niedziela, 1 października 2023

Dariusz Wieteska o serialu "Na Sygnale", pierwszej pomocy i platformie TikTok [WYWIAD]

 Dariusz Wieteska o serialu "Na Sygnale", udzielaniu pierwszej pomocy i platformie TikTok [WYWIAD]


















fot. Olena Herasym

Z Darkiem Wieteską spotkałam się w Cieszynie. Rozmawialiśmy o serialu "Na Sygnale", w którym wciela się  w postać Piotrka Strzeleckiego, udzielaniu pierwszej pomocy, ale też o spektaklu "O co biega?" i...TikToku.

Występuje Pan w jednej z najzabawniejszych światowych fars autorstwa Philipa Kinga. Mowa oczywiście o "O co biega?".  Proszę opowiedzieć coś o swojej postaci.

Moja postać to Lionel Toop, czyli proboszcz parafii, w której to wszystko, co widać na scenie się dzieje. Na plebanii odwiedzają nas kolejni znamienici goście. To świetnie skonstruowana komedia omyłek. Scenariusz jest bardzo dobrze napisany. Marcin Sławiński zrobił to "po bożemu". 

W naszej sztuce nie ma niewiadomo jakich udziwnień. W trakcie grania mamy ogromną frajdę, co nakręca nas do działania i pokonywania kolejnych kilometrów, by spotykać się z widzami w różnych częściach Polski. Na każde takie spotkanie bardzo się cieszymy, licząc na dobry odbiór. 

To sztuka pełna zaskakujących zwrotów akcji, w której nigdy nie wiadomo, kto jeszcze pojawi się na scenie. Ile w tej sztuce jest improwizacji?

W "O co biega?" miejsca na improwizację jest bardzo mało. Nasz reżyser powiedział na kiedyś, że w tym spektaklu jest dopracowanych bardzo dużo szczegółów, jak np. zakładanie nogi na nogę w odpowiednim momencie i rytmie. Wszystko jest wyliczone wręcz z zegarmistrzowską precyzją, więc zazwyczaj nie pozwalamy sobie na nią. Idziemy za tym tekstem i skupiamy się na tym, co jest w orginale. 

Zdarza się Panu czasem improwizować? Czy to na scenie, czy na planie filmowym?

Jeżeli mamy do czynienia z tak dobrym tekstem, jak w przypadku sztuki "O co biega?", to raczej nie. Jednak na planie filmowym często się zdarza, że w trakcie próby danej sceny, ustalamy jakąś zmianę i wtedy wtrącam coś od siebie. Piotrka z serialu "Na Sygnale" znam już od dziesięciu lat, więc są momenty, w których mogę sobie na to pozwolić. 

Nie sposób nie wspomnieć o serialu "Na Sygnale". Jak w kilku słowach opisałby Pan przemianę, jaką na przestrzeni lat przeszedł Piotrek Strzelecki?

Kiedy wchodziliśmy w ten serial, Piotrek był zainteresowany wszystkimi kobietami dookoła. (Śmiech.) Wydoroślał. Jest szczęśliwym mężem i ojcem. Na przestrzeni lat naprawdę przeszedł dużą i widoczną przemianę. Spokorniał, nie jest już tak impulsywny, jak kiedyś. 

Zastanawiał się Pan kiedykolwiek, czy mógłby zostać ratownikiem medycznym?

Oczywiście, że się nad tym zastanawiałem. Zdarzyło mi się nawet udzielać pierwszej pomocy osobie, która nie miała tętna. Na szczęście szybko na miejsce dotarła karetka. Prowadziłem masaż serca, dalsze czynności wykonywała już załoga karetki. Dzięki temu, że gram w tym serialu, wiedziałem co robić i udzieliłem pomocy. 

Kiedy koleżanki w charakteryzacji stworzą jakąś ranę, nie mam z tym problemu. Kiedy jednak uświadamiam sobie, że mógłbym takie coś zobaczyć na żywo, mam wrażenie, że mógłbym nie podołać, bo nie jest tak uodporniony, jak prawdziwi ratownicy. Chylę czoła. Jestem pełen podziwu, że ratownicy medyczni i lekarze wykonują tak odpowiedzialny zawód. 

Jakie czynności medyczne sprawiają Panu największą frajdę, a które są dla Pana trudne?

W serialu pokazujemy wiele ekstremalnych sytuacji, ale kiedy widzimy je w scenariuszu cieszy nas to, bo każde nowe wyzwanie, którego podejmujemy się na przestrzeni odcinków, jest dla nas atrakcyjne. 

Cieszymy się też na sceny kaskaderskie, których też już w "Na Sygnale" było sporo. Były odcinki, w których wskakiwaliśmy do Wisły, łapaliśmy węża... (Śmiech.)

To serial przygodowy, w którym bardzo dużo się dzieje. 

Dzięki oglądaniu Waszego serialu ludzie wiedzą, jak uratować czyjeś życie. 

To prawda. Serial spełnia też fukcję edukacyjną. Przykładem tego jest chociażby Jakub Sil. Kiedy miał dwanaście lat, uległ wypadkowi, w wyniku którego miał przerwaną tętnicę.  Instruował swoich kolegów, w jaki sposób mają postępować, by udzielić mu pomocy. Wiedział to dzięki temu, że regularnie oglądał nasz serial. Robi to do dziś. 

Kiedy szefowa miejscowego SOR-u zadzwoniła do produkcji i oznajmiła, że został uratowany dzięki naszemu serialowi, była to dla nas wszystkich największa nagroda. Pamiętam ten moment do dziś. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. 

Mam wrażenie, że Kuba zaprzyjaźnił się z Wami. 

Jesteśmy kolegami, poznał całą naszą ekipę, pojawia się też na zlotach fanów naszego serialu. Ostatni taki zlot, zorganizowany z okazji dziesiątych urodzin "Na Sygnale", miał miejsce na początku września. 

Które z czynności medycznych, oprócz wspominanego masażu serca, byłby Pan w stanie zastosować, gdyby po raz kolejny pojawiła się taka konieczność?

Każdy powinien umieć zastosować te podstawowe czynności medyczne, takie, jak chociażby ułożenie poszkodowanego w pozycji bocznej bezpiecznej. Warto wybrać się na kurs udzielenia pierwszej pomocy. 

Trzy najtrudniejsze medyczne zbitki językowe to...

Do dzisiaj pamiętam Hydroksyzynę, którą trzeba było podać pacjentowi w pierwszym odcinku. Wtedy usłyszałem tę nazwę po raz pierwszy. (Śmiech.) 

Z biegiem lat łatwiej wszystkie te terminy zapamiętać, bo mam z nimi coraz częściej do czynienia. Na początku nie było łatwo, bo trzeba było prowadzić karetkę, prowadzić dialog, pamiętać, gdzie trzeba się zatrzymać, wyskoczyć i udzielać pomocy poszkodowanym. Teraz mam już wprawę. (Śmiech.)

Jest Pan bardzo aktywny na TikToku. Skąd czerpie Pan inspirację? Co daje Panu ta platforma? 

To przede wszystkim platforma rozrywkowa, za której pośrednictwem pokazuję to, co robię w pracy i czasie wolnym. W przerwach odpowiadamy na różne trendy, m.in. tańcząc konkretne układy choreograficzne. (Śmiech.) Dzielę się tym, co widzę, co mnie inspiruje. Zasięgi są satysfakcjonujące. Cieszy mnie to, że ludzie chcą mnie oglądać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz