam nie ma zbyt skomplikowanej psychologii, moja bohaterka ma też dużo szczęścia bo jest otoczona niebywałą miłością i troską.  

Rys komediowy ułatwia, czy utrudnia pracę nad rolą?

Ja teraz bardzo dużo grałam w komediach. Jeśli chodzi o seriale, to pierwsza była „Kuchnia“, potem „Swaci“, a gram też w teatrze „Lekko nie będzie“. Tak, jak mówiłam, kolejny spektakl z tego gatunku, w którym zagram, jest w próbach. Od dwóch lat wszystkie nowe projekty są komediowe. Kiedy przez dwa lata pracowałam na planie „Korony królów“, robiąc jednocześnie też projekty ciężkie emocjonalnie, marzyłam o komedii właśnie. Nie wiem, czy jest mi trudniej, ale mam na pewno większą przyjemność i lekkość, która przekłada się na życie.

Z tego, co kojarzę, nie grałaś nigdy bohaterki, która stała po złej stronie mocy.

Z tego, co ja kojarzę, możesz mieć rację (Śmiech.) Z Ani, którą gram w „Swatach“, próbowaliśmy zrobić żyletę, ale to bardziej ze względu na jej błogosławiony stan i burzę hormonalną, na którą nie ma wpływu. Generalnie to nie jest zła dziewczyna, może ewentualie lekko rozpieszczona.

Czy marzy Ci się taka rola, tak dla kontrastu? (Śmiech.)

Chciałabym zagrać taką rolę, gdzie miałabym pole do tego, by ćwiczyć, być sprawną, mieć długi okres przygotowawczy. Przede wszystkim przełamywać swoje bariery, przekraczać granice. Dowiedzieć się czegoś nowego o sobie, coś przepracować… W skrócie marzę o roli, która będzie wyzwaniem.

Jeśli chodzi o deski teatralne, obecnie można oglądać Cię w dwóch sztukach - "Lekko nie będzie" oraz "Ciotka Karola 4.1". Którą z tych postaci, kreowanych w Teatrze, darzysz większą sympatią? Można tak to w ogóle rozgraniczyć? (Śmiech.)

Nie lubię porównań. Nie tylko zawodowo, ale i prywatnie. Uważam, że relatywizm jest nieodłączną częścią życia, mimo wszystko nie jestem zwolenniczką tego typu myślenia.

Gdybyś mogła wybrać dowolną postać z dowolnej sztuki teatralnej, w jaką chciałabyś się wcielić?

Byłaby to na pewno bohaterka z jakiegoś dramatu Czechowa.

Kiedy to Ty zasiadasz na widowni w Teatrze, zastanawiasz się czasem, jak Ty zagrałabyś daną scenę? Czy oglądanie swoich kolegów na deskach, pomaga też w pracy, którą ma się do odrobienia, przygotowując się do swojej kolejnej roli? Rozbudowuje warsztat?

(Śmiech.) Niestety, bardzo ciężko jest mi oglądać kolegów. Nie lubię tego robić, bo nie umiem na dany spektakl spojrzeć obiektywnie. Nie podążam za fabułą, bo skupiam uwagę na znajomych i śledzę ich ruchy. (Śmiech.)

Kiedy gasną kamery i opada kurtyna, najchętniej i najefektywniej odpoczywasz w naturze i / lub w podróży. Jakie miejsce zachwyciło Cię ostatnio?

Uwielbiam Wiedeń. Lubię galerie i muzea. Każde miejsce tam jest dla mnie arcydziełem. Lubię też Rzym. W bardzo wielu miejscach jeszcze nie byłam.

W podróży lubisz wracać, czy odkrywać?

Zastanawiałam się nad tym, bo planuję kolejny wyjazd. Mam dylemat, czy pojechać tam, gdzie czuję się dobrze i bezpiecznie, czy do nowego miejsca. Do nowych miejsc wolę jeździć sama, a do sprawdzonych z kimś, bo już wiem, co możemy tam zrobić. Lubię pokazywać ulubione miejsca i smaki, dzielić się nimi.

Sama też czasami lubię gotować, ale nie wiem, czy umiem. Moi goście zawsze mnie chwalą. (Śmiech.) Lubię, kiedy na talerzu jest wiele kolorów, warzywa i owoce. Mam też wielką słabość do słodyczy.

Podróż marzeń Pauliny Lasoty to...

Cały czas o tym myślę. Każde takie marzenie, które miałam, zrealizowałam. Bardzo chciałabym pojechać do Paryża, bo nigdy tam nie byłam. Nie lubię krótkich wyjazdów, nie ma opcji, bym zdecydowała się pojechać gdzieś na trzy dni. Tydzień to minimum, bym wiedziała, gdzie ja byłam. Uwielbiam rozkoszować się pobytem na spokojnie. Generalnie nie znoszę pośpiechu, nigdy się nie spóźniam. Nie wyobrażam sobie, by pobiec na jakieś spotkanie z językiem na brodzie, nie zjeść, nie wypić soku na spokojnie, nie rozkoszować się chwilą.

Najbliższe plany.

W czerwcu mam premierę spektaklu w Teatrze Kamienica. Wracam na plan „M jak miłość“. Marzy mi się rola w filmie, choć wydaję mi się, że widownia jest coraz mniejsza, co oczywiście jest bardzo niepokojące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz