sobota, 23 grudnia 2017

"Śnieżny Song": Piosenka z...misją! (video)

"Śnieżny Song": Piosenka z...misją! (video)



















(Fot. Z archiwum Agnieszki Mrozińskiej)

W okresie świątecznych przygotowań każdemu z nas towarzyszą zimowe piosenki. Zazwyczaj są to utwory tradycyjne, takie jak "Last Christmas" lub "All I want for Christmas is You" lub "Pada śnieg", czy "Kto wie", (z filmu "Świąteczna przygoda").

Z roku na rok przybywa jednak utworów świątecznych. Jednym z nich jest "Śnieżny Song". Nie jest to zwykła piosenka o zimowej tematyce. Jak się okazuje, kawałek wykonywany przez Agnieszkę Mrozińską, Basię Kurdej - Szatan i Rafała Szatana ma swoją misję, której inicjatorami są wymieniona już wcześniej Agnieszka Mrozińska oraz Alex Caprice, a utwór skomponował Tomasz Betka.

Klimatyczny, świąteczny teledysk został nagrany, by wysprzeć zmagania z chorobą 7-letniej Zuzi Krzak, podopiecznej Fundacji Spełnionych Marzeń.
Zuzia ma mięsak Ewinga – raka kości, z przerzutami na płuca. Jest już po 3 chemioterapiach, przed Nią kolejne 3, a następnie endoproteza łopatki. Przed Nią ciężka walka, a mimo to uśmiech nie schodzi Jej z twarzy.

Specjalnie dla Zuzi nagraliśmy świątecznego singla Śnieżny Song, który został wydany na płytach. Cały dochód ze sprzedaży płyt przekazany zostanie na leczenie Zuzi. Dodatkowo nakręcony został teledysk, podczas którego wyświetlany będzie numer subkonta Podopiecznych Instytutu Matki i Dziecka, gdzie również będzie można zasilić konto Zuzi, wpłacając choćby symboliczna złotówkę, ważne jednak żeby w tytule przelewu napisać „Zuzia Krzak, akcja Artyści dla onkologii”.


Zuzię wspierać można wspierać również poprzez wpłaty na portalu Pomagam.pl - zbiórka na rzecz Zuzi Krzak


Okładka płyty "Śnieżny Song". 

sobota, 16 grudnia 2017

Andrzej Grabowski: "Każdy spektakl pomaga znaleźć nam swoje miejsce w świecie"

Andrzej Grabowski: "Każdy spektakl pomaga znaleźć nam swoje miejsce w świecie"



























Miałam przyjemność rozmawiać z Panem Andrzejem Grabowskim w Cieszynie przed spektaklem "Scenariusz dla trzech aktorów". O Teatrze, "łatce" Ferdynanda Kiepskiego i faworytach programu "Taniec z Gwiazdami".

Rozmawiać z Panem można na wiele tematów, ale chciałabym zacząć od spektaklu "Scenariusz dla trzech aktorów". To spektakl wyjątkowy. Właśnie mija jego 30-lecie. W czym, według Pana uznania tkwi fenomen tej sztuki?

Fenomen poruszanej w naszej rozmowie  sztuki jest trudny do określenia. Myślę jednak, że na pewno tkwi w autorze, Bogusławie Schaefferze oraz troszkę w nas, aktorach. To wszystko w kupę wzięte sprawia, że już 30 lat gramy ten spektakl.

Rdzeniem jest znakomity tekst Bogusława Schaeffera, a całość to mistrzowska improwizacja z waszym błyskotliwym dialogiem z widzem, o swoim miejscu w świecie sztuki. Czy Pana zdaniem wasz spektakl pomaga widzowi go zrozumieć? Jakby Pan na chwile obecna określił swoje miejsce w świecie sztuki?

Każdy spektakl teatralny pomaga aktorom oraz widzom znaleźć swoje miejsce w świecie sztuki. Z każdego spektaklu czegoś się dowiadujemy. Jeśli niczego się nie dowiemy, znaczy to, że obejrzana przez nasz sztuka nie była niczym nadzwyczajnym.

Nasz spektakl nie jest edukacyjny. Nie dowiemy się z niego np. kolejności wynalezienia pierwiastków przez Marię Curié Skłodowską, ale tu nie o to chodzi. "Scenariusz dla..." obrazuje kondycję nas, aktorów. Tak, jak wszyscy, mają swoje wzloty i upadki, są w czymś lepsi, a coś im nie wychodzi. Są mądrzy albo głupi. Jak każdy człowiek.

To, co pokazujemy na scenie jest swego rodzaju obnażeniem świata sztuki i kulis tworzenia spektakli.

Gdyby miał Pan wskazać, co najbardziej podoba się  Panu w tym spektaklu, czy byłaby to możliwość improwizacji? Wielu aktorów ceni sobie improwizowanie na scenie. Pan również?

Tak, bardzo. Bardzo wiele nauczyłem się w tej sztuce. Dzięki aktorom, ale również dzięki wymienianemu tu wcześniej Bogusławowi Schaefferowi. Po 30 latach nie mogę powiedzieć, że nie wiemy, na jaki temat będziemy improwizować. Wybieramy ze stworzonych modeli.

Wplatacie czasem coś nowego?

Czasami tak, ale zależy to od wielu czynników.

Granie w Teatrze to przede wszystkim obcowanie z widzem i możliwość spotkania z nim. Lubi Pan momenty, w których podchdzą do Pana sympatycy? O co wtedy najczęściej pytają? Umiałby Pan przytoczyć jakąś kwestię, która najbardziej Pana zaskoczyła? 

Najczęściej pytania dotyczą serialu "Świat według Kiepskich". Był czas, kiedy się oburzałem, ale teraz już przyzwyczaiłem się do faktu, że od ponad 18tu lat jestem codziennym gościem w domach telewidzów za sprawą właśnie tego serialu. Dobrze jednak, że widzowie przychodzą i chcą zobaczyć mnie także w innych wcieleniach. Dla niektórych jednak na zawsze pozostanę Ferdynandem Kiepskim.

Ja też nie moge tego tematu przemilczeć. (Śmiech.) Wasz serial jest już pełnoletni! Jak grać postać w ten sposób, by przez te lata nie znudziła sie ani Panu, ani widzom? 

To zasługa scenarzystów. Ponad 500 odcinków to bardzo dużo jak na sitcom. Każdy jest oddzielną fabułą. Podziwiam wszystkich twórców za coraz to nowe pomysły.

Podobno miał Pan w swoim życiu taki czas, w którym nie lubił tego serialu. To prawda? Kiedy to było?

Tak. Było to na samym początku. Ani nie lubiłem go grać, ani o nim mówić. Odmieniło mi się i bardzo go polubiłem. Stał się serialem kultowym dla wielu osób. Są też tacy, porównujący go do kina moralnego niepokoju.

Nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że Ferdek Kiepski jest tą postacią serialową, z którą jest Pan najczęściej kojarzony przez widzów?

Pewnie tak, choć muszę przyznać, że bardzo wiele osób kojarzy mnie np. z "Pitbulla", "Blondynki", czy z filmem "Zróbmy sobie wnuka".

Skoro od tylu lat prezentuje Pan swoje komediowe oblicze (serial i kabaret), nie brakuje Panu czasem ról bardziej dramatycznych? 

Kreuję bardzo wiele ról dramatycznych. Chociażby w filmach takich, jak "Ach śpij, kochanie", czy "Pokot". Nie warto zamykać się tylko na oglądanie jednego serialu, warto chcieć zobaczyć coś więcej.

Przejdźmy do tematu filmu  "Listy do M3". Co powie Pan o roli?

W tym filmie jestem dziadkiem. Śmieję się, że to ciepły oszust, taki trochę menelowaty, ale bardzo podoba mi się ta rola. Dodam również, że twórcy są bardzo zadowoleni z całokształtu trzeciej odsłony  "Listów do M".

Ostatnim tematem, który zechciałabym poruszyć jest program "Taniec z gwiazdami", gdzie pojawia się Pan jako juror. Jak Pan się czuje na takim stanowisku? Czy ocenianie umiejętności tanecznych jest trudne?

Nie oceniam umiejętności tanecznych, ale ogólny wyraz artystyczny. Od oceniania tańca są Michał Malitowski oraz Iwona Pavlović. Ja się na tym nie znam. Oceniam tę artystyczną część występów.

Na co podczas opiniowania tańca uczestników zwraca Pan największą uwagę?

Musi być chociaż krótka historia. Kiedy pojawiają się tylko kroki, to nie jest taniec.

Kto wśród wszystkich uczestników zrobił na Panu największe wrażenie? Umiałby wskazać Pan taką osobę? 

Największe wrażenie zrobił na mnie Izu Ugonoh. Powinien wygrać edycję, w której się pojawił.

Kiedy kolejna edycja?

Kolejna edycja w marcu. Ponownie będę jurorem.

Materiał archiwalny z dnia 16 grudnia 2017 do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Cemtrum Informacji


środa, 13 grudnia 2017

Justyna Sokołowska: "Media mają moc"

Justyna Sokołowska: "Media mają moc"






















Fot. Great You Photgraphy i Bartosz Maciejewski

Prezenterka Radia Kolor, prowadząca audycję "Zbawienie w pracy". Jak sama mówi ze śmiechem, nie przychodzi do pracy za karę, ale po to, by się pośmiać i by było miło. Dodaje również, że zawsze będzie socjologiem, bez względu na to, czy akurat pracuje w radio, czy prowadzi event.

Justyna Sokołowska do swojego zawodu podchodzi z radością, ale również z pasją, a co za tym idzie, ceni ludzi, idących wytyczoną przez siebie drogą i mających swoje zainteresowania. "To kolorowe ptaki!" - przyznaje.

Prezenterka radiowa czy Socjolog? Do którego z tych zawodów jest Pani obecnie najbliżej? 

Socjologiem będę zawsze, czy to pracując jako prezenter w radiu, czy konferansjer. Ostatnio jednak częściej zgłaszają się do mnie ludzie chcący poprawić swój wizerunek  w mediach i social mediach. Miałam przyjemność doradzać lekarzom, artystom, a ostatnio również Misterowi Polski 2016 Jankowi Dratwickiemu. Janek studiuje dziennikarstwo, więc liczę na to, że kiedyś zdecyduje się na pracę w Radiu Kolor.

Co najbardziej Panią w socjologii zaciekawiło? Można powiedzieć, że od zawsze interesował Panią człowiek oraz zmiany w społeczeństwie?

Socjologię wybrałam spontanicznie, ale wkrótce się okazało, że wspaniale wpasowała się w moje zainteresowania i pracę w radiu. Najmniej wdzięczne mogłoby się wydawać bieganie z ankietami po mieście, odwiedzanie miasteczek i mnóstwa ludzi w ich domach. Traktowałam to jednak  jako przygodę i często byłam życzliwie goszczona, częstowana herbatą i stawałam się powiernikiem rodzinnych sekretów. Taka praca pomagała mi poznawać ludzi, ich potrzeby, środowisko, w którym żyją i przełamywać nieśmiałość w kontaktach z ludźmi, co przydaje mi się teraz w pracy w radiu. Nauczyłam się mówić do ludzi, a nie iść w kierunku zadufanego dziennikarstwa. Cenię w ludziach naturalność, dystans do siebie i poczucie humoru na swój temat.

Szybko znalazła Pani  wspólny mianownik  tych zawodów. (Śmiech.) Wszystkie trzy są okazją do spotkania z człowiekiem, tak, jak audycje które prowadziła i prowadzi Pani w Radio Kolor. Obecnie jest to cykl „Zbawienie w pracy“. Co najbardziej lubi Pani w tym paśmie?

Jest to pasmo towarzyszące słuchaczom w godzinach pracy, więc cenię sobie interakcję ze słuchaczem, lekkość formy i możliwość podejmowania różnych tematów. Jestem wdzięczna szefostwu stacji, że daje możliwość realizowania autorskich pomysłów i jeszcze im kibicuje.

Czy jest jakaś rozmowa, którą szczególnie miło Pani wspomina? Dlaczego?

Tych rozmów odbyłam już chyba miliard! Każda była wyzwaniem w sytuacji, kiedy rozmówca jest bardzo zestresowany i zamiast być skupionym na temacie, bardziej przejmuje się tym, czy ma radiowy głos (Śmiech).  Lubię rozmowy z ekspertami w jakiejś dziedzinie, bo dzięki nim codziennie uczę się czegoś nowego. Ot, taka radiowa szkoła życia! Pamiętam łzy wzruszenia Kayah, spontanicznie wypowiedziane, niecenzuralne słowa Edyty Jungowskiej, egzamin jaki ze znajomości swojej książki zrobiła mi Grażyna Szapołowska, klasę księżnej Niderlandów i wiele, wiele innych tego typu sytuacji.  Takie rozmowy ubarwiają redakcyjne życie.

W jakich tematach podczas rozmów najlepiej się Pani czuje? Ma Pani swój ulubiony temat, który najbardziej lubi poruszać?

Najbardziej lubię tematy medyczne,bo mam słabość do lekarzy (Śmiech.) Tematy związane z rozwojem kobiet też są mi bliskie od czasu powstania programu „Liderki Uśmiechu“ i budowania się wokół niego społeczności słuchaczek  naszego radia.

Pani rozmowy są żywe, pełne pozytywnej energii i uśmiechu. Jaka jest Pani recepta na udany wywiad? 

Do każdego rozmówcy podchodzę jak do eksperta, od którego mogę się czegoś ciekawego dowiedzieć. To ważne, żeby stworzyć dobrą atmosferę w studiu, które dla mnie jest naturalnym środowiskiem, ale dla innych niekoniecznie. Skoro zapraszam kogoś, to jest moim gościem, a jak mówi staropolska mądrość: „Gość w dom, Bóg w dom“.

Czym lubi się Pani inspirować w kwestii nowych audycji i rozmów?

Życiem.  Posty znajomych na FB, czy zasłyszane w sklepie rozmowy bywają bardzo inspirujące.  Tych inspiracji nie trzeba daleko szukać :)

Jak Pani radzi sobie ze stresem swoim, bądź rozmówcy przed wywiadem? 

Staram się rozładować napięcie opowiadając coś wesołego, anegdotę, komplement....cokolwiek, co spowoduje, że razem z gościem programu zapominamy przez chwilę o tym, że mamy jakąś pracę do wykonania, „rozgadujemy się“. Kiedy atmosfera staje się luźniejsza, przechodzimy do tematu i powodu naszego spotkania.

Co najbardziej napędza Panią do działania i powoduje u Pani tyle pozytywnych emocji?

Ciekawość świata i ludzi. Lubię, kiedy trafiam w pracy na osoby, które są równie zaangażowane jak ja. Zresztą zawsze powtarzam, że nie przychodzę do pracy za karę, tylko po to, żeby było miło i żeby się pośmiać (Śmiech). 

Jaka jest recepta na udany dzień Justyny Sokołowskiej?

Na początek śniadanie na słodko i dobra kawa. Celebruję nawet moment robienia makijażu (śmiech)! Sprawdza się też ustalony dzień wcześniej plan dnia. Zauważyłam również, że nie ma dnia, żebym nie rozmawiała z przyjaciółkami o życiu i żebyśmy wzajemnie nie dodawały sobie motywacji i wsparcia w trudnych momentach. Poza tym dzień jest udany, kiedy usłyszę od córki, że jestem najpiękniejsza i najbardziej kochana na świecie, a mam szczęście słyszeć to codziennie! (Śmiech). Uwielbiam ją rozpieszczać – nie mylić z „rozpuszczać“ (Śmiech). 

Przeczytałam, że stara się Pani otaczać „ludźmi którym się chce“. Oznacza to, że lubi Pani ludzi z pasją? 

Tak, mam ogromną słabość do pasjonatów,  pozytywnych wariatów, sportowców, lekarzy, trenerów i coachów, podróżników i wszystkich, którzy pokonują trudności w imię idei oraz pasji. To kolorowe ptaki!

Mam wrażenie, że Radia Kolor słuchają przede wszystkim Panie. Czy się mylę? 

Rzeczywiście, panie stanowią duże grono.  Natomiast cieszy, że od lat mamy stałych słuchaczy także wśród panów, bo przecież bez facetów byłoby w życiu nudno (Śmiech).

Co jest Pani zdaniem największą  siłą Radia Kolor?

Naturalność prezenterów oraz artyści i piosenki, których w żadnej innej stacji nie można usłyszeć. Bardzo często mamy taki feedback od samych słuchaczy. Radio Kolor jest w tej chwili jedyną prywatną rozgłośnią w Warszawie. Panuje tu domowa atmosfera, co zauważają wszyscy, którzy do nas przychodzą. Ta atmosfera przekłada się na antenę, ponieważ my się zwyczajnie lubimy i szanujemy.

Pytanie na koniec. Co najbardziej lubi Pani w tej pracy? Czy wyobraża Pani sobie siebie w innym zawodzie?

20 lat temu nie wyobrażałam sobie, że będę pracować w radiu, a dziś nie wyobrażam sobie, że mogłabym w nim nie pracować! Lubię w swojej pracy to, że mogę dać coś z siebie innym ludziom, zainspirować i w czymś pomóc. Media mają moc i staram się to w umiejętny sposób wykorzystywać.

Materiał archiwalny z dnia 14 grudnia 2017




ADAM BUBIK: "Ważne jest dla mnie szukanie odpowiedniej inspiracji"

ADAM BUBIK: "Ważne jest dla mnie szukanie odpowiedniej inspiracji"


















Fot. BONBON MEDIA

Każda piosenka w jego wykonaniu jest pełna szczerych emocji. Tak, jak ta rozmowa. Przed Wami ADAM BUBIK.

Swoją twórczością reprzentuje Pan mniej tradycyjny gatunek muzyczny - muzykę chrześcijańską. Kiedy po raz pierwszy uświadomił Pan sobie, że to właśnie gatunek, którym chce Pan się dzielić ze swoimi odbiorcami?

Nie nazwałbym swojej twórczości artystycznej jako „muzyka chrześcijańska” (Śmiech.) Nie lubię takiego wyrażenia i trochę sztucznego podziału. Wg mnie istnieje muzyka, która jest wartościowa i którą warto się dzielić z innymi. Muzyka to przede wszystkim przekazywanie pewnych odczuć, emocji, przeżyć, to coś bardzo osobistego i intymnego. Często odczuwam, że mam pewną inspirację, z którą nie potrafię zostać sam i którą muszę przekazać innym, tak najczęściej rodzą się moje piosenki. Często opisuję różne zdarzenia i sytuacje, które dotykają bezpośrednio mnie lub moich bliskich. Oprócz tematów życia, relacji, własnej tożsamości, poruszam również tematy duchowe, które są dla mnie jako osoby wierzącej bardzo istotne i ważne. To część mojego życia, o której nie potrafię nie pisać. Wielu znanych artystów mówi nawet o tym, że każda dobra twórczość miałaby posiadać duchowy przekaz, gdyż bez niego jest w pewien sposób pusta. Nagrywam teraz wiele piosenek opisujących różne ciekawe sytuacje, często bardzo osobiste, jest w nich naprawdę dużo emocji. Te piosenki posiadają zawsze jakieś duchowe drugie dno, ale zdecydowanie nie nazwałbym ich jako „piosenki chrześcijańskie”, bądź „kościelne” :)

Pana piosenki za każdym razem niosą ze sobą przesłanie.  Od tekstu po sam obraz. Ma Pan jedną przewodnią myśl, którą za każdym razem chce Pan przekazać poprzez swoją twórczość?

Nie wiem, czy jest w nich jakaś przewodnia myśl. Nie chciałbym swoimi piosenkami nikogo przekonywać o własnych racjach ani wciskać jakiegoś światopoglądu. Śpiewam o rzeczach dla mnie ważnych i staram się w tym być autentyczny. Każda piosenka jest całkiem inna i w pewien sposób wyjątkowa. Cieszę się szczególnie na premierę nowych singlów w ramach przygotowywanej polskiej płyty z moją autorską twórczością przy współpracy mojego producenta Mirka Stępnia. Każda piosenka to tak naprawdę część mojego życia, to taka opowieść, do której zapraszam odbiorców. Jeżeli ktoś się z tym choćby w mały sposób utożsami, ucieszę się bardzo, ale jeżeli nie, to zrozumiem to bez jakichś wyrzutów, parcia. Rzeczy, które są dla mnie ważne, nie muszą wydawać się istotne dla kogoś innego. Ale być może pewna grupa odbiorców znajdzie w mojej twórczości coś dla siebie, coś, co ubogaci nie tylko ich muzyczny słuch, ale również ich wnętrze :)

Co jest dla Pana najważniejsze w tworzeniu muzyki?

Trudno nazwać tą jedyną rzecz, bo coraz bardziej odnoszę wrażenie, że tworzenie muzyki składa się z bardzo wielu aspektów. Jednak odczuwam, że bardzo istotne jest szukanie odpowiedniej inspiracji albo może raczej wychwytanie jej w odpowiednich momentach. Często posiadam jakieś głębokie przekonanie, że te piosenki nie są tylko ze mnie, że jest coś ponad mną, co staram się w lepszy lub gorszy sposób zapisać, zanotować – czyli skomponować. Często odczuwam nawet pewne ograniczenie natury technicznej, które nie pozwala mi daną myśl wyśpiewać tak całkowicie. Nie wiem, może będzie tak do końca życia. To bardzo ciekawy temat…

Na pewno muszę wymienić tutaj jednak moją żonę, która odgrywa ogromną rolę w mojej twórczości, ponieważ wspiera mnie we wszystkich przedsięwzięciach. Dalej są tutaj moi znajomi, przyjaciele i wszystkie osoby towarzyszące muzycznie – mój producent muzyczny Mirek Stępień, z którym łączy nas naprawdę wiele i genialna paczka chłopaków z zespołu, którzy również wiele dla mnie znaczą.

Mam wrażenie, że takim nieodzownym elementem reprezentowania tego gatunku muzycznego, choćby z racji licznych festiwali chrześcijńskich, jest spotykanie się z ludźmi. Lubi Pan te spotkania? Co jest dla Pana w nich najważniejsze?

Tak, faktycznie. To spotykanie ludzi na koncertach lubię może nawet bardziej niż samo wystąpienie. Każde miejsce jest zupełnie inne, nigdy koncert nie wygląda tak samo, zawsze jest inaczej – i to uczucie kocham. Często są jakieś wywiady, zdarzają się zdjęcia z fankami, ale ogólnie chodzi o spotkanie z wielkim „S”. Koncert to dla mnie przede wszystkim spotkanie z ludźmi, takie muzyczne spotkanie. Zawsze staram się, aby każda osoba na koncercie rozumiała, że cieszę się z jej przybycia i mam nadzieję, że jest to odczuwalne :)

Udział w którym festiwalu chrześcijańskim był dla Pana najważniejszy i dlaczego? Może umiałby Pan wskazać taki, na który lubi najbardziej wracać?

Jak już wspomniałem wcześniej, każdy koncert jest inny, a zarazem wyjątkowy. Nie wiem, czy potrafię określić, który najbardziej lubię. Miło jednak wspominam tegoroczny Festiwal UNITED w Czechach, gdzie graliśmy dla ok. 5 000 osób, nie licząc osób przed ekranami telewizorów w swoich domach (nasz koncert był transmitowany na żywo w pewnej czeskiej telewizji).
Lubię jednak też koncerty bardzo kameralne, są bardziej rodzinne i łatwiej chwycić bezpośredni kontakt z publicznością. Raz zdarzyło mi się grać całkowicie akustycznie (bez kabli i mikrofonów) w Herbaciarni LAJA w Cieszynie, to było bardzo miłe doświadczenie :)

Czym takie przedsięwzięcia różnią się od "zwyklych" koncertów?

Chyba najbardziej ilością osób i specyficznym klimatem, który jest charakterystyczny dla dużych festiwali. Jest zupełnie inaczej. Stoisz na scenie i nie widzisz niczego poza pierwszymi trzema rzędami i ostrym światłem reflektorów. Wydawałoby się, że nie ma nikogo w tyle albo że nie jesteś na tyle interesujący, aby cię słuchał. To jest jednak tylko złudzenie. Często stoi ktoś z boku, w tyle i również jest częścią koncertu, może nawet bardziej niż skaczące osoby w pierwszym rzędzie. To sztuka, żeby umieć komunikować z „masą”, a zarazem podejść do każdego w pewien sposób osobiście. To dosyć trudna sprawa i sam się tego teraz pokornie uczę.

Gdybym miała wskazać Pana utwór, który najbardziej mi się podoba, bez wahania wybrałabym "Nie boję się". A Pan, którą swoją piosenkę lubi najbarzdziej? Od strony wokalnej, podczas wykonwywania którego utworu najlepiej Pan się czuje?

Piosenka „Nie boję się” jest faktycznie bardzo fajna. Lubię nawet wakacyjny teledysk do tej piosenki, którego reżyserem jest Marek David, którego postrzegam jako osobę mającą niezmierzony potencjał.

Wszystkie moje nowe piosenki lubię (nawet część tych starych). Ostatnio jednak jakoś lepiej się czuję w tych bardziej popowo-folkowych, gdzie nie odnoszę wrażenia, że przygniata mnie mięsista muzyka zza moich pleców, ale wręcz odwrotnie, gdzie wokal jest wyeksponowany, a muzyczna otoczka jest jedynie kołdrą, na której mogę się luźno oprzeć. W takim klimacie nagrywam najnowsze piosenki, której swym odbiorcom przedstawię późną jesienią br.

Która z piosenek na koncertach spotyka sie z najwiekszym aplauzem?

Zdecydowanie „W zasięgu twych rąk”. Pomimo tego, że tą piosenkę niektórzy postrzegają jako „kościelną” i to nie tylko dlatego, że teledysk był kręcony w kościele :), to wiele osób ją lubi – wierzących i niewierzących. Dzieje się tak prawdopodobnie ze względu na chwytliwy refren „whooo...”, który każdy po paru sekund bezproblemowo złapie.
Ogólnie jednak odnoszę wrażenie, że ludziom podobają się wszystkie albo na pewno zdecydowana większość moich piosenek. Mówię tutaj znów o pewnej grupie odbiorców, bo jestem sobie świadomy faktu, że swoją twórczością nie jestem w stanie trafić do wszystkich – zresztą tak samo jak każdy artysta.

Wykonuje Pan tylko swoje piosenki, czy tak, jak wiele artystów, czasem coveruje Pan znane już utwory? Jeśli tak, proszę wskazać swój ulubiony cover.

Szczerze? Bardzo nie lubię coverować piosenek. Wielokrotnie już próbowałem takie rzeczy, ale nie czuję się w tym dobrze i nie lubię tego. Może również dlatego, że z niewielu piosenkami innych wykonawców potrafię się w pełni utożsamić. Czasami zdarza mi się wykonać jakiś cover, ale wolę tego unikać. To był pewien z głównych powodów, dlaczego zacząłem pisać swoje piosenki, bo wtedy mogę w pełni wyrazić siebie.

Choć muzyka cały czas nam się przewija przez rozmowę, zdecydowanie nie jest jedynym tematem, o którym możemy rozmawiać. Od pewnego czasu nagrywa Pan video - vlogi, które moim zdaniem, dzialają też jako pewnego rodzaju motywator. Czy "vlogovanie" było Pana pomysłem, a może ktoś Pana namówił?

(Śmiech.) Czekałem na to pytanie.
Chyba nie czuję się vlogerem. Nie sądzę, żebym nawet był w tym jakiś zaskakująco dobry. Czasami jednak w moim życiu zrodzi się pewna myśl albo ma miejsce jakaś zwyczajnie niezwyczajna sytuacja, o której chcę powiedzieć również swoim odbiorcom. Na koncertach albo w wywiadach jest często na to mało czasu i przestrzeni, by dzielić się takimi rzeczami – stąd vlogi.

Osoba, która vloguje, czasami nawet juz automatycznie, dostaje łatkę "youtubera". Czuje Pan się youtuberem zatem? (Śmiech.) 

Na pewno nie! (Śmiech.) Raczej traktuje tą sprawę bardzo okazyjnie i praktycznie cały swój czas poświęcam muzyce.

Myślał Pan o nagraniu vloga z koncertu, bądź przygotowań muzycznych?

Myślałem :)

O czym kolejna odsłona?

Tego na razie nie wiem, zobaczymy. Zapraszam do obserwowania mojego kanału youtube :)

Warto na koniec wspomnieć tez o Pana nowej roli, a mianowicie - spikera telewizyjnego w NOE TV (CZ). Jak czuje sie Pan w obliczu nowego wyzwania?

WOW! To bardzo świeży temat. Nigdy nie pomyślałem, że kiedyś będę spikerem w telewizorni. To kolejne, mam nadzieję pozytywne, zaskoczenie w moim życiu. Faktycznie już wielokrotnie miałem okazję przemawiać ze sceny, prowadzić różnego typu warsztaty, szkolenia itp., ale nigdy jak dotąd nie miałem okazji spikerować programu telewizyjnego. To dla mnie całkowicie nowe doświadczenie, z którym tak naprawdę dopiero się obywam. Czeka mnie jeszcze długa droga. Ale cieszę się z tej wyjątkowej okazji, tym bardziej, że jest to program muzyczny skierowany dla młodzieży, więc temat mi bardzo bliski. Jestem wdzięczny, że mogłem podjąć się tej współpracy i potraktować ją jako dobrą okazję do kolejnego rozwoju :)

Czy ta współpraca przewidywana jest na dłużej? Jak Pan został przyjęty przez ekipę?

Myślę, że na dłużej. Choć sam program jest nowy i wszystko się stopniowo rozwija. Wydaje mi się jednak, że posiada niezły potencjał i duże szanse na przetrwanie. Przez ekipę zostałem przyjęty bardzo ciepło i przyjaźnie, może również z tego względu, że grałem już parę razy w różnych żywych transmisjach w tejże telewizji, więc już przez dłuższy czas zachowujemy przyjazne stosunki :)

Na koniec, proszę  opowiedzieć w kilku słowach o najbliższych planach zawodowych.

Na pewno koncerty świąteczno/zimowe i nagrywanie kolejnych piosenek, które zaowocuje wydaniem płyty. Kiedy płyta będzie tego jeszcze dokładnie nie wiem, ale systematycznie brnę w tym kierunku. Co jakiś czas będę dalej wypuszczał pojedyńcze single w sieci, aż uzbiera się ich tyle, że wydam oficjalną płytę. Nie chcę tego procesu przyspieszać, bo do wszystkiego potrzebny jest czas, nie chcę w żaden sposób wywijać niezdrowego napięcia w tej kwestii. Myślę, że ważne, aby wszystko odbyło się stopniowo :)

Materiał archiwalny z dnia 13 grudnia 2017 do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Cemtrum Informacji