czwartek, 28 września 2017

"Pod niemieckimi łóżkami": Opania, Arciuch, Kasprzykowski

"Pod niemieckimi łóżkami": Opania, Arciuch, Kasprzykowski



Aktorzy  dali namówić się na wywiad, w którym zgodnie odpowiadali i zdradzali swoje plany oraz opowiadali o losach postaci, które odgrywają w TV.

Jak długo jeździcie Państwo ze sztuką „Pod niemieckimi…“ po Polsce? Którym z kolei miastem w celu odegrania tego przedstawienia jest Jastrzębie – Zdrój?

 B. Kasprzykowski: Premierę mieliśmy kiedy? W czerwcu? 

T. Arciuch: Premierę mieliśmy w czerwcu, ale tak jeździmy intensywnie od października zeszłego roku, zaczęliśmy jeździć po Polsce, ja wiem, którym miastem już jest na naszej trasie…Około siedemnastym.

Przed publicznością w jakiej miejscowości czuliście się Państwo najlepiej? Jakie są reakcje widowni na spektakl? 

B. Kasprzykowski: Właściwie to nie ma tak, że jest jakieś miejsce, w którym czuliśmy się najlepiej, bo każda publiczność, każde miasto w którym jesteśmy reaguje inaczej, w innych momentach, inaczej odbierają dowcipy skierowane w jedną część strony politycznej, inaczej w drugą. Ostatnim przedstawieniem, które nam chyba świetnie poszło, były Suwałki. W Suwałkach mieliśmy bardzo dobry odbiór, właściwie można powiedzieć, że najbardziej, chyba w pełni odebrany spektakl. 

T. Arciuch: Dużo było miejsc, gdzie byliśmy przyjmowani w sposób taki entuzjastyczny… 

B. Kasprzykowski: Spektakl w Suwałkach był ostatnim takim naszym zachwytem, natomiast wielokrotnie się zdarzało i w wielu miejscach, że byliśmy dobrze przyjęci.

Jak czujecie się w swoim towarzystwie na jednej scenie?
 Czy czujecie, że jesteście „zgraną paczką“? 

B. Opania: To tak, jak w rodzinie po prostu. (Śmiech.) Ja robię zakupy. (Śmiech.) 

B. Kasprzykowski: Pracowaliśmy już razem, jeździliśmy po Polsce, to też myślę, że był dobry pomysł, żeby znowu coś zrobić razem, czujemy się dobrze w swoim towarzystwie. Właściwie nawet to był jeden z głównych powodów, dla którego zrobiliśmy to przedstawienie, żeby razem popracować.

Pani Tamara wciela się w główną postać. A Panowie? Kogo odgrywacie? 

T. Arciuch:  No właśnie, tu muszę powiedzieć, że ja nie wiem… 

B. Opania: Właściwie, tak dużo, że nie bardzo pamiętamy, żeby Pani jednym tchem… Na pewno księdza, rabina, Andrzeja Bujdę, złego Niemca, staruszka niemieckiego, dziennikarzy…

B. Kasprzykowski: Bardzo duże grono postaci tak naprawdę przewija się przez scenę, to my jesteśmy jakby od tych spraw, natomiast no, Tamara właśnie gra postać główną. 

T. Arciuch: To nie znaczy, że mam najwięcej. Przez większość spektaklu siedzę i na was patrzę, (Śmiech).
Komedia opowiada o blaskach i cieniach sławy. Co było dla Państwa najtrudniejszym elementem do zagrania? 

T. Arciuch: Do zagrania to już może niekoniecznie coś było trudne, najtrudniejszym elementem było po prostu wymyślenie tego wszystkiego i stworzenie tego, bo my właściwie to wymyśliliśmy , Bartek w dużej mierze… 

B. Kasprzykowski: Znaczy ja, wymyśliłem, wpadłem na pomysł tego, o czym miałoby to być. 

B. Opania: Bo my tak na luźno, to nie jest tak, że to jest ta książka. Proszę nie brać tego 1:1, to nawet nie jest oparte do końca, właściwie zainspirowane tylko jakby postacią medialną tej Pani, która zrobiła karierę, nie wiadomo dlaczego, dlatego, że kogoś tam opluła, komuś tam coś wypomniała, i właściwie w szczątkowy sposób potraktowana jest ta literatura. 

T. Arciuch: Tak, właśnie ta literatura właściwe była pretekstem dla nas takim, do opowiedzenia zupełnie innej historii. 

B. Kasprzykowski: Hisotrii bardziej o polskich mediach, o sztucznej sławie właśnie… 

T. Arciuch: Ale też o stereotypach polsko – niemieckich, niemiecko – polskich, żydowsko – polskich, międzypartyjnych ze sceny politycznej, o wyśmianiu. 

B. Opania: Mam nadzieję, że nikt się nie będzie czuł bezpieczny, ale jednocześnie w którymś momencie obie te frakcje, które się tutaj głównie kłócą... Takim moim cichym marzeniem, a właściwie nie marzeniem, bo to za dużo powiedziane, marzeniem…żeby wyszli uchachani i zobaczyli jakby, z czego się śmiejemy.
Jak godzicie Państwo granie „Pod niemieckimi…“ z zobowiązaniami w innych produkcjach? 

B. Opania: Mówiłem, że robię zakupy (śmiech). 

T. Arciuch: Zaplanowaną mamy trasę i wtedy podajemy terminy, są dużo wcześniej już zaplanowane daty spektakli w różnych miejscach. 

B. Kasprzykowski: Wymagają po prostu dalekosiężnego planowania, musimy parę miesięcy wcześniej wiedzieć dokładnie jak poukładać wszystkie terminy ze sobą, żeby nie kolidowały, żeby nawet dla życia prywatnego zostawało miejsce w tym wszystkim. 

T. Arciuch: No tak, no jakoś to się daje robić. Zadane też zostały pytania indywidualne, które skierowane były do każdego z aktorów, dotyczyły one aktualnych ról, wątków, a w przypadku Pana Bartka Kasprzykowskiego głównej roli w filmie "Podejrzani zakochani".
Ostatnio wystąpił Pan w filmie „Podejrzani Zakochani“. Czy jest zadowolony Pan z efektów końcowych? Z kim z obsady grało się Panu najlepiej? 

B. Kasprzykowski: Jestem zadowolony. Zadowolony przede wszystkim z samego początku tej całej sytuacji, bo dla mnie to jest nowa sytuacja, że gram główną rolę w filmie, w kinie, w takim wydaniu, po raz pierwszy się to zdarza, także z tego się bardzo cieszę, z efektów końcowych jestem również zadowolony, ale to jest też kwestia tego, że za świeża jest ta praca dla mnie jeszcze, żeby zupełnie na spokojnie ocenić. Uważam, że film jest zabawny, i to zabawny inaczej niż komedie w tej chwili oglądane na rynku, bo nie ma tam żartu nachalnego, chamskiego, czy może przesadzam z tym chamskim, ale nie jest to taki prosty dowcip, bezpośredni, plastikowy, jest to komedia sytuacyjna, komedia charakterów, Francuzka, angielska, może troszeczkę farsa gdzieś, gdzieś w tą stronę. Natomiast, Sonię Bohosiewicz już znam długo, także dla mnie praca z nią nie był dużym zaskoczeniem, również z Rafałem Królikowskim, z którym wcześniej pracowałem, także tutaj nie było zaskoczeń i zawsze się mi z nim dobrze pracuje. Dużym zaskoczeniem była dla mnie nowość, czyli Weronika Książkiewicz, która okazał się bardzo fajnie pracującą osobą, z dużą pokorą wobec zawodu, fajnie pracującą. 

(B. Opania:) (I skromną. Wielokrotnie to powtarzam, że Weronika jest bardzo skromna.)
A z kolei Pani pojawiła się w 2010r. w serialu „M jak miłość“ jako Ania siostra, Hanki, po Jej śmierci zbliżyła się do Marka…Właśnie…w jakim stopniu Pani postać wpłynie na życie Marka w najbliższym czasie?

 T. Arciuch: W bardzo dużym stopniu wpłynie (śmiech). Jak to się mówi kolokwialnie, bardzo dużo namiesza. Będzie chciała zdobyć Marka dla siebie, wejść jakby na miejsce swojej siostry. Uważa, że ma do tego prawo, a poza tym zakochała się w nim i z tym będą związane, nie będę tutaj opowiadać, różnego rodzaju ciekawe wydarzenia.
Chciałabym zapytać, co nowego szykuje serial „Na dobre i na złe“, czym zaskoczy widzów Lena i Witek?

 B. Opania: (Po chwili zastanowienia). No więc tak. Witek, że tak powiem, Latoszek, oczywiście. (Koszmarne nazwisko.) Seksualnie zbliży się do doktor Agaty i tenże właśnie romans, który będzie mam nadzieję długo trwał, no, być może rozwiąże to małżeństwo, choć chyba nie rozwiąże, ale zagrozi. Ponieważ przyznam się Paniom tutaj, dlaczego tak mówię. Dlatego, że strasznie nie lubię grać mężów, nie lubię grać kochanków. Po prostu kompletnie nie potrafię. Dlatego nie, nie potrafię i właściwie to najbardziej mnie stresuje, ja bym wolał, gdyby pisali mi medyczne jakby historie.

Jakie mają Państwo najbliższe plany w życiu zawodowym? 

B. Kasprzykowski: Najbliższe plany to spektakl w Dobczycach 9 marca, kontynuujemy trasę z „Niemieckimi łóżkami“, ja mówię to za nas wszystkich. 

T. Arciuch: W poniedziałek, 11 marca jesteśmy w Toruniu ze spektaklem „Drugi rozdział“, a też przyjedziemy do Żor, także zapraszamy również na „Drugi rozdział“. 

B. Kasprzykowski: U mnie pewnie jakichś szeroko wykrojonych planów dalej nie ma, także może Ty, Bartek. 

B. Opania: Planuję coś muzycznego, ale nie chciałbym zdradzić. Chyba Nohavice, z Panem Marianem Opania, ale jeszcze nie ma scenariusza dokończonego. Coś próbujemy z Bartkiem, coś jeszcze ugryźć fajnego… 

B. Kasprzykowski: Nie chciałbym mówić, bo to nie jest jeszcze napisane, ale tylko wymyślone… 

B. Opania: Właściwie już sobie finansowo wynagrodziłem pewne plany, które miałem zrealizować 6 marca, które się jakby nie zrealizowały, w związku z tym trudno mi mówić o jakichś…Jutro mogę zginąć, więc…

(T. Arciuch: Co Ty mówisz..jutro gramy, nie… ) (śmiech).

Czy aktorstwo dla każdego z Was jest w pewnym stopniu spełnieniem marzeń? Jak to się stało, że jesteście Państwo aktorami? 

B. Kasprzykowski: Oj, pytanie z serii pytań, na które nie lubimy chyba odpowiadać, nie? 

T. Arciuch: To znaczy, ja wiem, no… ja myślę, że tak naprawdę to chyba zawsze chciałam być aktorką, choć gdzieś tam w siebie to skrywałam, w liceum stwierdziłam, że aktorstwo to nie jest poważny zawód. Boże, czemu wcześniej nie posłuchałam swojego głosu? (śmiech). I zdawałam na architekturę wnętrz, ale się nie dostałam i potem już musiałam zostać aktorką, nie miałam nic innego. 
B. Kasprzykowski: Ja miałem podobnie, miałem być leśnikiem, albo tłumaczem. Ale też zdawałem do szkoły aktorskiej, do której chciałem zawsze zdawać. T. Arciuch: Jak już się udało, to głupio było zrezygnować, (Śmiech). 

B. Opania: Ja po prostu chciałem umieć podrywać dziewczyny, wydawało mi się, że ta szkoła ośmieli mnie przede wszystkim. 

Jak wspominacie swoje pierwsze role? 

T. Arciuch: Nie pamiętam, to było tak dawno. (Śmiech). 

B. Kasprzykowski: Pierwszą rolę odegrałem w teatrze szkolnym, na trzecim roku. To był dyplom czwartego roku, ale ja tam byłem, jako trzecioroczniak do nich dołączony, jako Artur Tago. Robiłem tą rolę dwa tygodnie, bo kolega, który grał Artura, zrezygnował. Dlatego wspomnienia tamte, to była taka sytuacja, że właściwie spałem w teatrze, budziłem się w teatrze, uczyłem się tekstu, miałem próbę, po czym uczyłem się tekstu, zasypiałem nad tekstem, budziłem się z tekstem, prawie nie jadłem, prawie nie spałem, całą noc pracowałem.

Materiał archiwalny z dnia 13 marca 2013




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz