poniedziałek, 7 października 2019

Sławek Uniatowski: "Moja muzyka zmieniała się na przestrzeni lat"

Sławek Uniatowski: "Moja muzyka zmieniała się na przestrzeni lat"


















fot. zdjęcie nadesłane

Spotykamy się w Cieszynie przed koncertem promującym Pana najnowszy album "Metamorphosis". Jak w kilku słowach opisałby Pan muzyczną metamorfozę, którą przeszedł na przestrzeni lat?

"Metamorphosis" to przemiana muzyczna, a nie przemiana fizyczna, jak ktoś mógłby pomyśleć. (Śmiech.) Moja muzyka zmieniała się na przestrzeni lat. Piosenki anglojęzyczne są z 2008 roku, a utwór "Każdemu wolno kochać powstał", kiedy miałem 22 lata. Cały materiał, który znalazł się na składance "Metamorphosis" wydany został po trzynastu latach. Dużo się przez ten czas zmieniło. Piosenki są różne, ale mój głos je zespala.

Czy jest dla Pana jakaś różnica między występem na "zwykłej" a teatralnej scenie? Stres jest może bardziej odczuwalny w tak kameralnych miejscach jak to, w którym teraz jesteśmy?

Bywa różnie. Czasem odczuwam stres przed występem. Kiedy jest mało ludzi, trzeba skupiać się na konkretnych osobach, a kiedy ludzi jest dużo, wyczuwalna jest presja, że występ może nie spodobać się większości. Stres jest zawsze, zależy od wielu czynników. Najważniejsze jest to, że jesteśmy bardzo zgrani muzycznie.

Podczas dzisiejszego koncertu słuchacze będą mieli okazję posłuchać m.in takich utworów jak "5 rano", "Honolulu", czy "Każdemu wolno kochać". Jak Pan myśli, który utwór z płyty jest najbardziej wyczekiwany na koncertach?

Moim zdaniem jest to piosenka "Każdemu wolno kochać", słuchacze bardzo ją lubią. Wyczekiwane są również piosenki z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego.

Ma Pan na swojej płycie utwór, w którym to od strony wokalnej czuje się najpewniej?

Lubię wykonywać piosenkę "What I've become".

Wszystkie Pana piosenki są bardzo emocjonalne, głębokie. Motywują, zastanawiają i pozwalają na wiele rzeczy spojrzeć z innej perspektywy. Czy na płycie "Metamorphosis" znajduje się utwór, który jest dla Pana w szczególności ważny?


























fot. zdjęcie nadesłane

Każdy z utworów jest dla mnie ważny. Lubię piosenkę "We are stars", która poświęcona jest do pewnego stopnia Grzegorzowi Ciechowskiemu z Repupliki, Andrzejowi Zausze i Zbyszkowi Wodeckiemu.

Ciekawostką jest, że oprócz piosenek z płyty, wokół której oscyluje nasza rozmowa, będzie można usłyszeć również utwory z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego i Andrzeja Zauchy. Co najbardziej ceni Pan w ich twórczości?

Kiedyś muzyka była prawdziwa, a ludzie, którzy ją kochali, musieli jej szukać. Nie było internetu, dostęp był znacznie utrudniony. Jestem z tego pokolenia, które musiało walczyć, by uczyć się muzyki. Kasety i płyty pożyczałem od starszego rodzeństwa i swoich rówieśników.

Według jakiego klucza dobierał Pan ich utwory, które pojawiły się w repertuarze Pana koncertu?

Za każdym razem gramy coś innego. Często pojawia się piosenka "Zabiorę Cię dziś na bal", która zyskała wyjątkowy aranż.

Czy w repertuarze Wodeckiego i Zauchy ma Pan swoje ulubione piosenki?

Mam, ale ciężko je wymienić. Lubię piosenki, które są mało znane, ale też"Jak na lotni", "Bądź moim natchnieniem", czy "Jesienną piosenkę".

Idąc tym tropem, zapytam o Pana gust muzyczny. Jakim jest Pan słuchaczem? Czego poszukuje w muzyce?

Słucham wszystkiego. Kiedy byłem dzieckiem, słuchałem techno, co zdarza mi się do dzisiaj. Za pośrednictwem muzyki lubię sobie czasem przypomnieć młodzieńcze lata, kiedy to imprezowałem do rana.

Zastanawiał się Pan, ile kilometrów pokonuje w ramach jednej trasy?

Od września ubiegłego roku jesteśmy w jednej trasie koncertowej. Liczby mogą zaskoczyć. Miesięcznie jesteśmy w stanie zrobić 15-20 tysięcy kilometrów.

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz