piątek, 14 lutego 2020

Robert El Gendy: "Żyję marzeniami"

Robert El Gendy: "Żyję marzeniami"


























fot. Kamil Ozimek

O pasji do dziennikarstwa, sile marzeń i ich realizacji, ale także o sporcie, programie "Pytanie na śniadanie" i pomysłach na autorskie programy rozmawiam z Panem Robertem El Gendym.

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pan wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do świata i ludzi. Widać to także w mediach społecznościowych. Energia, którą dzieli się Pan chociażby na Instagramie, udziela się. Co daje Panu w życiu najwięcej siły?

Najwięcej siły dają mi moje dzieci oraz moja rodzina. To podstawa. Miłość jest podstawą do wszystkiego, bez niej nie warto niczego zaczynać, a ona bije z tych najważniejszych istot w moim życiu. Miłość ewoluuje, dojrzewa. Pracuje się na nią przez poznawanie człowieka. Są takie dni, w których ja też mam kryzys, robi mi się smutno. Wtedy staram sobie przypomnieć, że wszystko jest po coś. Robi mi się lepiej, kiedy przeglądam zdjęcia bliskich mi osób.

Moim zdaniem niezwykle ważne w życiu jest cieszenie się drobiazgami. Prawda jednak jest taka, że nie każdy ową umiejętność posiada. Co zrobić, by to się zmieniło?

Uczę się tego. Łapię się na tym, że czasami nie doceniam miejsca, w którym jestem. Wybiegam za daleko w przyszłość. Nie wiemy, co czeka nas jutro. Drogę wyznacza nam Bóg, tylko On wie, co nas spotka. Nie można zapominać o tym, co dzieje się tu i teraz.

"Dziennikarz, prezenter, sportowiec - amator". W ten sposób opisuje Pan siebie na Instagramie. Do czego jest Panu w tym momencie najbliżej?

Jestem przede wszystkim tatą zakochanym w swoich dzieciach i to jest dla mnie najistotniejsze. Praca jest dla mnie ogromną pasją, wymarzonym miejscem, które pojawiło się osiemnaście lat temu. Sport zszedł w tym momencie na dalszy plan. Byłem sportowcem  -  amatorem, blisko mi było do sportów wyczynowych, uprawiałem koszykówkę. Jako dziennikarz sportowy miałem okazję być na finałach NBA, co było spełnieniem moich marzeń. Kwestie rodzinne są dla mnie jednak najistotniejsze, reszta jest na drugim miejscu.


























fot. Kamil Ozimek

Gdyby nastała taka konieczność, z czego byłoby Panu najprościej zrezygnować - z telewizji śniadaniowej, czy dziennikarstwa sportowego?

Bardzo trudne pytanie. (Śmiech.) Nie chciałbym wogóle rezygnować, ale jeżeli nastałaby taka konieczność wierzę, że miałoby to jakiś głębszy sens. Znajduję pasję w obu tych czynnościach, mam siłę by się tym zajmować. Traktuję to jak wyzwanie, nie czuję potrzeby rezygnacji. Nie chciałbym jednoznacznie odpowiadać na to pytanie. 

Mimo tego, że ukończył Pan ekonomię, podobno od zawsze Pana marzeniem była praca w mediach. To prawda, że nie wyobrażał Pan sobie pracy za biurkiem?

To prawda. Na studiach ekonomicznych byłem na wydziale handlu zagranicznego.  Na drugim roku wymyśliłem sobie, że spróbuję swoich sił pracując w banku. Przez dwa miesiące pracowałem, ale nie spodobało mi się. Tam nie ma miejsca na kreatywność, a to nie dla mnie. Od zawsze marzyłem o tym, by zostać aktorem. Chodziłem na castingi, stąd wzięła się również praca w mediach. 

Pojawiła się okazja wzięcia udziału w castingu i rozmowie kwalifikacyjnej. Bliskie mi osoby zmotywowały mnie, żebym spróbował. Nie zostałem co prawda aktorem, ale i tak pracuję pzed kamerą. Trwa to już osiemnaście lat. 

Coraz częściej myślę o tym, by realizować swoje marzenia. Marzenia są dla mnie istotne,  przekładają się też na ambicje. Czuję cały czas chęć spróbowania swoich sił jako aktor. W dzisiejszych czasach nie trzeba kończyć studiów, by wystąpić w jakiejś produkcji. Wiele jest takich aktorów, czy osób publicznych. Chciałbym spróbować i zagrać w jakimś serialu. To moje marzenie. 

Marzenia są dla Pana bardzo ważne, często Pan o nich mówi.

Marzę, by kiedyś, kiedy osiądę już na mojej ukochanej Warmii, móc regularnie spotykać się z moimi synami. Chciałbym usłyszeć od nich, że jako ojciec wykonałem dobrą robotę, bo dobrze przygotowałem ich do dorosłego życia. 

Moi rodzice nie zdołali mnie przygotować, ponieważ pochłonięci byli walką o egzystencję. Mama robiła wszystko, bym mógł skończyć studia w Warszawie takim kosztem, że nie zaznałem tego, co chciałem dać swoim dzieciom. Nam się udaje, jest to zasługa przede wszystkim mojej partnerki, która dba o rodzinne kwestie. Ja jestem tym surowym, ale też tym, który zawsze przytuli. Tak powinno być w prawdziwej rodzinie. 

Jest Pan dziennikarzem sportowym, ale też jak Pan sam o sobie zwykł mówić, sportowcem - amatorem. Regularnie pojawia się Pan na siłowni, uprawia też  koszykówkę jak dobrze kojarzę. Jakie jeszcze sporty obecnie Pan uprawia?

Koszykówka jest miłością mojego życia. (Śmiech.) Kiedyś grałem jeszcze w piłkę nożną, ale  jako kilkuletni chłopiec odpuściłem. Zdarza mi się czasami grać w meczach charytatywnych, ale grywam też czasami z moimi synami. 

Gram w kosza i staram się zarazić tą pasją synów. Siłownia jest swego rodzaju dodatkiem. Ma dobry wpływ na wszystko. Na nastrój, ale też na rozładowanie napięcia. Ważne, by znaleźć czas dla siebie. Jeśli ktoś nie ma czasu na to, by wyjść na siłownię, może trening zorganizować w domu. Endorfiny trzeba z siebie wyrzucać. (Śmiech.) 

Przejdźmy do "PNŚ". To najpopularniejszy program śniadaniowy w Polsce. Cieszy się największą oglądalnością. Co w Pana odczuciu składa się na sukces tego programu? W czym tkwi jego wyjątkowość? 

Ludzie, którzy tworzą ten program myślą o oczekiwaniach widza. Kiedy my zadajemy pytania, nie wymądrzamy się, ale przekazania wiedzy oczekujemy od ekspertów, których zapraszamy. Słuchamy naszych gości. Bardzo lubię nasz program, w roli prowadzącego pojawiam się już dwa lata. To spełnienie jednego z wielu moich zawodowych marzeń. Program dał mi możliwość rozwoju. W sporcie od dziennikarza oczekuje się bycia ekspertem. "Pytanie na śniadanie" jest programem o życiu, dotykamy w nim różnych aspektów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Pomagamy ludziom. 

Poruszacie tam wiele istotnych zagadnień, zawsze na czasie. Na jakie tematy lubi Pan najbardziej rozmawiać z gośćmi?

Poza tematami związanymi z wychowaniem dzieci bardzo lubię też rozmowy z pasjonatami, którzy są odważni. Takie osoby dla swojej pasji są w stanie zrezygnować z pracy w zawodzie. Do tego, by wyjść ze strefy komfortu, trzeba mieć ogromną odwagę. Każdy taki gość powoduje, że pobudzam swoje marzenia i chcę je realizować. 


























fot. Kamil Ozimek 

Program śniadaniowy moim zdaniem jest wspaniałą okazją do poznawania nowych ludzi, osób z ciekawymi pasjami, zajmujących się istotnymi rzeczami. Czy mógłby Pan przytoczyć historię jednego z takich spotkań?

Ostatnio dwie osoby zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

Poznałem o. franciszkanina Lecha, który o Bogu potrafi mówić takim językiem jakiego my używamy na co dzień. Dzięki temu lepiej można zrozumieć świadectwo. Jego kazania w kościele często wywołują salwy śmiechu, prawdziwej radości ale też i zadumy. Lech nigdy nie stoi daleko zawsze schodzi do nas. Ten franciszkanin potrafi podnieść na duchu otworzył moje oczy i serce jeszcze bardziej. Wybaczanie to trudna kwestia, zwłaszcza gdy ktoś nas rani z premedytacją. Ale dzięki nauce mojego księdza radzę sobie w tych sytuacjach. Wiara na tym etapie mojego życia jest bardzo istotna dla mnie. 

Drugą osobą, która mnie zachwyciła była aktorka Pani Helena Norowicz, która w wieku 85 lat potrafi zrobić szpagat. O swoim życiu opowiada z uśmiechem, przekonuje, że nie ma żadny barier. 

Kiedy się pojawiają przeszkody, trzeba zmienić podejście i perspektywę patrzenia na życie. Trzeba otaczać się osobami, które wskażą nam drogę. Pani Helena może być człowiekiem, który pokazuje nam taką ścieżkę. Tacy ludzie dodają nam sił.

Prowadzenie programu o tak wczesnej porze wiąże się z wczesną pobudką, ale również z „misją“ szerzenia dobrego nastroju. Proszę zdradzić, jakie ma Pan sposoby na bycie w dobrym humorze na wizji, nawet wtedy, kiedy aura nie sprzyja?

Nastrój reguluje mi muzyka. Mam takie utwory, które nakręcają mnie do działania. 

Jakie?

Uwielbiam Pearl Jam. Ta muzyka chodzi za mną od podstawówki. Kiedy włączam jakikolwiek utwór tej grupy, zawsze nastrajam się pozytywnie. Byłem chyba na wszystkich ich koncertach w Polse. W tym roku również się wybieram. 

Przekazywanie jakich emocji podczas trwającego na żywo programu jest dla Pana najważniejsze?

Z perspektywy widza oczekiwałbym uśmiechu na twarzy. Poruszamy różne tematy. W programie dochodzi też do wzruszających momentów. Zdarzyło mi się uronić łzę. Na początku się tego wstydziłem, ale zrozumiałem to. Emocje są ważne. Chcę być sobą. 

Jeśli chodzi o moment w programie, który u mnie wywołał wzruszenie, to była to opowieść mamy, której dzieci są mulatami. Jej historia ożywiła moje wspomnienia z dzieciństwa, wychowywania się bez taty. Spotykałem się z różnymi docinkami, dotyczącymi także mojej karnacji. Kiedy nie ma się ojca, trzeba brać sprawy w swoje ręce. Było mi naprawdę ciężko. Swoich synów uczę, by czerpali siłę z tego, kim są. Warto mieć pewność siebie.

Program prowadzi Pan wraz z Macademian Girl. Co najbardziej lubi Pan w Waszym duecie?

Szybko umiemy się nawzajem rozweselić, uzupełniamy się. Każde z nas ma inne priorytety, inną energię. Każdy coś od siebie daje. Cały czas się poznajemy. Nasz egzotyczny wygląd składa się na sukces naszego duetu. (Śmiech.) Niektórzy podejrzewają, że jesteśmy bratem i siostrą, ale może coś w tym jest, zbliżamy się do siebie i może dzięki temu to, co mamy do przekazania jest coraz bardziej radosne. 

Wspominałam już o Pana profilu na Instagramie. Czym najchętniej dzieli się Pan z followersami?

Lubię, kiedy jest odzew na rzeczy prywatne, to powoduje dyskusje, do których zachęcam. Każdy ma swoje doświadczenia, swoje przeżycia, możemy się nimi dzielić. Dużo ludzi pyta o treningi. Lubię rozmawiać z ludźmi. Nie toleruję hejtu. Nie rozumiem ludzi, którzy bez powodu chcą komuś dowalić, dokuczyć, zrobić przykrość. Nie mam we mnie chęci podejmowania walki z kimkolwiek. W moim życiu zdarzyło się wiele trudnych sytuacji, ale nie mam wrogów. Jeżeli ktoś mnie atakuje, jest mi przykro.

Czy hejtowi można jakoś zapobiec? Jak Pan sobie z nim radzi? To zdecydowanie najsłabsza strona internetu...

Myślę, że nie. Rozmowa z kimś, kto jest nastawiony negatywnie, może powodować eskalację, a to do niczego nie prowadzi. Taki człowiek atakuje z konta anonimowego. Robi to tylko, aby wbić komuś szpilę i sprawić przykrość. 

Czasami taki atak pozostawia we mnie ślad, ale dzisiaj już ograniczam czytanie negatywnych komentarzy. Nie warto się przejmować. 


























fot. Kamil Ozimek

Jak odbiera Pan akcje, które mają na celu zapobiec hejtowi?

Takie akcje bardzo mi się podobają. Trzeba je nagłaśniać. 

Jakie jest najczęstsze pytanie, które zadają Panu sympatycy?

Czy Tamara ma chłopaka? (Śmiech.) Czy naprawdę mam czterdzieści dwa lata? (Śmiech.) Czy mam czas zajmować się tyloma rzeczami? (Śmiech.) 

Każdy z nas ma zazwyczaj jeden dyżur w programie tygodniowo. pokornie czekam na to, by mieć więcej dyżurów. Mam jednak jeszcze bardzo dużo do zaoferowania, najbardziej cieszyłoby mnie, gdybym mógł realizować się w programach rozrywkowych, takich jak np. "The Voice of Poland". Mógłbym rozmawiać z uczestnikami na backstage. Szybko łapię dobry kontakt z ludźmi. Chyba mam taką umiejętność, że umiem zjednać sobie osobę, z którą rozmawiam. Jeśli ktoś dobrze czuje się w moim towarzystwie, to przekłada się na rozmowę. Gdybym mógł zrealizować program według własnego pomysłu, przekułbym to w sukces antenowy. 

Gdyby miał Pan możliwość zrealizowania własnego programu, czego mógłby dotyczyć?

Fajnie byłoby być też jednym z prowadzących letniej trasy TVP2 lub pracować przy koncertach sylwestrowych.  

Mój autorski program mógłby dotyczyć męskiej elegancji i życia rodzinnego. Nie wiem jednak, czy widzowie byli by takim programem zainteresowani. Zobaczymy. Czuję, że ten rok może być dla mnie przełomowy. 

Najbliższe plany. 

Chciałbym dalej rozwijać się w "PNŚ", może uda się w ramach programu zrealizować jakiś cykl związany z ojcostwem. Myślę, że gdyby udało mi się wyjechać na igrzyska do Tokio, też byłoby to fajnym doświadczeniem. 

Żyję marzeniami. Cieszę się tym, co mam. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz