poniedziałek, 13 listopada 2023

Stanisław Soyka o muzyce, poezji i tolerancji [WYWIAD]

 Stanisław Soyka o muzyce, poezji i tolerancji [WYWIAD]

















fot. Last FM

W Teatrze im. Adama Mickiewicza wystąpił Stanisław Soyka. Rozmawiamy o poezji, płycie „Muzyka i słowa Stanisław Soyka“, ale też o kultowej „Tolerancji“ i o tym, czy jesteśmy tolerancyjnym narodem. 

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, miejscu, które artyści chwalą...

Ten rodzaj sali jest mi bardzo miły, bardzo lubię tego rodzaju architekturę wnętrza teatralnego z balkonami i możliwością zakreślenia kręgu, który ludzie tworzą, kiedy siadają. Zazwyczaj w takich miejscach, jak i tutaj, jest doskonała akustyka, dlatego nie trzeba zbyt wysoko nagłaśniać. Można grać w bardziej wyrafinowany sposób. 

Podczas koncertu usłyszymy utwory z wydanego niedawno albumu „Muzyka i słowa Stanisław Soyka". Skąd pomysł na taki tytuł płyty?

Przez długie lata pisałem muzykę do wierszy poetów. Powstało kilka monografii – Osiecka, Miłosz, Staff... i kilka pojedynczych wierszy oczywiście, ale w pewnym momencie ludzie zaczęli mnie pytać, kiedy napiszę jakąś swoją własną piosenkę. W ten sposób, kroczek po kroczku, zacząłem myśleć, że wygląda to na zapotrzebowanie społeczne i powinienem o tym pomyśleć. 

W 2017 roku pojechałem w góry i zacząłem pisać, co wydarzyło się właściwie po dwunastu latach przerwy. Powstały wtedy piosenki, które w 2018 roku nagraliśmy i wydaliśmy na płycie. Tytuł jest po prostu określeniem zawartości krążka. 

Nagrywał Pan pieśni napisane do wierszy polskich poetów, m.in. Wisławy Szymborskiej, Leopolda Staffa, Czesława Miłosza i innych. Twórczość którego z wymienionych poetów jest Panu najbliższa i dlaczego?

Nie mógłbym odpowiedzieć, że twórczość czyjaś jest mi bliższa, niż inna. To różni autorzy, różni ludzie, którzy wyrażali się według swojej, indywidualnej wyobraźni w swój własny sposób, dlatego z każdym z nich ta przygoda była odmienna. 

Zdarza się Panu sięgać po poezję współczesną? Ma Pan ulubionych poetów?

Bardzo lubię poezję Marcina Świetlickiego, chociaż nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by śpiewać coś z jego twórczości, ale bardzo cenię, lubię czytać i mam przyjemność się z nim przyjaźnić. Zdarza mi się czytać twórczość innych autorów, ale jakoś tak nie zapadają mi w pamięć. 

Na koncercie, jak i płycie, nie brakuje kultowej „Tolerancji".  Powstała na okoliczność tak samo zatytułowanego koncertu na rzecz chorych na AIDS, który odbył się w 1991 r. w Warszawie. To Pana utwór - wizytówka, a także utwór idealny na dzisiejsze czasy, który wielokrotnie wykonuje Pan w duecie. Co ten utwór ma takiego w sobie, że ciągle wywołuje emocje? 

Nie wiem, jak to nazwać. “Tolerancja” ma w sobie jakąś prostotę, istotną dla każdego. “Tolerancja” jest piosenką, którą moi ziomkowie znają najlepiej, może również dlatego, że znalazła się w jednym z podręczników szkolnych w pewnym momencie, a to z pewnością spotęgowało znajomość tej piosenki. Mi się nie znudziła. Czasami wydaje mi się, że można posłuchać czegoś innego w moim wykonaniu, ale proszę bardzo (Śmiech).

Czy jesteśmy tolerancyjnym narodem?

Jako naród nie jesteśmy tolerancyjni. Mamy bardzo dużo lekcji do odrobienia. Gdybym się teraz rozgadał, prawdopodobnie, nie starczyłoby nam czasu do rana (Śmiech).

Nie wyobraża Pan sobie życia bez sceny?

Słabo. Mam świadomość, że przyjdzie czas, że już nie będę mógł śpiewać, bo do tego trzeba mieć bardzo jędrne mięśnie twarzy i to się w pewnym momencie może po prostu załamać. Mam nadzieję, że odczytam ten moment, kiedy już nie powinienem śpiewać. Nie będę się pchał na scenę, kiedy nie będę mógł dać z siebie 100% jakości. 

Zapytam jeszcze, czy przygląda się nowym talentom, debiutantom oraz młodym wykonawcom i temu, co mają muzycznie do zaoferowania? Jak ocenia Pan kondycję sceny młodej muzycznej obecnie?

To rzeczywiście bardzo ciekawa scena. Niezwykły jest poziom kompetencji młodych ludzi wchodzących na scenę. Bardziej jako meloman interesuję się muzyką jazzową, w związku z tym, na tej scenie jest kilkunastu muzyków światowej klasy. Czasami jest tak, że są znani w Nowym Jorku, Londynie, Tokio a nie są znani w Polsce. Połowa tych talentów znajduje się w sieci, a to jest świat zakryty, nawet dla tych, którzy go śledzą i są w interakcji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz