czwartek, 1 grudnia 2022

Daria Widawska o filmie "Święta inaczej" i kampanii "Nie hejtuję - motywuję" [WYWIAD]

 Daria Widawska o filmie "Święta inaczej" i kampanii "Nie hejtuję - motywuję" [WYWIAD]












fot. Materiały promocyjne filmu "Święta inaczej"

Z Darią Widawską wspominamy pracę na planie kultowej „Magdy M“, serialu, który doczekał się kontynuacji w postaci dwóch książek, wywodzących się spod pióra Radka Figury, scenarzysty seriali. Nie jesteśmy obojętne wobec hejtu, na temat którego aktorka wypowiada się bardzo szczerze.

Premiera filmu w reżyserii Patryka Yoki, w którym można zobaczyć aktorkę, odbyła się 24 listopada w Multikinie Złote Tarasy. To piękna opowieść o miłości. Nie jest to klasyczny film o miłości. Jak sama nazwa wskazuje, że będą to inne święta, ale należy do gatunku filmów świątecznych. Jakie jeszcze świąteczne filmy lubi Daria Widawska?

Po dwóch latach przerwy, która spowodowana była sytuacją pandemiczną, na deski Teatru wróciły wyczekiwane przez widzów i aktorów Dni Teatru. Przez jeden z wiosennych weekendów prezentowane były spektakle komediowe z repertuaru warszawskiego Teatru Capitol. Co nie jest łatwe w związku z tym, co przez cały czas dzieje się na Ukrainie. 

Przez ostatnie dwa lata żyjemy w ciągłym strachu. Najpierw pandemia, która spowodowała, że ludzie zaczęli się bać, a teraz sytuacja w Ukrainie. Nie napawa to nas wszystkich wesołością, więc tym bardziej doszliśmy do wniosku, że trzeba dawać ludziom radość w tych trudnych czasach, bo nie możemy się zamykać tylko i wyłącznie na smutek. 

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pani wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Czy taka postawa pomaga w dzisiejszej trudnej codzienności?



















fot. Materiały promocyjne filmu "Święta inaczej"

Pomaga mi poczucie humoru, pozytywne nastawienie i wiara w to, że będzie dobrze. Wszyscy stoimy w obliczu dwóch wyborów – możemy usiąść i płakać, ale możemy też zacząć coś robić. Robienie czegoś, czyli w tym wypadku niesienie pomocy, musi być spowodowane pozytywnym nastawieniem do świata i tym, że my wszyscy musimy zdać ten egzamin z człowieczeństwa, wobec sytuacji naszych sąsiadów, którzy pozostali bezbronni. Szczególnie dotyczy to matek z małymi dziećmi.

Gra Pani w spektaklu "A mi to rybka" autorstwa Francisa Vebera. To historia małżeństwa z wieloletnim stażem, które postanawia kupić sobie przyjaciela. Żona myśli o rasowym yorku, ale w końcu małżonek decyduje się na złotą rybkę. Proszę opowiedzieć coś więcej. 

Ich sytuacja rodzinna na pierwszy rzut oka wygląda dosyć przykro, ponieważ moja bohaterka przed laty postawiła na karierę, przegapiła moment w którym można mieć dziecko, a po latach instynkt się w niej obudził. Chciałaby mieć substytut tego dziecka, czyli psa yorka. Małżonek, który poszedł do sklepu, kupił zamiast psa złotą rybkę, która staje się powiernikiem wszelakich tajemnic. Moja bohaterka, która z początku jest sceptycznie do niej nastawiona, a przede wszystkim jest zła na męża, że to jednak nie jest york, też po pewnym czasie zaczyna darzyć ją sympatią. 

Proszę opowiedzieć coś o swojej postaci. W jakich okolicznościach widz zastaje ją na scenie? 

To taki moment, kiedy musiała wydarzyć się jakaś wielka kłótnia między małżonkami o to, w którym miejscu ich małżeństwo tak naprawdę jest. Są małżeństwem z wieloletnim stażem, ale nie poszli o ten krok dalej, nie mają potomstwa. Wkrada się między nich rutyna, życie obok siebie, a nie ze sobą. 

Rybka jest przyczyną wszystkich zdarzeń, które później dzieją się na scenie. Jest również elementem ożywczym tej pary, ponieważ powoduje między nimi interakcje, których od wielu lat nie było. 

Większość aktorów uważa, że komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do grania, ale zdania w tej kwestii są podzielone. Jak Pani to odbiera?

Uważam, że dobra komedia jest najtrudniejszych gatunkiem do grania. Bardzo trudno jest rozśmieszyć widza w subtelny, nienachalny i nieoczywisty sposób, bo możemy pojechać tzw. grubą kreską, co zdarza się przy farsach, ale możemy też stworzyć komedię o czymś, co jest głębsze, co może nie każdy widz odczyta, ale wierzę, że na pewno co któraś osoba z widowni zastanowi się nad tym, co wydarzyło się na scenie. Najbardziej lubię komedie nieoczywiste, życiowe, w których śmiejemy się sami z siebie. 

Gdyby złota rybka mogła spełnić Pani trzy życzenia, o co chciałaby ją Pani poprosić?

Poprosiłabym o pokój, rozum rządzących w Rosji. Moim życzeniem jest też zdrowie, bezpieczeństwo i mądrość moich dzieci. Trzeciego życzenia nie mam, prawdopodobnie, powtórzyłabym pierwsze. 

Jest Pani twarzą ogólnopolskiej kampanii "Nie hejtuję - motywuję", której pomysłodawczynią jest Ilona Adamska. Proszę opowiedzieć o tym przedsięwzięciu.

To rozmowa o tym, co się dzieje w sieci, jak bardzo chcemy chronić nasze dzieci, w związku z tym, co czytają w internecie, ale też przez wzgląd na to, jak jedna, dwie opinie osób, które są anonimowe, mogą spowodować lawinę emocji i spowodować, wiele nieszczęść. Trzeba o tym mówić, trzeba zwracać na to uwagę. Sama tego doświadczyłam. W morzu dziesięciu pochlebnych opinii, pamięta się tę jedną, która najbardziej rani. Te dziesięć jest nieważne, ta jedna potrafi wyrządzić krzywdę. Najmniejsza to ta, kiedy będę narzekać na złe samopoczucie i będzie mi przykro. Jestem dorosła i potrafię sobie z tym radzić, ale mój syn jeszcze nie, musi się pewnych mechanizmów nauczyć. Czasami dorośli ludzie nie mogą sobie poradzić sobie z bezkarnym wylewaniem pomyj na drugiego człowieka, a co dopiero dzieci. Chciałabym, byśmy się nauczyli, że czym innym jest krytyka, a czym innym nienawiść i wylewanie swoich frustracji na drugiego człowieka.

Zdarza się Pani czasem mierzyć z hejtem? 

Już od dłuższego czasu nie. Nie czytam opinii na mój temat, a te, które wyrażają moi przyjaciele, robiąc to w cztery oczy, przyjmuję i rozmawiam o tym. Każdy ma swoje wady, staram się je naprawiać jak każdy rozumny człowiek. W sieci staram się tego nie robić. Czas, który mam, wolę spożytkować w inny sposób. 

Upokarzające hejterskie komentarze są wyniszczające dla psychiki. Czy można się do hejtu przyzwyczaić? Co zrobić, by nie wyniszczały nas psychicznie? Ma Pani jakiś sposób?

Przyzwyczaić się nie da, bo to zawsze nas dotyka, a najgorzej jest wtedy, gdy to wszystko dotyka naszej rodziny. To mi się zdarzyło. Od tego momentu właśnie przestałam jakiekolwiek komentarze, bo życzenie komuś śmierci w jakichkolwiek okolicznościach jest dla mnie tak abstrakcyjne, że nie potrafię tego zrozumieć, a szczerze mówiąc, nie chce mi się o tym wcale rozmawiać. Spotkało mnie to. Można nauczyć się z tym sobie radzić, o moim sposobie już opowiedziałam. Nie znaczy to jednak, że ten hejt nie istnieje. 

Nie sposób nie porozmawiać o „Magdzie M.“ Pamięta Pani jeszcze swój pierwszy dzień na planie?

Doskonale pamiętam. Robiłam kardynalne błędy, wiążące się z brakiem ogłady i doświadczenia, np. stawałam tyłem do kamery. (Śmiech.) Nie wiedziałam, po co mam stawać przodem, kiedy moja postać chciała stanąć tyłem. (Śmiech.) Czułam się tak, jakby ktoś przyszył mi nie moje ręce. Doświadczenie zrobiło swoje, nie mam już z tym problemu. (Śmiech.) 

Serial doczekał się kontynuacji w postaci dwóch książek autorstwa Radka Figury, scenarzysty serialu. Co jakiś czas pojawiają się echa, że serial ma szansę wrócić na antenę TVN-u.

Ja w tych rozmowach nie uczestniczę. Nie wiem, jakie są realne szanse na powrót. Artykuły, czy spekulacje, pojawiają się pod wpływem widzów, którzy bardzo chcieliby, co mnie bardzo cieszy, bo jednocześnie znaczy, że wykonaliśmy fajną robotę. Natomiast nie jest to etap, kiedy mówi się o wejściu na plan. 

Jak wyobraża sobie Pani losy bohaterów ze słonecznej strony ulicy? Co mogłoby spotkać Agatę?

To nie pytanie do mnie, ja jestem od tego, by przetworzyć na obraz to, co zostało napisane na papierze. Wszystko zależy od tego, co dzieje się w głównym wątku, bo ja jestem przypisana do głównej bohaterki, jako jej przyjaciółka. 

Co ten serial miał takiego w sobie, że nawet po latach wywołuje takie emocje?

Serial był nowoczesny, ludzie w wielu polskich miastach nie wiedzieli, że tak można żyć. Rzeczywistość w Polsce była jeszcze zupełnie inna, początkowa fala dobrobytu, seriale były domowe, o domowych problemach, była Leśna Góra, czyli „Na dobre i na złe“, „M jak miłość“, „Klan“, „Plebania“ i „Złotopolscy“. 

Wszystko doskonale znaliśmy, rozumieliśmy, a tu nagle pokazał nam się wielki świat. Badania fokusowe wykazały, że poza Warszawą ten świat nie był widzom znany. Był to pierwszy polski serial „Glamour“.

Opowiedzmy o filmie „Święta inaczej“. 

Premiera filmu w reżyserii Patryka Yoki, odbyła się 24 listopada w Multikinie Złote Tarasy. To piękna opowieść o miłości. Nie jest to klasyczny film o miłości. Jak sama nazwa wskazuje, że będą to inne święta, ale należy do gatunku filmów świątecznych.



























fot. oficjalny plakat filmu "Święta inaczej"

Jaki jest Pani ulubiony świąteczny film?

Od tego roku oczywiście „Święta inaczej”, ale bardzo lubię „Listy do M“, piąta część właśnie w kinach. Są cudownym, odstresowującym świątecznym filmem. Mam nadzieję, że wszystkie filmy o tej tematyce, które ukażą się w tym samym czasie, wniosą coś magicznego do naszego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz