wtorek, 31 października 2017

Edward Hulewicz: „Łączę pracę i mój zawód“

Edward Hulewicz: „Łączę pracę i mój zawód“  




























Edward Hulewicz to artysta wszechstronnie uzdolniony. Oprócz muzyki jego wielką pasją są podróże.

Na scenie występuje Pan od lat, zaczęło się od zespołu „Tarpany“, a teraz śpiewa Pan jako solista. Czego nauczył się Pan przez te wszystkie lata działalności estradowej? 

Że ten zawód, to nie tylko przyjemność, ale przede wszystkim ciężka praca. To zawód który uczy pokory, bo poza sukcesami jakże często dostaje się po łbie, ponosi porażkę, doznaje upokorzeń. Tu nie wystarczy talent, trzeba jeszcze mieć skórę hipopotama przy wrażliwości motyla. Dziś jak widzę, to nawet niekonieczny jest talent, wystarczy spryt, dobre plecy i mocne łokcie. 

Jest Pan piosenkarzem, ale także kompozytorem, a niegdyś dziennikarzem muzycznym. Z którą z tych wymienionych przeze mnie profesji wiąże Pan najmilsze wspomnienia? Dlaczego? 


Nie będę skromny: Jestem w tej uprzywilejowanej sytuacji, że natura obdarzyła mnie kilkoma talentami i wychodząc z założenia, że kiedyś „tam na górze“ trzeba będzie się wytłumaczyć, jak się te dary wykorzystało, dokonuję mówiąc eufemistycznie „płodozmianu“. Milknę na jakiś czas, żeby zająć się innym zajęciem, jak malowanie, pisanie, czy nawet pracami społecznymi na rzecz pomocy dzieciom sierocym. Wszak z tego powodu przerwałem na jakiś czas śpiewanie, żeby skończyć Studium Wychowawców Domów Dziecka. 

Czy z perspektywy czasu znajduje Pan we wspomnieniach coś, czego Pan żałuje? Czy znajduje Pan taki moment w karierze? 


Oczywiście. Gdybym z dzisiejszą wiedzą o tym zawodzie na nowo startował, poprowadziłbym swoją drogę artystyczną zupełnie inaczej. Trzeba pamiętać, że wtedy nie było instytucji managera, było się samemu „sterem żeglarzem, okrętem“. Dziś artysta jest otoczony całą świtą pomagierów, doradców specjalistów od wizerunku, fryzury czy makijażu. Wystarczy, że ubrany, umalowany wyjdzie na scenę i coś odjęczy, co i tak maszyna przerobi na słowiczy śpiew, za co rozanielone nastolatki odpiszczą pochwalne peany. Za moich czasów trzeba było mieć talent nie tylko, żeby dobrze zaśpiewać, ale i pokonać najczęściej nie najlepszej jakości aparaturę.
Czy aktualnie pracuje Pan nad nowym repertuarem? W 2012r. wydana została płyta z ariami operowymi w stylu klasycznym, które Pan wykonał… 

To na razie jedynie singiel promujący całą płytę, nad którą w tej chwili pracuję. To niełatwy projekt, bo przewiduję także duety, do czego muszę pozyskać jakieś śpiewaczki, zrobić szereg prób, a następnie nagrać ten muzyczny materiał. To obszary muzyki które w tej chwili najbardziej mnie fascynują, odkrywam je niejako na nowo, wracając jakby do swoich początków, kiedy to kształciłem swój głos w kierunku śpiewu klasycznego. Muza estradowa wkrótce mnie jednak skokietowała bardziej skutecznie i poszedłem za nią. Teraz nieśmiało powracam, umieszczając w swoich recitalach kilka pozycji muzyki klasycznej, co spotyka się na początku ze zdziwieniem, a potem ogromnymi owacjami. 

Czasem w rozmowach przyznaje Pan, że jedną z Pana pasji oprócz muzyki są podróże. Lubi Pan podróżować także po świecie, czy wybiera Pan Polskę i odkrywanie nowych miejsc właśnie tu? 

Bez specjalnego wysiłku łącze, co jest oczywiste te dwa elementy: pracę i mój zawód. Natomiast kiedyś takie były czasy, że każde zarobione pieniądze wydawałem na zwiedzanie świata. Tym głównie cechowała się „moja Ameryka“. Tam jechało się na parę miesięcy zarobić, żeby potem jechać do „wysp szczęśliwych“, co w moim przypadku są to kraje antyku: Grecja, Italia Egipt. Wielokrotnie tam bywałem i nigdy nie mam dość. To moja fascynacja i obsesja. Mógłbym tam zamieszkać gdyby nie prozaiczne realia, które na to nie pozwalają. 

Czy ma Pan na swojej „mapie podróży“ szczególne miejsce, do którego lubi Pan wracać? Jakie ma Pan najbliższe podróżnicze plany?

O szczególnych miejscach do których lubię powracać mówiłem powyżej, natomiast co do planów podróżniczych, to już nie te czasy. Jak na razie te potrzeby „odbijam“ sobie podczas wakacji i jadę tam gdzie mnie jeszcze nie było, a to na Sycylię, a to na Costa Brava do Hiszpanii. Jestem ciepłolubny, nie znoszę zim i w związku z tym nawet sportów zimowych nie cierpię. 

Jak udało się Panu spędzić ubiegłe wakacje? Czy skoncentrowane były na podróżach i muzyce, czy na czymś innym? 

W tym roku dla odmiany pobuszowałem wakacyjnie po kraju. Podzieliłem je na dwie części i pierwszą spędziłem bardzo zresztą udanie - nawet pogodowo - nad morzem, drugą zaś nad mazurskimi jeziorami. Było wspaniale, wiele przygód, wspomnień, zdjęć. Musiałem oczywiście godzić to jakoś z pracą i wykonaniem podpisanych umów, ale udało się znakomicie i jestem całkowicie usatysfakcjonowany. 

Czym zajmuje się Pan obecnie? Czy przebywa Pan w studio nagraniowym i pracuje nad nowym repertuarem? 

Niebawem wejdę do studia nagrywać repertuar do płyty z klasyką, mój kompozytor, z którym najczęściej współpracuję, zadowolony z nagrania ostatniego utworu pt. „Płoche motyle“, szykuje jakieś nagrania kolejnych pozycji premierowych, ale o tym sza, żeby nie zapeszyć. 

Proszę zdradzić na koniec, czy miał Pan kiedyś inne plany omijając te muzyczne? 

Jako dziecko chciałem zostać strażakiem, potem pilotem, a potem aktorem i nawet zbudowałem coś na kształt teatru na strychu naszego domu, gdzie „dawałem przedstawienia“ dla okolicznej dzieciarni. To mi zresztą zostało na dłużej, bo po skończeniu liceum zdawałem do Szkoły Filmowej w Łodzi. Owszem, nawet zdałem, ale jak powiadali nie przyjęto mnie z braku miejsc, więc poszedłem w artysty estradowe.
Materiał archiwalny z dnia 19 października 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz