niedziela, 16 lipca 2023

Mateusz Banasiuk o filmie "Nie cudzołóż i nie kradnij", życiowej równowadze i "Wieczorze kawalerskim" [WYWIAD]

 Mateusz Banasiuk o filmie "Nie cudzołóż i nie kradnij", życiowej równowadze i "Wieczorze kawalerskim"  [WYWIAD] 



















fot. Anna Powałowska

Mateusz Banasiuk po raz pierwszy na Festiwal Kino na Granicy do Cieszyna przyjechał w 2016 roku. Czekał na kolejną okazję, by spotkać się z festiwalową publicznością nad Olzą. Szansa nadarzyła się w tym roku. Rozmawialiśmy nie tylko o festiwalu, ale też o łapaniu życiowej równowagi i filmie „Wieczór kawalerski“, którego premiera jeszcze w tym roku. 

Podobno swojemu tacie zazdrościsz optymizmu i pogody ducha. Ja mam jednak wrażenie, że Tobie również tych cech nie brakuje. Jak dbasz o to na co dzień?

Staram się łapać równowagę w życiu. Kiedy czuję się przytłoczony obowiązkami zawodowymi, szukam ratunku w sporcie, w spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, w byciu z moim synem. Potrzebuję się doładowywać energetycznie, bo rzeczywiście, dużo jest ode mnie tej energii wymagane. Większość moich ról jest dość eksploatująca, więc naprawdę ta energia nie bierze się znikąd, ale jestem raczej z tych, którzy mają w sobie zdecydowanie więcej pozytywnych emocji, niż ciemnych stron. Doceniam życie i moment, w którym jestem. Staram się widzieć więcej plusów, niż minusów. 

Nie jest to Twoja pierwsza wizyta w Cieszynie, bowiem gościłeś tutaj w 2016 roku, spotykając się z widzami po filmie "Płonące wieżowce". Pamiętasz? 

Doskonale pamiętam ten festiwal, nastrój, który tutaj panował, kontakt, który złapałem z wolontariuszami, imprezy, koncerty, i wszystko, co działo się dookoła i tę luźną atmosferę. Pamiętam  fantastyczną Jolantę Dygoś, która wszystkich bardzo ciepło przyjmuje i doskonały odbiór filmu "Płonące wieżowce". Dziękuję, że mi przypomniałaś, bo sam się zastanawiałem, ile lat temu byłem tutaj po raz ostatni (Śmiech).

Fajnie, że mogłem tutaj wrócić. Świetne jest też to, że pojawił się film, z którym mogę przyjechać na festiwal, porozmawiać z publicznością. Ostatnie filmy, które robiłem, nie były kinem festiwalowym, a raczej produkcajmi komercyjnymi, skierowane na duże box office w kinach i platformach streamingowych.

Udało się zagrać w filmie "Nie cudzołóż i nie kradnij", który wydaje mi się być filmem bardzo oryginalnym. 

Festiwal zrzesza fanów polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Słyszałam, że do grona Twoich ulubionych polskich reżyserów zalicza się m.in. Marek Koterski. Jeśli chodzi o czeskie i słowackie kino, masz swoje ulubione filmy i reżyserów w tym gronie?

Wstyd się przyznać, ale nie mam. (Śmiech.) Od czasu do czasu trafiam na ich filmy, ale nigdy nie miałem czegoś takiego, by za nimi podążać. 

Z czym kojarzą Ci się Czechy? (Śmiech.) 

Przede wszystkim są to nasi sąsiedzi, którzy mają różne podejście do nas, Polaków. Słyszałem, że nie do końca jesteśmy przez nich lubiani. Ja, na szczęście, spotykam się zwykle z pozytywnym odbiorem, więc nie mam takich doświadczeń. Fajnie, że jest takie wydarzenie, które powoduje, że ludzie mieszkający w jednym mieście przedzielonym rzeką, a jednocześnie mieszkający w dwóch różnych krajach, mogą się wymieszać, mogą ze sobą trochę pobyć i pozbyć się tych różnych uprzedzeń i stereotypowego myślenia na swój temat.

Przy okazji 25. edycji przeglądu spotkałeś się z widzami w Kinie Piast po filmie "Nie cudzołóż i nie kradnij", który na ekrany kin w całej Polsce wszedł 18 listopada 2022 roku. Gdybyś miał tę filmową przygodę zamknąć w jednym zdaniu?

Piękni ludzie, kochający robić filmy. Tak określiłbym tę przygodę. Mógłbym o tym filmie mówić wiele, ale rzeczywiście, najcenniejszą rzeczą, która spotkała mnie przy pracy nad tym filmem, jest poznanie Mariusza i Magdy Kuczewskich, scenarzysty i reżysera w jednym oraz producentki naszego filmu. 

Gdybyśmy spojrzeli na to, kto nad nim pracował, można by powiedzieć, że jest to kino familijne, ale nie gatunkowo, bo to połączenie komedii z thrillerem i kinem sensacyjnym (Śmiech). Scenariusz został bardzo sprytnie wymyślony. To błyskotliwe splatanie się wątków bohaterów. Jedno wydarzenie jest tu opowiadane z różnych punktów widzenia, co jest dość nietypowym zabiegiem kinowym. Brakuje tu też chronologii.

Kiedy nasz film był w kinach, zauważyłem, że ludzie mają pewien problem z jego odbiorem, który nie idzie linearnie, a w którym zastosowane są różnego rodzaju cofnięcia się w czasie i powrót do różnych sytuacji. Niektórzy trochę się pogubili w tej naszej konstrukcji. Ja lubię takie nieoczywiste rozwiązania. Ten scenariusz zachwycił mnie od początku. Cieszę się, że udało się go zrealizować, bo czuję, że to początek fajnej współpracy z tymi wspaniałymi ludźmi. Wydaje mi się, że Kuczewscy zrobią jeszcze wspólnie niejeden zaskakujący film i bardzo liczę na to, że będę w tym razem z nimi.

W filmie „Nie cudzołóż i nie kradnij“ wcielasz się w rolę Patryka Michalskiego, brata księdza Mariusza (w tej roli Mariusz Drężek, przyp. Red.). Patryk jest typowym mieszkańcem dużego miasta, dobrze zarabia. 

Wcielam się w czarną owcę (Śmiech). Patryk jest takim trochę bananowcem nawet (Śmiech).

Czy to, że cenisz w tym zawodzie różnorodność postaci, miało wpływ na to, że postanowiłeś tę rolę przyjąć?

Nie zastanawiałem się ani chwili. Cieszyłem się, że zobaczyli mnie w swoim filmie. Ostatnio grałem bardzo pozytywnych bohaterów i żałowałem, że nie mogę pokazać tej mrocznej strony, ciemniejszych barw, bo każdy je ma, choć nie zawsze mamy możliwość, by wypłynęły na wierzch. Są zwykle poukrywane w różnych zakamarkach naszego charakteru, a tutaj, rzeczywiście, miałem szansę obudzić w sobie demony (Śmiech). Bardzo to lubię, bo nie kojarzę się chyba na pierwszy rzut oka z mrocznością. Zdarzają się reżyserzy, którzy lubią obsadzać wbrew pierwszym skojarzeniom i szufladom, które są w naszym zawodzie częstym powodem do wyboru aktorów. 

Miałeś możliwość stworzenia wyrazistej postaci, która dała Ci szansę posłużyć się nieco innym środkami aktorskimi.

Nie chodzi tu nawet o środki, z których korzystałem, a podobało mi się to, że w ciągu kilkunastu scen musiałem przejść długą drogę od jakiegoś takiego szału, euforii, zabawy i radości, do totalnego zagubienia, strachu, lęku, a ostatecznie do złości i nienawiści. Miałem całą huśtawkę emocjonalną. To, że każda scena była inną emocją, podobało mi się najbardziej. 

Patryk odpala wrotki i idzie na całość (Śmiech). 

Absolutnie. Z jednej skrajności, w drugą. 

Porozmawiajmy jeszcze o filmie „Wieczór kawalerski". Na planie spotkałeś się po raz kolejny z Joanną Opozdą, z którą przez długi czas grałeś w „Pierwszej miłości". Fajnie tak zagrać z kimś, z kim grało się już wcześniej?

Asia Opozda jest super, bardzo ją lubię i cieszę się, że zaczyna mieć coraz więcej ciekawych propozycji filmowych. Nasze spotkanie w filmie „Wieczór kawalerski" było rzeczywiście bardzo fajną podróżą sentymentalną, bo przez lata graliśmy parę w „Pierwszej miłości", zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu we Wrocławiu. Można powiedzieć, że poznaliśmy się jak łyse konie i przyjemnie nam się ze sobą pracowało. Lubimy się, a to przekłada się na ekran. Wspieramy się, rozmawiamy ze sobą. Widzę jej ogromny talent. Większość odbiera ją jedynie przez pryzmat jej urody, a zapomina, że to wykształcona aktorka, która skończyła jedną z najlepszych szkół aktorskich w Polsce. Musi mieć szansę, by rozwinąć skrzydła. Mam nadzieję, że w "Wieczorze kawalerskim" stworzyliśmy fajną parę. Premiera prawdopodobnie jeszcze w tym roku. Jest dobrze, z mojej niedawnej rozmowy z producentem filmu wynika, że stworzona jest już wersja montażowa, z której jest zadowolony.   

Mam wrażenie, że jesteś wszędzie (Śmiech). Ile premier filmowych czeka Cię do końca roku? 

W tym roku czekają mnie jeszcze trzy lub cztery premiery, zależy, jak to się wszystko poukłada.

Pojawi się druga część "Różyczki". 

Na ten film bardzo czekam. Była to spektakularna produkcja, w której spotkałem się ze wspaniałym reżyserem Janem Kidawą-Błońskim. Ważne było to, że pierwszy raz grałem razem z Magdą Boczarską. Był to nasz wspólny filmowy debiut. Cieszę się, że ktoś wreszcie zobaczył, że możemy grać razem ze sobą. 

Będzie omawiany przez nas "Wieczór kawalerski", ale też trzecia część "Miłości do kwadratu". Czekam jeszcze na premierę komedii romantycznej "Miłość ma cztery łapy". Nie mam tam co prawda dużej roli, ale uważam, że film będzie dużą rozrywką. 

Jest jeszcze jeden projekt, który czeka na swoją premierę, ale nie chce nic więcej zdradzać, by mieć o czym opowiadać przy naszych kolejnych spotkaniach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz