piątek, 27 kwietnia 2018

EXCLUSIVE: Mikołaj Roznerski: "Jesteśmy dla widzów. Bez nich nie istniejemy"

Mikołaj Roznerski: "Jesteśmy dla widzów. Bez nich nie istniejemy"






















Przed spektaklem "Kłamstwo" w Rybniku miałam przyjemność rozmawiać z Mikołajem Roznerskim. Rozmawialiśmy o Telekamerach, wadze prawdy w codziennym życiu i najnowszych filmach z udziałem aktora.

Po raz pierwszy rozmawialiśmy w 2014 roku, minęło więc od tego momentu sporo czasu. Jakie najważniejsze zmiany zaszły w Twoim życiu zawodowym? Opowiedz o tych dla siebie najważniejszych.

Zrobiłem od tego momentu kilka filmów na dużym ekranie. Od trzech lat biorę udział w teatrach objazdowych, w całej Polsce zagrałem prawie trzysta spektakli. Zrobiłem trzy seriale w różnych stacjach komercyjnych. Cały czas gram w "M jak Miłość" i tak zostanie, bo jest mi tam dobrze. Pojawiają się bardzo ciekawe wątki, scenarzyści mi zaufali. Ta praca nie przeszkadza mi w realizowaniu się w innych projektach. 

Jeśli niczego nie ominęłam, od tego czasu zagrałeś w ośmiu filmach kinowych. Gdybym poprosiła o wskazanie najważniejszej roli dla Ciebie  wśród tych tytułów, na którą mogłoby paść?

Każdy  jest ważny, ale film  "Chce się żyć" był w moim odczuciu szczególny. Zdobył wiele nagród w Polsce, ale też za granicą. Po zagraniu w nim dostałem kilka nowych propozycji zawodowych. 

W ostatnim czasie na ekrany kinowe weszły filmy "Narzeczony na niby" i Kobieta sukcesu". Czy spotkałeś się już z pierwszymi recenzjami na temat filmów?

Tak. Z tego, co wiem film "Narzeczony na niby" obejrzało półtora miliona widzów. To lekki repertuar, momentami wzruszający. "Kobietę sukcesu" na ten obejrzało siedemset tysięcy widzów, a film cały czas jest w kinach. Ilość widzów to najlepsza recenzja. 

Przy takiej ilości filmów z Twoim udziałem pokazy premierowe to dla Ciebie pewnie chleb powszedni. (Śmiech.) Lubisz oglądać siebie na ekranie, czy masz wtedy tendencję do wyszukiwania czegoś, co można było lepiej zagrać albo poprawić? 

Nie lubię oglądać siebie na ekranie. Za każdym razem jest to dla mnie ogromny stres. Choć przyznam, że już lepiej to znoszę. Może dlatego, że coraz lepiej gram w tych filmach. (Śmiech.) Oglądanie filmów jest konieczne, by później móc o nich mówić. 

Filmy to jedno, ale nie można pominąć też seriali. A na pewno nie możemy przejść obojętnie obok kultowej "Emki". (Śmiech.) Moim zdaniem Marcin jest jednym z najbardziej lubianych bohaterów serialu. Również dlatego, że wiele przeszedł, a życie dalej go nie oszczędza... Co Tobie najbardziej podoba się w Marcinie?

Najbardziej podoba mi się jego konsekwencja. Jest nieustępliwy i wierny swojemu słowu. Nie układa mu się w życiu, ale ciągle walczy. Scenarzyści stworzyli bohatera, który z jednej strony jest Supermenem, a z drugiej ciepłym ojcem, ale też zawadiaką, który nie da sobie w kaszę dmuchać. To jest fajne. 

To jeden z tych bohaterów, który na oczach widzów przeszedł ogromną przemianę. Co jest dla Ciebie w tej roli najważniejsze?

Prawda, wrażliwość i to, że postać Marcina mnie nie nudzi. Bardzo ją lubię.

Najbardziej wymagające dla aktora chyba jest granie z małym dzieckiem. Czy mam rację?

Tak. Wymaga ogromnego skupienia i dyscypliny. Staś Szczypiński jest już w takim wieku, że zaczyna działać po swojemu. Jestem z nim w ścisłym kontakcie, mamy dobre relacje, również prywatne. Nie boi się, a na planie słucha tylko mnie. Kiedy nadchodzi moment krytyczny, trzeba go czasem czymś zabawić albo przekupić. (Śmiech.) Wtedy ja się tym zajmuję. 

Płynnie chciałabym przejść do tematu Telekamer, czyli tego, czego absolutnie nie możemy przemilczeć. 12 lutego otrzymałeś swoją pierwszą statuetkę. Nie zapytam o to, ile waży (Śmiech.) Spodziewałeś się tej nagrody? 

Nie spodziewałem się. Sama nominacja była dla mnie ogromnym zaszczytem. Znalazłem się w zacnym gronie, bo obok Krystiana Wieczorka, Bartka Kasprzykowskiego, Macieja Zakościelnego i Michała Żurawskiego. Nagroda i tak ogromna przewaga głosów była dla mnie dużym wyróżnieniem. 

Jaka była Twoja pierwsza reakcja?

Emocje podczas ogłoszenia wyników były stopniowane. Chciałem, by wreszcie padło jakieś nazwisko. (Śmiech.) Nagrodę wręczała Małgorzata Pieńkowska. Kiedy mnie odczytała, serce prawie wyskoczyło mi przez gardło. Musiałem na szybko wymyślić konstruktywną przemowę. (Śmiech.) 

To nie jedyna nagroda, którą ostatnio otrzymałeś. Warto też wspomnieć o Wielkim Teście TVP, który wygrałeś w parze z Marcinem Rogacewiczem. Na jaki cel przeznaczyliście nagrodę?

Wydaje mi się, że Wielki Test o Aktorach i Aktorkach wygraliśmy trochę fartem, ale bardzo dobrze się komunikowaliśmy. Część odpowiedzi zaznaczaliśmy intuicyjnie. Nagrodę w wysokości trzydziestu tysięcy złotych przeznaczyliśmy na Warszawskie Hospicjum dla Dzieci. 

Porozmawiajmy jednak o spektaklu "Kłamstwo", z którym przyjechałeś do Rybnika. Jak opisałbyś swojego bohatera?

Mój bohater - kłamca. (Śmiech.) Tak, jak wszyscy w tym spektaklu. Tu każdy udaje. Pokazujemy ludziom, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamsta. Kłamstwo zawsze wychodzi na jaw.

Co najbardziej podoba Ci się w tym spetaklu?

Jego prostota. Kłamiemy bardzo naturalnie. To  inteligentny spektakl. Pokazuje widzowi wartość prawdy. Wszystko to wzbogacone jest fenomenalną obsadą i świetną reżyserią. 

Występy w całej Polsce są także okazją do spotkań z sympatykami. Jakie jest najczęstsze, a jakie najśmieszniejsze pytanie?


Bardzo chętnie wychodzę do ludzi. Robimy sobie zdjęcia, rozdaję autografy. Jesteśmy dla widzów, bez nich nie istniejemy. Najczęstsze pytanie dotyczy losów Marcina Chodakowskiego. 

Porozmawiajmy jeszcze o spektaklu "Dwoje na huśtawce", który jest obecnie w przygotowaniu, a występujesz w nim z Anną Dereszowską. Kiedy premiera?

Premiera odbędzie się w połowie czerwca w Teatrze Imka w Warszawie. To spektakl wyjazdowy, wystawiany będzie w całej Polsce. Serdecznie zapraszam. Piękna historia o miłości również dla tych, którzy widzieli kiedyś film. 




Materiał archiwalny z dnia 15 kwietnia 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz