Beata Sadowska: "Do szczęścia nie potrzebuję gadżetów"
Dziennikarka telewizyjna i radiowa. Kocha rajdy i podróże. Uprawia aktywny tryb życia, jest zawsze uśmiechnięta. Jaka jest Beata Sadowska prywatnie? Swoje podróżnicze sekrety zdradza w rozmowie.
Co lubi Pani bardziej, podróże, czy pracę w telewizji?
Podróże to frajda, przestrzeń, nowe doświadczenia, nowi ludzie. Złapanie oddechu i dystansu do tego, co wokół. Praca pozwala mi podróżować, więc to uzupełniający się duet. Cieszę się, że w pracy ciągle się uczę, że sprawia mi frajdę. Ale też nie wyobrażam sobie, że raz na jakiś czas nie znikam gdzieś na 2-3 tygodnie, nie jadę w świat.
Na co zwraca Pani uwagę podczas egzotycznych podróży?
Najczęściej na drobiazgi, szczegóły. Maleństwa, których zazwyczaj się nie zauważa. Na celebrowanie chwili. Na smak kawy na jerozolimskim targu, zapach dżungli w Wenezueli, umazaną buzię dzieciaka w Nepalu. Oglądam zabytki, ale wolę codzienność.
Jakie podróże aktualnie Pani planuje? Czy nie tęskni Pani czasem za Warszawą kiedy wyjeżdża?
Warszawa to moje miejsce na ziemi - tu się urodziłam, wychowałam, tu chodziłam do szkoły, to za Warszawą tęskniłam, kiedy mieszkałam w Londynie. Lubię do niej wracać, ale kocham też wyjeżdżać. Jesienią szykuje mi się azjatycka podróż - jaka, na razie nie zdradzę, ale wystarczy śledzić mój blog www.beatasadowska.com albo portal www.zingtravel.pl, a wkrótce wszystko będzie jasne.
Myślę, że to pytanie mogę Pani zadać jako wędrującej dziennikarce…co zabrałaby Pani na bezludną wyspę?
Mojego narzeczonego, psa Momo, kotkę Mię i... wystarczy. Razem się nie nudzimy. Myślę, że w takiej gromadzie udałoby nam się przetrwać. Do szczęścia nie potrzebuję gadżetów, telefonów, najnowszych laptopów. Natura i dobre towarzystwo zdecydowanie wystarczą.
Jest Pani ambasadorką „marki“ ZINGTRAVEL.PL, na czym to polega?
Razem zwiedzamy świat. Odkrywamy nowe przestrzenie i smaki. Byłam już na Islandii, gdzie w rytm muzyki Sigur Rós jeździłam po przepięknych lodowcach i z lekką nieśmiałością gapiłam się na wulkany. Potem były norweskie fiordy: niezadeptana przez ludzi natura, cisza, dostojeństwo gór i lodowy tunel, w którym najstarsza warstwa lodu miała 6 tysięcy lat! Przede mną jeszcze Azja i już się cieszę! Można było też zobaczyć Panią w TV jako korespondentkę podczas Rajdu Dakar.
Co najbardziej lubi Pani w rajdach?
Dakar to najtrudniejszy rajd terenowy na świecie. Przez cztery lata z rzędu miałam szczęście relacjonować poczynania Orlen Teamu. Tam nie ma miejsca na ściemę: zawodnicy naprawdę walczą nie tylko z ultra trudnym terenem, ale też ze zmęczeniem i własnymi słabościami. Obserwować to z bliska - bezcenne! Mam nadzieję, że jeszcze mi się uda.
Wiem, jak jest Pani aktywna sportowo. Jaki rodzaj aktywności Pani preferuje?
Zimą kocham narty. Przez cały rok - oczywiście bieganie. Stanęłam na mecie dwunastu maratonów i mam ochotę na więcej!
Czy bez biegania wyobraża sobie Pani dzień? Wiem, że do tego sportu wróciła Pani po piętnastu latach…
Nie biegam codziennie, więc sobie wyobrażam, choć już cały tydzień bez - byłoby ciężko. Bieganie to nie tylko genialna dawka endorfin na cały dzień, ale też radocha, frajda, zdrowie i kondycja. I jak tu nie biegać?
Jak kończy Pani udany dzień, a jaki jest Pani przepis na ten gorszy?
Udany z uśmiechem i poczuciem, że było OK. Gorszy - takich nie przechowuję w pamięci.
Co jest dla Pani najważniejsze w życiu?
Zdrowie, bo bez niego nic nie ma znaczenia. Starać się być lepszym człowiekiem. I żeby mieć z kim to robić.
Co jest Pani mottem życiowym?
Uwielbiam przykazania profesora Kołakowskiego, pierwsze brzmi: "Po pierwsze przyjaciele, poza tym - chcieć niezbyt wiele". W co Pani wierzy? -W przyjaciół. W lojalność. W to, że dobro wraca.
Materiał archiwalny z dnia 29 lipca 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz