niedziela, 18 maja 2025

Iwona Rejzner (nie) tylko o "M jak miłość" [WYWIAD]

 Iwona Rejzner (nie) tylko o "M jak miłość"  [WYWIAD]














fot. Grażyna Gudejko

Z Iwoną Rejzner spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o serialu "M jak Miłość", w którym od 1751 odcinka wciela się w Dorotę Kawecką, o poruszaniu na ekranach tematu choroby nowotworowej, schodzeniu z trudnych emocji po wymagających scenach, ale też o podróżach i siatkówce plażowej. 

Aktorka. Niegdyś również prezenterka telewizyjna. Na swoim koncie ma Pani także współpracę z "Pytaniem na śniadanie", gdzie kilka lat temu dzieliła się z widzami prognozami pogody, a teraz często wraca tam Pani jako gość. To są zawsze bardzo miłe spotkania, pełne pozytywnej energii, prawda?

Tak, to są zawsze bardzo miłe spotkania. A odnośniej tej prognozy pogody: kiedy zaczęłam grać w "M jak miłość", zaproszono mnie do Pytania na Śniadanie. W ramach miłej niespodzianki na antenie został wówczas wyemitowany początek archiwalnego felietonu o gadżetach zimowych, który prowadziłam kiedyś dla Pytania na Śniadanie. Przez to, że został pokazany jedynie fragment o tym, że w Zakopanym jest bardzo zimno, potem w mediach pojawiła się informacja, że w Pytaniu na Śniadanie prowadziłam prognozę pogody 😊. 

Nie dalej jak na dzień przed naszym spotkaniem, opowiedziała Pani na antenie o swojej ostatniej podróży na Maltę. Przy tej okazji, po kilku latach, prowadziła Pani samochód, który ma kierownicę po drugiej stronie. Tego się nie zapomina? (Śmiech.) 

Trudno określić, czy tego się nie zapomina.

Kiedyś pojechałam na dwa miesiące do Cape Town w charakterze modelki. Na początku w ogóle nie korzystałam z samochodu, ale kiedy dojechał do mnie mąż, pożyczyliśmy auto. W Cape Town również ruch jest lewnostronny. Na początku dużego skupienia wymagało, by nie popełnić jakiegoś błędu. ale szybko się przyzwyczaiłam. To właśnie w RPA nauczyłam się prowadzić auto z kierownica po prawej stronie.

Wspominam o tym, ponieważ jest Pani nie tylko aktorką, ale też miłośniczką podróży i...siatkówki plażowej. Czy podczas Pani ostatniej podróży na Maltę, znalazł się także czas na tę aktywność?

Nie. Na Maltę pojechałam z przyjaciółką, która w ogóle nie gra w siatkówkę plażową. Nie szukałam tam okazji do grania. Pogoda też nie sprzyjała graniu w plażówkę. 

Co takiego daje Pani ta aktywność fizyczna, czego nie dają inne sporty? 

Ten sport daje endorfiny. Siatkówka plażowa wymaga wysiłku. Zaczynałam od siatkówki halowej,  ale w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić. Plażówka to w zasadzie inna gra. W drużynie są dwie osoby, a ciągłe bieganie po piasku sprawia, że człowiek bardziej się męczy. Dla grającego kontaktu z piłką jest też więcej, niż w siatkówce halowej. Na każdej z dwóch osób z drużyny ciąży odpowiedzialność, by zdobywać punkty i bronić boiska. 

Plażówka na pewno pozwala mi też zachować figurę. (Śmiech.) Zaczynam dzień od słodkości i na słodkościach kończę, więc gdyby nie ta siatkówka, to nie wiem, co by było. (Śmiech.) 

Jaka jest Pani podróż marzeń?

Kiedyś marzyłam o podróży camperem przez świat, ale stałam się bardziej wygodna i teraz raczej wolałabym nocować w hotelu. (Śmiech.) Jeśli chodzi o destynację marzeń to chciałabym kiedyś zobaczyć Hawaje. 

Majówkę spędziłam razem z dziećmi i mężem we Włoszech. 

Filmowa rola marzeń, to pewnie taka, w której mogłaby Pani połączyć miłość do siatkówki i podróży. Czy się mylę? Ja czekam na Pani główną rolę w filmie.

Nie liczę na to, że w filmie będę grała w siatkówkę. (Śmiech), ale chętnie wzięłabym  udział w projekcie z podróżami w tle. Ciepło i słońce, to warunki idealne. Nie jest istotne, czy będzie to rola dramatyczna, czy komediowa. Odnajdę się w każdej z tych kreacji. 

Mam nadzieję, że po tym wywiadzie brama energetyczna się otworzy i posypią się propozycje. (Śmiech.) 

Już od pierwszych minut naszego spotkania, zaraża Pani pozytywną energią.  Uśmiech nie schodzi Pani z twarzy. Takie nastawienie, to Pani świadomy wybór? Chyba nawet nie mogłaby Pani inaczej?

Staram się być pozytywną osobą na co dzień. Skupiam się na szukaniu pozytywów, a nie na tym, co negatywne. 

Usłyszałam ostatnio, że pozytywne cechy w sobie trzeba nieustannie rozwijać. Jak Pani nad nimi praccuje?

Kiedy jestem w złym nastroju, staram się go zniwelować i nie zadręczać nikogo takim nastawieniem. 

Swoją pozytywną energią dzieli się Pani nie tylko na planie filmowym, ale także na swoich oficjalnych profilach w mediach społecznościowych, gdzie obserwuje Panią coraz więcej osób. Tak dzieje się m.in. za sprawą roli Doroty Kaweckiej, w którą wciela się Pani od 1751 odcinka. Zastanawiała się Pani kiedykolwiek nad tym, czy gdyby nie Pani rola w serialu, byłaby w tym miejscu, w którym jest teraz?

Nie zastanawiałam się nad tym, ale faktycznie większa rozpoznawalność pojawiła się z momentem rozpoczęcia mojej przygody z serialem "M jak miłość". To bardzo fajna przygoda. Wspaniale mi się tam pracuje, ludzie są przesympatyczni. Atmosfera na planie jest świetna. 

Rola jest bardzo ciekawa. Dorota do tej pory przechodziła przez różne stany emocjonalne. Na początku była kokieteryjna i tajemnicza, nie było wiadomo, czego się po niej spodziewać. 

Choroba ją zmieniła. Cieszę się bardzo, że dane było mi to zagrać, ponieważ wymagało ode mnie wejścia w emocje, których do tej pory jako aktorka, nie miałam możliwości pokazać. 

Kiedy trafiła Pani do Jerzego Gudejko, współpracę rozpoczął od zalecenia, że powinna Pani nagrać dobrego, aktualnego self-tape, w którym pokaże Pani swoje aktualne aktorskie możliwości. Wtedy poprosiła Pani kolegę aktora, by zagrał z Panią w dynamicznej scenie.

To prawda. Dzięki Jerzemu i temu, że w odpowiednim momencie producent zobaczył mój selftape,  dostałam tę rolę. Jestem też wdzięczna Leszkowi Żukowskiemu, który mi w tym nagraniu partnerował. 

Lubi Pani oglądać siebie na ekranie, czy jednak, jak większość aktorów, wręcz Pani tego nie znosi? (Śmiech.)

Lubię. Uważam, że zawsze można dostrzec coś, co można było zrobić inaczej albo lepiej, aczkolwiek powiem szczerze, że raczej akceptuję to, co widzę na ekranie. 

Razem z Arkiem Smoleńskim tworzycie, nie tylko w moim odczuciu, jeden z najbardziej lubianych duetów ekranowych. Jak Wy to robicie? (Śmiech.)

Lubimy się też prywatnie. Darzymy się sympatią, a to przekłada się na ekran. Wtedy aktorom po prostu gra się łatwiej. 

Razem działacie też charytatywnie. 

Jeśli widzę w czymś sens, chętnie biorę w tym udział. Nie jestem w stanie odpowiadać co prawda na każdą prośbę o wsparcie, ale kiedy mogę pomóc, zawsze chętnie to robię.

Poruszacie temat chorób onkologicznych. Czy miała Pani takie sytuacje, w których napisał do Pani ktoś, kto pod wpływem wątku, zadbał o swoje zdrowie, zrobił badania?

Dostałam dużo wiadomości od osób, które przeszły chorobę onkologiczną albo mają w rodzinie kogoś, kto obecnie się z nią zmaga. Faktycznie, ludzie pisali, że ten wątek w jakiś sposób im pomógł stawić czoła chorobie, ale też, że wywołał wiele emocji ze względu na wspomnienia. Sporo osób utożsamia się z Dorotą i jej zmaganiami. 

Do tej pory zagrała Pani wiele wzruszających scen, a wiele podobnych przed Panią. Jaki jest Pani sposób na schodzenie z emocji, po zagraniu trudnych emocjonalnie scen? Jak Pani odreagowuje?

Sport trochę pomaga. Wydaje mi się jednak, że nie zawsze da się wszystko  z siebie zrzucić. Czasami zdarzają mi się sny, po których czuję niepokój. Myślę, że może to być konsekwencja silnych emocji, w które zdarza mi się wchodzić chcąc pokazać jak najlepiej przez co przechodzi grana przeze mnie postać. 

Jak Pani, tak i Arek, bardzo chętnie dzielicie się w swoich social mediach relacjami z planu. Widać, że świetnie się bawicie, co jak wspominałyśmy, przekłada się oczywiście na ekran. Mam wrażenie, że Pani robi więcej zdjęć a Arek więcej relacji. 

Mamy podobne poczucie humoru, co sprawia, ze bez problemu tworzymy wspólne materiały na social media. Dobrze się przy tym bawimy, więc jak jest więcej czasu między ujęciami, to go chętnie wykorzystujemy wzbogacając nasze social media. (Śmiech). 

Sporą rolę w całej tej historii odgrywa Tomasz, były mąż Pani bohaterki, w którego wciela się Ziemowit Wasielewski. Spotkaliście się w pracy po raz pierwszy, czy mieliście okazję pracować razem już wcześniej? 

Spotkaliśmy się po raz pierwszy na planie "M jak Miłość". Rola Ziemowita bardzo mi się podoba. Uważam że świetnie kreuję tę rolę. Wizerunek i gra aktorska świetnie się tutaj dopełniają.

środa, 14 maja 2025

Maryla Rodowicz nie tylko o swoich największych przebojach [WYWIAD]

Maryla Rodowicz nie tylko o swoich największych przebojach [WYWIAD]
















fot. Maryla Rodowicz / Facebook

Maryla Rodowicz, artystka, której przedstawiać nie trzeba, bo jej mniej i bardziej znane przeboje nucą wszyscy, 17 stycznia zagrała akustyczny koncert w Cavatina Hall w Bielsku-Białej.

Opowiedziała o latach spędzonych na scenie, przyjaźni z Agnieszką Osiecką, największych przebojach w nowych aranżacjach oraz o tym, co z tym wszystkim mają wspólnego... naleśniki.

Spotykamy się w Cavatina Hall w Bielsku-Białej. To miasto dość często pojawia się na Pani trasie koncertowej. Jak wraca się w te strony?

Oj, gdzie ja nie byłam przez te blisko sześćdziesiąt lat kariery scenicznej. (śmiech) Grałam tutaj rok temu, a na koncert, przed którym rozmawiamy, również wyprzedała się cała sala. To bardzo miłe.

Te najbardziej i mniej znane utwory zabrzmią w nowych akustycznych aranżacjach z akompaniamentem dwóch gitar. Taka forma koncertu to powrót do klimatu z początków Pani kariery, kiedy na scenie towarzyszyli Pani tylko gitarzyści. Co najbardziej lubi Pani w tej akustycznej odsłonie swojej twórczości?

Klimat, który jest zupełnie inny. Kiedy gra się w plenerze, to zupełnie coś innego. Inna atmosfera, przesłanie. Tutaj mogę zagrać utwory, których nie wykonuję w plenerze, ponieważ nadają się jedynie do tak klimatycznej sali jak ta.

Jakie to utwory?

Jest ich sporo. To m.in. "Ludzkie gadanie", znane też jako "Gadu gadu", utwór "Z gwinta", "Sama chciała", "Na brudno" lub "Największa miłość, najcięższy grzech".

Na scenie muzycznej obecna jest Pani od ponad 57 lat. Kiedy to minęło? (śmiech)

Chciałabym powiedzieć, że szybko, ale nie to nie do końca tak. (śmiech) To tysiące koncertów, około dwóch tysięcy utworów. Mój repertuar jest tak duży, że zawsze pojawia się problem, co zagrać.

Gdyby miała Pani zamknąć ten czas w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?

Nie da się tego podsumować ani w jednym słowie, ani jednym zdaniu. Na tyle lat na scenie składają się różne etapy mojego życia, różne problemy, różne składy muzyczne. W latach 80. urodziłam troje dzieci. To była inna epoka, nastąpiły wtedy wielkie społeczne zmiany. Różnie bywało.

„Moja energia bierze się stąd, że ja lubię żyć. Że lubię ludzi, że lubię robić to, co robię, że udzielam wywiadów, że mam spotkania, że idę do sklepu po bagietkę". No właśnie, jest Pani osobą niezwykle pozytywnie nastawioną, co przekłada się także na Pani twórczość.

W swoim repertuarze mam też utwory dosyć nostalgiczne i wtedy muszę przestawiać się z trybu, gdzie daję bardzo dużo energii, na ten bardziej spokojny.

Zaskakuje Pani nie tylko wspaniałymi kreacjami scenicznymi, takimi, jak chociażby podczas Sylwestra, ale także pomysłami na wspaniałe duety i nowe aranżacje swoich kultowych przebojów. Wróćmy jednak do tej kreacji, którą przyodziała Pani w ostatnią noc starego roku, podczas Sylwestra z Polsatem.

Za tę kreację odpowiedzialny jest Jakub Jasiński, młody projektant z Poznania. Wysłał mi sporo swoich propozycji, spośród których wybrałam tę, która podobała mi się najbardziej. Wykonanie tej kreacji wcale nie było łatwe, ponieważ te paski musiał malować, potem wyklejał je kamieniami. Efektem końcowym byłam zachwycona. Dzień wcześniej mierzyliśmy kapelusz, który okazał się bardzo ciężki. Nie trzymał się, więc przyłożył do niego niewidoczną, elastyczną żyłkę. Podczas występu nie za bardzo mogłam się ruszać, ale dałam radę.

W duecie z Mrozu wykonała Pani "Sing-sing", Roxie Węgiel towarzyszyła Pani w utworze "Damą być", a Dawid Kwiatkowski nagrał z Panią "Wielką wodę". Jest jakiś klucz, według którego wybiera Pani artystów, z którymi tworzy te staro-nowe duety?

Moja lista ulubionych artystów jest długa. Jednak sprawami związanymi z duetami zajmuje się Warner Music Polska.

Z moich obserwacji wynika, że to właśnie duet z Dawidem Kwiatkowskim wywołał największą radość i poruszenie wśród Waszych słuchaczy.

"Sing sing" i "Damą być" to utwory wesołe, rytmiczne. "Wielka woda" jest też rytmiczna, ale ma tak wzruszający tekst, że wywołuje całą gamę emocji. Teledysk jest dopełnieniem całości i też wywołuje ciarki.

Autorką tekstów do wszystkich trzech wymienionych tutaj utwórów jest Agnieszka Osiecka. Nie jest tajemnicą, że się przyjaźniłyście. Jak ją Pani wspomina?

Agnieszka Osiecka była wyjątkową osobą, niesamowitą postacią, kobietą i poetką. To, że pozwoliła mi się tak do siebie zbliżyć, jest dla mnie wyróżnieniem. Razem przeżyłyśmy wiele bardzo interesujących momentów.

Te duety z młodym pokoleniem artystów powodują, że na Pani koncertach bawi się coraz więcej młodzieży. Co czuje artysta, kiedy jego muzyka łączy pokolenia?

Wtedy przede wszystkim czuję ogromną satysfakcję, że ci tak młodzi ludzie odnajdują się w moim repertuarze. Dzieje się też dlatego, że mam same dobre, wartościowe teksty. Młodzi szukają w muzyce czegoś więcej niż tylko efektownej formy.

Kogo, oprócz Roxie, Mroza i Dawida Kwiatkowskiego zaprosiła Pani na płytę, która ma ukazać się w kwietniu tego roku?

(śmiech) Nie powiem. Mam kilka nazwisk, ale pozostaną moją tajemnicą. Zdradzę jednak, że każda współpraca zaczyna się od... naleśników. Za kilka dni mam spotkanie z artystą "X", którego uwielbiam. Cieszę się, że razem zaśpiewamy jeden z utworów, który znajdzie się na płycie. Chciał od razu przejść do rozmów zawodowych, ale powiedziałam, że najpierw naleśniki. (śmiech)

Czego Pani uczy się od artystów młodego pokolenia, a czego to oni uczą się od Pani?

Przede wszystkim poznaję nowych producentów. To jest niesamowite, że jestem świadkiem powstawania tych nowych produkcji. Cieszę się, że zgadzają się na duety ze mną. Nazwiska dwóch artystów, których zaprosiłam do współpracy, będą naprawdę ogromnym zaskoczeniem.

Jaki jest Pani ulubiony utwór z repertuaru Roxie, a którą piosenkę Dawida Kwiatkowskiego lubi Pani najbardziej?

Słucham wszystkich nowych produkcji obojga artystów. Dawid jest ogromnym dżentelmenem. Jest dobrze wychowany, subtelny. To artysta wyjątkowy. Miałam okazję przyglądać się wielu jego koncertom. Zdarza się, że grając koncerty plenerowe, to właśnie on występuje przede mną. Kiedy widzę ten tłum piszczących dziewczynek, stojących pod sceną i śpiewających wszystkie teksty, wychodzę z garderoby i patrzę na to z podziwem. Ma wspaniałą formę kontaktu z fanami. Ja też spotykam się ze swoimi sympatykami. Po każdym koncercie organizowane jest podpisywanie i czas na wspólne zdjęcia. Fani mi pomagają. Na moje koncerty zjeżdżają się fani z całej Polski. Po wszystkim spotykam się z nimi w garderobie i robimy sobie wspólne zdjęcie.