poniedziałek, 21 grudnia 2020

Dariusz Lewandowski: "Pomysł wydania książki kiełkował już dawno"

Dariusz Lewandowski: "Pomysł wydania książki kiełkował już dawno"                                           















fot. zdjęcie nadesłane


Dariusz Lewandowski - Aktor z przypadku, reżyser z doświadczenia, dziennikarz z wykształcenia, pisarz z zamiłowania.

Rozmawiamy przede wszystkim o książce "Darek z Klanu", która na rynku pojawiła się 1 grudnia 2020 roku. 

Jak powstała? Czy każdy znajdzie w niej coś dla siebie? Które teksty zawarte w książce lubi najbardziej? 

"Przyznam, że pośród wszystkich tekstów najbardziej lubię te abstrakcyjne, odjechane, fantazyjne, wktórych bawię się nie tylko formą, ale i treścią"

Czy Dariusz Lewandowski spełnił obietnicę daną czytelnikom i  znajdziemy go na Instagramie?

Aktor z przypadku, reżyser z doświadczenia, dziennikarz z wykształcenia, pisarz z zamiłowania.Pierwsze recenzje Pana książki możemy znaleźć na tylnej okładce. Z jakimi opiniami spotyka się Pan od czytelników, którzy właśnie książkę zakupili?
 Ostatnia opcja chyba w tym momencie najtrafniej Pana opisuje, prawda? (Śmiech.)

To opcja dość mocno zaznacza się przez ostatnich kilka lat. Zaczęło się od przydługawych, jak na standardy mediów społecznościowych, postów, a następnie przerodziło w miarę regularny blog, na którym od dłuższego już czasu pojawiają się różne formy mojej piśmienniczej twórczości. Finał, to "Darek z Klanu" książka.

 Swoją premierę miała w ostatnich dniach. Tak naprawdę, pisał ją Pan kilka lat...

 Nie chciałem wydawać byle czego, być postrzeganym jako kolejny celebryta, który wypuszcza na rynek poradniki „jak żyć”. Dość długo, właśnie przez te kilka lat, pisałem opowiadania, eseje, wiersze satyryczne, felietony i wiele innych rzeczy, mając swoich stałych blogowych czytelników. Zacząłem od kilkuset czytelników, a po kilku latach niektóre wpisy cieszyły się popularnością kilkudziesięciu tysięcy osób. Ich udział, odbiór, reakcje zwrotne, aż wreszcie namowy wprost, by pisanie blogowe zamienić na książkę, skłoniło mnie do zebrania materiału na potrzeby debiutu książkowego.

















fot. zdjęcie nadesłane

Wszystkie teksty zawarte w książce, w krzywym zwierciadle, ale też, nie bez dozy czarnego humoru, odwzorowują rzeczywistość, ubraną nie w tani blichtr świata celebrytów, ale w ostre spojrzenie człowieka, ujmującego swoje spostrzeżenia w nieoczywisty sposób. Czy ma Pan swój ulubiony fragment? Czego dotyczy?

Przyznam, że pośród wszystkich tekstów najbardziej lubię te abstrakcyjne, odjechane, fantazyjne, w których bawię się nie tylko formą, ale i treścią. Jednym z ulubionych opowiadań jest na przykład krótka nowela o małej rosyjskiej wiosce, w której miejscowa gospodyni pędzi halucynogenne napitki i nosi je na staję kolejową, gdzie raz na tydzień zatrzymuje się pociąg z dużego miasto do dużego miasta. Pasażerowie najpierw nieco na próbę i przypadkowo kupują domowe wyroby gospodyni, by po kilku tygodniach specjalnie udawać się w kolejową podróż, tylko już w tym jednym celu. Tego typu opowiadania są już bardziej dla koneserów literatury absurdu, ale największą popularnością cieszą się oczywiście te ‚bliższe rzeczywistości’, dotyczące mnie samego czy mnie jako postaci „Darek z Klanu”.

Czy powstał również tekst zainspirowany obecną sytuacją pandemiczną?

Generalnie siłą mojego bloga jest nie odnoszenie się i nie komentowanie bieżących wydarzeń, polityki, gorących spraw. Życie pokazuje, że większość tych pozornie ważnych i super ciekawych tematów blednie w krótkim czasie. Ale pandemia… To już trochę co innego. Nie da się nie zauważyć i przemilczeć. I tak. Powstały trzy teksty. Jeden o absurdach rządowych nakazów i zakazów, które często sprzeczne same z sobą poddawane były naszej społecznej interpretacji i często doprowadzały do kuriozalnych sytuacji. Drugi, o monterze sprzętu AGD,  modelarzu replik wielkich jachtów, który oderwany od rzeczywistości idzie przez swoje życie, nie wiedząc, że jest jakiś wirus… I trzeci, to już bardziej intymna narracja, w której dotykam tematyki śmierci. W tym miejscu chciałbym podkreślić, że nie zawsze w "Darku z Klanu"’ jest na wesoło. Jest też sporo sentymentalizmu, zwierzeń czy przekazów serio i wprost. Teksty o pandemii nie znalazły się w książce. Może posłużą za materiał do kolejnej.

Czy powstał również tekst zainspirowany obecną sytuacją pandemiczną?

Generalnie siłą mojego bloga jest nie odnoszenie się i nie komentowanie bieżących wydarzeń, polityki, gorących spraw. Życie pokazuje, że większość tych pozornie ważnych i super ciekawych tematów blednie w krótkim czasie. Ale pandemia… To już trochę co innego. Nie da się nie zauważyć i przemilczeć. I tak. Powstały trzy teksty. Jeden o absurdach rządowych nakazów i zakazów, które często sprzeczne same z sobą poddawane były naszej społecznej interpretacji i często doprowadzały do kuriozalnych sytuacji. Drugi, o monterze sprzętu AGD,  modelarzu replik wielkich jachtów, który oderwany od rzeczywistości idzie przez swoje życie, nie wiedząc, że jest jakiś wirus… I trzeci, to już bardziej intymna narracja, w której dotykam tematyki śmierci. W tym miejscu chciałbym podkreślić, że nie zawsze w ‚Darku z Klanu’ jest na wesoło. Jest też sporo sentymentalizmu, zwierzeń czy przekazów serio i wprost. Teksty o pandemii nie znalazły się w książce. Może posłużą za materiał do kolejnej.


Można tak stwierdzić, że do wydania "Darka z Klanu" w formie papierowej niejako przyczyniła się pandemia, która ze dnia na dzień spowodowała, że świat się zatrzymał? Jak jeszcze wykorzystał Pan ten czas? Czego Pana nauczył?


I tak i nie. Pomysł wydania książki kiełkował już dawno. Sytuacja z pandemią może tylko przyspieszyła decyzję. Na marginesie, muszę szczerze dodać, że dla mnie życie nie zmieniło się aż tak bardzo. Zawsze byłem domatorem raczej, często poświęcającym czas dzieciom, znajdującym chwile na książki, muzykę, media kulturalne, czyli to wszystko z czym większość ludzi jednak dopiero teraz ma częstszy kontakt. Tak naprawdę, odrzucając banały, mogę              powiedzieć, że pandemia nauczyła mnie tylko jednego - że nikt nas nie      ochroni, nikt nad nami nie czuwa, nie ma instytucji, ludzi, podmiotów, które w razie czego biorą świat w swoje ręce, na których możemy polegać, które nas, prostych tu na dole wezmą pod ochronę i przeprowadzą przez wzburzone morze. To iluzja. 


fot. zdjęcie nadesłane                                      

Kiedy jedni nadrabiali książkowe zaległości, Pan stworzył własną. (Śmiech.) Proszę w kilku słowach opowiedzieć o całym procesie. Co okazało się dla Pana najtrudniejsze, a co sprawiło Panu najwięcej frajdy?

Proces powstawania książki polegał przede wszystkim na zebraniu materiału, jego selekcji, zdystansowanej ocenie oraz ułożeniu w tematyczne zbiory, rozdziały tak, by wszystko tworzyło integralną i spójną całość. Wielką frajdę sprawiły mi natomiast ilustracje, które specjalnie powstały na potrzeby oprawy graficznej pojawiających się w książce wierszy. Wykonała je znakomita artystka Edyta Mądzelewska. Zależało mi, by książka nie była tylko ciekawa pod względem treści, ale też i formy, wizji estetycznej. To się bardzo udało!

Pierwsze recenzje Pana książki możemy znaleźć na tylnej okładce. Z jakimi opiniami spotyka się Pan od czytelników, którzy właśnie książkę zakupili?

Że jest "grubo" że dobrze się to czyta, że są zaskoczeni in plus. Cieszy mnie to.

Zastanawiał się Pan nad tym, do jakich odbiorców przeznaczona jest Pana książka?

 Nie jest to książka dla każdego. Zresztą, rzeczy dla każdego są najczęściej ‚do niczego’. Każdy ma swój gust i wrażliwość albo ich brak. Wydawca powiedział mi, że jest to książka miejska, żeby nie powiedzieć mieszczańska. Ma rytm dużego miasta i punkt widzenia obserwatora, który przy takim dużym mieście mieszka. Do tego jest w niej sporo mocnego poczucia humoru, igrania ze świętościami czy poprawnością, nie gryzę się w język po prostu i walę, co myślę bez zastanawiania się czy inni uważają podobnie. Ale na tym chyba polega szczerość. Dodatkowo ‚pieprzu’ dodaje fakt, że w ogromnej większości sytuacje opisywane w książce miały swoje miejsce naprawdę, jak to o nich mówię - są ,mniej więcej prawdziwe’. Warto się samemu przekonać. Książkę można kupić na stronie www.dariuszlewandowski.pl.

Pan już po lekturze. (Śmiech.) Jest Pan dla siebie autorem raczej pobłażliwym, czy wymagającym?

 Jestem wobec siebie wymagający i upierdliwy. Dużo poprawiam, cofam, zmieniam, poleruję. Na studiach dziennikarskich nauczono mnie dogłębnie czytać to, co się pisze… Niby to oczywiste, a mam wrażenie, że niekoniecznie powszechnie stosowana zasada. Ja czytam pierwsze zdanie, zanim napiszę drugie, potem czytam pierwsze i drugie, zanim napiszę trzecie. I tak do końca całości. Trudne to i żmudne, ale bardzo pomocne. 

Uważa Pan, że obecny czas sprzyja czytaniu, moblilizuje do odkrywania nowych tytułów? 

 Trochę tak, chociaż nie jestem tutaj zbytnim optymistą. Pandemia daje wielu ludziom potrzebny ‚czas’, ale czy wszyscy wykorzystają go na czytanie… Nie jestem pewny. Zamiłowanie do czytania, to funkcja intelektu, potrzeby wewnętrznego przeżycia, rozwoje, wejścia w grę z własną wyobraźnią. Nie wszyscy mają takie potrzeby i predyspozycje.

Wskaźnik czytelnictwa z dnia na dzień wzrasta. Po jakie książki sięga Pan z perspektywy czytelnika, a od których tytułów Pan stroni?

Wzrasta pozornie, bardziej patrzyłbym nie na to ile się czyta, tylko co… Ja czytam akurat sporo i przede wszystkim autorów, którzy mają ciekawy styl, przykładają wagę do sposobu formułowania myśli, gdzie czasem styl i forma dominują nad treścią. Nie interesuje mnie np. literatura kryminalna, mizerne powieści obyczajowe, poradnictwo. Lubię raczej krótsze formy. Mrożka, Masłowską, Tokarczuk (też nie całą), Szczygła i innych reportażystów, felietonistów, z chęcią sięgam po opowiadania, czasem po książki docenionych autorów, zdobywców literackich nagród, lubię poezję. Czytam dużo i po kilka książek na raz. Są porozkładane po całym domu w różnych miejscach.

"A jak się rozbujam na tej huśtawce, to może nawet i Instagrama założę - A co! I...założył Pan. Co jest dla Pana najważniejsze w prowadzeniu profili social media?
 
Instagram założyłem niejako z musu, na wyraźną prośbę wydawcy. To w sumie smutne, że aby poinformować o wydaniu książki lub zachęcić do jej zakupu, jedynymi skutecznymi kanałami przekazu informacji pozostały social media, gdzie wzmianki o literaturze, ale i całej kulturze mieszają się z ogromem newsów showbiznesowych i tonami zwykłego badziewia. Założyłem więc konto książce, nazwałem je jej tytułem, czyli „Darek z Klanu” i wszystko, co tam zamieszczam dotyczy tej książki lub ma jakiś jej kontekst. 

Co najbardziej podoba się Panu na Instagramie, a co uważa za jego najciemniejsze strony?

 Instagram nie podoba mi się w ogóle. Jest totalnie sprzeczny z moimi potrzebami odbioru innych i dawania siebie. Miałem jak dotąd jedynie prywatne konto na Facebooku, gdzie staram się nie przekroczyć 222 realnych znajomych, z którymi mam mniejszy lub większy kontakt. Potem dołączyłem otwarty profil „Darek z Klanu”, ale właśnie jako blog paraliteracki, bez zdjęć prywatnych, bez prywaty, bez marketingu. Tylko teksty. A jeśli już jakieś zdjęcia, to wyłącznie do cyklu „Codziennie Jeden Wiersz’, gdzie wrzucam rymowanki inspirowane konkretnym zdjęciem, które również załączam. Do Instagrama miałem sporo nieufności, oglądanie cudzych zdjęć, najczęściej autopromocyjnych lub towarzyszących promocji produktów wydawało mi się totalnie nieinteresujące. Jest jakąś niesmaczną próżnością, szczególnie osób popularnych, ta ustawiczna i często przemyślana akcja prezentacji siebie i swojego życia prywatno-zawodowego. Dobrze, jeśli to życie jest jeszcze ciekawe czy zajmujące, gorzej jak jest powtarzalne, sztucznie kreowane i bezgranicznie nudne. Jednak najbardziej obrzydliwe wydaje mi się na instagramie to udawanie przez osoby znane i lubiane, że interesuje ich życie followersów, to pozorowanie wirtualnej znajomości, fajnej relacji, to automatyczne lajkowanie komentarzy, te pytania ‚co u was słychać?’, ‚ja spędzam weekend tak, a wy jak?’. Ci podatni ludzie, często młodzi ulegają iluzji znajomości z ‚gwiazdą’, nie czując do końca, że są jedynie potrzebni dla statystyk, algorytmów Instagramowych, miar zasięgów, nie wyczuwają, że ‚gwiazda’ traktuje ich instrumentalnie, merkantylnie, że wrzuca niby fotki ze swojego spaceru po Starówce, ale buty od tego, płaszczyk od tamtego, to kupcie, tamto zamówcie. Pseudo artyści wobec braku swojej realnej twórczości sprzedają produkty innych firm, są jak aktorzy jakiegoś internetowego sklepu online 24h.

Jakimi treściami lubi Pan się dzielić?

 Najczęściej, w ramach moich 222 znajomych, udostępniam twórczość ciekawych artystów, czasem pozwalam sobie na komentarz dotyczący polityki czy życia po prostu. Prowadzę też studio artystyczne dla dzieci ART NOW! pod Warszawą i wrzucam stamtąd co ciekawszą twórczość młodych artystów. Na fejsbukowym „Darku z Klanu” dzielę się moimi tekstami. Rzeczy prywatnych, rodzinnych nie upubliczniam prawie w ogóle, nie ma zdjęć moich dzieci etc. Nie mam fanpejdży, kont ‚official’ itp. Nie potrzebuję tego, nie potrzebuję fanów. Nie jestem dla nikogo idolem, autorytetem czy Gwiazdą. Chciałbym by ludzie znali mnie i szanowali poprzez różne dokonania twórcze, artystyczne, czasem sportowe.

Czego poszukuje Pan na Instagramie, a od jakich treści stroni?

To ciekawe, kiedy założyłem profil ‚Darek z Klanu’ zastanawiałem się kogo wyszukać, kogo obserwować, kogo podglądać. I praktycznie nie miałem pomysłu… Jeśli interesuje mnie jakiś aktor, to śledzę jego filmy, to jaki jest prywatnie, co je, z kim śpi, kompletnie mnie nie interesuje. Podobnie z pisarzami, malarzami, muzykami, piosenkarzami - twórczości mówię TAK, informacjom prywatnym, zdjęciom selfie etc, plotkom - NIE. Kompletnie mnie to nie interesuje. Proszę mi uwierzyć, ale nigdy w swoim życiu nie otworzyłem strony ‚pudelek’. Nie ufam Instagramowym samozwańczym lanserom, krytykom kulturalnym, recenzentom, influenserom, niby-dziennikarzom, niby-ekspertom. Żeby była jasność, wierzę, a nawet wiem, że jest dużo profili interesujących, ciekawych z jakiegoś punktu widzenia, ale jest też taka masa tych okropnych, które wyłażą z każdej dziury, że mnie to po prostu zniechęca.

Wróćmy jeszcze do..."Darka z Klanu", w którego wciela się Pan od ponad 20 lat. Za co najbardziej lubi Pan swojego bohatera? Chyba lubi, bo przecież wybrał Pan też imię swojego bohatera na nazwę swojej książki.

Tę postać ma lubić przede wszystkim widz albo przynajmniej mieć do niej jakiś konkretny stosunek emocjonalny. Ja staram się tę postać kreować, czasem zupełnie niezgodnie z moim prywatnym odczuciem, ale aktor nie jest od tego by lubił swoją postać i się dzięki niej dowartościowywał. Książce dałem tytuł „Darek z Klanu”, bo taki jest cały koncept mojego pisania w mediach. Ja absolutnie nie funkcjonuję w szołbiznesie jako Dariusz Lewandowski, nie ma mnie prywatnie nigdzie. Udzieliłem przez ostatnie 20 lat może trzech wywiadów. Nie chodzę do telewizji, nie tańczę i nie śpiewam na ekranie, nie radzę nic nikomu. Wśród ludzi na ulicy jestem wyłącznie Darkiem z Klanu, bo tylko taką postać o tej fizjonomii znają albo jestem dla nich po prostu obcą osobą. I ten Darek z Klanu spotyka innych ludzi, jeździ pociągiem lub lata samolotem, obserwuje, konstatuje, ma swój rozum i swoje przemyślenia. Najczęściej skrajnie różne od postaci serialowej. I ten dysonans, ta dekonstrukcja postaci jej podstawą konceptu „Darek z Klanu” na fejsbuku.

W czym w Pana odczuciu tkwi fenomen serialu "Klan"?

Chyba w tym samym, co fenomen jajecznicy czy zupy pomidorowej. Przepraszam produkcję, jeśli uraziła ich ta analogia (śmiech). A mówiąc serio, Klan jest chyba najmniej ‚telewizyjnym’ produktem pośród tych telewizyjnych. Telewizyjna rozrywka, czyli iluzja, oszustwo, manipulacja widzem, koloryzowanie, kreacja emocji, kreacja lajfstajlu, kreacja i popularyzacja ludzi bez właściwości, wyciskanie łez, pobudzanie śmiechu, cukrzenie lukru, itp. itd. Klan chyba w najmniejszym stopniu sięga po tego typu techniki. Jest prosty i w jakimś sensie bezpretensjonalny, i chyba w tym tkwi jego siła. 

Jest Pan często  przez widzów utożsamiany z Darkiem? Co Was dzieli, a co Was łączy?

 Jak wspomniałem, jestem wyłącznie utożsamiany z postacią z Klanu, bo jako JA nie istnieję pośród widzów, a i niejako z wyboru, a może braku ciekawych propozycji, nie kreuję innych telewizyjnych postaci. Nie łączy mnie z tą postacią chyba nic, poza fizjonomią, mimiką i wadą wymowy. Ale lubię ją. Mam do niej przychylny stosunek. Rozumiem jej funkcję w serialu.

Proszę na koniec sprecyzować swoje najbliższe plany zawodowe. 

W szufladzie leży gotowy scenariusz sztuki teatralnej, gdzie w charakterystycznej dla siebie formie i stylu poruszam dość ważne wątki społeczne. Cały projekt zakłada dość ciekawe rozwiązania sceniczne, nietypową grę aktorską, ruch, dźwięk, światło. To będzie przedstawienie na styku ‚fałszywego performancu”, teatru tańca i dramatu. Bardzo chciałbym zrealizować ten projekt, w którymś ze współczesnych teatrów.