środa, 11 października 2017

Paulina Drażba: "Trzeba tylko cierpliwie czekać"

Paulina Drażba: "Trzeba tylko cierpliwie czekać"



























Miłośnikom porannego programu TVP2 nie trzeba przedstawiać Pauliny, albowiem znają ją z cyklu „Czerwony dywan“. Jaka jest prywatnie?

Czy pamięta Pani okoliczności, w jakich pojawiła się Pani w TV? Skąd pomysł? 

W wakacje, chwilę po ukończeniu liceum i dostaniu się na studia, przyjechałam do Warszawy na praktyki do TVP, miałam wtedy 19 lat. Przyglądałam się, jak powstaje „Teleexpress“, wtedy prowadził go jeszcze Tomek Kammel, a jeden z muzycznych programów "Myślisz o kimś, wybierz teledysk" - Michał Figurski. Miałam fantastycznych opiekunów, Marka Sierockiego i Michała Michalika. Kilka miesięcy później wysłałam swoje CV do ITV - to tam prowadziłam pierwsze programy na żywo: teleturnieje, programy muzyczne i młodzieżowe. Tak właśnie wyglądały początki, moje pierwsze telewizyjne spotkania, fascynacje.

Dlaczego telewizja? 

Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę być aktorką, wygrywałam ogólnopolskie konkursy recytatorskie i byłam przekonana, że odnajdę się tylko na scenie. Jak dziś pamiętam moment ukończenia liceum: czekałam na informację, czy dostałam się do finału konkursu, który miał się odbyć w Płocku. Poezja Gałczyńskiego, mój "Deszcz". Odebraliśmy świadectwa, za chwilę każdy z nas opuszcza liceum. Wyszłam już z klasy, zatrzymała mnie Pani Dyrektor Szynkowska i moja wychowawczyni, Maria Urbanowicz. "Udało się, jedziesz"... W Płocku poznałam Roberta Janowskiego, był przewodniczącym jury. Wygrałam ten konkurs, byłam przekonana, że za chwilę złożę papiery do łódzkiej Filmówki. Przez kilka lat jeździłam tam na konsultacje. Przez dwie dość smutne sytuacje nie odważyłam się zdawać do Łodzi, spotkałam w Warszawie Roberta, który powiedział: „dla mnie też teatr i scena były najważniejsze, a świetnie odnalazłem się w telewizji. Spróbuj sobie wyobrazić, że za kamerą siedzą ci sami ludzi, którzy czekaliby na Ciebie w teatrze…“ Postanowiłam spróbować i...miał rację.

Tak z dnia na dzień stała się Pani gwiazdą programu "Pytanie na śniadanie". Co najbardziej lubi Pani w programie? 


Zacznijmy od tego, że w "Pytaniu na śniadanie" pracuję od wielu lat, na pewno ponad 6. Skontaktowałam się z Panią Alicją Resich-Modlińską, kiedy powstawał program "Śniadanie z Dwójką", pracowałam wtedy w "Wiadomościach". W "Pytaniu" robiłam wszystko - zaczynałam swoją przygodę od podstaw. Najpierw robiłam dokumentację, próbowałam też swoich sił jako drugi wydawca, przygotowałam dwa programy z moją obecną Szefową Agnieszką Rosłoniak - Jeżowską. Robiłam materiały filmowe, swoje pierwsze cykle, pojawiałam się w felietonach. Poznałam ten program od podszewki i bardzo ciężko pracowałam na to, co dzieje się w moim życiu dziś. Co najbardziej lubię w "Pytaniu na śniadanie"? Ten program to przede wszystkim ludzie. Niesamowici, pełni pasji. Kreatywni, to duża frajda móc uczestniczyć w powstawaniu programu, wymyślić temat, znaleźć gości, zastanowić się, jak należy poprowadzić rozmowę. "Pytanie na śniadanie" od lat jest marką, programem, który kochają widzowie i włączają Dwójkę, bo wiedzą, że zawsze znajdą u nas coś dla siebie.

We wspominanym programie śniadaniowym prowadzi Pani cykl "Na czerwonym dywanie". Ilu gości już Pani przyjęła? 

Muszę przyznać, że nigdy tego nie liczyłam, na Czerwonym Dywanie często pojawiają dwie osoby, czasem trzy...Nie liczy się ilość, a jakość:) od ubiegłego roku miałam szansę rozmawiać z wieloma wyjątkowymi osobami, z niektórymi z nich bardzo się zaprzyjaźniłam, z niektórymi zakumplowałam, jesteśmy w kontakcie i często dzwonimy do siebie, chociażby po to, aby zapytać, czy wszystko w porządku:)

Czy może jest ktoś, kogo nie chciałaby Pani gościć w programie? 

Mariolu, z pewnością obserwujesz to, co dzieje się w polskim "shołbizie", ostatnio to właśnie bardziej shoł - konkurs na to, kto więcej pokaże. Celebrytami zostają przypadkowe osoby, co jest i smutne i przykre, bo inni na obecność w mediach musieli pracować latami i mają za sobą osiągnięcia, repertuar, dorobek. Na pewno nie chciałabym gościć gwiazdek jednego sezonu, osób, które obrażają innych, aby zaistnieć...Obecnie z każdym tygodniem ta lista się wydłuża, boję się myśleć, kto "nowy" pojawi się w wakacje, przed nami tak zwany "sezon ogórkowy"... Na szczęście mam bardzo mądrych szefów, którzy mają wysokie wymagania i nikt mnie do takich rozmów nie zmusza. To daje mi ogromny komfort pracy i nieustanną chęć poszukiwania ciekawych gości:) Myślimy przede wszystkim o naszych widzach - to oni muszą być zadowoleni, zainteresowani, zaskoczeni. To dla nich robimy "Pytanie na śniadanie".

Jaki temat lubi Pani poruszać najbardziej? 


Moim konikiem od lat jest moda. Szperam, oglądam, czytam. Chcę wiedzieć jak najwięcej. Na „Czerwonym Dywanie“ bardzo lubię rozmawiać z młodymi ludźmi, którym udało sie osiągnąć sukces ciężką pracą. Świat ich docenia, my niewiele o tym w Polsce wiemy - tak jest bardzo często w przypadku modelek czy aktorów, których nie lubią kolorowe magazyny. Czy wiesz, że Maciej Stuhr jest obecnie w Moskwie, przez cały miesiąc ciężko pracuje na planie rosyjskiego serialu kryminalnego? Producenci obejrzeli "Pokłosie" i "Obławę" i zaprosili go do współpracy. Powiedział o tym tylko nam. W internecie znajdziesz inne informacje: czy rozstał się z żoną, a może jednak się nie rozwodzi... Bardzo lubię też rozmowy z ludźmi, których kochała cała Polska: co dziś u nich słychać? Fascynują mnie też takie rozmowy, jak ta kilka dni temu, moim gościem była Natalia Niemen. Córka znanych rodziców długo musiała czekać na słowa uznania. Dziś nie chce poklasku, sławy, zdjęcia na ściance, zrobi za to wiele, aby twórczość swojego Taty, Czesława Niemena, ocalić od zapomnienia... 

Jakim kolegą redakcyjnym jest Mateusz Szymkowiak? 
Często razem występujecie, jak czujecie się w swoim towarzystwie? 

Z Mateuszem współprowadziliśmy Czerwony Dywan przez wiele miesięcy, prowadziliśmy też Dzień Otwarty Telewizji Polskiej i duże "modowe" wydarzenia. Mamy świetny kontakt, oparty na współpracy, a nie rywalizacji. Od kilku miesięcy Czerwony Dywan współprowadzę z Kasią Burzyńską - jak mówi Kasia: "między nami jest komunia dusz". Kiedy pada deszcz, mam dużo obowiązków i najchętniej wyjechałabym na koniec świata, wystarczy jej głos w słuchawce: "Halo, halo Drażbo" i mogę działać dalej. To niesamowite, bo ja nie mam wielu koleżanek, dwie bliskie przyjaciółki, kumpluję się raczej z mężczyznami, a tu spotkałam kogoś, z kim rozumiem się po prostu bez słów. 

Bardzo często w ramach "Czerwonego dywanu" pojawia się Pani na różnych eventach, gdzie robi Pani reportaże. Jakie tematy Pani lubi? 

Moda, premiery filmowe i teatralne - to to, co lubię najbardziej. 

Właśnie, w ramach programu pojawia się Pani m.in na pokazach mody? Czy "wynosi" Pani czasem z nich inspiracje? 

Bardzo często tak jest. Jestem zwolenniczką kolekcji praktycznych, większość kobiet w Polsce rzadko wybiera się na czerwony dywan, jesienią i zimą potrzebujemy ubrań, w których będzie nam przede wszystkim ciepło. Ostatnio zachwyciła mnie nowa kolekcja Joanny Klimas, Łukasza Jemioła, uwielbiam dystans Roberta Kupisza, kibicuję męskim duetom tworzącym dla kobiet: Paprocki&Brzozowski i Bohoboco, niecierpliwie czekam na pokaz Gosi Baczyńskiej. Swietnie czuję się w ubraniach Agi Jensen i BIZUU. Czesto jest tak, że podczas pokazu zakochuję się w jakiejś rzeczy, a potem długo oszczędzam, aby to mieć:) 

Jakie marki ubrań Pani lubi, a które nie są w Pani guście? 

Ze względu na swój rozmiar, mam ograniczone możliwości. Coraz częściej kupuję rzeczy w sieci, korzystając z portalu lamoda.pl. Marka nie ma dla mnie znaczenia, jeśli czuję się świetnie w sukience z sieciówki, która kosztuje 40 zł, kupię ją. Nie lubię czuć się przebrana, dlatego ważniejsza od marki jest dla mnie wygoda i jakość. Można się dusić nawet w sukni Chanel czy kostiumie Diora:) Za to buty...to zupełnie inna historia:) 

Czy korzysta Pani czasem z zabiegów kosmetyki profesjonalnej, maseczek...? 

Częściej stawiam na domowe spa, kiedy już mam wolną chwilę, uwielbiam wracać do domu, do swojej rodziny. Nie ma nic lepszego od kąpieli z dużą ilością soli, olejku i piany. Uwielbiam peelingi, maseczki z glinki, na bazie czekolady i pachnące balsamy... 

Czy program "Pytanie na śniadanie" pomógł Pani w dalszej karierze dziennikarskiej? Czy dostaje Pani nowe propozycje, np. z konkurencyjnych stacji telewizyjnych?


A gdyby nie "Pytanie na śniadanie", rozmawiałybyśmy dzisiaj? Dostaję różne propozycje, na razie rozważam te, które są zgodne z moimi zainteresowaniami i nie kolidują z pracą w "Pytaniu na śniadanie". Mam przyjemność na przykład prowadzić na żywo rozmowy z gwiazdami i projektantami przed najważniejszymi pokazami mody w Polsce, na stronie Plejada.pl. Tak było przed pokazem najnowszej kolekcji Macieja Zienia, duetu Paprocki&Brzozowski, oraz podczas pokazu Gosi Baczyńskiej... Jeśli chodzi o propozycje z konkurencyjnych stacji...niech pozostanie to moją słodką tajemnicą:) 

Jakie ma Pani plany i marzenia dziennikarskie na najbliższy czas? 

W piątek, w dniu urodzin, po raz pierwszy od ukończenia liceum, wyjeżdżam na długi urlop. Wtedy będę marzyć. Na pewno chciałabym poprowadzić kiedyś swój własny, autorski program, poświęcony modzie, gwiazdom, serialom. Mam nadzieję, że przyjdzie na to czas. Po wakacjach ruszamy z wieloma nowymi projektami w "Pytaniu na śniadanie", ale mogę powiedzieć tylko tyle: zapraszam do Dwójki:))) Prywatne marzenia niech pozostaną moją słodką tajemnicą.

Materiał archiwalny z dnia 29 czerwca 2013




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz