poniedziałek, 11 listopada 2019

Łukasz Strzałka: "Wiele jest dróg, którymi mogłem pójść"

Łukasz Strzałka: "Wiele jest dróg, którymi mogłem pójść"



fot. zdjęcie nadesłane

Jest aktorem, ale jak sam mówi, lubi się rozwijać, więc cały czas poszerza wachlarz swoich umiejętności. 
Fani seriali kryminalnych znają go z roli Rafalskiego w "Gliniarzach", a fani dobrego brzmienia z gry na instrumencie klawiszowym w John Kentucky Band. Rzucił wszystko, by podążać za marzeniami, ale przyznaje, że wiele jest dróg, którymi mógł pójść.
Wiele jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałeś akurat aktorstwo? 

Do wszystkiego przyczynił się wypadek, któremu uległem. Od zawsze chciałem być zawodowym żołnierzem, ponad trzy lata intensywnie się do tego przygotowywałem. 
Byłem fanem wspinaczki wysokogórskiej. Wszedłem na konstrukcję, która się zarwała. Złamałem kręgosłup. Na pół roku straciłem czucie w nogach. 

W wieku dziewiętnastu lat nauczyłem się ponownie chodzić. Obiecałem sobie wtedy, że jeśli wyjdę ze szpitala o własnych siłach, mogę wszystko. Zastanawiałem się co robić, szukałem planu B. 

Czy już od najmłodszych lat przejawiałeś zainteresowanie tym zawodem, lubiłeś występować i wcielać się w różne postaci?

Od dziecka zajmowałem się muzyką, uczęszczałem na zajęcia teatralne w Kędzierzynie - Koźlu. 

Doszedłem do momentu, w którym chciałem zdawać do Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. Znalazłem ogłoszenie castingowe jednego z wrocławskich teatrów, poszukiwali aktora. Z moim zespołem John Kentucky Band pojechaliśmy na piknik country do Mrągowa, a potem poszedłem na casting. Zdawałem sobie sprawę, że nie mam doświadczenia. Dostałem się. Spędziłem tam trzy wspaniałe lata. Przez cały czas zbierałem doświadczenie. Po tym czasie mogłem podejść do egzaminu z eksternistycznego z aktorstwa, ale ciągle brakuje mi czasu, więc nie mam go do dzisiaj. (Śmiech.) Mam ogromne szczęście w tym zawodzie. Przez rok pracowałem w jednym z teatrów Muzycznych w Chorzowie, potem byłem też  w zespole  Teatru Bohema w Bielsku - Białej, realizowałem się również w dubbingu. Czasami kończyło się tak, że spałem w samochodzie. (Śmiech.) Kiedy zrezygnowałem z angażu w Teatrze w Chorzowie, zaproponowano mi rolę Rafalskiego w Gliniarzach. O tym będziemy jeszcze rozmawiać. (Śmiech.) 

Czy do tego momentu Teatr jest dla Ciebie miejscem szczególnym?

Zdecydowanie. Dopiero w Teatrze odkrywałem, czym on tak naprawdę jest. Otaczali mnie niesamowici ludzie, którzy wszystkiego mnie uczyli. Instruktor reżyser i aktor Marek Oliwa powiedział mi kiedyś, że to Teatr uczy zawodu. Zgadzam się z tym. Cieszę się, że mogłem zaczynać od teatru. 

Z tego, co wiem, z zawodu jesteś mechanikiem samochodowym, ale "rzuciłeś wszystko, by podążać za marzeniami". To prawda?

Tak, to prawda. Wiele jest dróg, którymi mogłem pójść. (Śmiech.)






















fot. zdjęcie nadesłane

Zrobiłeś kurs spawacza, skończyłeś studium medyczne i odbyłeś staż w prokuraturze. Rozpiętość zainteresowań godna podziwu. (Śmiech.) 

Lubię się rozwijać. W chwili obecnej kończę kurs prawa jazdy na pojazdy typu C+E. (Śmiech.)

Nie żałujesz, że postawiłeś wszystko na jedną kartę i zostałeś aktorem? 

Nie, tego na pewno nie żałuję. (Śmiech.) Nawet, jeżeli w przyszłości nie uda mi się kontynuować tej pracy, jestem zabezpieczony. Nie żałuję niczego.

Aktorem, a nawet muzykiem. Do tego momentu grasz na instrumencie klawiszowym w John Kentucky Band.  Opowiedz o swojej muzycznej przygodzie. 

Moja muzyczna przygoda rozpoczęła się, kiedy miałem dziesięć lat. Nie wiedzieć czemu, pod choinkę zażyczyłem sobie organki. Dostałem je od rodziców. Okazało się, że całkiem sprawnie idzie mi gra na tym instrumencie klawiszowym. Później pożyczyłem od kolegi keyboard i zacząłem sam na nim grać. Chciałem zapisać się do szkoły muzycznej. Mama stwierdziła, że szybko mi przejdzie, ale ja zaparłem się w sobie i poszedłem za tym.

Kiedyś grałem też na trąbce, bo wydawało mi się, że dyrygent kiedy na mnie spojrzał, zobaczył we mnie predyspozycje do grania na tym instrumencie. Okazało się jednak, że w orkiestrze, do której uczęszczałem, brakowało trębaczy. (Śmiech.) Trąbkę mam do dzisiaj w domu.

Jak to robisz, że godzisz tyle obowiązków? (Śmiech.) 

Jeśli chodzi o aktorskie zajętości, wszystko odbywa się w Warszawie. To, co dotyczy zespołu, jestem w stanie opanować zdalnie, ponieważ materiały dostaję na maila, a przed koncertem wystarczy, że wezmę udział w szybkiej próbie, by wszystko sobie przypomnieć.

Warto porozmawiać o serialu "Gliniarze", w którym wciela się Pan w młodego aspiranta Michała Rafalskiego. Co najbardziej lubi Pan w swoim bohaterze?

Cenię go za bezpośredniość. To postać z pozoru wredna, ma w sobie wiele z kombinatora. (Śmiech.) Wychodzę jednak z założenia, że jako aktor muszę bronić swojego bohatera. Rafalski wiele przeszedł, dlatego taki jest. Jego rodzice zginęli, a on opiekuje się siostrą. Musi sobie radzić. Jest karierowiczem, ale to nie bierze się też z niczego.

Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Ciebie konieczne, byś wiarygodnie wcielał się w swoją postać?

Przydatne umiejętności przyszły dużo wcześniej. Mój dziadek był instruktorem strzelectwa, a ja odkąd pamiętam, miałem wiatrówkę. A na planie mamy profesjonalnych konsultantów.

Co daje Ci najwięcej frajdy? Strzelanie? (Śmiech.)

Każdy dzień jest inny. To jest motorem. (Śmiech.) Do pracy idę zawsze z uśmiechem na twarzy.

Najtrudniej podobno zapiąć kajdanki, bywają niesforne...

Tak, to naprawdę bywa trudne. Szczególnie, jeśli mamy do czynienia z dość umięśnioną postacią lub z takimi przeszkodami, jak bransoletki, czy zegarki. 















fot. zdjęcie nadesłane

Oglądasz seriale kryminalne, by się zainspirować? Które są Twoimi ulubionymi?

Nie, nie oglądam seriali, ponieważ nie mam na to czasu. Jedynym, który śledzę jest "Wataha". Moim ulubionym serialem kryminalnym jest "Stawka większa niż życie" oraz "07 zgłoś się". (Śmiech.)

Czy rola w "Gliniarzach" spowodowała, że dostajesz kolejne propozycje ról policjantów? Role w mundurach szufladkują? (Śmiech.) 

Nie otrzymuję podobnych propozycji.

Najbliższe plany. 

"Gliniarze", aktywna praca w dubingu, zespół, nowe projekty. Patrzę pozytywnie w przyszłość. Nie martwię się, że coś się nie uda. 
Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz