Artur Barciś: "Takie postacie są bardziej krwiste"
Dnia 6 marca, w ramach "Dni Teatru Ateneum Warszawa", które odbywały się w Cieszynie, w Teatrze im. Adama Mickiewicza miałam przyjemność zadania kilku pytań aktorowi, Panu Arturowi Barcisiowi.
Jak wspominałam, jednym z powodów, z jakich się tutaj spotkaliśmy są Dni Teatru, więc moje pytanie na pewno Pana nie zdziwi. aki jest Pana stosunek do teatru, sceny, widza?
No, to jest moje życie. To było moje marzenie od dziecka, być aktorem i pracować w teatrze, marzeniem, które się spełniło i które się ciągle spełnia, aż do pobytu w Cieszynie, mam nadzieję, że będzie się spełniało jeszcze długo.
Czy lubi Pan kontakt z żywą publicznością, czy jest Pan raczej zwolennikiem programów telewizyjnych?
Zdecydowanie bardzo lubię kontakt z "żywą publicznością" i bardzo lubię występować w teatrze, czy na estradzie. To jest podstawa warsztatu aktorskiego, kontakt z widzem.
Przyjechał Pan wcielać się w jedną z ról spektaklu "Bóg Mordu". Czym zaskoczy widza Pana postać? Jak czuje się Pan w roli cynicznego prawnika?
No, rzeczywiście, jestem postrzegany jako człowiek pogodny i sympatyczny, a to jest postać dosyć negatywna w gruncie rzeczy, ale w tym spektaklu nie ma pozytywnych postaci. Bardzo lubię grać tego człowieka, bo takie postacie są bardziej krwiste, bardziej przez to interesujące. Podobnie jak na przykład bardzo lubię grać postać Czerepacha w serialu „Ranczo“.
Jakie role lubi Pan najbardziej? Komediowe, poważne, czy bardziej trudne do zagrania, jak np. postać Janka w serialu "Doręczyciel"?
Jest mi zupełnie wszystko jedno, czy to jest komedia, czy to jest dramat. Dla mnie najważniejsza jest postać, którą mam zagrać i jeżeli jest dobrze napisany scenariusz i dobrze wymyślona postać, to to jest dla mnie najważniejsze. Oczywiście, największą satysfakcję sprawiają role, które są najtrudniejsze. Janek Kaniewski, to była jedna z najtrudniejszych ról jakie przyszło mi zagrać w życiu, ale tym większa satysfakcja jeżeli się udało.
A wracając do przygotowania do roli..Czy odnajduje Pan wspólne cechy charakteru z odgrywanymi przez Pana postaciami?
Czasem tak, czasem nie. Gram zazwyczaj ludzi (śmiech), a ludzie mają różne cechy charakteru. Ja również je posiadam, chociaż staram się nie pielęgnować w sobie tych negatywnych, które czasami przychodzi mi grać. Ale czasami odnajduję. Na przykład Tadzio Norek z serialu "Miodowe lata" był mi bardzo bliski, przez to, że jestem równie naiwny.
Jakiś czas temu pojawił się Pan w serialu "M jak miłość", jak czuje się Pan w roli Kolędy, ojca Ewy, a też współpracownika Marka?
Czuję się dobrze, to jest pierwsza od wielu lat rola dramatyczna, a nie komediowa i dlatego się zgodziłem przyjąć tę propozycję, bo od czasu, do czasu chcę zagrać rolę dramatyczną, chociaż bardzo lubię grać w komediach, no ale jak już mnie "wrzucili do szufladki" z napisem "komedia", tak czasem lubię "przeskoczyć do tej drugiej" i to właśnie zrobiłem w serialu "M jak miłość".
Jak został Pan przyjęty na plan serialu? Jakie wspomnienia wiąże Pan z pierwszym dniem zdjęciowym na planie "M jak Miłość"?
Bardzo dobrze zostałem przyjęty, liczono na to, że wniosę w tę postać, jakiś "nowy koloryt" do tego serialu. Z tego, co mi mówią, to tak się właśnie stało i bardzo jestem zadowolony, że spełniłem pokładane we mnie nadzieje.
Co jest dla Pana najważniejsze w profesji aktora? Nie myślał Pan nigdy o innym zawodzie?
Nie, nie myślałem o innym zawodzie, aczkolwiek czasem reżyseruję i to już jest trochę inny zawód, ale jednak bardzo bliski aktorstwu i bliski teatrowi, więc mógłbym być reżyserem.
Materiał archiwalny z dnia 22 marca 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz