Maciej Kot: "Malowanie dla dzieci to wielkie przeżycie"
Artysta, malarz, dzięki któremu setki ścian w szpitalach dziecięcych zmieniły się w kolorowy świat radości i uśmiechu. Pasjonuje się także historią i podróżami.
Maćku, wymalowałeś ściany ponad 100 szpitali dziecięcych na terenie całej Polski. Jak się czujesz, kiedy pomyślisz, że udało Ci się uszczęśliwić tyle chorych dzieci, a także Ich rodziny i personel w szpitalach?
Jest to wielkie przeżycie, mnie samemu czasami brak jest słów. To są oczywiście słowa szczęścia jak i szacunku dla młodego chorego człowieka , który leży i mimo bólu, choroby uśmiecha się w kolorach które właśnie mogłem zaprojektować i następnie pomalować.
Pasja do malowania – rozumiem. Ale skąd pomysł do wykorzystania tego zamiłowania w celach charytatywnych?
Każdy posiadać powinien cechę szanowania drugiego człowieka. Obecnie są bardzo trudne czasy i ciężko znaleźć czynności bezinteresowne płynące prosto z serca. Cieszę się, że z natury jestem osobą, dla której pomoc innym nie jest obojętna.
Opowiedz coś na temat autorskiego programu pomocy „Good People“, który ma za zadanie zainicjowanie pozytywnych zmian.
Celem programu jest zainicjowanie pewnych zmian cywilizacyjnych, które mają na celu tworzenie równych warunków jak i egzystencji ludzi chorych w świecie ludzi zdrowych. Idea to zaproszenie skierowane dla wielu znanych ludzi do uczęszczania w mych projektach jak i propagowaniu założeń programu. Cieszę się, że już tak wielu z nich podało mi dłoń podczas wielu projektów jak i ich realizacji.
Współpracujesz z wieloma artystami. Współpracę z kim wspominasz najmilej?
Jest ich naprawdę wielu, ale nie zapomnę o tych, którzy pierwsi wyciągneli do mnie dłoń a był to Wojtek “Lala” Kuderski (perkusista MYSLOVITZ ) oraz Mietall Waluś wokalista NEGATYW) , miło pamiętam i wspominam prace nad projektami z Kasią Kowalską, Renatą Przemyk czy Rafałem Królikowskim, Michałem Milowiczem. Ale tak naprawdę nie chciałbym obrazić tych, których tu nie wymieniłem bo z całego serca im wszystkim jestem bardzo wdzięczny.
Mało osób wie, że jesteś też z wykształcenia historykiem. Jaka konkretniej sfera historii Ciebie pasjonuje?
Głównie to historia sztuki, architektury mnie pasjonuje, to wielki wzorzec lat i wieków godny do naśladowania jak i podziwiania. Jednocześnie pisząc i mówiąc o historii również wielce interesująca jest jest historia medycyny i jej dzieje.
Działasz też poza Polską, a najbardziej lubisz wracać do Paryża. Dlaczego akurat tam?
Tak, staram się również wykonywać projekty poza granicami kraju, mimo, że najwięcej pozostawiłem w Polsce. Wiele natomiast projektów niebawem zagranicznych mam w planach co ustalone już jest terminami. A dlaczego Paryż? Kocham to miasto, czuję się w nim tak jakbym był, mieszkał wczoraj, rok temu, 10 lat czy 100 lat temu. Wprost inaczej tam oddycham pełną piersią a gdy tam jestem, czuję się wówczas najszczęśliwszy z myślą, że wróciłem a i serce Paryża również za mną się stęskniło...
Gdybyś miał opisać swój charakter w trzech słowach, ciekawe jakich użyłbyś?
(Śmiech). Dobre pytanie. Uparty uparty i jeszcze raz uparty (tak, jak prawdziwy skorpion)
Jakie podziękowanie od dzieci, rodziców, albo personelu szpitali jest dla Ciebie najcenniejsze?
Najcenniejsze są te, co są szczere, ale bardzo miło wracać do domu z rysunkami dzieci, laurkami czy podziękowaniami. Miłe jest też to, że i otrzymuje wiele zdjęć z akcji wspólnego malowania czy nawet, gdy odwiedzam dzieci na oddziałach przy wielu różnych okazjach. Muszę powiedzieć, że takich zdjęć i pamiątek bądź pozdrowień otrzymałem bardzo dużo i bardzo, bardzo jest to miłe. Czasami, jak kończę malować jakiś szpital dziecięcy to i wspólna łza się zakręci w oku, że już muszę wyjeżdzać, gdyż jakiś czas jednak spędzamy wówczas z sobą.
Twoja przygoda z malowaniem dla dzieciaków zaczęła się projektem „Motylkowe szpitale“ dla fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Jak wspominasz ten projekt?
W roku 2000 napisałem list do Pani Jolanty Kwaśniewskiej i Fundacji Porozumienie bez Barier deklarując chęć malowania dla dzieci oddziałów szpitalnych, nie sądziłem ani ja czy Pani Prezydentowa, że pójdę tak jak burza i tak się zaczęło. Pierwszym wymalowanym przeze mnie szpitalem dziecięcym był Szpital dziecięcy im. prof. dr n. med. Jana Bogdanowicza w Warszawie na ul. Niekłańskiej. Był to i pierwszy jak i ten setny szpital który mogłem wymalować. Obecnie wiele projektów wykonuję z różnymi Fundacjami, będąc czy przyjacielem fundacji, czy w kapitule, czy pełnomocnikiem d/s projektów, lecz właśnie Fundacji Pani Jolanty Kwaśniewskiej jestem bardzo wdzięczny, że właśnie utorowała mi drogę jak i dziękuję za dalsze przyjacielskie wzajemne relacje jak i objęcia mej pracy licznymi patronatami.
Materiał archiwalny z dnia 15 maja 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz