środa, 27 września 2017

Sebastian Cybulski: "Teatr jest dla mnie kolebką"

Sebastian Cybulski: "Teatr jest dla mnie kolebką"




Sebastian Cybulski rozmowie z Mariolą Morcinkovą opowiada o  Teatrach, w których stawiał pierwsze kroki jako aktor.



Jest Pan aktorem telewizyjnym, ale także teatralnym. Współpracuje Pan m.in z Teatrem w Radomiu, Poznaniu, Warszawie i Białymstoku, w którym z tych Teatrów stawiał Pan swoje pierwsze artystyczne kroki na scenie?
Miałem dwa debiuty, pierwszy był jeszcze zanim w ogóle dostałem się do Szkoły Filmowej w Łodzi. Byłem  wtedy w prywatnej szkole Państwa Machulskich w Warszawie, przygotowaliśmy spektakl „Gry Adama“ Radka Figury, który powstał  w efekcie warsztatów teatralnych z autorem tego tekstu. I w grudniu 2002 roku odbyła się premiera tego przedstawienia w Teatrze Prochoffnia w Warszwawie. Drugim, takim „prawdziwym” debiutem po ukończeniu łódzkiej Filmówki był spektakl w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie, „Karton“ w reżyserii Romualda Szejda.
Czy sprawdza się teoria, że tam, gdzie jesteśmy najdłużej, czujemy się najpewniej? W którym z Teatrów najlepiej się Pan odnajduje?
Powiem szczerze, że nie wiem, aż tak bardzo się nie wiązałem, może takim miejscem był Teatr Powszechny w Warszawie, gdzie w 2008 roku pracowałem nad spektaklem „Przebudzenie wiosny“ Franka Wedekinda. To było dla mnie miejsce najbliższe, ponieważ jest to teatr mojego dzieciństwa, chodziłem do niego jeszcze jako nieświadomy tego, że będę aktorem widz. Teatr Powszechny wywarł na mnie największe wrażenie.
Gra Pan jednocześnie w kilku sztukach, jak udaje się Panu pogodzić wszystkie próby?
Próby trwają zamknięty okres czasu, powiedzmy dwa, trzy miesięce, to wtedy trzeba się umawiać i dogadywać. Teraz gram spektakle regularnie, odbywają się tzw. „próby wznowieniowe“. Przyznam, że kiedy zaczyna się sezon, czyli w okolicach września, to jest czas, kiedy prace zaczynają poszczególne teatry, poszczególne tytuły wracają na afisz, to wtedy faktycznie zaczynają się małe schody, trzeba dojechać na próby do teatrów w różnych miastach, i to ten okres na ogół jest dla mnie najgorętszy.
Do której ze sztuk teatralnych jest Pan w swoim odczuciu najbardziej przywiązany?
Dużo jest ról, z którymi się utożsamiam i które bardzo lubię. Do takich ról zaliczam spektakl „Proca“ Nikolaja Kolady z warszawskiego Teatru Scena Prezentacje gdzie gram Antona. Lubię też rolę w spektaklu „Bobok“ Fiodora Dostojewskiego, jest to bardzo „pokręcony“ spektakl. Walczyliśmy z przyjacielem Łukaszem Chrząszczem o to, aby spektakl był grany dalej po szkole, bo to był zarazem nasz dyplom kończący naukę w łódzkiej Filmówce. Daliśmy radę i graliśmy dzielnie z sukcesami i nagrodami przez ładnych, kilka sezonów. Postać Korowiowa w spektaklu „Mistrz i Małgorzata” M. Bułhakova też jest  jedną z moich ulubionych ról. Za każdym razem jest dla mnie sporym wyzwaniem. Musiałbym chyba wymienić każdy spektakl po kolei, bo każda rola jest w jakimś stopniu fajna, ale powiedzmy, że te które wymieniłem są kluczowe dla mnie.
Lubi Pan kontakt z żywą publicznością, czy raczej zadowala Pana bardziej występ w telewizji?
Teatr jest dla mnie swego rodzaju wyznacznikiem czy to co robię, robię dobrze. Jest miejscem, gdzie mogę poznawać siebie i rozwijać swoje talenty, a kontakt z żywą publicznością daje inny rodzaj satysfakcji, jest paliwem, które mnie stawia na nogi; ta adrenalina daje niezłego kopa. Praca na planie jest zupełnie czymś innym i nie wiem czy można porównywać. W telewizji widzimy efekt, powiedzmy jednorazowego zdarzenia, które zostało zarejestrowane i puszczone po odpowiedniej obróbce, tzn montaż, odpowiednie ujęcia, muzyka itd. Widz to ogląda i może sobie skomentować pod nosem. Spektakl należy do takiego przekazu, że dana osoba widzi i może potem bezpośrednio skomentować, czy też nawet porozmawiać, powiedzieć mi prosto w oczy.
Teraz również rozpadu nabrały wydarzenia w życiu Ksawerego, którego odgrywa Pan w serialu „Barwy szczęścia“. Jego świat stanął na głowie w kilka sekund. Czy trudno jest nagle otrzymać „zwrot akcji“ w scenariuszu i przerodzić się w pełną obaw i strachu postać?
Przyznaję, że u Ksawerego mocno się pozmienia, zacznie się tak jak u Hitchkocka, czyli od potężnego trzęsienia ziemi, żeby potem wszystko wyjaśnić, o co chodzi. Dla mnie była to, o tyle komfortowa sytuacja, że dużo wcześniej miałem rozmowę z producentami serialu i głównym scenarzystą serialu. Rozmawialiśmy i szukaliśmy wspólnie najlepszego rozwiązania i zarazem wyzwania dla mnie, w jaki sposób można zakończyć losy Ksawerego. Zawiłości w życiu Ksawerego została w bardzo fajny sposób nakreślona przez scenarzystów, dały mi duże pole do popisu. Jak wiadomo, Ksawery nie należał do postaci sympatycznych, do końca pozytywnych, ale ostatnie odcinki Barw Szczęścia, może trochę odmienią jego wizerunek i może uda mu się odkupić winy i zyskać ostatecznie przychylność wśród widzów. Ale o tym przekonamy się dopiero we wrześniu.
Czy więc w związku z tym, że losy Pana postaci potoczą się tragicznie, rozłąka z serialem była trudna?
Rozłąka z serialem już nastąpiła, przyznam się, że miałem już ostatni dzień zdjęciowy. Na szczęście Ksawery nie zniknie ot tak, nie przepadnie. Jego śmierć w związku z moim odejściem z serialu, na pewno będzie miała poważny wpływ na inne wątki, chociażby na wątek Kasi (Katarzyna Glinka), ale też na wątek rodziców, Waldemara i Aliny (Jacek Romanowski i Hanna Dunowska). Teraz daję sobie chwilę spokoju, chcę się skupić na pracy teatralnej, bo na chwilę obecną jest jej tyle, że jest się na czym skupić. Ale zobaczymy co wydarzy się w przyszłości, bo ja przecież nie powiedziałem ‘nie’ dla seriali i innych produkcji filmowych czy telewizyjnych, tak więc, nie odchodzę na zawsze.  
Jakie cechy lubił Pan w Ksawerym, a które chciałby Pan zmienić?
Cechy, których nie lubiłem, to rodzaj cwaniactwa oraz lansowania się Ksawerego, ale w życiu prywatnym też nie lubię takiego zachowania u ludzi. Lubiłem natomiast tę dozę romantyczności u Ksawerego. Pod maską osoby powierzchownej i czasami wręcz wyrachowanej, scenarzyście przemycili mi co nie co do grania. To, że potrafił być czuły i szarmancki.
Czy zauważa Pan czasem, że ma Pan coś wspólnego z postaciami, które Pan odgrywa?
Zacytuję myśl, która mi towarzyszy: „Aktorstwo to odnajdywanie siebie w sytuacjach, które są sztucznie prowokowane“. Chodzi tu o sytuacje, w których nie zawsze musieliśmy się prywatnie znaleźć, tak więc musimy się w nich odnaleźć osobiście. Jakiś procent mojego ego, mojej osoby znajduje się w każdej z postaci i ról, które gram.  
Która z ról dotychczas przez Pana odegranych była dla Pana najtrudniejszą?
Wcześniej wspomniany spektakl „Proca“ Nikolaja Kolady w warszawskim Teatrze Scena Prezentacje, jest to spektakl na trzy osoby, gram jedną z dwu głównych ról, obok Bartka Opanii. Był to pierwszy spektakl, w którym zagrałem główną rolę i to prawie zaraz po szkole, do tego spektakl był przygotowany w dosyć szybkim tempie. Ale przyznam szczerze, że z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to było bardzo dobre doświadczenie. Mała ilość czasu miała znaczący wpływ na rozwój mojej postaci i na mnie, po prostu nie traciliśmy czasu na rozmowy o byle czym, tylko cały czas byliśmy skupienie nad spektaklem.  Jest to spektakl o samotności, odrzuceniu oraz o tym, jak osoby, które nie radzą sobie w życiu mogą się doprowadzić innych do tragedii. Innym przykładem jest postać Korowiowa, ze spektaklu „Mistrz i Małgorzata” M. Bułhakowa z Teatru Polskiego w Poznaniu. W tym przypadku, problem nie był czas, ale zderzenie z wizją reżysera. Przez większość część czasu trwania prób nie wiedziałem, nie umiałem przełożyć na postać tego o co chodziło reżyserowi. Było sporo nerwów i nieprzespanych nocy, ale koniec końców udało się i bardzo sobie chwale, ten czas przygotowań do „Mistrza i Małgorzaty”
Zastanawiam się, kiedy u Pana pojawiła się pierwsza myśl, aby został Pan aktorem?
Świadoma myśl pojawiła się u mnie dosyć późno, pod koniec liceum, podczas mojej pierwszej styczności z akademiami oraz kółkami teatralnymi. Właśnie we wspominanej szkole Państwa Machulskich odbytem „przyśpieszony kurs“ aktorstwa, właśnie tam moja świadomość sceny i teatru rodziła się z dnia na dzień.
Co jest dla Pana najważniejsze w tej profesji?
Zaczynając od tego, czym aktorstwo dla mnie nie jest, to na pewno nie jest formą terapii, ani też formą lansowania się, jest to dla mnie zawód bliższy z założenia rosyjskiego, typ „chudożnika”, czyli ni to artysta, ni to rzemieślnik. Aktorstwo jest dla mnie pasją samą w sobie, takim bardzo drogi hobby, bo zabiera bardzo sporo czasu kosztem Najbliższych, ale z drugiej strony wytwarza tyle emocji, adrenaliny, bez których nie da rady czasami żyć (śmiech)
Jakie ma Pan najbliższe plany na polu aktorskim/artystycznym?
Teraz przygotowuję się do wakacji, chcę trochę odpocząć. Ostatnie miesiące, to były intensywne przygotowania do premiery nowego spektaklu w warszawskim Teatrze WARSawy, „Kontrabanda” na podstawie testu ‘American Buffalo’ Dawida Mameta, w reżyserii Adama Sajnuka. Do tego spektakle kończące sezon teatralny w poszczególnych miastach i teatrach, czyli było trochę jeżdżenia. Co dalej, to się okaże, a teraz czekam, żeby wypocząć i naładować się pozytywną energią.
Co poradziłby Pan osobie, która podeszłaby do Pana, i powiedziała, że chce zostać aktorem?
Teraz panuje taki dziwny trend, którego do końca nie rozumiem, że zawód aktora, słowo: aktor jest mocno nadużywane, bo ktoś zostaje takim człowiekiem orkiestrą: nagrywa płyty, śpiewa, tańczy, jest modelem, szafiarką itd., to nagle okazuje się, że jest też niespełnionym aktorem czy aktorką, więc bach! dorzuca sobie jeszcze do CV: aktor i wszystko gra. Jestem przeciwny czemuś takiemu, że jakieś tam słupki czy paski popularności kogoś tylko dlatego, że jest popularny mają przekładać się na pracę. Ja wychodzę z założenia, że aktorstwo to cholernie trudny zawód, bo wymaga od Ciebie stałej dyscypliny rozwoju siebie samego siebie i kondycji na wszystkich płaszczyznach. A odpowiadając na Twoje pytanie, powiem tak: że nie wiem, co mógłbym poradzić. Do każdej osoby, trzeba podejść indywidualnie, bo nie ma takiej złotej reguły dla wszystkich. Może mógłbym polecić jakieś kursy przygotowawcze w dobrym Studiu Aktorskim, np.jest jedno w Poznaniu, Studio Aktorskie STA. Albo, że trzeba samemu popracować, ale ten temat to sposób na osobną rozmowę, bo za dużo bym musiał tutaj mówić (śmiech)
Jak wygląda udany dzień Sebastiana Cybulskiego?
Każdy dzień jest inny, udany jest wtedy, kiedy wracam pozytywnie zmęczony i z uśmiechem na twarzy. Udany dzień kończy się przy ukochanej, rodzinnie, bo rodzina to podstawa. Wychodzę z założenia, że nawet najzwyklejszy rutyniarski dzień może zawierać w sobie coś, co wywoła uśmiech na twarzy.
Materiał archiwalny z 2013 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz