"Mariola pisze pamiętnik"

"Mariola pisze pamiętnik"



























fot. Małgorzata Krawczyk


Cykl krótkich felietonów z życia codziennego publikowanych w ramach autorskiego cyklu "Mariola pisze pamiętnik"

28 lutego 2018, I: "Sukienka dla Maleńczuka"




























fot. Małgorzata Krawczyk 

Niedzielny poranek. Zapowiadali mrozy. Włączam telewizor, mówią, że zimno. Myślę – przesadzają. Ogarniam wszystko po kolei i wychodzę na dwór. Wracam szybciej niż wyścigówka Kubicy, przemarznięta do szpiku kości. Wbiegam do swojego pokoju. Patrzę na sukienkę przygotowaną na wywiad z Maciejem Maleńczukiem. Potem spoglądam przez okno.

Na koniec patrzę w lustro. Towarzyszy mi myśl przewodnia, czy aby na pewno jestem normalna, by w taki mróz założyć taką sukienkę?

Czasu mam sporo, przez cały dzień biję się z myślami, czy nie postawić na wygodę i ciepło. Marzy mi się puszysty cieplutki golf i ocieplane spodnie.

Ale nic z tego. Przypominam sobie, że szykowałam się do tego spotkania ponad tydzień. Zależy mi na każdym szczególe i dobrym wrażeniu.

Kiedy nadchodzi więc czas wystawienia nosa z domu, realizuję mój plan według pierwotnych zamysłów. Zakładam sukienkę, płaszczyk, elegancko upinam włosy i jadę na spotkanie. Nie znajdując miejsca parkingowego bliżej, muszę przejść spory kawałek.

Po drodze prawie zamarzam. Kiedy docieram do Teatru trzęsę się jak galareta, ale kiedy zaczynamy nagranie, a Pan Maleńczuk wita mnie z uśmiechem, zapominam o wszystkim i skupiam się tylko na tym, by dobrze wypaść w oku kamery.

#kameraposzła,  #żartysięskończyły

Czasem warto się poświęcić.

27 marca 2018, II: "Zimowa herbata z wywiadem w tle"





















fot. Małgorzata Krawczyk 



Weekend był spokojny, a pierwszy dzień po zmianie czasu z zimowego na letni upływał mi bardzo przyjemnie.

Oczekiwałam na ważny telefon, ponieważ dowiedziałam się, że w najbliższych dniach mam szansę przeprowadzenia kolejnego wywiadu dla naszych czytelników. Byłam przekonana, że spotkanie odbędzie się w  ciągu tygodnia, dlatego pytania, które miałam przygotowane, spokojnie czekały na swoją kolej w laptopie.

Jak to w życiu bywa, telefon odebrałam w najmniej oczekiwanym momencie. Okazało się, że wywiad może odbyć się za dwie godziny w moim ulubionym Cieszynie. Zgodziłam się bez wahania. Kiedy skończyłam rozmowę telefoniczną, uświadomiłam sobie, że moja drukarka przecież nie działa, a wciąż byłam na mieście. Na całe szczęście jestem pokoleniem, które „internet nosi pod ręką”, więc zaczęłam działać szybko. Przygotowany plik z pytaniami ściągnęłam na telefon, kupiłam długopis, (bo oczywiście swój znowu gdzieś posiałam), zabrałam pierwszy, lepszy zeszyt, który w samochodzie miałam pod ręką i zabrałam się za przepisywanie pytań. W pewnym momencie zorientowałam się, że to przecież mój zeszyt z…notatkami do licencjatu. No nic, dwom kartkom nie stanie się krzywda. Nie zdążyłam jednak całości przepisać, więc resztę kończyłam w ferworze przygotowań do spotkania. W międzyczasie zdążyłam uczesać się, porozmawiać z koleżanką przez telefon, a nawet coś przekąsić. Cóż, kobieta – stworzenie multifunkcyjne.

Dotarłam do Cieszyna przed czasem, bo najbardziej w świecie nie lubię się spóźniać. W restauracji, w której umówiłam się z moim rozmówcą okazało się, że wszystkie stoliki są zajęte, byłam więc zmuszona zmienić lokal. Spotkanie odbyło się w miłej, przyjaznej atmosferze. Rozmowa poszła w dobrą stronę, a jej efekty przeczytacie już wkrótce na naszej stronie.

Moim gościem był aktor znany m.in z serialu „Klan”, Pan Mirosław Jękot.

Dziękuję Panu Mirosławowi za miłe spotkanie w kawiarni Pod Merkurym w Cieszynie. Miejsce polecam Wam z pełną świadomością. Wspaniałe miejsce i obsługa, a jesienna herbata z goździkami – przepyszna.


3 kwietnia 2018, III: "Dzień bez książki, dniem straconym"

Ktoś kiedyś powiedział mi, że każdy ma jakiegoś bzika. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Muszę nawet przyznać, że ja takich bzików mam kilka. Ale nie opowiem o wszystkich na raz…

Nie wyobrażam sobie dnia bez książki. Czytam w przedziwnych miejscach i o przedziwnych porach. Dzień bez książki jest dla mnie dniem straconym. Dbam o to, by przeczytać chociaż kilka stron każdego dnia. Oczywiście, w obliczu wielu obowiązków zadanie to nie należy do łatwych, ale dla chcącego nic trudnego.

Moim ulubionym gatunkiem są książki biograficzne. Gdybym miała jeszcze bardziej sprecyzować swój wybór, stawiam na biografie polskich artystów. Już nawet z racji drogi którą wybrałam, nie jest to zadziwiający wybór. Przeczytanie którejś z nich często pomaga mi w pracy. Podczas przygotowań do rozmów lubię przytoczyć fragment książki napisanej przez mojego rozmówcę lub odnieść się do wydarzeń, które są w niej opisane. Tak zrobiłam chociażby ostatnio, kiedy rozmawiałam z Panią Barbarą Bursztynowicz – aktorką serialu „Klan” i autorką książki „Jak w życiu. Felietony”.

Gdybyście zapytali o konkretne tytuły biografii, które spodobały mi się najbardziej, nie miałabym problemu z ich wymieniem. Książką, którą polecam każdemu jest „ANIA” autorstwa Macieja Drzewickiego i Grzegorza Kubickiego. Uważam, że bez względu na wszystko, pasuje ona do każdego. Osobie negatywnie nastawionej do życia otworzy oczy na piękno, a optymistom pomoże to piękno pielęgnować. Przy żadnej lekturze do tej pory nie wylałam jeszcze tylu łez…


























fot. Małgorzata Krawczyk 


Kolejnymi biografiami, które mogę polecić są na pewno „Kobieta nieperfekcyjna” Eli Romanowskiej, wszystkie trzy książki niezłomnego Nicka Vujicica, lektruę „Przerwa w emisji” autorstwa Kamila Durczoka, czy wszystkie do tej pory przeczytane przeze mnie tytuły z dorobku Beaty Pawlikowskiej. I wiele, wiele więcej. Po recenzje najciekawszych książek przeze mnie przeczytanych zapraszam Was do zakładki „RECENZJE”, będę dla Was stopniowo je pisać.

Jestem pochłaniaczem książkowym. Z tego, co wiem, przeczytałam już w tym roku sześć książek, a jak znam życie, było ich na pewno więcej, a ja znowu którąś pominęłam. Kupiłam trzy razy tyle, piętrzy mi się gromadka do czytania i cieszę się na kolejną książkę, którą zabiorę z tej gromadki wkrótce. Mówi się, że kobietę uszczęśliwia nowa para butów, a mnie uszczęśliwia kolejna książka i nowa zniżka w serwisie internetowym, z którego lektury zamawiam. No cóż, każdego uszczęśliwia coś innego.

A Wy, lubicie czytać? Jaka książka ostatnio zrobiła na Was wrażenie?

Majówka. Dalekosiężne plany? Książka, leżak na tarasie, błogie lenistwo. Rzeczywistość? Praca, praca, praca.

3 maja 2018, IV: "Filmowa majówka w Cieszynie"

Majówka w tym roku dla mnie oraz całej mojej redakcji była nad wyraz pracowita. Wszystko to za sprawą 20. edycji festiwalu Kino na granicy, którego głównym organizatorem jest Łukasz Maciejewski.

O tym, że w czasie od 27 kwietnia do 3 maja będzie co robić wiedziałam od dawna, ale nie marzyłam nawet, że wypali wszystko, co sobie zaplanowałam, a nawet uda się zrobić o wiele więcej.

Obejrzałam kilka filmów, wzięłam udział w spotkaniach z twórcami i debatach. Założyłam sobie, że skoro jestem akredytowana, wykorzystam to w 100%. I tak też się stało. Nie byłabym sobą, gdybym przepuściła też chociaż jedną okazję przeprowadzenia ciekawej rozmowy. Już w przedbiegach upatrzyłam sobie kilka osób, które chciałabym przepytać na okoliczność festiwalu. Zaczęłam działać.

Na dzień przed maratonem filmów krótkometrażowych uznałam, że chętnie porozmawiam z Marią Sadowską. Nie wiem co prawda jakim cudem, ale rzutem na taśmę udało mi się umówić na wywiad, który przeprowadziłam trzeciego dnia festiwalu w przyjemnych okolicznościach przyrody. Oprócz Marii przepytałam również Artura Żmijewskiego (co było moim marzeniem!), Ireneusza Czopa, z którym przy okazji KNG rozmawiałam już po raz drugi, aktora młodego pokolenia Stanisława Cywkę, znanego m.in z filmów „Królewicz olch” i „Truskawkowe dni”, aktorkę Julię Wyszyńską z „NDiNZ i filmu „Atak paniki”, aktorkę Kamilę Kamińską, która przyjechała do Cieszyna, by przy okazji projekcji filmu „Najlepszy” spotkać się z widzami, Sebastiana Stankiewicza, który przyjechał na festiwal, by odpocząć, ale również podyskutować z widzami o filmie „Człowiek z magicznym pudełkiem”. Rozmowa z Sebastianem należała do tych najbardziej wyluzowanych, ponieważ odbywała się na zielonej trawce. Zgodnie z majówkowymi upodobaniami.

Była jeszcze jedna rozmowa… Czekając na Sebastiana Stankiewicza zauważyłam, że kawałek ode mnie stoi aktor z serialu „Na sygnale”, Kamil Wodka, wcielający się w rolę „Nowego”. Nie zastanawiając się długo, zabrałam mikrofon i podeszłam. Udało nam się porozmawiać. Był to bardzo spontaniczny pomysł, podyktowany tym, że jestem wielką fanką serialu. Nie żałuję. Powiem więcej.

#zrobiłabymtojeszczenieraz

Jeśli ktoś jeszcze raz uzna, że nie stać mnie na spontaniczność, chyba coś mu powiem :).

Podsumowując. Dzięki #kosmiczneurodzinykng spędziłam miło czas, poznałam wspaniałych ludzi i przeprowadziłam wiele ciekawych rozmów.

PS. NIE! NIE zamieniłabym tego za żadne skarby na książkę, leżak na tarasie i błogie lenistwo.

4 czerwca 2018, V: "Warszawa da się lubić"

Lubię swoją pracę. Mogę pracować bez końca, spać po kilka godzin na dobę albo wcale, ale tak, jak każdy potrzebuję czasem urlopu. W drugiej połowie maja wybrałam się na kilka dni do Warszawy.
Wakacje w stolicy planowałam od dawna. Skrupulatnie planowałam każdy szczegół. Musiałam, ponieważ jeden z pierwszych dni mojego pobytu połączony był ze spotkaniem z młodzieżą jednej ze szkół w Sulejówku. Nie poszłam sama. Towarzyszyło mi dwoje wspaniałych aktorów – Hania Kochańska i Krzysztof Kwiatkowski. Oboje byli kiedyś moimi rozmówcami. Byłam bardzo zestresowana, ale uważam, że dobrze wyszło, a przede wszystkim – nasza trójka przekazała młodzieży bardzo ważny komunikat. Jaki? Że zawsze i mimo wszystko, warto walczyć o swoje a PASJA jest ważna. Nawet teraz, kiedy piszę dla Was kolejną kartkę z pamiętnika, napędza mnie pasja i chęć do działania. Uwierzcie, że gdybym robiła to z przymusu, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.





















fot. Jola Witoszek Photography

Oprócz spotkania z młodzieżą zrobiłam w stolicy dwa wywiady, z których jestem zadowolona.
Rozmowę z aktorem Adamem Bobikiem, znanym m.in z serialu „Korona Królów” i „Na dobre i na złe” możecie już przeczytać na naszej stronie, a wywiad z aktorką Katarzyną Walter do przeczytania u nas już wkrótce.

Pobyt wypełniłam przede wszystkim odpoczynkiem i ładowaniem akumulatorów. Spotykałam się ze znajomymi, spędzałam miło czas, chodziłam do Teatru, na spotkania autorskie, pojawiłam się też na koncercie Stanisławy Celińskiej. Kiedy nastąpił czas powrotu do rzeczywistości, walczyłam sama ze sobą, bo jak co roku, nie chciało mi się wracać. Warszawa jest dla mnie ważnym miejscem. To tam wydarzyło się na przestrzeni moich wyjazdów wiele wspaniałych rzeczy, mam cudowne wspomnienia. Wracam do pracy i do codzienności, ale uwierzcie, że wyczekuję już kolejnego wyjazdu.

Do zobaczenia, Warszawo.

24 sierpnia 2018, VI: "S jak seriale"

Bardzo długo nie pisałam pamiętnika. Wiedziałam, że zrobiłam przerwę, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tak długą. Dopiero co lato się zaczęło, a tu już wakacje się kończą…
Na szczęście nie dla wszystkich – studenci lenić mogą się jeszcze przez kilka tygodni. Mam szczęście, że jestem w tym gronie, bo mam wrażenie, że tego lata nie udało mi się jeszcze należycie odpocząć. Jednak nie o tym chciałabym dzisiaj pisać…

Była już mowa o książkach, a teraz będzie o moim kolejnym bziku, czyli o…serialach. Mam fioła na punkcie kilku polskich produkcji: „M jak Miłość”, „Na dobre i na złe” i na „Na Sygnale”. Za to uwielbiam koniec sierpnia, że moje ulubione pozycje, służące mi do umilania dnia codziennego, wracają do emisji. Zawsze kiedy sezon się kończy, nie mogę doczekać się startu kolejnego. Wykorzystuję wtedy czas na oglądanie powtórek lub na (jeśli takie mi się nagromadzą) oglądanie zaległych odcinków. Ogromną przyjemność sprawia mi także śledzenie spoilerów i spekulowanie, co wydarzy się po wakacjach. W tym bardzo pomaga mi śledzenie dwutygodnika „Świat seriali”, wytrwale prenumeruję go od wielu lat.

Znajduje się tam również spis nowości, które szykowane są dla widzów w nadchodzącym sezonie. Wielu pozycji jestem ciekawa. Najbardziej czekam chyba na „Stulecie winnych” i serial „Nielegalni”, który jest z kolei nowością od Canal+. Nie wiem, czy te seriale skradną moje zaufanie, ale na pewno obejrzę chociaż pilotarzowe odcinki. Które seriale Wy oglądacie najwierniej? Jakich nowości najbardziej nie możecie się doczekać?

20 września 2018, VII: "Pani dziennikarka"

Nie wiem, skąd to się u mnie wzięło, ale daty są dla mnie ważne. Przywiązuję do nich dużą wagę. Nie, nie mówię tu o datach historycznych, uprzedzam pytanie, nigdy nie byłam orłem w tej dziedzinie. Chodzi o wydarzenia dla mnie szczególne.

Chciałabym opowiedzieć o takim, które pociągnęło za sobą lawinę trwającego do dzisiaj dobra.

Otóż, 17 września 2018 roku minęło 7 lat od momentu, w którym napisałam swój pierwszy w życiu artykuł.

Pamiętam jakby to było wczoraj. Na dość długo przed tym poznałam w sieci Panią Beatkę, której już niestety nie ma z nami.  Zajmowała się dziennikarstwem obywatelskim. Opowiadała, na czym to polega. Dużo ze mną rozmawiała, bez ogródek zapytała, jakie mam marzenia. Odpowiedziałam wtedy, że bardzo chciałabym pielęgnować moją polszczyznę, a niestety po zakończeniu przygody z „podstawówką” nie miałam szans na dalszą edukację w języku polskim. Zaczęłam łączyć fakty. Poszukiwałam w sieci informacji na temat dziennikarstwa obywatelskiego i miejsc, w których można publikować „z ulicy”. Po raz kolejny bardzo szczere rozmawiałam ze znajomą. Zmobilizowała mnie do napisania krótkiego artykułu. Pamiętam, że był to apel o pomoc dla kilkuletniego chłopca. Pamiętam, że pierwszy tekst po wprowadzeniu kilku poprawek został zaakceptowany. Połknęłam wtedy bakcyla po raz pierwszy, ale wiedziałam, że to jeszcze nie do końca to, co chcę robić. Publikowałam coraz więcej, ale poszukiwałam właściwej drogi. Wiedziałam, że interesuje mnie muzyka i film. Na próbę, drogą korespondencyjną przeprowadziłam kilka wywiadów. Było lepiej. Już byłam coraz bliżej mojego celu. Wysłałam kolejną wiadomość z propozycją wywiadu. Okazało się, że Biały (właść. Sebastian Białek) znany szerszej publiczności z programu „MBTM. Tylko muzyka” będzie miał koncert w mojej okolicy. Pamiętam, że zaproponował wtedy, by zamiast wywiadu korespondencyjnego zrobić wywiad na żywo. Moja pierwsza reakcja? Przerażenie. Druga? Może być fajnie, warto spróbować. Choć z mojego pierwszego wywiadu na żywo pamiętam tylko stres, (z którego dzisiaj śmieję się w głos) rozmowa pomogła mi określić, w czym w tym zawodzie czuję się najpewniej. To zdecydowanie rozmowy z drugim człowiekiem. Nie wiem, może wynika to z tego, że jestem niesamowitą gadułą, ale uwielbiam rozmawiać i słuchać.

Na przestrzeni lat mojej działalności dziennikarskiej przeprowadziłam dziesiątki rozmów, z których jestem dumna. Zaliczam do nich m.in wywiady z Panem Zbigniewem Wodeckim, Jerzym Stuhrem, Grzegorzem Daukszewiczem, Krzysztofem Kwiatkowskim, Urszulą, czy Mikołajem Roznerskim.

Miałam też przyjemność dwukrotnie spotkać się z młodzieżą podwarszawskich szkół. Spotkania organizował Pan Sebastian Kosecki, a mi towarzyszyli aktorzy: Grzegorz Daukszewicz, Hania Kochańska i Krzysztof Kwiatkowski.

Serwisu w którym zaczynałam już nie ma, ale wszystkie dotychczas przeprowadzone przeze mnie rozmowy udało mi się przenieść tutaj.

25 listopada 2018, VIII: "M jak miłość - serial mojego dzieciństwa"

Znów do mojego pamiętnika nie zaglądałam całe wieki. Nie będę obiecywać, że się poprawię, bo jak możecie sami zauważyć, dość marnie mi to wychodzi. Przejdę do rzeczy.


Zastanawiałam się ostatnio, czego dowiadujecie się na mój temat z tychże publikacji. Opowiadałam Wam już o przygotowaniach do wywiadów, o książkach, o odpoczynku, wycieczce do Warszawy, ale także o ulubionych serialach.

Do tego tematu chciałabym dzisiaj wrócić. Okoliczności są sprzyjające, ponieważ ku końcowi chyli się listopad, który jest miesiącem urodzinowym mojego ukochanego serialu „M jak miłość”.

Dacie wiarę, że na naszych ekranach gości już 18 lat?! Jest prawie w moim wieku…No dobra, to mój „młodszy brat”. Jestem ciut od niego starsza. Jeśli jeszcze przez chwilę będę tak drążyć, to wszyscy dowiedzą się ile mam lat, a przecież nie o mnie dzisiaj mowa.

Mogę śmiało stwierdzić, że „Emka” jest serialem mojego dzieciństwa. Pamiętam te poniedziałkowe, wtorkowe, (a nawet środowe) emisje, kiedy to po prognozie pogody konfiskowałam pilota od telewizora. Mówimy o początkach serialu, więc moglibyście pomyśleć, że mój wiek sprzyjał raczej w tym momencie oglądaniu bajek, a tu taki zonk. Nie śledziłam ani „Smerfów”, ani „Króla Lwa”. Zdecydowanie wolałam w tym czasie sprawdzić, co słychać w sadze rodu Mostowiaków. Kiedy dzieciaki w moim wieku opowiadały o tym, co słychać u Harrego Pottera, nie odnajdywałam się w tych opowieściach. Wiedziałam za to, dlaczego Hanka (Małgorzata Kożuchowska) nie potrafi zaufać Grażynie (Bożena Stachura) i czy Kaśka (Ewelina Serafin) znajdzie szczęście u boku Sebastiana (Piotr Miazga). Nie ciągnęło mnie do świata bajek. Wolałam bardziej realistyczne historie, co zostało mi do dzisiaj. Nie opuściłam ani jednego odcinka, a niektóre nawet widziałam (kilka!) razy. Jeśli chodzi o odcinki, które widziałam kilkukrotnie mogę powiedzieć, że mam tu na myśli przede wszystkim te, które mam to szczęście posiadać dzięki kolekcji 20 płyt „M jak miłość”, która pojawiała się wraz z cieniutkimi gazetkami o serialu w latach 2006 – 2007. Gazetki co prawda nie ocalały, ale płyty mam wszystkie. Szkoda, że po dwudziestej płycie zaprzestano z wydawaniem kolejnych…

Jeśli chodzi o kolejne rzeczy związane z serialem, posiadam również książkę „M jak miłość. Początki”, którą udało mi się nabyć w krótkim czasie od premiery. Przeczytałam ją oczywiście w tempie ekspresowym, ale zdarza mi się do niej wracać, tak jak do wspominanych płyt. Książka ma dla mnie podwójną wartość sentymentalną, Otrzymałam ją od kogoś, kto był również wielkim fanem serialu. Bardzo mi Go brakuje…

Do egzemplarza, który posiadam udało się zebrać kilka autografów. Podpisał go Rafał Mroczek, Adrian Żuchewicz, Mikołaj Roznerski, ale nie zabrakło też autografu Basi Kurdej – Szatan. Ciekawe, kto podpisze się następny…

Serial cieszy się ogromną popularnością, aby go oglądać w każdy poniedziałek i wtorek przed telewizorami zasiadają miliony widzów. Zastanawiałam się, w czym tkwi jego fenomen. W moim odczuciu kryje się to w doborze fenomenalnej obsady, ale także w wielowątkowości i aktualności. Poruszane są najbardziej nurtujące nas tematy.

Mam taką tendencję, że kiedy przeprowadzam wywiad z aktorami z „Emki”, pytam wtedy o to, w czym według nich ukryty jest ten fenomen. Wiem, że wielu z Was także z zapartym tchem śledzi losy Mostowiaków, dlatego na zakończenie dzisiejszego „pamiętnikowego” wpisu zamieszczam kilka wypowiedzi na ten temat.





















fot. Małgorzata Krawczyk 


AKTORZY „EMKI” O FENOMENIE SERIALU

„To serial rodzinny, łączący pokolenia. Jest inny od seriali, które teraz powstają. Historie są życiowe, proste i prawdziwe… Chyba przez to trafia do tylu ludzi” – przyznała Joanna Kuberska.

„Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale 18 lat jego sukcesów niewątpliwie świadczy o tym, że fenomenalny jest” – dodał Maurycy Popiel.

„Fenomen tego serialu tkwi w pięknej filmowej narracji, która wciąga nas w opowieść o emocjach człowieka. Cała ekipa każdego dnia walczy o to, by wszystko było dla widza pokazane w sposób nie tylko naturalny ale i piękny, bo to przecież serial o miłości” – zdradził w rozmowie ze mną Arek Smoleński.

„Sukces serialu to zasługa wszystkich jego twórców. Przecież u nas często jakieś postaci znikają i pojawiają się nowe a serial nadal cieszy się popularnością. Największy wpływ na bohaterów tej historii mają chyba scenarzyści” – powiedział Kacper Kuszewski.

Wydaje mi się, że kluczem jest zatrudnienie zdolnych i kreatywnych ludzi. Przy” M jak miłość” pracują profesjonaliści i pasjonaci. Mimo tak wielu lat pracy wszyscy lubią ze sobą pracować. Najważniejszym składnikiem jest chyba jednak to, jakie przesłanie niesie w sobie serial. To historia rodzinna, ciepła niekiedy smutna. Dokładnie taka jak życie – słodko – gorzka – spuentowała Ina Sobala.

29 listopada 2018, "Warszawa - moje miejsce na ziemi"

Pamiętacie moją pamiętnikową pocztówkę ze stolicy, która kończyła się słowami „Do zobaczenia, Warszawo”? Te słowa okazały się prorocze.


Pod koniec października na trzy dni wybrałam się do mojego ulubionego miasta. Wyjazd był jak zawsze zaplanowany z dużym wyprzedzeniem, co spowodowane było biletami, które otrzymałam na hitowe przedstawienie Teatru Polskiego w Warszawie. Z ogromną przyjemnością obejrzałam „Króla” w reżyserii Moniki Strzępki i adaptacji Pawła Demirskiego. Spektakl wystawiany był we wtorkowy wieczór, a ja w Warszawie byłam już w poniedziałek rano.

Dużo się wydarzyło…
W podróży lubię czuć się komfortowo. Cenię wygodę i miłą atmosferę. Mam szczęście jeździć autobusem, który wszystkie moje wymagania spełnia. Spokojnie, lokowania produktu nie będzie.

Podróż przebiegała mi przyjemnie, udało mi się nawet solidnie zdrzemnąć, co w podróży nie zdarza mi się zbyt często. Na miejsce dotarłam po szóstej rano, idealna pora, by po ponad sześciu godzinach siedzenia w jednej pozycji rozprostować kości, wypić gorącą herbatę i zjeść porządne śniadanie. Kiedy już wszystkie te czynności wykonałam, podjechałam do apartamentu, w którym zarezerwowany miałam nocleg. Odłożyłam tylko walizki i pobiegłam na miasto. Byłam przekonana, że jeśli wrócę po trzynastej, pokój będzie lśnił. Weszłam więc na pełnym luzie do środka. Miałam zamiar szybko doprowadzić się do ładu, przebrać się i wyjść na umówiony wywiad. To, co zobaczyłam jednak odjęło mi mowę. Pokój był w opłakanym stanie. Wyglądał, jakby przez ruski rok nikt tam nie sprzątał. Brudne naczynia w zlewie, porozrzucane ulotki na podłodze, brudna pościel. No cóż, obraz nędzy i rozpaczy. Pierwszy odruch był taki, że sama to posprzątam. Jednak uświadomiłam sobie prawie w tym samym momencie, że nie ja odpowiadam za ten bałagan… Podniosłam słuchawkę, zadzwoniłam do właściciela i zgłosiłam stan, w jakim pozostawiony został mój pokój. Właściciel oczywiście stwierdził, że na pewno nic wielkiego się nie stało, a sprawa zostanie wyjaśniona. Kiedy na miejsce dotarła sprzątaczka, zadrżałam w obawie, że nie nie zdążę pojawić się na umówionym spotkaniu na czas. Po ponad godzinnym sprzątaniu jednak pokój wyglądał już jako tako, a ja mogłam szykować się do wyjścia. Na wywiad nie spóźniłam się, a nawet byłam na miejscu chwilę przed czasem. Jeśli uważnie czytacie moje „pamiętnikowe” wpisy wiecie, że oprócz komfortu i porządku cenię sobie również punktualność, którą staram się zawsze dotrzymywać.

Mimo tego „hotelowego incydentu” mój poniedziałek w stolicy oceniam bardzo pozytywnie. Oprócz miło spędzonego poranka na mieście i przeprowadzenia wywiadu w okolicy Placu Trzech Krzyży, spędziłam również bardzo miło czas ze znajomą. A dlaczego napisałam o tych mniej miłych wydarzeniach? Żeby sobie ponarzekać? Nic bardziej mylnego. Zrobiłam to po to, bo zawsze staram się być szczera, a jak wiecie, nie wszystko zawsze jest kolorowe…





1 komentarz: