wtorek, 17 sierpnia 2021

Arkadiusz Gołębiowski: "Nie ma głupiego uśmiechu"

 Arkadiusz Gołębiowski: "Nie ma głupiego uśmiechu"












fot. Photo Małgorzata Wielicka

Z Arkadiuszem Gołębiowskim rozmawiam o jego debiutanckim tomiku wierszy "Szukając słowa", o potrzebie znajdywania dobrych i wartościowych słów, o mocy uśmiechu, która sprawdza się w tej niełatwej dla nas wszystkich codzienności.

Poruszamy też temat serialu "Leśniczówka". W oparciu o wątek, który rozgrywa się w życiu serialowego Jacka i Jego bliskich, dyskutujemy o uzależnieniu młodzieży od telefonu i internetu. 

Jesteś aktorem, ale też poetą. Które z tych zamiłowań pojawiło się w Twoim życiu jako pierwsze - do aktorstwa, czy do poezji?

Ja od zawsze pisałem wierszyki, więc chyba zamiłowanie do poezji pojawiło się u mnie jako pierwsze. Była to próba rejestracji tego wszystkiego, co działo się naokoło, tych emocji, z którymi jako nastolatek nie radziłem sobie. Znalazłem więc sobie takie ujście. Nie wiedziałem, z kim mam porozmawiać, bo czułem, że jestem nierozumiany, rodzicom nie mogłem niczego wytłumaczyć, bo zmieniali temat, nie zawsze mając czas, by się zatrzymać. Powstawały więc rzeczy, które można było przelać na papier.
 
Później zobaczyłem, że praca z  emocjami jest bardzo fajna. W aktorstwie również mam szansę wyrzucenia z siebie niektórych emocji. Taka podróż jest bardzo wciągająca. Prowadzi mnie ciekawość. Zastanawiam się, jak to będzie wyglądało, jak ten człowiek, którego mam do odegrania, zachowa się w danej sytuacji. W tym zawodzie pojawia się okazja do przepracowania różnych sytuacji, ale też do wykorzystania doświadczeń z własnego życia w pracy nad rolą. Schematy, które mamy już w jakiś sposób przepracowane na planie, do pewnego stopnia pomagają też w życiu. Niektóre sytuacje, które w naszym życiu pojawiają się pierwszy raz, ale mieliśmy z nimi do czynienia już na scenie, nie są dla nas tak obce.

Czy to pomaga w codziennym życiu?

Tak, to odrobinę pomaga. Jest to pewien sposób wywierania wpływu, ponieważ wiem, jak się mniej więcej zachować w stosunku do ludzi, żeby wywołać odpowiednią reakcję. Oczywiście nie zawsze, ale po części tak. Nie wiem, jak dalekie to jest od manipulacji, ponieważ bywa też to czasami złudną drogą. 

Kiedyś bardzo interesowałem się programowaniem eurolingwistycznym. To bardzo ciekawe schematy, używane przez szpiegów. Robiąc jakąś scenę, realizuję schemat pod określonym tytuem. Zastanawiam się, czy chcę, by była śmieszna, tragiczna, czy ma wywołać łzy u widzów. 

Kierujesz się wtedy emocjami, które chcesz wywołać? 

Tak. Wtedy jestem pewnego rodzaju narzędziem w rękach tego, kto patrzy na to z zewnątrz, jak osiągnąć ten zamierzony cel. Z jednej strony jest to cudowne, a z drugiej...straszne. (Śmiech.) 

1 marca na rynku pojawił się Twój tomik wierszy "Szukając słowa". To zbiór wierszy, które napisałeś  na przestrzeni lat 2010 - 2018. Wiersze, które pojawiły się w zbiorze wybierałeś sam, czy ktoś Ci pomagał?

Wiersze, które pojawiły się w zbiorze, wybierałem sam. Wszystko starałem się zmknąć w jednym temacie. Myślą przewodnią tego tomiku jest miłość. Chciałem ją pokazać na wielu płaszczyznach. Często niespełnioną, taką, która jest w nas, którą kierujemy  na drugiego człowieka. Wtedy następują różne okoliczności, w których zwracamy uwagę na siebie, na to, kim stajemy się w czyichś oczach, jak się czujemy. 

Niektóre te wiersze są bardzo intymne, bo nie wiedziałem, że ujrzą kiedyś światło dzienne. Nie chcę nazwać tego rodzajem terapii, ale zapisanie tych wszystkich rzeczy, które mnie spotykają, kiedy nie mam bliskiej osoby przy sobie, która może to zroumieć, co szarpie moją duszą, jest bardzo pomocne. 

Jest tam też wiersz o moim Synu. 

Napisałem go pod wpływem pracy nad jednym z fimów z moim udziałem. Rozmawiałem z Panem Jerzym Gruzą na temat jego fabuły i relacji dwóch ludzi, gdzie jeden z nich wie, że już odchodzi. Było to dla mnie bardzo refleksyjne wydarzenie i przyszła do mnie myśl, że kiedyś zabraknie mnie w życiu mojego Syna. W głowie pojawiają się wtedy pytania, co się wydarzy. Oglądałem też akurat filmy Pablo Sorentino. W filmie Jurka Gruzy opowiadamy podobną historię, jak ta w twórczości Sorentino.  

Można stwierdzić, że pandemia koronawirusa niejako przyczyniła się do Twojej decyzji o ich wydaniu?

Tak. Miałem taką apokaliptyczną wizję. Na początku nie wiedziałem, czym tak naprawdę ten Covid jest. Zdawałem sobie tylko sprawę z tego, że zabija. Pojawiały się pierwsze ofiary śmiertelne. Na ulicach prawie nikogo nie było. Nie można było się swobodnie poruszać. Jedynym akceptowanym powodem do wyjścia z domu było to, by wyjść do sklepu. Ulice były puste. Pojawił się obowiązek noszenia maseczek. To było straszne, mnie to bardzo przygwoździło, ale uzmysłowiłem  sobie, że ludzi, którzy są niepewni tego, co ich czeka, jest o wiele więcej. Nie było żadnej pracy dla aktorów, ludzi sceny, ludzi estrady.  Uświadomiłem sobie, że idziemy w kierunku wiecznego strachu, będziemy się tylko bać. 

Uwielbiam chociażby ten gwar, który towarzyszy nam podczas naszej rozmowy. Obawiam się, że  tak intensywnego życia miasta, które towarzyszyło nam przed pandemią, już nigdy nie będzie. 

Na początku nikt nie wyobrażał sobie powrotu do normalności. Nie było szczepionki, nie było leków. Toczyła się walka o maseczki i respiratory. Było trudno, a ja pomyślałem, że może tymi wierszami wywołam trochę uśmiechu. Wierzyłem, że kiedy czytelnicy zapalą świeczkę, zaparzą ulubioną herbatę lub uraczą się lampką wina, pomyślą, że są ważniejsze rzeczy od tego, co jest nazewnątrz. 

Taką miałem wizję, dlatego wziąłem się w garść i pomyślałem, że albo teraz, albo nigdy. 

W podjęciu decyzji o stworzeniu tomiku "Szukając słowa" niewątpliwie motywującym dla Ciebie było to, że na co dzień nam wszystkim tak bardzo brakuje zwykłego dobrego słowa. Zdecydowałeś, że to właśnie Ty chcesz odbiorcom to dobre słowo podarować. 

Tak, ale to jest szerszy kontekst. Żyjemy w świecie, gdzie wszystko przenosi się do internetu, a relacje są prowizoryczne, płaskie i proste. Zapominamy o tym, że urokliwość przebywania z drugą osobą, czułość, delikatność, to wszystko jest w nas. Czasami to rzeczy, które są głęboko pochowane. To jest czasami trochę przykre. Chciałem, by to zaczynało się od takich prostych rzeczy, czyli od kwiatków, pójścia na spacer, trzymania się za rękę. To małe, drobne gesty, które zauraczają świat i powodują, że możemy się trochę bardziej uśmiechnąć. 

To poezja dla każdego, ponieważ traktuje o uczuciu bliskim każdemu, czyli o miłości. Gdybyś miał  wskazać swój ulubiony wiersz, na który mogłoby paść?

Nie mam jednego ulubionego wiersza. Przez chwilę bardzo bliski był mi "Most". Była to próba pokazania tego, że mój świat też jest fajny. Wszystkie złe komunikaty, które ludzie wypowiadają w stosunku do nas są po to, by nas zgasić. 

Kiedy byłem nastolatkiem, miałem taką sytuację, że wraz z kuzynem pojechałem nad Zalew Zegrzyński. On był ze swoją ówczesną dziewczyną. Swój koc rozłożyłem blisko nich i się do Niej uśmiechnąłem. Usłyszałem od niego, "Co się głupio śmiejesz?". To zabolało. Myślę, że takich sytuacji jest dużo, ale walczmy z tym. Nie ma głupiego uśmiechu. Jest bardzo miły, sympatyczny i pozwala zaczerpnąć energii. 























fot. Photo Małgorzata Wielicka

Spotkałeś się już z opinią, że dzięki Twoim wierszom ktoś się uśmiechnął, a ktoś polubił poezję?

Tak. 12 czerwca odbył się wieczór autorski. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. 

Mogłem nareszcie zobaczyć twarze ludzi. Opowiadałem historie i anegdoty, które towarzyszyły tworzeniu moich wierszy. Wspaniałe było, że ludzie się uśmiechali. Ciężko zrobić taki wieczór poezji, by nie zanudzić ludzi. Ludzie nie ziewali, śmiali się i uśmiechali. (Śmiech.) 
To takie pofałdowanie tego życia czymś normalnym. Można iść na zakupy, na pocztę, czy gdzie indziej, ale każda z tych czynności może być przerwana otrzymaniem kwiatka. Jedno drugiemu przecież nie przeczy. (Śmiech.) 

Zdecydowałem, że będzie to wieczór z wierszami i anegdotami, a atmosfera będzie takim kwiatkiem do tego, aby dobrze się poczuć. Całe spotkanie było okraszone pięknymi ilustracjami autorstwa Marty Bystroń. Dodatkowo podczas czytania tych wierszy na wieczorze autorskim ilustacje pojawiały się w postaci animacji, były puszczanych z rzutnika. Każdy, słuchając słowa, nie musiał gapić się na mnie, ale dzięki tym obrazkom mógł odpłynąć myślami.

W jednym z ostatnich wywiadów stwierdziłeś, że jeden z największych dostawców książek na rynku, wogóle nie posiada działu z poezją. Co można z tym zrobić?

Trzeba czytać moje wiersze. (Śmiech.) Przede wszystkim trzeba trzeba wydawać książki, mówić o wierszach i je czytać. Nawet, gdyby to miało porwać to tylko dwie osoby, zawsze warto. 

Mnóstwo ludzi z mojego otoczenia przekonuje się do poezji. Okazało się, że już dwoje aktorów na jednym z planów filmowych powiesiło gdzieś swoje wiersze. To jest bardzo fajne, że zdajemy sobie sprawę, że z pasją do pisania wierszy nie jesteśmy sami na świecie. Chciałem pootwierać ludzi na to, by dzielili się swoją twórczością. Nigdy nie wiesz, że akurat Twoja historia nie jest komuś bliska, że nie znajdzie się ktoś, kogo akurat poruszy. Jeśli już choć trochę wzruszy, to warta jest tego wszystkiego. 

Czy w czasie pandemii zdarzało Ci się pisać wiersze? Na jakich emocjach koncentrowałeś wtedy swoją uwagę?

Tak. Oscylowałem wokół bardzo gorzkich doświadczeń i emocji. 

Na czym skupiałeś uwagę, kiedy tworzyłeś wiersze w tych trudnych miesiącach?

Nie wiem, czy chcę teraz wracać myślami do tego okresu. Były to rozmyślania na temat tego wszystkiego, co robimy, dokąd zmierzamy. To, z czym wszyscy się mierzyli przelałem na papier, ale nie uważałem, że jeszcze dodatkowo należy epatować takimi rzeczami. 

Starałem się dodawać wiary ludziom, choć sam jej do końca nie miałem, a mimo to skupiałem się na tym, aby jednak pomagać, a nie wywoływać dodatkowe negatywne emocje. 

Jak zniosłeś izolację?

Bardzo źle. Plusem tego wszystkiego jest to, że mam dom pod Warszawą. Mogłem uciekać do zieleni. Nikt nie ścigał mnie, czy zachowuję dystans. Miałem jednak farta. Mam jednak znajomych, którzy cały czas izolacji przesiedzieli w bloku. Męczyli się. Był to bardzo trudny czas dla nas wszystkich. 

Czego ten czas Cię nauczył?

Nauczyłem się, że nadzieja na lepszy czas sprawia cuda. 

Nagle okazuje się, że możemy siedzieć tutaj, pić dobrą kawę, mimo tego, że chociażby piętnaście minut stąd szaleją burze, to u nas świeci słońce. (Śmiech.) Dobre emocje przyciągają dobrą pogodę. Naprawdę. (Śmiech.) 

Nie sposób porozmawiać też o serialu "Leśniczówka". Do obsady dołączyłeś w 117 odcinku. Jak w kilku słowach opisałbyś przemianę Jacka, która od tego czasu nastąpiła?

Obejrzałem ostatnio pierwsze perypetie Jacka w tym serialu i śmiałem się z siebie, ale też z niego. Ostatnio na kolację przyszli do mnie znajomi. Oglądaliśmy kilka moich zawodowych projektów. Doszliśmy do wniosku, że mój bohater albo jest przystojny, albo podrywa prawie wszystkie Panie ze swojego otoczenia. Monotonia. (Śmiech.) 

W "Leśniczówce" zaproponowano mi rolę, która nie była tak do końca poważna. Miałem do zagrania coś innego niż to, do czego byłem przyzwyczajony. Okazało się, że Jacek to taki prosty chłop. Na ekranie można było pokazać wszystkie jego przywary. 

W ramach pracy nad rolą obserwowałem ludzi, którzy nie umieją zachować się przy stole, nie wiedzą, jak zachować się podczas rozmowy, skupiałem się też na tym, jak wyglądają. Uczyłem się tego wszystkiego. Fajne doświadczenie.

Teraz Jacek jest już zupełnie inny, niż na początku. Moja serialowa żona Magda, (w tej roli Beata Fido, przyp. red.) jest uznaną panią doktor, ma własną przychodnię. Pod jej wpływem Jacek się cywilizuje i definitywnie skończył z obgryzaniem paznokci, oblizywazniem palców, obcieraniem nosa. Nastąpił przełom w jego kulturze osobistej. (Śmiech.) 























fot. Photo Małgorzata Wielicka

Jednym z takich przełomowych momentów było na pewno adoptowanie Pati, (w tej roli Ala Warchocka, przyp. red.) Jak pracuje się z dzieckiem na planie? Widać, że prywatnie też bardzo się lubicie. 

Ciężko odpowiedzieć mi na ogólno postawione pytanie, jak pracuje się z dziećmi. Z Alą pracuje mi się bardzo dobrze. Większość dzieci, które trafiają na plan filmowy, jest nadpobudliwych, mają ADHD. Takie dzieci dużo lepiej wychodzą w kamerze. Swego czasu nagrałem dużo reklam z najmłodzymi i stąd moje spostrzeżenie. U części dzieci ich nadpopubliwość bardzo ciężko jest zachować w ryzach. Kiedy my, dorośli spotykamy się na planie i pracujemy, to brak sposobu na okiełznanie tej nadpopudliwości u dzieci jest bardzo trudne podczas nagrywania scen. Takie dzieci się nie słuchają, nie wykonują poleceń reżysera. Bardzo trudno jest się z nimi dogadać. Z Alą jest inaczej. Jest wspaniałym dzieckiem. U niej następuje idealna harmonia pomiędzy właśnie tą nadpobudliwością, a naturalizmem i radością. 

Macie za sobą nagrywanie bardzo trudnych scen, które pojawią się w pierwszych powakacyjnych odcinkach. 

Tak, mamy za sobą skomplikowane sceny. Było ich kilka. 

Kiedy patrzę na Alę po trudnym dniu zdjęciowym, jestem pewny, że kiedyś zajmie bardzo wysoką pozycję wśród aktorów. Trzymam za nią kciuki. 



























fot. Photo Małgorzata Wielicka

W nowym sezonie kontynuowany będzie wątek uzależnienia Pati od telefonu komórkowego. To bardzo powszechny problem wśród młodzieży w dzisiejszych czasach. Czy można jakoś temu zaradzić?

Tak, wyłączyć internet. (Śmiech.) 

To duży problem, kiedy w prawie każdym domu największą karą jest wyłączenie internetu, czy zabranie komórki. 

Jacek ten problem stara się załatwić po męsku. Tak, jak prosty chłop. (Śmiech.) Jego metody nie do końca działają, bo po drodze pojawiają się różne problemy. W sytuacji, kiedy rodzice reagują bardzo alergicznie, czyli bardzo prosto, robią absolutną konfiskatę, to wtedy dziecko zaczyna się odcinać mentalnie od nich. Dziecku trudno zaufać im w tym temacie, bo nie czuje już wsparcia od rodziców. Zostaje z tym samo, a świat dziecięcy jest bardzo naiwny, więc to może rodzić ogromne komplikacje. 

Film "Sala samobócjów" poruszał też temat uzależnień. Pokazywał, co zrobić, kiedy młodzież za mocno wejdzie w wirtualny świat. Trzeba pamiętać, że w sieci nie spotykamy tylko fajnych ludzi. 

Pod pozorem Lorda X, który się w serialu pojawi, wiele będzie się działo. Splot wydarzeń i niechęć środokowiska sprawi, że ktoś podpali dom naszych bohaterów. Będą to bardzo emocjonujące chwile. Okaże się, jakie straty może wyrządzić niegodziwość ludzka. W tym moim serialowym życiu wybuchnie jeden wielki pożar. (Śmiech.) 


Zdarza Ci się oglądać serial? Lubisz oglądać siebie na ekranie, czy tak, jak większość aktorów, masz tendencję do myślenia o poprawkach.

Jasne. Zawsze dochodzę do wniosku, że teraz zagrałbym daną rzecz lepiej i inaczej. To chyba normalnie. (Śmiech.) 

Najbliże plany zawodowe.

Wybieram się na wakacje. Planuję troche odpocząć. Mamy za sobą intensywny czas na planie "Leśniczówki". Ostatnie sceny, które nagrałem przed urlopem, to te, które dotyczą wspominanego pożaru. Był to dzień pełny emocji, które potrzebuję przepuścić przez siebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz