poniedziałek, 26 lutego 2018

Hania Kochańska: „W przedstawieniu jestem twórcą i tworzywem“

Hania Kochańska: „W przedstawieniu jestem twórcą i tworzywem“



















fot. Agnieszka Chełmońska


O aktorstwie, Duecie JaHa, podejściu do dzieci i spektaklach, tworzonych z myślą o nich rozmawiam z Panią Hanią Kochańską.

Jest Pani aktorką bardzo aktywną na wielu płaszczyznach twórczych, dlatego trudno było mi zdecydować, o od czego zaczniemy naszą rozmowę. Kiedy uświadomiła sobie Pani, że aktorstwo Pani nie wystarcza? 


Bardzo szybko! Nie dlatego, że aktorstwo mi nie wystarczało, nadal kocham najbardziej grać, ale potrzebowałam się rozwijać, mierzyć z wyzwaniami aktorskimi, więc zamiast czekać na propozycje, wolałam sobie takie możliwości sama stworzyć:-) Taka już jestem – Zosia Samosia:-) Dlatego w 2007r. postanowiłam zdobyć środki i wyprodukować moje pierwsze przedstawienie pt.: „PomroCność jasna“, bo jako aktorce etatowej, pracujacej w Teatrze Syrena nie wystarczały mi propozycje obsadowe. I tak się zaczęłam moja przygoda producencka.

Który z kolejnych pomysłów na życie pojawił się u Pani wcześniej – reżyseria, czy zostanie producentem własnych przedstawień teatralnych? 


Tak, jak wspomniałam zaczęłam od produkcji, jeszcze w 2007 r. nie miałam śmiałości reżyserować, chciałam przede wszystkim grać, dlatego reżyserii „PomroCności jasnej“ podjął sie Piotr Nowak, a ja zagrałam tam główną role Claire. To było cudowne przedstawienie: wspaniała grupa ludzi w obsadzie, świetne wyzwania aktorskie, genialny tekst Davida Lindsday-Abaire'a i   szalona przygoda. Bardzo żałuję, że tak krótko to graliśmy. Nie miałam wtedy odpowiednich środków na promocję, a jak wiemy dzisiaj to podstawa, a spektakl finansowany z własnych środków grany jest dopóty, dopóki przynosi dochód i wystarcza chociażby na gaże aktorów. Jestem przekonana, że dziś byłby hitem, także sprzedażowym, że względu na wspaniałe nazwiska m.in. takie jak: Leszek Lichota, Paweł Domagała, Krzyś Skonieczny, Mirek Zbrojewicz, czy Hanna Stankówna. Kto wie, może przed nami jakiś comeback? Reżyseria przyszła do mnie później, dopiero w 2012 r. kiedy wraz z Jackiem Zawadą stworzyliśmy teatralno-muzyczny Duet JaHa i zaczęliśmy produkować autorskie przedstawienia w Teatrze Kamienica, tworząc nasz cykl „Bajki – twórcze spotkania z wyobraźnią“. Wtedy to podjęliśmy się nie tylko wspólnej reżyserii każdej bajki, która powstawała w naszym cyklu, ale do każdej z nich pisaliśmy nasz autorski scenariusz. I tak zostałam swoistym multiplexem: producentem, reżyserem, autorem scenariusza i aktorką w jednym (Śmiech.)

 Zgodzi się Pani z faktem, że połączenie gry aktorskiej z odpowiedzialnością za produkcję sztuki jest bardziej wymagające niż wcielenie się w określoną postać? Jak to umiejętnie pogodzić? 

To jest nie tylko bardziej wymagajace, ale i potwornie stresujące! Jako producent muszę martwić się o całokształt powstajacego przedstawienia, jako aktorka mogę tylko skupić się na tworzeniu roli. W tej podwójnej roli ma się swoistą schizofrenię: jednocześnie na scenie myślę jak to zagrać, a za chwilę, czy scenografia dojedzie na czas i czy kostiumy będą praktyczne na scenie i tak samo piękne jak wyglądały na projekcie. Jest to wyczerpujące psychicznie, ale z drugiej strony od początku do końca mam wpływ na efekt końcowy powstającego przedstawienia. Jestem i twórcą i tworzywem. Dalekie jest mi wówczas uczucie bycia tylko trybikiem w wielkiej maszynie, wiadomym jest fakt, że aktor odgrywa w spektaklu fundamentalna rolę, ale aktor-producent może jeszcze spełniać swoje marzenia inscenizacyjne! Taka możliwość szalenie mnie pociąga! Pozostaje więc być w dużej samodyscyplinie wewnętrznej, znaleźć w sobie przestrzeń na delegowanie zadań producenckich wtedy, kiedy trzeba sie skupić nad przygotowaniem roli. I z kazdej trudnej nawet sytuacji czerpać doswiadczenie i siłę. To połączenie wzbogaca mnie jako człowieka i jako aktorkę.

Pisze Pani też scenariusze. Zdarzyło się Pani kreować postać dla siebie?

Tak, w większości piszę dla siebie, taka ze mnie egocentryczka:-) Naturalnym jest, że w  naszych spektaklach Duetu JaHa wystepujemy tylko we dwoje, więc  obsada z założenia jest oczywista , nigdy nie jest zagadką kto zagra pisaną przeze mnie rolę kobiecą :-) Na awangardę w spektaklach dla dzieci jeszcze nie mamy śmiałości, ale kto wie....:-) Tak więc na etapie scenariusza rzeczywiście kreuję postać dla siebie i od razu myślę jak ją zagram. Ale czasem życie również pisze swoje scenariusze i okoliczności zmuszają nas do   obsadzenia mojej roli przez inną aktorką. Tak było podczas produkcji spektaklu „W zdrowym ciele, zdrowych duch“, który powstawał w Teatrze Roma. W czasie jednej z prób zerwałam sobie więzadło krzyżowe w kolanie, chodziłam o kulach i zmuszona byłam poddać się rehabilitacji. Nie doszłoby do premiery gdyby nie powierzenie niektórych moich zadań, zwłaszcza sportowych naszej choreografce Angelice Paradowskiej. Na początku były to tylko zadania ruchowe, ale z czasem rola rozrosła się do mówionej i tak powstała postać Iskierki, którą na stałe wprowadziliśmy do scenariusza, z reszta z wielkim sukcesem. Dzieci ją uwielbiają! Czy na etapie scenariusza mogłam wiedzieć, że stworzę taką fajną postać, którą pokochają dzieci? Na pewno nie! Dlatego nasze scenariusze pisze scena i konfrontacja z naszą publicznością, bo to ich opinia jest tutaj dla nas najważniejsza. Często też najlepszym recenzentem naszych scenariuszy jest mój starszy Syn Maks, bardzo liczę się z jego zdaniem! Coś, co na kartce wygląda świetnie, może nie sprawdzić się na scenie, spowalniać akcję lub być zbędnym gadaniem. Dlatego pracę nad scenariuszem zamykam dopiero po zagranym czasem nawet 10tym przedstawieniu albo nigdy:-) Przyznam się jednak, że najlepszą rolę napisał dla mnie Jacek Zawada w najnowszej naszej produkcji „Czerwony Kapturek w wielkim mieście“. To on zobaczył we mnie szaloną, rozgadaną, temperamentną superbohaterkę – Annę Gajową! Uwielbiam ją grać i bardzo za możliwośc zagrania takiej charakterystycznej roli dziękuję Jackowi, sama jej sobie zazdroszczę!

Co jest dla Pani w pisaniu scenariuszy najważniejsze? Na co podczas pisania zwraca Pani szczególną uwagę?

Założeniem naszych spektakli dla dzieci jest interaktywność i nienachalna edukacja. Jeśli na warsztat biorę znaną wszystkim bajkę to staram się odnaleźć w niej nieoczywiste przesłanie autora i umiejscowić ją w naszej rzeczywistości. 

Chciałabym, aby dziecko odnalazło w nim przesłanie, morał, tak jak to jest w bajkach Ezopa, bo to porządkuje mu świat i może samodzielnie odnieść to do swojego życia. Mój Synek Maks wielokrotnie zamiast cytować morał   “Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe“, mówił: “A to tak jak było z tym krukiem i lisem!“ Dzieci lubią się do kogoś odnieść albo utożsamić z bohaterem, wtedy najlepiej przyswajają treści i wyciagają wnioski. Ważna dla mnie jest również dramaturgia scenariusza, lubię od razu wyobrażać sobie jak to będzie w realizacji przedstawienia i kocham zabawne sceny lub dialogi. Nawet w scenariuszu dla dzieci musí być konflikt lub tragiczny zwrot akcji, coś co utrzymuje napięcie. To wspaniałe móc potem widzieć reakcje dzieci, jak bez oporów żywo reagują w tych właśnie momentach. I najważniejsze: staram się czuć i myśleć jak dziecko podczas pisania. To taka dla mnie podróż do krainy beztroskiego dzieciństwa. Trudno się z niej wraca do rzeczywistości:-)

Pisze Pani przede wszystkim scenariusze bajek dla dzieci. Co takiego w sobie powinna mieć bajka, by zainteresować małego widza? 

Myślę, że przede wszystkim powinna być zabawna. Wychowałam się na bajkach Braci Grimm, czy       H. CH. Andersena i większość z tych bajek jest bardzo smutna, wrecz wywołuje strach lub łzy. Dziś myślę, że dobra bajka dla dzieci to taka, kiedy poprzez dobrą zabawę, dowcip udaje nam się przekazać ważne prawdy życiowe, nawet te smutne i wzruszajace. Zaprotestowaliśmy więc przed wrzucaniem Baby Jagi do kotła, jak to jest u Braci Grimm w“Jasiu i Małgosi, a nasza Baba Jaga, a ściślej Babcia Jagoda nie jest tak przerażajaca jak jej pierowzór.Naszym celem nie jest straszyć dzieci a pobudzić je do myślenia, samodzielnego wyciagania wniosków, do uruchomienia wyobraźni, a wszystko bez odzierania bajki z tak charakterystycznej dla niej magii i dziwności.Dzieci więcej wynoszą z bajki, kiedy śmieją się, jeśli placzą to ze śmiechu lub lekkiego wzruszenia.Im więcej zabawnych postaci, z którymi mogą się identyfikować  albo zwyczajnie je polubić, tym lepiej. Im wiecej my aktorzy się wygłupiamy, grając nasze bajki, a to nie lada sztuka robić to z wdziękiem, tym większą zaskarbiamy sobie sympatię widzów. 

To mój przepis na dobrą bajkę.

Ma Pani swoją ulubioną bajkę pośród tych, które napisała?


Lubię wszystkie nasze bajki, bo lubię też w nich grać, jednak dwie z nich uważam za bardzo udane ze wzgledu na przesłanie, które udało się w nich uzyskać. To „Imieniny Świętego Mikołaja“  i         „Czerwony Kapturek w wielkim mieście“. „Imieniny“, z ich bożonarodzeniową atmosferą uczą dzieci empatii, uwielbiam patrzeć z jaką determinacją dzieci starają się przekonać Mikołaja, że naprawdę nie przyszły do niego po prezenty, tylko po to, aby uczcić jego imieniny i że prezentem dla niego jest ich obecność.

Za każdym razem wzrusza mnie to i widzę jak szklą sie oczy dorosłym, myślę wówczas, że do przedstawienia wkradła się magia i niezależnie ile to gramy, a w grudniu tych przedstawień jest bardzo dużo, tak się dzieje. Drugi tak ważny tytuł to „Czerwony Kapturek w wielkim mieście“ z wspomnianą przeze mnie rolą Anny Gajowej. Ta rola wymaga dużej interaktywnoci z publicznością, trochę się tego bałam, czy podołam i czy będę lubiana przez dziec. Tu okazało się, że wzbudzam sympatię i dzieci i ich rodziców, a nienachalne, a dowcipne podanie tematu, dotyczące zasad bezpieczeństwa w internecie naprawdę do nich trafia. Czuję wtedy ogromną satysfakcję! Mam też możliwość wyżycia się aktorskiego, ta rola ewoluuje na każdym przedstawieniu i samą siebie nią zaskakuję :-) Uwielbiam zwiazane z tym przedstawieniem emocje!

 Która z Pani bajek jest najbardziej lubiana przez dzieci?

To bardzo trudne pytanie, bo każde dziecko lubi co innego. Nie można też sympatii małych widzów mierzyć frekwencją na przedstwieniu, bo to rodzice podejmują decyzje o pójsciu do teatru i kupują bilet. Zatem wśród małych widzów znajdą się zwolennicy każdej z naszych bajek, bo widzimy reakcje na spektaklu, a potem jeszcze spotykamy się z dziećmi podczas podpisywania autografów i one bez ogródek wyrażaja swoje opinie. Mogę na pewno powiedzieć jaki bohater z naszych bajek jest najbardziej lubiany przez dzieci... Jest nim Święty  Mikołaj , zwany Mikusiem z naszych „ Imienin Świętego  Mikołaja“!Archetyp Mikołaja jest tak zakorzeniony w świadomości dzieci, że nie ma dziecka, które nie chciałoby przytulić Mikołaja po spektaklu, a jeszcze Mikuś, grany przez Jacka Zawadę to prawdziwa aktorska perełka, uwielbiana przez dzieci nie tylko za wiarygodność, ale i za ciepło, miłość, dobro i bezinteresowność, z którą kojarzy nam się Mikołaj. Na szczęście moja Śnieżynka też wzbudza ogromną sympatię:-). Szczególnie dziewczynek, ale nie jest to tak silny archetyp jak Mikołaj, czy królewna. Wszystkie dziewczynki kochają moją Królewnę Lalę z „Trzewików szczęścia“! Jak więc się dłużej nad tym zastanawiam, mamy ogromne szczęście, że żaden z bohaterów naszych bajek nie wzbudza antypatii u dzieci, a wręcz nasí bohaterowie są uwielbiani i kochani jak ich przyjaciele, czy rodzina. To naprawdę cudne! I wspaniałe jest również to, że dzieci polubiły cały nasz cykl“ Bajki – twórcze spotkania z wyobraźnią“i przychodzą na wszystkie bajki równie chętnie, tak jakby ogladały nasz teatralny serial, żadnego odcinka nie chcąc przegapić!

Za sprawą bajek dla dzieci, ale też dzięki temu, że jest Pani trenerką twórczości dziecięcej oraz emisji głosu, pracuje Pani z nimi na co dzień. Co jest dla Pani najważniejsze w podejściu do dzieci?

Nie wolno dzieci traktować z wyższością, jestem przeciwna ich sztorcowaniu, ustawianiu do pionu. Zawsze interesuje mnie to, co dziecko ma do powiedzenia, oczywiście z zachowaniem odpowiedniej hierarchii, ale tak, żeby dziecko tego nie zauważyło. Najtrudniejsze dla mnie jest poszanowanie wolności dziecka, aby nie zmuszać go do czegoś, na co nie ma ochoty, a jednocześnie wyczuć, że może chciałoby być zachęcane do zabawy, nie bawi się, bo się wstydzi. Trudno mi samą siebie oceniać, jaka jestem w towarzystwie dzieci, w jednej z recenzji napisano, że zachowuję się jak ich starsza siostra, nie mam doświadczenia w byciu starszym rodzeństwem, bo to ja miałam starszego brata, tym bardziej uważam to za komplement i cieszę się, że tak jestem postrzegana. Nie męczy mnie towarzystwo dzieci i nie ma w tym kokieterii, dzieci są dla mnie inspiracją do fajniejszego patrzenia na świat.

Jak zaciekawić najmłodszych teatrem? W jakim wieku według Pani powinno nastąpić pierwsze spotkanie dziecka z teatrem?

Teatr Małego Widza gra spektakle dla dzieci od ich pierwszych dni po urodzeniu, na nasze spektakle do Kamienicy przychodzą dzieci od 2 -  3 roku życia -  myślę, że to zależy od indywidualnego rozwoju dziecka. Na pewno powinno się spróbować przyjść z dzieckiem do teatru, na naszych spektaklach nie trzeba siedzieć cały czas na siedzeniach, można chodzić, podejsć pod scenę, a nawet na nią wejść albo wyjść z przedstawienia w dowolnym momencie, jeśli dziecko ma taką potrzebę, nikt na nikogo za to się nie obraża. Najlepszą recenzją spektaklu jest fakt, że nie pamiętam, by ktoś wychodził, chyba, że do toalety:-) Myślę, że zainteresować dziecko teatrem można w każdym momencie jego życia, to rodzice pierwsi decydują kiedy przyprowadzą je do teatru, a reszta zależy od nas twórców, trzeba do swojej pracy podejść bardzo uczciwie i wówczas teatr obroni się sam ze swoją magią, tajemnicami i pięknem. My możemy tylko pomóc np.: dla małych dzieci nie gasić całkowicie światła w trakcie spektaklu, używać wiecej wyrazów dźwiękonaśladowczych, piosenek itp. Mam nieudawaną satysfakcję, że to właśnie udało nam się w Teatrze Kamienica.  Nasz cykl“ Bajki – twórcze spotkania z wyobraźnią“ to tak, jak wspominałam już nasz teatralny serial, dzieci są ciekawe kolejnych części, dlatego przychodzą do teatru, a gdy już obejrzą wszystkie nasze przedstawienia nie mogą się doczekać kolejnej premiery. To najpiękniejsza nagroda za serce, jakie w to wkładam.

Kiedy po raz pierwszy pomyślała Pani o stworzeniu Duetu JaHa? To Pani namówiła do współpracy Jacka Zawadę, czy on Panią?

Nasza współpraca z Jackiem Zawadą rozpoczęła się 2011r.,   a Duet JaHa istnieje od 2012r. Śmiejemy się, że to ja przeprowadziłam casting i Jacek został z niego wyłoniony. Lubiliśmy się jeszcze pracując na etacie w Teatrze Syrena, a gdy los postawił nas na swojej drodze, bo zmusiła nas do tego sytuacja zawodowa, nie było już odwrotu:-) A trzeba wiedzieć, że ja zawsze robię dobre castingi i naszą współpracę uważam za bardzo owocną. Przyjaźnimy się i świetnie uzupełniamy w pracy. To prawdziwe szczęście spotkać kogoś tak podobnego mentalnie do siebie na swojej drodze zawodowej! Jestem szczęściarą!

Jeśli chodzi o teatr, najczęściej z powodów oczywistych gra Pani w bajkach. Nie brakuje Pani ról dramatycznych? 

Czuję się teatralnie spełniona. Miałam przyjemnośc zagrać w dwóch ważnych produkcjach teatralnych : w „ Kallas“ z Ewą Kasprzyk  i Joanna Kurowską i  w „Harold i Matylda“ z Krysią Sienkiewicz, oba spektakle wyreżyserował Dariusz Taraszkewicz.Mówię tu o ostatnich produkcjach.Gdybym dostala propozycje aktorskie do takich właśnie przedstawień z przyjemnością przyjęłabym wyzwanie.Myślę też coraz bardziej poważnie o wyprodukowaniu spektaklu dla dorosłych, ale szukam odpowiedniego tekstu, który albo znajdę albo napiszę. W prywatnej produkcji teatralnej ważne są jednak niestety pieniądze, aby podjąć to wyzwanie muszę być pewna, że mam zgromadzoną odpowiednią kwotę, bo zawsze i tak wychodzą nieprzewidziane wydatki. Przyzwyczaiłam się już do bycia Zosią Samosią i nie mam frustracji dzięki temu, gdyby jednak ktoś złożył mi propozycję roli dramatycznej i będzie ona interesująca będę mile zaskoczona i z rozkoszą ją przyjmę.

Jednak jeśli chodzi o role teleiwizyjne, nie może Pani narzekać na brak tych trudnych. Mam tu oczywiście na myśli Pani bohaterkę z „M jak Miłość“, Anetę Glińską. Co w tej roli jest dla Pani najtrudniejsze? 

Cieszę się, że otrzymałam propozycję takiej trudnej i dramatycznej roli, bo jest w niej świetny materiał aktorski. Do tego jeszcze porusza ważny temat przemocy wobec kobiet. Nie jest mi obcy ten temat z mojej przeszlości, może nie jest to ta sama historia, co Anety Glińskiej, ale przemoc wobec kobiet ma różne odcienie, popieram akcję #metoo. Role, w których musimy sięgnąć do najbardziej bolesnych emocji z naszych osobistych przeżyć są rolami, które nas bardzo dużo kosztują, chociaż czasem ma to działanie terapeutyczne.

Myśli Pani, że poruszanie takich historii w serialach może pomóc kobietom dotkniętych problemem przemocy w rodzinie?

Myślę, że trzeba próbować uświadamiać kobiety w każdy możliwy sposób, skoro „M jak Miłość“ ma tak dużą oglądalność to ukazanie problemu i jego konsekwencji może pozytywniw wpłynąć na decyzję takiej bitej kobiety, aby albo przyznać się, że jest ofiarą przemocy albo zwrócić się placówek wspierających kobiety i zawalczyć o siebie. Taki aspekt społeczny podany nienachalnie jako ciekawa historia w serialu? Dlaczego nie!

Często bywa tak, że po takich wątkach aktorzy dostają listy od fanów. Czy Pani również otrzymała jakiś list, który zapadł szczególnie Pani w pamięć?

Wątek Anety Glińskiej grany jest jeszcze za krótko, oczywiście liczę na jego rozwój, więc jeszcze nie odpowiadałam na listy. Pamiętam natomiast te listy od fanów do Izy Kozioł, granej przeze mnie w „Plebanii“, ludzie wspierali mnie i uważali, że nie ma nic złego w związku młodszej kobiety ze starszym mężczyzną, że trzymają za nas kciuki i że miłość jest najważniejsza. 

Zauważyłam, że w porównaniu do lat ubiegłych, jest Pani teraz zdecydowanie bardziej aktywna w mediach społecznościowych. Posiada Pani swój fanpage na Facebooku oraz konto na Instagramie. Wcześniej nie wierzyła Pani w siłę internetu? 

To nie to, że nie wierzyłam w siłę internetu, po prostu media społecznościowe mają w sobie coś ekshibicjonistycznego, nie chcialam sie tak odkrywać, uważałam, że o mnie jako aktorce świadczy moja praca. M.in dlatego nigdy nie miałam konta na dawnej Naszej Klasie, uważałam, że chwalenie się fotkami spod Wieży Eiffla nijak się ma do prawdziwego kontaktu z drugim człowiekiem. Zweryfikowało to życie, po tym jak wielu moich bliskich przyjaciół, czy znajomych wyjechało z kraju, wówczas okazało się, że np. Facebook jest świetną formą kontaktu z nimi i bycia na bieżąco z informacjami w tym naszym zabieganym świecie. Następnie odkryłam, iż media społecznościowe są bardzo dobrą platformą promowania moich zawodowych poczynań i że dzięki nim mam możliwość kontaktu z moimi fanami. Jestem osobą publiczną i nie ma powodu się ukrywać, a wręcz z szacunku do moich fanów chcę być z nimi w kontakcie. Instagram rzeczywiście odkryłam niedawno jako kolejną formę kontaktu z fanami, ale także jako platformę, na której mogę wywiązać się z zobowiązań barterowych wobec sponsorów, czy partnerów moich produkcji.

Czym najchętniej dzieli się Pani z sympatykami na portalach społecznościowych?

Najwięcej relacjonuję moje zawodowe poczynania , w jakim projekcie aktualnie uczestniczę, w jakiej fajnej sesji zdjeciowej wzięłam udział, na planie jakiego serialu gościłam i jaką akcję charytatywną wspieram. Tak jak wspominałam wywiązuję się również z moich zobowiazań barterowych lub gdy jakiś produkt mi się podoba i jest godny polecenia nie mam problemu, żeby go zareklamować, czy polecić. Unikam zamieszczania zdjęć moich dzieci (chyba, że z nałożoną aplikacją), ponieważ wychodzę z założenia, że skoro nic z Internetu nie znika, to dopóki one same nie wyrażą zgody, czy potrzeby zamieszczania swojego wizerunku, to ja sama nie powinnam tego robić. Czasem mój starszy Synek Maks mówi mi: “No, już dobrze, możesz to zamieścić, Mamo“, ale i tak jeszcze kilka razy zastanawiam się, czy jest to konieczne i czy nie można tego uniknąć, jest przecież tyle pięknych zdjęć z nutką niedopowiedzenia, więc nie trzeba zawsze zamieszczać twarzy dziecka.  Nie chcę tu rozwijać wątku, że Internet może też być w tej kwestii niebezpieczny i wykorzystać je do niewłaściwych celów. Mój wizerunek to co innego, w pełni za niego odpowiadam, więc czasem też dzielę się z sympatykami z moich osobistych przeżyć, przemyśleń, radości, opowiadam o tym, jak spędzam czas wolny, gdzie odpoczywam, co lubię jeść, co mnie bawi, dzięlę się też wrażeniami z moich podróży itp. Staram się jednak w tym być nienachalna i zachować odpowiedni umiar.

Jakie jest najczęstsze pytanie, które otrzymuje Pani od internautów?

(Śmiech.)  Czy jestem wolna i czy można się ze mną umwówić na randkę! To śmieszne, bo mó Mąż ma konto na Facebooku, a i tak pojawiaja się oferty matrymonialne:-) Bardzo mi przykro, że nie mogę pozytywnie na nie odpowiedzieć, ale na pewno jest to szalenie miłe i mi pochlebia. Mam też pytania od innych mam, dotyczące wychowywania dzieci, macierzyństwa itp. Jednym z pytań, które przewija się przez ten wątek macierzyński jest pytanie, czy planuję jeszcze urodzić córkę? :-) Cytując mojego Męża: “Choć jako rodzice nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa, ale na wszelki wypadek już wysyłamy energię do kosmosu, żeby była córka!“:-)

Proszę sprecyzować najbliższe plany zawodowe.

Jestem w trakcie pisania nowego scenariusza, a raczej scenariuszy do przedstawienia dla dzieci, to będzie bardzo duży projekt, dlatego już teraz się do niego przygotowuję. Przede mną również ważna dla Duetu JaHa uroczystość w marcu w Teatrze Kamienica -  5. urodziny Małej Kamienicy. Po trosze jesteśmy z Jackiem Zawadą jej matką i ojcem, czy rodzicami chrzestnymi  , a więc to 5. urodziny naszego dziecka:-) Oprócz uroczystej Gali z udziałem Gwiazd, osób związanych z Małą Kamienicą, naszych cudownych małych widzów, zaproszonych gości i pokazu naszego przedstawienia, do którego chcielibyśmy  zaprosić dzieci - naszych wspaniałych widzów, planujemy jeszcze przeprowadzić pewien projekt, ale na razie nie mogę jeszcze zdradzać szczegółów, musi pozostać jako“secret project“, ale już niedługo, niebawem ujrzy światło dzienne! Mam jeszcze mój osobisty „secret project“, którego premierę planuję na początek 2018 roku, mogę tylko zdradzić, że będę więcej pisać do moich fanów, osób zainteresowanych tym, o czym myślę …:-) Planów w głowie z resztą mam tysiące, tylko czy wystarczy mi na to czasu?!

Ostatnie moje pytanie chciałabym poświęcić…czytaniu. Jaka książka zachwyciła Panią ostatnio? 

Niestety jako aktywna zawodowo mama rocznego dziecka czytam za mało, zdecydowanie nie tyle, ile bym chciała, ale nie umiem zapanować nad zmęczeniem i często zasypiam nad książką:-) Oceniwszy swoje możliwości nie sięgam zatem po trudną literaturę, bo moja percepcja jest trochę osłabiona cha, cha cha.... Czytanie lekkich pozycji nie oznacza, że są one bezwartościowe i głupie, poruszają po prostu inne sfery naszej wyobraźni. Właśnie kończę „Przebudzenie Lukrecji“ Laury Adori, w ktorej zachwyca mnie trafność ujętego tematu i lekkość z jaką chłonie się każdą jej stronę. Zaczęłam też  czytać dwie świetne książki Jamesa Hillmana“Kod duszy“ i „ Re-wizja psychologii“, które goraco polecam tym, dla których istotne jest skomunikowanie się z  własną duszą i praca nad rozwojem samego siebie, ale trzeba być wypoczętym do tych pozycji:-)

Co poleciłaby Pani do czytania?

Z niecierpliwoscią czekam na jakis dłuższy czas wolny, aby sięgnąc po fantastyczną książkę Walta Disneya „Potęga marzeń. Biografia“. Już sam tytuł jest zachęcający, a ujecie tematu zaskakujące, więc myślę, że będzie się czytało fantastycznie. Natomiast każdej mamie, czy rodzicowi po prostu polecam „Pupy, ogonki i zadki“ Mikołaja Gołachowskiego – zabawne i ciekawe spojrzenie na temat z lubością poruszany przez nasze pociechy, książka, która po pierwsze będzie odgrywać rolę wspierajacą wiedzą, a przy tym zapewni świetną i co najważniejsze śmieszną zabawę dla całej rodziny.



Materiał archiwalny z dnia 27 lutego 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji













środa, 21 lutego 2018

Krystian Wieczorek: "Wszystko zależy od nas"

Krystian Wieczorek: "Wszystko zależy od nas" 



fot. Wojtek Biały
stylizacja: Anna Wójcik 
mua: Alicja Staszewska - Witek






















Z jednym z najbardziej znanych i lubianych polskich aktorów miałam przyjemność rozmawiać o roli Piotra Górskiego w serialu "Komisarz Alex", umiejętności pracy ze zwierzęciem, ale także o sile internetu i tajnikach social media.

Gra Pan w dwóch czołowych serialach ramówki TVP, bez wątpienia to Pana czas. Proszę powiedzieć, czy pogodzenie zdjęć w dwóch miastach, Warszawa ("M jak Miłość") i Łódź ("Komisarz Alex") staje się na dłuższą metę kłopotliwe?

Nawet bardzo. Był czas kiedy bardzo dużo pracowałem i podróżowałem między czterema serialami jednocześnie. Znałem wszystkich konduktorów na trasie Warszawa - Kraków (Śmiech.) Taki moment szaleństwa był spowodowany chyba małym doświadczeniem zawodowym, młody aktor myśli,że jeśli są propozycje to trzeba brać byka za rogi a potem dopiero przychodzi refleksja co z tego wyniknie. Podróże i zmęczenie też niestety wpływają na jakość mojej pracy, a widza przecież nie interesują moje problemy i ciągłe niewyspanie, tylko efekt na ekranie. Więc żeby szanować siebie i widza czasami warto się zastanowić, czy wszystko czego się podejmuję będzie miało jakość. O kosztach na zdrowiu i życiu prywatnym nie wspomnę.

Gdybym zapytała o rolę z tych dwóch bardziej wymagającą, padłoby pewnie na komisarza Górkskiego z "Alexa". Nabycie jakich nowych umiejętności było konieczne, by wiarygodnie mógł Pan wcielać się w jego postać?

To prawda, ale tylko dlatego, że to zupełnie nowe zadania z którymi wcześniej nie miałem do czynienia. Zawsze zanim zrozumiem i poznam styl i system pracy, zanim oswoję rolę to zużywam bardzo dużo energii. A jeszcze w tej pracy dochodziła kolejna trudność, czyli praca ze zwierzęciem. Ciagle słyszałem uwagę - "nie zasłaniaj psa":). Jednak  chyba największym wyzwaniem była prędkość pracy, nigdy wcześniej nie pracowałem w takim tempie a to wymaga oddania się tej pracy w wolnym czasie.  Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym żeby móc w takim systemie pracować rzetelnie.

Co było najtrudniejsze? Obstawiam, że najwięcej frajdy sprawiało Panu strzelanie (Śmiech.)

Szczerze to nigdy nie cierpiałem broni, więc gdy przyszło do szkolenia, w tej kwestii  byłem bardzo zestresowany. Świadomość strzelania z ostrej amunicji naprawdę pobudza wyobraźnię. Byłem wychowywany w duchu wspomnień z Drugiej Wojny i to żywych wspomnień. Gdy babcia mi opowiadała, że oficer niemiecki przyłożył jej lufę pistoletu do skroni to proszę uwierzyć, że nabrałem potwornego wstrętu do broni.                       

 Oswoiłem broń na tyle, żeby zagrać sceny z użyciem pistoletu, ale prywatnie nie ciągnie mnie żeby dla rozrywki sobie postrzelać.  Dosyć łatwo się domyślić, co sądzę o tych wszystkich kołach łowieckich. Dostępie do broni w Stanach Zjednoczonych, a kończąc na tej okropnej modzie na jakieś jednostki paramilitarne...

Aktualnie przez sympatyków jest Pan bardziej kojarzony z Andrzejem, czy Piotrkiem? Którego ze swoich bohaterów Pan bardziej lubi? A może wychodzi Pan z założenia, że polubienie i zaakceptowanie każdej swojej postaci jest częścią wiarygodnego jej odegrania?

Lubienie i zaakceptowanie tzw. postaci nie ma w moim przekonaniu nic wspólnego z wiarygodnością. Myślę, że rolę trzeba przede wszystkim zrozumieć, a potem użyć całego warsztatu i talentu, żeby pokazać złożoność postaci.

Seriale, w których Pan występuje są niekwestionowanymi hitami. Co według Pana jest ich największym sukcesem? Czy na ich popularność składają się takie czynniki, jak wielowątkowość i dobieranie aktualnych tematów?

Serial przez swoją wielowątkową strukturę ma szansę, żeby pokazać złożoność charakteru, czy sytuacji. Film fabularny musi być syntezą, a całej reszty musimy się domyślić i pozostawione to jest w większym stopniu naszej wyobraźni. Stąd taki zalew fantastycznych telewizyjnych produkcji z zagranicy, bo okazuje się, że w serialu można zaryzykować i zrealizować najbardziej szalone pomysły. Myslę, że powoli zaczynamy rozumieć, że tylko kreując rzeczywistość w sposób szalony i odważny, mamy szansę zaistnieć na tym już potężnym rynku. Widza trzeba zaskakiwać, a nie zastanawiać się, jakie są jego oczekiwania.

Z tego, co wiem, jest Pan wielkim kinomanem. Ma Pan swój ulubiony gatunek filmowy, przy którym najbardziej Pan odpoczywa? Co z perspektywy widza jest dla Pana w filmach najważniejsze? 

Wiem jedno, że nie cierpię horrorów a tak to lubię kino w całej różnorodności. A najważniejsze dla mnie w kinie jest inne spojrzenie i podważanie tego co wydaje się oczywiste. Odpoczywam na filmie, który mnie angażuje i nie ważne czy to jest dramat, czy komedia.

Lubi Pan odkrywać nowe tytuły, czy ma Pan też filmy do których lubi wracać?

Zdecydowanie odkrywać, ale powrót do jakiegoś tytułu też może być odkryciem tyle, że niebezpiecznym, bo arcydzieła często wietrzeją i pozostaje tylko jakieś wspomnienie wrażeń. Kino europejskie za to bywa dla mnie coraz bardziej nieznośne, gdy coś co jest oczywiste eksponowane jest na tyle długo, że przestaje mnie interesować. Te wydłużone sceny, gdzie nic się nie dzieje albo jakaś fizjologia, z której pokazywania nic nie wynika.

Trzy filmy, które każdy miłośnik kina zobaczyć powinien to...

Nie mam takiej listy, bo co chwila musiałbym ją uaktualniać. A czy powinien? To też nie wiem, z jakiego powodu no chyba, że z ciekawości oraz po to żeby mieć własne zdanie, ale to wtedy warto oglądać naprawdę wszystko.

Ostatnio przyznał się Pan, że ma Pan sentyment do czeskiego kina. Co najbardziej w nim Pana urzekło?

Ta nieznośna lekkość bytu przy całym dramacie historii i poczucie absurdu, którego nam ciągle brakuje.

Przejdźmy jednak o krok dalej i porozmawiajmy o...aktywności w social media. Do niedawna nie był Pan osobą nadzywczaj aktywną w sieci. Dlaczego? Nie wierzył Pan w siłę internetu?

Po pierwsze -  czas mi nie pozwalał i dalej nie pozwala się tym zajmować. Nie wiem, na ile starczy mi teraz cierpliwości, żeby dalej się bawić w Insta game.  Plusem tego nazwijmy to narzędzia jest to, że ja decyduję, czym chcę się z ludźmi podzielić.Wizerunek budowany w sposób tradycyjny zawsze jest wypadkową gustów redakcji, ich potrzeb i moich oczekiwań. W ten sposób zawsze to będzie jakiś kompromis. Dam przykład. Zdjęcia do większości publikacji były wybierane nie te, które uważałem za godne uwagi. 

Te, które moim zdaniem były najciekawsze nigdy nie zostały opublikowane, bo nie pasowały do wizerunku itd. Tak samo było z różnymi wywiadami, więc postanowiłem ich nie udzielać, skoro muszę odwalić całą robotę za tzw. dziennikarza. Social media mają bardzo niebezpieczną cechę, czyli wirtualność i chęć zawłaszczania wszystkiego. Nadawanie rangi czemuś,  co nie ma kompletnie żadnego znaczenia, jest jakieś prymitywne i obciachowe. Na początku Instagram mnie ciekawił, ale szybko rozczarował tym, co przeważnie tam znajdywałem.Teraz mam drugie podejście i staram się zachować wobec tego medium więcej dystansu, ale niestety zauważam, że zagarnia w moim życiu coraz więcej przestrzeni  i będziemy musieli się z Insta raczej rozstać. Bardzo nie lubię się od czegoś uzależniać:) Szczególnie, że naprawdę nie wiem jak przekroczyć ten banał, który się wylewa z mediów spolecznościowych? Mam zamieszczać zdjęcie i mądry cytat,którego i tak nikt nie czyta?:)

Po długiej nieobecności aktywował Pan swój oficjalny profil na Instagramie. Muszę opowiedzieć się za opinią wielu osób i przyznać, że z Pana profilu bije niesamowicie pozytywna energia. I to chyba nią najbardziej dzieli się Pan na Instagramie. Skąd Pan czerpie tak wiele radości życia?

Po prostu z życia i z wiary:) No dobra, może dla tej pozytywnej energii pozostanę jeszcze troszkę na Instagramie:)

Mam wrażenie, że Polacy nie zawsze umieją cieszyć się chwilą. Uważa Pan, że każdy dzień może być dobrym, bo wszystko zależy tylko od nas samych? Jaka jest recepta na udany dzień według Krystiana Wieczorka?

Oczywiście, że od nas, bo wszystko zaczyna się ode mnie i mojego nastawienia. A recepty  takiej nie ma, ale ważna jest elastyczność, bez niej  ciagle miałbym do siebie pretensje, że nie wykonałem jakiejś normy,  a przecież nie ma żadnej normy, jest tylko życie i poczucie humoru:). O reszcie zrobimy inny wywiad:)

Usłyszał Pan kiedyś od fana, bądź kogoś innego pytanie, które przez swoją śmieszność, czy oryginalność zapadło Panu w pamięci?

Miałem niedawno wywiad do znanej gazety lajfstajlowej i świetnie mi się z dziennikarzem rozmawiało,  a gdy przysłał materiał okazalo się, że redaktor uznała,  że wywiad nie może być za mądry i zostaly tylko pytania dotyczące ciuchów, gadżetów i konsumpcji. Podziękowałem grzecznie:)

Zakończmy jednak ważnym tematem. Angażuje się Pan w akcje propagujące badania profilaktyczne. Uważa Pan, że udział w tego rodzaju inicjatywach pomaga w budowaniu świadomości, jak regularne  badanie się jest ważne?

Oczywiście, gdybym tak nie uważał to angażowanie się w takie akcje byłoby tylko autopromocją.

Co jest dla Pana najważniejsze w pomocy potrzebującym?

Działanie -  tylko tyle lub aż tyle.

Materiał archiwalny z dnia 22 lutego 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji











poniedziałek, 19 lutego 2018

Magdalena Zawadzka: "Zachowuję w pamięci tylko dobre chwile"

Magdalena Zawadzka: "Zachowuję w pamięci tylko dobre chwile"





















Przed spektaklem "Śmiertelna pułapka" w Cieszynie miałam przyjemność rozmawiać z Panią Magdaleną Zawadzką. O podróżach, roli szczęścia w codziennym życiu i książce "Moje szczęśliwe wyspy".

Jest tyle tematów, na które można z Panią rozmawiać, że długo zastanawiałam się, od czego zacząć naszą rozmowę. Chciałabym zacząć od książki "Moje szczęśliwe wyspy", wydanej w kwietniu 2017 roku. Nie sposób pominąć fakt, jak wielką jest Pani miłośniczką podróży. Czy tytuł nawiązuje do tego faktu?

Tak, tytuł nawiązuje do tego, że kocham podróże.

Chciałabym zapytać Panią o miejsce, które ostatnio Panią zachwyciło. Dlaczego?

Zachwycają mnie wszystkie miejsca do których się wybieram, ponieważ są dla mnie nowością. W książce "Moje szczęśliwe wyspy"  piszę o tych wyspach, które wywarł na mnie ogromne wrażenie. Są nimi Islandia i Mauritius.

Dlaczego Islandia? Dlaczego Mauritius? 

Islandia zachwyciła mnie swoją niezwykle ciekawą florą i fauną, obyczajami oraz przepięknym krajobrazem w którym są piękne pola, wspaniałe jeziora polodowcowe, wulkany i gejzery. Bardzo ciekawa jest też obyczajowość ludzi i ich tradycyje, które nie zmieniły się chyba od ponad tysiąca lat.

Podróż marzeń Magdaleny Zawadzkiej na ten moment to...

Moją podróżą marzeń jest Argentyna. Nigdy jeszcze nie byłam w Ameryce Południowej a o Argentynie  czytałam, że jest Paryżem Ameryki Południowej. Może ciągnie mnie argentyńskie tango. (Śmiech.) Nie wiem, ale Argentyna  jest tak daleko, że musi być zupełnie inne od tego, co znam.

Czyli odległość również Panią motywuje...

Tak. Jestem ciekawa ludzi, świata i wszystkiego, co inne.

Czy oznacza to, że z reguły decyduje się Pani na dalekie podróże?

Nie, bo na przykład ostatnio byłam na Elbie, która wcale nie jest tak daleko od Polski. Jestem bardzo ciekawa świata, a jeszcze nie widziałm tylu krajów, że za każdym razem, kiedy tylko czas pozwala, staram się nadrabiać wszystkie zaległości i wyruszam w podróż.

Podróżuje Pani również po Polsce?

Tak, zarówno  prywatnie jak i zawodowo.

Pani książka to nie tylko podróże, ale też sentymentalne wspomnienia. Co w pisaniu "Moich szczęśliwych wysp" było dla Pani najważniejsze? Na co najbardziej zwracała Pani uwagę podczas procesu jej powstawania?

Najważniejsze były dla mnie te wspomnienia, które mogą być ciekawe zarówno dla tych, którzy przeżyli to, co ja, jak i dla tych, którzy nie znają świata w którym ja wzrastałam. Są to przeważnie dobre wspomnienia. Bez względu na to, jak było i co było, zachowuję w pamięci dobre chwile. Pielęgnuję w sobie dobro, które spotykało mnie przez całe życie.

Jest pełna dobrych emocji i wspomnień. Czy znajduje Pani w niej fragment, który jest dla Pani w pewien sposób szczególny? Czego dotyczy?

Nie wartościuję w ten sposób. To, co jest najważniejsze w moim życiu niekoniecznie musi być opisane. Niech to zostanie we mnie.

Są także anegdoty. Czym kierowała się Pani wybierając te, które zostaną opublikowane?

Anegdoty zawsze łączą się z tym, o czym piszę. 

Czy jest szansa na kolejną książkę w Pani dorobku? 

Napisałam już trzy wspomnieniowe książki. "Gustaw i ja" to książka, która najbardziej mnie dotyka, ponieważ napisałam ją w krótkim czasie po śmierci mojego męża, Gustawa Holoubka. "Taka jestem i już" jest bardziej otwarta na różnego rodzaju wspomnienia i na mnie samą. A "Moje szczęśliwe wyspy" to wyspy wspomnień, które są w mojej jaźni, we mnie i zaznaczone są również na mapie. Czy zdecyduję się na napisanie czwartej książki? Podkreślam, że nie jestem pisarką zawodową. To, co piszę jest rodzajem amatorskiej zabawy w pisanie. Jeżeli jest przez ludzi akceptowana i czytana, jest to dla mnie największym komplementem. By napisać czwartą książkę, muszę zebrać myśli. Ta była wydana tak niedawno, niespełna rok temu. Na razie robię to, co potrafię najlepiej, czyli gram jako aktorka. 

Przejdźmy jednak do kolejnego tematu. Jest Pani osobą niezwykle pozytywnie nastawioną do ludzi i świata. Skąd czerpie Pani radość życia?

Z siebie. Nikt nie musi mnie  nakręcać  w tej kwestii. Cali jesteśmy w naszym umyśle i głowie. 

Mam wrażenie, że Polacy nie zawsze umieją cieszyć się chwilą. Uważa Pani, że każdy dzień może być dobrym, bo wszystko zależy tylko od nas samych? 

Nie wszystko zależy od nas, bo są okoliczności, które nas przytłaczają, ale od nas zależy jak się w tych okolicznościach odnajdziemy. 

Jaka jest Pani recepta na udany dzień?

Trzeba się cieszyć każdą dobrą chwilą. I tak, jak napisałam w książce - Często duże szczęście długo nie przychodzi albo wcale, ale małych szczęść jest po drodze bardzo dużo. Trzeba je dostrzegać i nimi się cieszyć. 

Nawet pogoda za oknem może być źródłem naszej frustracji, czy radości. Może być zimno i brzydko, ale można odnaleźć w tym dniu również piękno. 

Dzisiejszy dzień też jest dla Pani udany. Rozmawiamy w Teatrze w Cieszynie, a o 18tej zagra Pani w sztuce komediowej "Śmiertelna pułapka". To inteligentnie i zabawnie opisana historia misternie zaplanowanego morderstwa. Jak w kilku słowach opisałaby Pani swoją bohaterkę?

Moja bohaterka jest postacią drugoplanową, ale niesłychanie ważną dla całej akcji. Jest osobą wyjątkową, choć nie zdradzę, na czym jej wyjątkowość polega. Takich ludzi nie ma na świecie zbyt wielu. Jest całkowicie inna, co jest najważniejszą nicią tej intrygi.

Komedia, czy kryminał? Czego jest tu więcej?

Według mnie jest to kryminał, który ma bardzo dużo elementów ogromnego zaskoczenia i komediowości. Często wybucha się śmiechem, ale później okazuje się, że akcja wcale nie jest śmieszna. Cały czas rośnie napięcie i dramatyzm tego, co się dzieje. 

Mówi się, że komedia jest najbardziej lubianym gatunkiem publiczności, ale jednocześnie najtrudniejszym gatunkiem do grania. Jest Pani tego samego zdania?

Też tak uważam. Jest łatwiej wywołać u widzów płacz, czy smutek, niż ich rozbawić. 

 W jakich jeszcze sztukach można Panią obecnie oglądać? 

"Lilka cud miłości" o życiu Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, wspaniała opowieść. Są jeszcze dwa spektakle - "Pocztówki z Europy" (Och Teatr)  oraz "Pan Jowialski" (Teatr Polonia). 
 
Materiał archiwalny z dnia 20 lutego 2018 - do przeczytania równnież na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji








Śpiewające Fortepiany - Janusz Tylman i Czesław Majewski (wywiad VIDEO)

Śpiewające Fortepiany - Janusz Tylman i Czesław Majewski (wywiad)

Koncert karnawałowy "Śpiewające fortepiany - koncertowo i z humorem" odbył się 9 lutego 2018 roku.
Materiał realizowany dla www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Kamera: Mariusz Pietrzak

Rozmawiała: Mariola Morcinková

Więcej na www.sci24.pl

Materiał archiwalny z dnia 19 lutego 2018 - do przeczytania równnież na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

piątek, 16 lutego 2018

Marian Dziędziel: „Każdą rolę trzeba grać, jak rolę główną“

Marian Dziędziel: „Każdą rolę trzeba grać, jak rolę główną“
















Przy okazji 1. Festiwalu Organizacji Pozarządowych w Cieszynie miałam ogromną przyjemność rozmawiać z cenionym polskim aktorem, Panem Marianem Dziędzielem.

Dzisiaj spotykamy się przy okazji 1. Festiwalu Organizacji Pozarządowych w Cieszynie, gdzie jest Pan gościem stowarzyszenia „Kultura na granicy“. W 2018 roku odbędzie się 20. już edycja KNG. Pamięta Pan, kiedy i w jakich okolicznościach po raz pierwszy usłyszał o Festiwalu?

Było to bardzo dawno, a dokładnie 20 lat temu. W związku z tym nie pamiętam żadnych szczegółów.

Pamiętam, jak pojawił Pan się na Festiwalu w 2016 roku, kiedy był Pan gościem po projekcji filmu „Moje córki krowy“. Jaki jest Pana stosunek do tego rodzaju imprez? Mam wrażenie, że takie przedsięwzięcia jednoczą ludzi i kulturę. Zgadza Pan się z tym stwierdzeniem?

Absolutnie. Zgadzam się z tą teorią.

To spotkanie kina polskiego, czeskiego i słowackiego. Kiedy przyjeżdża Pan do Cieszyna na Festiwal, z perspektywy widza wybiera Pan przede wszystkim filmy polskie, czy także produkcje „naszych sąsiadów“?

Chętnie oglądam festiwalową ofertę kina czeskiego i słowackiego.

Który z czeskich lub słowackich filmów wywarł na Panu największe wrażenie?

Mam problem z podaniem konkretnego tytułu, ponieważ oglądałem bardzo wiele produkcji waszych sąsiadów. Choć mam problem z zapamiętywaniem tytułów filmów i nazwisk ich autorów, po dłuższym namyśle mogę wymienić film „Karamazovi“ (polski tytuł „Bracia Karamazow“) w reżyserii Petra Zelenky. 

Jest bardzo wiele imprez filmowych o charakterze festiwalowym, ale odnoszę wrażenie, że KNG jest wyjątkowe. W czym Pana zdaniem tkwi fenomen tej imprezy?

Fenomenem tej imprezy przede wszystkim jest to, że można zobaczyć filmy z wszystkich trzech krajów, a repertuar jest fantastycznie dobierany.

Jest Pan na tyle częstym gościem w Cieszynie, że prawie automatycznie nasuwa mi się pytanie o wyjątkowe dla Pana miejsce w tym mieście. Znajduje Pan coś takiego?

Całe miasto jest wyjątkowe, nie mam jednego ulubionego miejsca.

Festiwale są za każdym razem także wspaniałą okazją do spotkań z publicznością. Wspominał Pan, że lubi takie okazje do wymienienia spostrzerzeń z widzami na temat twórczości. Co jest dla Pana w tych spotkaniach najważniejsze?

Najważniejsze jest to, że ludzie przychodzą.

Jest takie pytanie, które często pojawia się z ust widzów na takich spotkaniach? Może Pan też wymienić szczególne pytanie, które przez swoją wyjątkowość zapadło Panu w pamięć.

Pytania bardzo często się powtarzają. Te, które padają najczęściej, dotyczą m.in początków w zaowdzie, ale także ludzie pytają o moją współpracę z Wojciechem Smarzowskim i z innymi reżyserami.

Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, natknęłam się na określenie Pana „mistrzem drugiego planu“. Powiedział Pan wtedy, że aktor pierwszo, jaki i drugoplanowy musi posiadać te same cechy. Jak zagrać więc rolę drugoplanową w ten sposób, by została zapamiętana przez widza niczym rola główna?

Tak, jakby grało się rolę główną.

Muszę o to zapytać. Jak to jest być ulubionym aktorem Wojciecha Smarzowskiego?

Dobrze. Nawet bardzo. (Śmiech.)

Przejdźmy do konkretów. Rok 2017 jest dla Pana rokiem bardzo pracowitym. Do kin weszły dwa filmy krótkometrażowe z Pana udziałem – „Spistsbergen“ oraz „My pretty pony“ wg. Orgin. „Kucyk“ Stephena Kinga. Praca nad którym z tych krótkich metraży była bardziej wymagająca? Pan widział już obydwa filmy? Oglądał Pan te filmy

Nie oglądałem ani jednego, ani drugiego. Film „Kucyk“ otrzymał wiele ważnych nagród.

Warto też wspomnieć o filmie „Gwiazdy“, biografii piłkarza Jana Banasia. Tam pojawia się Pan w roli generała. Ten film Pan oglądał?

Tego filmu również nie widziałem.

Lubi Pan oglądać filmy ze swoim udziałem, czy należy Pan do tej większości, która tego nie lubi?

Kiedy filmy pojawiają się na festiwalach takich, jak np. „Kino na granicy“, wtedy je oglądam.

Analizuje Pan wtedy to, jak zagrał którą scenę? Proszę opowiedzieć, jak to wygląda w Pana przypadku.

W moim wypadku wygląda to bardzo śmiesznie. (Śmiech.) Dlaczego? Ponieważ najchętniej każdą scenę obejrzałbym i przeanalizował z osobna, ale nie ma nigdy na to czasu.

Warto też wspomnieć o serialu „Dziewczyny ze Lwowa“. Właśnie, po dość długiej przerwie od zakończnia pierwszej transzy pojawiła się seria druga. Jak charakteryzowałby Pan swojego bohatera, Henryka Pućko?

To niezły cwaniak. (Śmiech.)

W czym Pana zdaniem tkwi sukces takich seriali?

To dobrze napisany serial i ciekawie zaprezentowane losy postaci, a do tego dobrze wyreżyserowany.

Moje ostatnie pytanie chciałabym poświęcić filmowi „Zabawa, zabawa“, który premiery doczeka się w 2018 roku. Podobno to film wyjątkowy, traktujący o uzależnieniu alkoholowym. Proszę opowiedzieć coś o pracy nad filmem, swojej roli i dacie premiery.

Za krótko byłem na planie, by móc mówić cokolwiek na temat szczegółów. To historia trzech różnych kobiet, które chcą wyrwać się ze szponów alkoholu.

Materiał archiwalny z dnia 16 lutego 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji






czwartek, 15 lutego 2018

Leszek Stanek: "Aby pomagać, wystarczy mieć otwarte serce"

Leszek Stanek: "Aby pomagać, wystarczy mieć otwarte serce" 























Tuż po spektaklu "Szalone nożyczki" w Jastrzębiu - Zdroju miałam przyjemność rozmawiać z Leszkiem Stankiem. O fenomenie sztuki oraz o tym, co jest dla niego najważniejsze w pomaganiu potrzebującym.

Spotykamy się w Jastrzębiu - Zdroju przed spektaklem "Szalone nożyczki". Punktem wyjścia jest kultowy i uwielbiany scenariusz utworu cieszącego się powodzeniem w najlepszych teatrach komediowych świata już od ponad 50-ciu lat. W czym tkwi sukces tego spektaklu?

Sukces tkwi w świetnie napisanym scenariuszu, ale również w tym, że przebieg spektaklu za każdym razem jest zaskakujący jak dla publiczności, tak dla aktorów. Bawimy się świetnie, widzowie również. W naszej sztuce jest duża przestrzeń na kontakt z nimi, a to bardzo lubię. 

Jak bardzo ta odsłona "Szalonych nożyczek" inspirowana jest oryginałem? Co jest największą siłą Waszej adaptacji?

Największą siłą naszej adaptacji jest rewelacyjny zespół. Wszyscy bardzo się lubimy i wspieramy. Pierwiastek inspirowania się oryginałem jest mocny, ale są tam teksty, które podczas procesu prób wypływają z nas samych. Wiele kwestii zostało uwspółcześnionych. 

Przy komedii pytanie, które zadam, nie powinno okazać się trudnym. Przypomina Pan sobie jakąś zabawną sytuację z prób? Czego dotyczyła?

Bardzo lubię postać Tonia, granie go sprawia mi ogromną radość. Podczas procesu jego tworzenia pojawiło się wiele humorystycznych komentarzy. 

Może również w całym spektaklu jest taka scena, która pomimo wielokrotnego przepracowania wywołuje u Pana za każdym razem szczere rozbawienie. Jaka?

Jest taka scena, która za każdym razem sprawia, że jestem autentycznie przerażony. (Śmiech.) To ta, w której opowiadam, jakich narzędzi zbrodni użyłbym zabiając jedną z bohaterek i rzeczywiście na początku sprawiało mi to duże trudności, ponieważ to tyrada słowna. Długo trwało, zanim poukładałem sobie to wszystko w głowie i za każdym razem obawiam się tej sceny. Jednak kiedy uda mi się tę tyradę dokończyć, jestem bardzo szczęśliwy. (Śmiech.) 

Mówi się, że gatunek komediowy jest tym najbardziej lubianym przez widzów, ale jednocześnie najbardziej wymagającym dla aktorów. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? Co w graniu komedii jest Pana zdaniem najtrudniejsze?

Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Najważniejsze jest to, by w umiejętny sposób utrzymać tempo, bo wystarczy kilka sekund i traci się żart. 

Czynny udział w Waszym spektaklu bierze publiczność. Czy widzowie ochoczo się udzielają? Czy dla Pana, jako aktora i wokalisty ważny jest kontakt z publicznością?

Dlatego wybrałem taki zawód, bo kocham kontakt z publicznością. Chęć widzów do udzielania się w spektaklu jest często uzależniona od wielu czynników. M.in od miasta w którym gramy i od niewyjaśnionej, magicznej energii. Czasami ochota jest większa, czasami mniejsza, ale my staramy się aktywować publiczność i chyba dobrze nam to wychodzi. Cieszymy się z każdej reakcji widzów.

Właśnie. Jak sprawnie pogodzić aktorstwo z muzyką? Czy bywa to trudne na dłuższą metę?

Nie muszę tych aktywności godzić na siłę, ponieważ moim zdaniem idealnie się uzupełniają. Doskonale czuję się zarówno na scenie teatralnej i muzycznej. Śpiewając i grając tworzę pewną postać. Za każdym razem dużo z siebie daję. 

Gdyby nastąpiła taka konieczność, czy byłby Pan w stanie zrezygnować z jednej aktywności zawodowej na rzecz drugiej?

Unikałbym takiej konieczności. (Śmiech.) 

Nie sposób pominąć w naszej rozmowie również Pana działalności charytatywnej, na rzecz ludzi i zwierząt w potrzebie. Co jest dla Pana najważniejsze w pomaganiu?

Najistotniejsze jest dla mnie to, by dawać coś z siebie i nie robić tego na pokaz. Ważne jest pomaganie tym, którzy rzeczywiście tego potrzebują i robienie tego w umiejętny sposób. Często wydaje się nam, że aby pomagać, trzeba mieć dużo pieniędzy i czasu. Prawda jest jednak taka, że wystarczy mieć otwarte serce. 

Jakie akcje charytatywne obecnie Pan wspiera?

Współpracuję z Fundacją Rycerze i Księżniczki, pomagamy chorym dzieciom, zbieramy pieniądze na ich leczenie. Wspieram także Fundację Pegasus i Fundację Znajdki. 

Czego w większej mierze dotyczą Pana najbliższe plany zawodowe - aktorstwa, czy muzyki? 

Przygotowuję kolejnego singla. Rozpoczynam też zdjęcia do serialu "Pierwsza miłość", gdzie wcielę się w rolę rehablitanta jednego z głównych bohaterów. Jesienią rozpocznę też prace nad kolejnym spektaklem. 

Cieszę się, że "Szalone nożyczki" odnoszą taki sukces. Zawdzięczamy to Kamili Polak, producentce i Teatrowi Fabryka Marzeń. 

Materiał archiwalny z dnia 15 lutego 2018  do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji