poniedziałek, 26 czerwca 2023

Cykl #mariolapoleca (9): "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego", Stefan Friedmann [RECENZJA KSIĄŻKI]

 Cykl  #mariolapoleca (9):  "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego", Stefan Friedmann [RECENZJA KSIĄŻKI]

Zawsze warto znaleźć coś, co poprawi nasze samopoczucie, będzie gwarancją pojawienia się uśmiechu na twarzy. Jedni znajdują takie czynniki w książkach, drudzy w filmach, a jeszcze inni w serialach, czy w muzyce. 

Propozycjami, które (w moim odczuciu) takie czynniki posiadają, chciałabym się dzielić z Wami w moim najnowszym cyklu #mariolapoleca. 

Serdecznie Was zapraszam. Dziś zachęcam do lektury recenzji książki "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego". To mówiona niebiografia, której autorem jest Stefan Friedmann



















fot. Prószyński i S-ka

***

Cykl  #mariolapoleca (9):  "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego", Stefan Friedmann [RECENZJA KSIĄŻKI]

PREMIERA: 16 maja 2023

GATUNEK KSIĄŻKI: książka biograficzna, przez autora nazywana mówioną niebiografią 

AUTOR: Stefan Friedmann

WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka/ *egzemplarz recenzencki / współpraca recenzencka

O KSIĄŻCE:

Książka jest mówioną niebiografią, jak pada w oficjalnym opisie książki - chodzącej, a raczej biegającej historii polskiego teatru, filmu, radia i estrady. Historia, która toczy się na poszczególnych stronach, jest odzwierciedleniem cech charakteru jej bohatera, ale jest też barwna, wywołuje niepohamowane wręcz salwy śmiechu, które są reakcją na przypominane, a czasem nawet zapomniane anegdoty. W tej biografii nic nie jest po kolei, bo tak właśnie opowiadać historie ze swojego życia lubi Stefan Friedmann. Czytelnik szybko orientuje się, że aktor lubuje się także w dawkowaniu napięcia, o czym świadczy chociażby zwrot "aż tu nagle", pojawiający się w jego książce bardzo często. 

#mariolapoleca, CZYLI KILKA SŁÓW O LEKTURZE Z PERSPEKTYWY CZYTELNIKA:

Lubię być na bieżąco z nowościami wydawniczymi. Choć staram się śledzić nowości wszystkich gatunków, to najbaczniej przyglądam się nowym biografiom. Kiedy dowiedziałam się jakiś czas temu, że Pan Stefan Friedmann pracuje nad swoją mówioną niebiografią, od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie zwlekałam z tym zbytnio, albowiem na kilka dni po ukazaniu się książki na rynku, miałam ją już w rękach. 

Jako, że jestem dziennikarzem, który na co dzień działa w sferze filmu i szeroko pojętej kultury, o Panu Stefanie wiedziałam wiele. Znałam jego dorobek, zajawki sportowe, nie tylko te futbolowe, ale też tenisowe, nie są mi obcy Matysiakowie, czy chociażby serial "Na kłopoty...Bednarski". O tym, co w jego karierze dzieje się obecnie, też coś nie coś wiem. Wystarczy chociażby oglądać "M jak miłość", by śledzić losy kreowanego przez aktora Józka Modrego, zaprzyjaźnionego z babcią Basią. (Teresa Lipowska, przyp. red.) 

Jednak to, że znam dorobek Pana Friedmanna, wcale nie spowodowało, że lektura była dla mnie przewidywalna lub nudna. Nic bardziej mylnego. Poszczególne anegdoty i rozdziały sprawiały, że śmiałam się w głos, w czego konsekwencji świetnie się bawiłam. Jak się okazało, o  wielu faktach z życia aktora nie miałam zielonego pojęcia i śmiem twierdzić, że gdybym do tej pory nie przeczytała "70 lat...", w wielu kwestiach pozostałabym w błogiej niewiedzy. Absolutnie nie dziwi mnie fakt, że Pan Stefan ma tak wielu przyjaciół. Jednak małym zaskoczeniem było dla mnie, że znał się i przyjaźnił  z takimi osobistościami jak chociażby Wisława Szymborska, czy Agnieszka Osiecka. 

W książce w bardzo ciekawy sposób opisana jest też miłość aktora do podróży, jego miejsca na ziemi i członków jego rodziny, co zdradza czytelnikowi również sporo faktów z jego życia prywatnego. Wszystko wzbogacone jest też świetnymi zdjęciami, co pozwala na podejrzenie opisywanych w książce miejsc.

Jeśli szukają Państwo lekkiej, a zarazem ciekawej (mówionej) niebiografii, która w przystępny, ale też zabawny sposób pozwoli Państwu poznać bliżej jednego z najbardziej znanych i lubianych aktorów w Polsce, to książka "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech Pan powie coś wesołego", spełnia te wymagania. 

Serdecznie polecam, życząc miłej lektury. 

piątek, 16 czerwca 2023

Magdalena Wieczorek o filmie "Zadra", raperskim środowisku i serialu "M jak miłość" [WYWIAD]

 Magdalena Wieczorek o filmie "Zadra", raperskim środowisku i serialu "M jak miłość" [WYWIAD] 












fot. Adrian Brząkała

Magdalena Wieczorek, aktorka młodego pokolenia, gościła na Festiwalu Kino na Granicy. Mariolą Rozmawiałyśmy o filmie „Zadra“, środowisku raperskim i o tym, jak odnalazła się w roli raperki, ale również o serialu "M jak miłość", w którym od jakiegoś czasu wciela się w iście czarny charakter.  

Już na pierwszy rzut oka sprawiasz wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Jak dbasz o to na co dzień?

Dziękuję bardzo (śmiech). Staram się zachowywać wewnętrzny spokój i dbać o siebie i swoje dobre samopoczucie, kondycję oraz zdrowie. Wtedy mogę dawać to innym. 

Spotykamy się w ramach 25. Festiwalu Kino na Granicy. Nie jest to Twoja pierwsza wizyta, bowiem gościłaś tutaj również przy okazji 20. edycji. Pamiętasz to? 

Przyjechałam wtedy z filmem „Czuwaj“ Roberta Glińskiego. Było wspaniale, bo byłam tu po raz pierwszy, a towarzyszyli mi znajomi, z którymi robiłam ten film. Pamiętam, że pogoda nas wtedy rozpieszczała, był upał. 

Festiwal zrzesza fanów polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Jednym z Twoich ulubionych reżyserów jest Quentin Tarantino.

Tak, można tak powiedzieć.   

Z polskich to pewnie ci, u których grasz? (Śmiech.)

Jest wielu fajnych polskich reżyserów, ale jakoś nie lubię się zastanawiać, który z nich jest moim ulubionym. Wszystko zależy od filmu i zawartej w nim historii. Kiedy mnie poruszy, nie jest ważne, czy to debiutant, czy wyjadacz (Śmiech).  

Z czym kojarzą Ci się Czechy? 

Z piwem i smażonym serem (Śmiech). 

Przy okazji 25. edycji spotkałaś się z widzami po filmie "Zadra". Gdybyś miała tę filmową przygodę zamknąć w jednym zdaniu, jakie mogłoby paść?

Niewątpliwie jest to pierwsza tak duża i najważniejsza produkcja mojego życia. 

Film "Zadra" w reżyserii Grzegorza Mołdy opowiada historię utalentowanej dziewczyny z blokowiska, która walczy o uznanie na rapowej scenie. Czy zanim trafiłaś na plan filmu, miałaś jakąkolwiek styczność z rapem?

Rapowałam po raz pierwszy, chociaż tak amatorsko, dla własnej przyjemności zaczynałam robić to w samochodzie parę lat wcześniej. Faktycznie, dużo pracy musiałam włożyć w to, by to dobrze robić.

Kiedy w ramach przygotowania do roli analizowałaś informacje dotyczące rapu, co było dla Ciebie w tym temacie największym zaskoczeniem?

Zaskakujące jest to, że nadal tak mało kobiet wykonuje tę profesję. Fajnie, że główną postacią „Zadry“ jest kobieta. Pokazujemy, że w równym stopniu co mężczyzna, kobieta może pisać o swoich przeżyciach i wykrzykiwać to. 

Podobno na castingu zarapowałaś utwór Pezeta, "Gdyby miało nie być jutra". Dlaczego wybrałaś właśnie ten utwór?

Była to jedyna hip-hopowa piosenka, której tekst bardzo dobrze znałam, bo zapamiętałam go z czasów dzieciństwa. 

Podobno kiedy dowiedziałaś się, że otrzymałaś rolę Sandry, ogarnął Cię ogromny lęk, czy sprostasz zadaniu. Jak go oswoiłaś? Jak radzisz sobie z lękiem w tym zawodzie?

To bardzo ciekawe. Główna rola w filmie była moim wielkim marzeniem. Kiedy przyszła, faktycznie, czułam się sparaliżowana. Skupiłam się na tym, że jest tym, czego chciałam i postanowiłam się dobrze do niej przygotować, wykonać research, poczytać scenariusz i przygotować moją postać też od strony psychologicznej. Praca i przygotowanie daje mi spokój, pozwala mi się zrelaksować. 

Praca nad rolą odbywała się na dwóch płaszczyznach. Przygotowywałaś się emocjonalnie, ale też od strony muzycznej. Podobno najcenniejsze dla Ciebie było to, że w studiu nagrywałaś płytę, to prawda? Jak wspominasz ten czas pracy w studiu?

Tak. Myślę, że dla powstania tej postaci miało to fundamentalne znaczenie. Praca w studio z Przemkiem Jankowiakiem i Michałem „Żyto“ Żytniakiem była super. Od Przemka dostałam bardzo dużo wskazówek. Ogarnął moje maniery i naleciałości po słuchaniu mainstreamowego rapu. „Zadra“ tak się wykluwała. Był to wspaniały, choć pracowity czas, a doświadczenie nagrania płyty było bardzo cenne. 

Kiedy płyta, stworzona na planie „Zadry", trafi na rynek muzyczny?

Płyta weszła do sieci w dzień premiery filmu. Kilka fizycznych płyt też zostało wyprodukowanych, ale nie wiem, czy są one w sprzedaży. 

Nie sposób krótko nie porozmawiać o serialu "M jak miłość", do którego obsady dołączyłaś w 1720. odcinku. Czy zanim trafiłaś na plan serialu, zdarzało Ci się go oglądać? Miałaś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

Nie. Nigdy nie oglądałam tego serialu, ale cieszę się, że tam trafiłam. Jestem na początku tej drogi, a mój wątek jest w trakcie powstawania, więc nie mam pojęcia, co się wydarzy. 

Wcielasz się w rolę Justyny, siostry Kasi. Póki co, Justyna jawi się jako bohaterka negatywna, a jeśli nie do końca, to stoi na pewno gdzieś na pograniczu. Granie postaci z pewnego rodzaju złamaniem, rysą na życiorysie tworzy dodatkowy atut do grania, prawda? 

Oczywiście, to jest bardzo ciekawe do grania, bo można pokazać różne swoje kolory. Wbrew pozorom, granie takich postaci to fajna zabawa. 

Do jakich ról ciągnie Cię bardziej, do tych mrocznych, czy chciałabyś się sprawdzić też w komediowej odsłonie?

Nie chcę się ograniczać. Myślę, że życie podsyła mi odpowiednie projekty i mam nadzieję, że tak dalej będzie. 

środa, 14 czerwca 2023

Marcin Urbanke o serialu "48 h. Zaginieni", zaginięciach, "Na dobre i na złe" i fotografii [WYWIAD]

 Marcin Urbanke o serialu "48 h. Zaginieni", zaginięciach, "Na dobre i na złe" i fotografii [WYWIAD] 





















fot. Marek Zimakiewicz 

Z Marcinem Urbanke spotkałam się podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie. Rozmawialiśmy o dwóch serialach - "Na dobre i na złe" i "48h. Zaginieni". Poruszyliśmy też temat terminologii medycznej i zaginięć. Obaliliśmy największy mit, dotyczący zgłaszania osób zaginionych po upłynięciu 48h. W wywiadzie znalazło się też miejsce dla terminologii medycznej i...fotografii. Czy każdemu można zrobić dobre zdjęcie? 

Już na pierwszy rzut oka, sprawiasz wrażenie osoby, niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Pozytywne nastawienie to Twój świadomy wybór, prawda? Chyba nawet nie mógłbyś inaczej? 

(Śmiech.) Pewnie mógłbym, ale inne nastawienie nie pomaga. Moim klimatem jest słońce, a pogoda czasami przynosi chmury. Powtarzam to często, ale wydaje mi się to bardzo trafne. (Śmiech.) 

Jak na co dzień dbasz o swoją pozytywną powierzchowność? 

Staram się patrzeć na to, co mnie otacza jak na możliwości, na problemy jak na wyzwania, a nie jak na koniec świata. Czasem to jest trudne, ale to też kwestia tego, z jakiej perspektywy na to wszystko się patrzy. Można się położyć i płakać, że jest źle, ale można też stwierdzić, że wszystko jest po coś. Ja hołduję tej zasadzie. 

Czy takie nastawienie jest pomocne w dzisiejszej, niełatwej dla nas wszystkich codzienności? 

Na pewno, każdemu to polecam. (Śmiech.) Gdyby tak spojrzeć globalnie na to wszystko, co dzieje się na świecie, to chyba najlepiej byłoby zamknąć się w bunkrze, ale chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Walka o dobro i życzliwość względem drugiego człowieka, to już jest dużo. 

Od ogółu, do szczegółu. (Śmiech.) Co spowodowało, że spośród wszystkich zawodów na "A", wybrałeś akurat aktorstwo? 

Nie wiem, czy mogę powiedzieć o tym publicznie. (Śmiech.) Kiedyś miałem pewien romans internetowy. Dowiedziałem się, że dziewczyna, z którą się widywałem, studiuje aktorstwo. Wtedy pierwszy raz usłyszałem o takich studiach. Wtedy studiowałem teologię, później rzecznictwo prasowe. Aktorstwo, to był ogromny przeskok. Dowiedziałem się, że są takie studia, na których egzamin nie polega na recytowaniu tego, co przeczytało się w podręczniku, ani na przepisywaniu już raz napisanych książek. Okazało się, że istnieją studia na których są obowiązkowe zajęcia na basenie, jest szermierka, studia na których można, a nawet trzeba śpiewać i tańczyć. Rok dałem sobie na przygotowanie, zdawałem do różnych szkół. Dostałem się do Bytomia i do Krakowa. Wybrałem Kraków. 

Było tak, że już od najmłodszych lat przejawiałeś zainteresowania artystyczne? 

To jest trudne, bo sam przed sobą, nigdy nie potrafiłem tego stwierdzić. Nigdy nie miałem poczucia, że to jest moja droga. Pamiętam jednak, że kiedy byłem w przedszkolu, chciałem się przebrać za błazna. Myślę, że to już był sygnał. (Śmiech.) Moja mama zapomniała tego stroju i koniec końców, skończyłem jako kogut. (Śmiech.) Drugim zwiastunem były teatrzyki kukiełkowe - które przygotowywaliśmy z braćmi - biorąc po złotówce za bilet od rodziny.

Marzyłeś kiedyś o zostaniu policjantem lub lekarzem? (Śmiech.) Pytam w nawiązaniu do ról, o których zaraz porozmawiamy. 

O tym, żebym był lekarzem, marzyła moja babcia Krystyna. Uważała, że mam rękę do ludzi i powinienem pójść w tym kierunku. 

Do obsady serialu "Na dobre i na złe", dołączyłeś w 754 odcinku. Czy zanim trafiłeś na plan, zdarzało Ci się oglądać ten serial, miałeś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki? 

Tak, oglądałem serial, kiedy przeżywał swoje początki. Pamiętam Krzysztofa Pieczyńskiego w roli Bruna, doktor Zosię graną przez Małgorzatę Foremniak, ale też Mariolę i Henryka, czyli Agnieszkę Dygant i Tomasza Kota. 

Wcielasz się w Tadka Boruckiego, który zaczynał jako stażysta, a teraz jest już pełnoprawnym lekarzem. Zapytam, jak radzisz sobie z przyswajaniem terminologii medycznej? 














fot. Marek Zimakiewicz 

Po prostu, terminologię medyczną trzeba powtórzyć więcej razy, niż normalny tekst. Często potrzebne są mnemotechniki. Mi pomaga np. stworzenie sobie jakiejś krótkiej historyjki. Trzeba sobie wyjaśnić poszczególne fragmenty danego zagadnienia. Czasami te terminy są śmieszne i same zapadają w pamięć. 

Przytocz, proszę, kilka medycznych zbitek językowych, da radę? (Śmiech.) 

Podziwiam lekarzy za to, że zapamiętują te wszystkie zbitki językowe. Ja mam tak, że zapamiętuję je na chwilę. Wylatują z głowy zaraz po zdjęciach. (Śmiech.) 

Jakie czynności medyczne byłbyś w stanie zastosować, gdyby pojawiła się potrzeba udzielenia komuś pierwszej pomocy? 

Jestem certyfikowanym wychowawcą kolonijnym, więc dałbym radę udzielić pierwszej pomocy. Taką podstawową wiedzę powinien mieć każdy. 

Jakie czynności medyczne, wykonywane na planie, sprawiają Ci największą trudność, a które najwięcej frajdy? 

Największą frajdę sprawiają mi operacje. Na planie mamy prawdziwych lekarzy, pielęgniarkę i konsultantów, więc to zawsze jest ciekawe. Niesamowite co ci ludzie potrafią zrobić, jaki zasób wiedzy i opanowania posiadają. Podziwiam takich ludzi. 

Zdarzyło się już, że ktoś poprosił Cię o interwencję lekarską lub...policyjną? (Śmiech.) 

Nie, to jeszcze mi się nie zdarzyło, ale moi bliscy pytają czasem, w nawiązaniu do tego, że gram lekarza, więc powinienem coś wiedzieć, o konsultację. Pytają np. czy dany lek jest w porządku, lub pytają, co powinni zrobić w konkretnej sytuacji. Unikam takich konsultacji, nie mam po prostu takich kompetencji. (Śmiech.) 

Warto porozmawiać też o serialu "48h. Zaginieni". To chyba jedyny serial na polskim rynku, który zgłębia tematykę zaginięć i pokazuje, jak wygląda proces poszukiwań, prawda? 

Tak. Bardzo dużo ludzi znika bez śladu. 

Serial pokazuje pracę policyjnej grupy operacyjnej ds. osób zaginionych. Największym wrogiem tych policjantów jest czas - w przypadku zaginięć liczą się pierwsze dwie doby. Czy kiedy dołączyłeś do obsady, zacząłeś interesować się zaginięciami i poszukiwaniami? 

Tak, w ramach pracy nad rolą zawsze robię research. Obejrzałem chyba cztery różne seriale. Dwa dokumentalne, jeden fabularyzowany, ale oparty na prawdziwym zaginięciu kobiety, która potem, jak się okazało, robiła jakieś potworne malwersacje podatkowe i zmieniła tożsamość. Co człowiek, to inny powód zniknięcia - albo chce się od czegoś uciec, albo dochodzi do samobójstwa lub porwania. 

Co w temacie zaginięć i poszukiwań, było dla Ciebie największym zaskoczeniem, kiedy zacząłeś ten temat zgłębiać w ramach pracy nad rolą? 

Wbrew pozorom, zaskoczyło mnie to, że tak bardzo liczy się czas. Powszechnie panuje mit, że od zaginięcia muszą upłynąć dwie doby, by rozpocząć poszukiwania. Jednak czas gra w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia niezwykle ważną rolę, dlatego w przypadku podejrzenia zaginięcia należy to zrobić niezwłocznie. Takie stanowisko podtrzymuje między innymi Fundacja ITAKA 

Macie na planie konsultantów, tak, jak bywa to na planach seriali medycznych? 

Konsultant działa na poziomie scenariusza. My mieliśmy przygotowanie policyjne z czynnym funkcjonariuszem. Przeszliśmy przeszkolenie m.in. z zatrzymania podejrzanego, policyjnych procedur, asekuracji partnera itd. 

Kiedy czytałam charakterystykę starszego aspiranta Łukasza Mierzejewskiego, miałam takie wrażenie, że wiele Was łączy. Hołdujecie podobnym wartościom, macie wspólne cechy. Jak Ty to odbierasz? 

Tak. To chyba naturalne. Mam tak, że szukam punktów wspólnych i kontrastowych. Tych wspólnych trochę jest. (Śmiech.) Fajnie jest robić coś, co jest pewnego rodzaju życiowym wyzwaniem i chyba dla Żelka, tym jest praca w policji. Co prawda, mógłby siedzieć na fotelu w firmie rodziców i robić żelki, ale wybrał coś innego, woli pomagać ludziom. 

Nie widujemy Twojego bohatera tylko na komendzie, ale czasami też z bronią. Jak sobie z nią radzisz? 

Nie mam dużego doświadczenia, nie jestem też zwolennikiem, by broń była ogólnodostępna, ale trochę strzelałem. (Śmiech.) Swego czasu bawiłem się też w ASG. Lataliśmy z kolegami po lesie, strzelaliśmy do siebie plastikowymi kulkami, odgrywając najróżniejsze scenariusze. 

Spotkałeś się już kiedyś z opiniami na temat serialu od osób, które na co dzień pracują nad rozwiązaniami zagadek kryminalnych i poszukiwań? 

Nie, nie spotkałem się z takimi opiniami. 

Nie wiesz, czy serial jest oglądany przez osoby pracujące w takich miejscach? 

Nie wiem, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś robi to na co dzień, to w domu chce od tego odpocząć. (Śmiech.) 

Czasami wpadasz na plan z aparatem. Koledzy nie uciekają, kiedy widzą, że robisz im zdjęcia? (Śmiech.)

Mam szczęście spotykać się z reguły z aktorami i aktorkami, którzy uwielbiają aparat. (Śmiech.) Tak serio, to czasami zdarza się, że nie lubią, ale nie jestem papparazzim z charakteru i zawsze staram się robić zdjęcia w porozumieniu z drugim człowiekiem. Nawet zdjęcia z ukrycia, daję do autoryzacji. (Śmiech.) 

Wiele osób ma w sobie przeświadczenie, że źle wychodzi na zdjęciach, dlatego unika obiektywu. Jak to jest - czy każdemu można zrobić dobre zdjęcie? 

Nie wierzę w to, że można źle wyjść na zdjęciu. Można siebie lubić na zdjęciu lub nie. Dobre zdjęcie można zrobić każdemu. Czasami ciężko o zadowalające zdjęcie przy pracy z kobietami, nie wiem, dlaczego. (Śmiech.) 

Jakie obrazy zatrzymywałeś w kadrze w ostatnich miesiącach? 

Ostatnio na zdjęciach zatrzymywałem codzienność, jak to się mówi: „prozę życia”. To bardzo satysfakcjonujący proces, kiedy w stosie codzienności, po wnikliwych poszukiwaniach, znajduje się magiczne momenty i na dodatek udaje się je złapać w kadr. 

Z czym byłoby Ci się łatwiej rozstać, z aparatem, czy z aktorstwem? (Śmiech.) Na szczęście, nie trzeba. 

Gdybym musiał z czegoś zrezygnować, zrezygnowałbym z aparatu, bo jest to moja wielka, ale jednak druga miłość. Kiedy dostaję zlecenie aktorskie, odkładam aparat. (Śmiech.) Wszystko ma swój czas.

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Adrianna Katarzyna Skitek o książce "Nerwica lękowa i ja" i niepełnosprawności [WYWIAD]

Adrianna Katarzyna Skitek o książce "Nerwica lękowa i ja" i niepełnosprawności [WYWIAD]




















fot. zdjęcie nadesłane

Mimo tego, że Ada od dziecka zmaga się z czterokończynowym porażeniem mózgowym, spełnia swoje marzenia i żyje pełnią życia. W latach 2020-2021 wydała aż cztery książki. Najnowszy tytuł w jej dorobku to "Nerwica lękowa i ja". Rozmawiamy nie tylko o książce, ale także o świadomości społeczeństwa na temat tego schorzenia i zamiłowaniu do języka polskiego.

Na pytanie kim jesteś, zwykłaś odpowiadać, że jesteś kobietą wrażliwą, która nade wszystko pokłada dobro innych. Jak ta wrażliwość przekłada się u Ciebie na pisanie książek? W procesie twórczym jest ona atutem, czy jednak czasami staje się przeszkodą?

Myślę, że dla mnie to duży atut, ponieważ mogę w pełni przeżywać akcję oraz  uczucia, myśli swoich bohaterów, a to z kolei sprawia, że tworzenie staje się łatwiejsze.

Pisać uwielbiałaś od najmłodszych lat. Pierwsze opowiadania zaczęłaś tworzyć w szkole podstawowej. Jak długo tworzyłaś do szuflady, a po jakim czasie postanowiłaś, by pokazać swoją twórczość szerszej publiczności? 

Zajęło mi to sporo czasu. Można powiedzieć, że wiele lat. Tak naprawdę do wydania książki nakłaniał mnie mój przyjaciel, który teraz jest również moim mężem 🙂

W rozwijaniu pasji ważne jest to, by już na początku drogi mieć kogoś, kto jest wspierający, trzyma kciuki za to, co robimy. Pamiętasz, kto został Twoim pierwszym czytelnikiem? Byłaś dopingowana przez najbliższych?

Na samym początku byłam mocno dopingowana przez znajomych i moją babcię, która do tej pory jest moją najwierniejszą czytelniczką 🙂

Kiedy zaczynałaś wydawać swoje pierwsze książki, na pewnym etapie przestało Ci to wystarczać, zaczęłaś nagrywać filmy, w których wypowiadałaś się na różne tematy. Kiedy uświadomiłaś sobie, że można to sprawnie połączyć z pisaniem?

Na etapie liceum uświadomiłam sobie, że nie tylko poprzez pisanie mogę odsłonić swoje wnętrze. To był etap, w którym zaczynałam czuć, że jestem komuś potrzebna i zaczęłam utwierdzać się w przekonaniu, że moje słowo może komuś pomóc.

Na szczęście nie trzeba, ale gdyby pojawiła się taka potrzeba, z czego przyszłoby Ci łatwiej zrezygnować - z pisania, czy nagrywania filmów?

Nie mogłabym zrezygnować z niczego. W takiej sytuacji, nie mogłabym dokonać wyboru. 

Na jakie tematy najczęściej lubisz wypowiadać się w swoich filmach? Nie myślałaś kiedyś, by nagrywać też takie, w których oprócz Ciebie, mogłyby wypowiadać się osoby, będące ekspertami w różnych dziedzinach życia?

Z racji mojej drugiej pasji jaką jest poszerzenie wiedzy z zakresu psychologii, najczęściej wypowiadam się na tematy społeczne, emocjonalne i rodzinne. Absolutnie nie uważam się za eksperta, wyrażam swoją subiektywną opinię na dany temat lub analizuję sytuacje, które mi się przytrafiły, lub których byłam świadkiem. Od momentu kiedy zaczęłam nagrywać obiecałam sobie, że moje filmy nie będą typowo naukowe, zważywszy na to, że na początku były kierowane tylko dla moich znajomych. W niedalekiej przyszłości planuję zmienić formę publikacji, co wcale nie oznacza, że  przestanę być sobą i wyrażać swoje zdanie.

Czujesz się być ekspertką od języka polskiego? (Śmiech.) Sama przyznajesz, że jesteś nieźle zakręcona na punkcie języka ojczystego.

Oczywiście, że nie. Nikt nie jest idealny i każdy popełnia wiele błędów, czy to w życiu, czy w pisaniu, ja też. Chociaż jestem uczulona na wszelkiego rodzaju błędy, czasami trafią się literówki. Poza tym jestem autorką, która skupia się na przekazie i emocjach.

Myślisz, że ta miłość do polszczyzny zadecydowała poniekąd o tym, że piszesz książki?

Myślę, że tak, choć nie do końca. Pisanie wielokrotnie pomogło mi zgłębić i w pełni wyrazić własne emocje.

Od ogółu, do szczegółu. W latach 2020-2021 wydałaś aż cztery książki, z których to mam wrażenie, że Twoja autobiografia "Jestem, żyję, istnieję", która powstała, by choć w minimalnym stopniu przełamać temat tabu, jakim jest aborcja. Opowiedz coś więcej.

Masz całkowitą rację, jednak dla mnie ta książka jest świadectwem, jest czymś, co mam głęboką nadzieję, pomoże innym uwierzyć w siebie i swoje możliwości.

Czy właśnie dlatego, że to książka bardzo osobista, oznaczasz ją jako najważniejszą w dorobku?

Tak, właśnie z powodów, o których wspomniałam wcześniej.

Jej tworzenie powodowało, że mierzyłaś się z trudnymi, często nawet skrajnymi emocjami, poniekąd od nowa, prawda? Czy jednak pisanie jej było dla Ciebie do pewnego stopnia terapią?

Jej stworzenie na pewno, pomogło mi po wielu latach rozliczyć się z własną przeszłością, która w wielu momentach nie była radosna i łatwa do zaakceptowania.

Od dziecka zmagasz się z czterokończynowym porażeniem mózgowym, mimo którego nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. Czy miałaś taki moment w życiu, w którym nie akceptowałaś swojej niepełnosprawności? Co pomogło Ci ją oswoić?

Ja nauczyłam się z tym żyć. Przyzwyczaiłam się do takiej, a nie innej rzeczywistości i pogodziłam się z nią. Na etapie wczesnego dzieciństwa, kiedy zaczynałam rozumieć swój stan zdrowia, dużo pomogła mi moja mama, która w odpowiedni sposób, starała się tłumaczyć mi całą sytuację.

Czy jako osoba niepełnosprawna od zawsze czułaś się akceptowana? Nigdy nie spotykały Cię żadne przykrości z tego tytułu?

Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo doskwierał mi brak koleżanek, nie rozumiałam dlaczego odrzucają mnie podczas zabaw, rozmów. Kiedy już zaczynało do mnie docierać o co tak naprawdę chodzi, w późniejszym etapie życia doszłam do wniosku, że tak naprawdę to moje otoczenie ma problem, nie ja. Jeżeli ktoś, patrzy na człowieka tylko przez pryzmat wyglądu, czy niepełnosprawności, nie jest w stanie ocenić jego osobowości, ponieważ nie zna jego wnętrza, a to jest naszą największą wartością.

Jak oceniasz świadomość społeczeństwa na temat ogólnie pojętej niepełnosprawności w dzisiejszych czasach?

Pomimo wielu przemian, nasze społeczeństwo na temat niepełnosprawności, wie bardzo mało, dlatego warto jest o tym mówić. Jesteśmy tacy jak inni.

Czy uważasz, że mówienie o swojej niepełnosprawności i swoich ograniczeniach zmienia coś w jej pojęciu przez społeczeństwo? Jak mówić o niej w sposób zrozumiały?

Oczywiście, to powinno być podstawą. Uważam, że jeśli osoba niepełnosprawna chce być dobrze traktowana, powinna wyjść z cienia i na spokojnie wytłumaczyć innym to, czego nie rozumieją. Niewiedza jest czymś zupełnie naturalnym i kiedy, ktoś nie ma pojęcia jak zachować się w stosunku do mnie, nie mam o to pretensji. Staram się podejść do tego z dystansem, nawet jeśli zdarzają się osoby, które są wobec mnie złośliwe.

Czy wśród osób niepełnosprawnych, które aktywne są w sieci, masz swoje autorytety? (jak np. Anioł na Resorach- Bogusia Siedlecka)

Nie mam swojego autorytetu, ale szczególnym uznaniem darzę wybitnego Stephena Hawkinga. Jego historia jest dowodem na to, że każda, choćby głęboka niepełnosprawność, nie jest czymś, co "wyłącza" nas z życia. 

"Nerwica lękowa i ja" to Twoja najnowsza książka. Kiedy podjęłaś decyzję, by na łamach książki o niej opowiedzieć? Jak wyglądała praca nad tą książką?

Decyzję o jej napisaniu i wydaniu, podjęłam po latach, ponieważ wtedy  mogłam o wszystkim opowiedzieć, bez obaw. Praca nad nią przebiegła mi dość szybko i sprawnie. Nie brakowało mi jednak emocji i refleksji.

















fot. okładka książki "Nerwica lękowa i ja"

Dostajesz takie sygnały, że Twoja książka pomaga w walce z tą chorobą?

Tak, bardzo mnie to cieszy. Taki był mój zamysł.

Jak sama mówisz, jej powstanie, to nawiązanie do pewnego etapu, o którym opowiadałaś już w jednej ze swoich książek. Jaki to był etap? W której książce można dowiedzieć się o nim więcej?

 Rozwinęłam tam  temat, który dotyczył  w szczególności relacji między mną, a moimi rówieśnikami. Więcej dowiecie się po przeczytaniu książki: "Nerwica lękowa i ja"

Co my, jako społeczeństwo wiemy o nerwicy lękowej?

Należy zwrócić uwagę na to, że w naszym społeczeństwie istnieje mnóstwo ludzi, którzy borykają się z takimi lub podobnymi problemami. W dzisiejszych czasach mówi się o tym więcej, jednak dla niektórych ludzi, jest to nadal temat tabu.

Jakie są najczęstsze mity na temat nerwicy lękowej, z którymi się mierzymy w codzienności? 

Takich zdań jest bez liku, ale chyba najczęstsze i najbardziej denerwujące jest przekonanie, że to przejdzie samo, albo codzienne bieganie to antidotum na różnego rodzaju problemy emocjonalne.

Jak dziś wygląda Twoje życie z nerwicą lękową?

Żyję z pełną świadomością siebie, swoich emocji i wiem, że nie muszę się ich wstydzić. 

Jest to choroba całkowicie uleczalna, czy zawsze już pozostaje w człowieku?

Istnieje na ten temat wiele teorii, a jak jest w moim przypadku? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki  😉