środa, 11 października 2017

Mateusz Wróbel: "O marzeniach nie mówi się głośno"

Mateusz Wróbel: "O marzeniach nie mówi się głośno"























Spotkanie odbyło się w Hażlachu, gdzie swój koncert w ramach akcji charytatywnej „Hażlach spełnia marzenie Nikoli“, dnia 8 czerwca odegrał Zespół CHEERS, na czele z wokalistą, Mateuszem Wróblem, który odpowiedział na kilka pytań.

Przyjechaliście z okazji koncertu charytatywnego „Hażlach spełnia marzenie Nikoli“. Jak można jeszcze pomóc? 

Każdej osobie, która potrzebuje pomocy można pomóc zwykłym wsparciem, dobrym słowem, bo to ma większą wartość od pieniędzy.

Czy osoby, które dowiedzą się o celu na przykład z naszej rozmowy, mogą jeszcze jakoś wesprzeć akcję i marzenie Nikoli? 

Myślę, że cały czas można wpłacać pieniążki na konto fundacji „Mam marzenie“, do czego mocno zachęcam, bo Nikola chce, aby jej marzenie zostało spełnione i mam nadzieję, że wszyscy razem, wspólnymi siłami zrobimy wszystko, aby to marzenie się spełniło. 

Jesteś przyjacielem FUNDACJI „MAM MARZENIE“, czy jest to Twoja pierwsza taka akcja? 

Mógłbym powiedzieć o sobie, że jestem przyjacielem fundacji. Wystąpiliśmy już dwa razy w Hażlachu dla fundacji „Mam marzenie“. 

Jesteś zadowolony z publiczności? 

Oczywiście, jestem zadowolony z każdej publiczności, bo koncerty grane są dla publiczności i gdyby jej nie było, wtedy mógłbym się martwić, ale publiczność dopisała. 

Śpiewasz aktualnie w dwu zespołach. Lubisz bardziej grać z CHEERS, czy z VOCCATA? 

To jest trudne pytanie. Obydwa zespoły tworzą zupełnie odmienną muzykę. Cały czas towarzyszyła mi myśl, żeby założyć właśnie taki bardziej rozrywkowy zespół. Natomiast w zespole VOCCATA spełniam się w muzyce niszowej, bo jest to poezja śpiewana, gatunek może mniej rozpropagowany. 

Czy uważasz, że Twój udział w pr. „Bitwa na głosy“ pomógł Ci w rozwoju dalszej kariery? 

Myślę, że tak, bo telewizja ma ogromną siłę. Po programie wiele ludzi rozpoznawało mnie, prosiło o autografy, co jest z tym związane, ale w celach zawodowych też mi to pomogło, bo organizatorzy różnych koncertów, którzy oglądali „Bitwę na głosy“, albo słyszeli, że tam byłem, wiedzieli już, że nie kupują kota w worku. 

Jak wspominasz udział w „Bitwie…“? 

Do tej pory przypominają mi się najpiękniejsze chwile mojego życia, które są związane właśnie z udziałem w programie. Były to trzy miesiące ciężkiej pracy, ale dawała ona ogromną satysfakcję. Do dnia dzisiejszego mam kontakt z Haliną, co również bardzo jest dla mnie ważne. 

Jaką trenerką była Halina Mlynková? 

Momentami była surowa, musiała czasem sprawić, żebyśmy się nie rozleniwili, ale była też przyjaciółką, umiała wysłuchać i podnieść na duchu. 

Materiał archiwalny z dnia 21 czerwca 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz