niedziela, 19 listopada 2017

Anna Haba: „Teatr jest dla mnie ważny“

Anna Haba:  „Teatr jest dla mnie ważny“ 



























Fot. Marek Zimakiewicz

Anna Haba, aktorka teatralna i telewizyjna. Odtwórczyni roli charakternej Lidki w „Na Sygnale“. Rozmawiamy o początkach, fenomenie seriali medycznych i fachowej terminologii.

Zastanawiałam się, od czego zacząć naszą rozmowę. Najprościej, jeśli zaczniemy od… początku. Kiedy po raz pierwszy uświadomiła sobie Pani, że aktorstwo jest tym, co chce Pani robić w życiu?

Takim decydującym momentem była wizyta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Byłam wtedy w liceum. Oglądaliśmy spektakl "Saragossa" w reżyserii Tadeusza Bradeckiego i "Kartotekę" w reyserii Kazimierza Kutza. Totalnie pochłonęla mnie magia teatru, znakomitego aktorstwa, scenografii, kostiumów. Chciałam współtworzyć tę magię, której dałam się uwieść. Duże wrażenie zrobił też na mnie serial "Twarze i maski" w reżyserii Feliksa Falka, który pokazywał życie aktorów i teatru od kulis.

Aktorstwo było jedną z alternatyw na życie, czy miała Pani także inne pomysły? Proszę opowiedzieć o najciekawszych…

Gdyby nie udało mi się dostać do szkoły teatralnej myślałam alternatywnie o polonistyce, psychologii, dziennikarstwie, ale mimo, że nie dostawałam się do szkoly cztery lata z rzędu nie zamieniłam aktorstwa na nic innego

Czy już jako dziecko przejawiała Pani zainteresowanie tym zawodem, występując np. w szkolnych przedstawieniach lub kółku teatralnym? 

Szkolnych przedstawień i kółek teatralnych unikałam jak ognia, za bardzo zjadała mnie trema i wtedy nie  specjalnie  pociągały mnie szkolne teatry. Natomiast przez 11 lat tańczyłam w Zespole Tanecznym Flik w Sandomierzu pod okiem wspaniałych ludzi sztuki - Zdzisławy i Marka Harańczyków. To był pierwszy i bardzo dla mnie ważny kontakt ze sceną i sposób na wyrażanie siebie poprzez taniec.

Pani dorobek teatrlany jest imponujący, m.in za sprawą ról w Lubuskim Teatrze. Czy tak, jak dla wielu aktorów, dla Pani również teatr jest miejscem ważnym?

Teatr jest dla mnie bardzo ważny, to moje pierwsze miejsce zawodowej pracy i w tym roku mija 10 lat od mojej pierwszej premiery. To był spektakl muzyczny "Ania z Zielonego Wzgórza" w reżyserii Jana Szurmieja w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Teatr to przede wszystkim spotkanie z widzem, którego obecność czuć na każdym spektaklu, jego emocje, wzruszenie. Dla nas aktorów to tez ważne spotkanie z literaturą klasyczną, współczesną, różnymi gatunkami od komedii po dramat. Praca z reżyserem i partnerami scenicznymi nad rolą, która rodzi sie podczas prób i rozwija przy każdym następnym spektaklu.

W jakich spektakalch obecnie można Panią oglądać?

Ostanio można mnie zobaczyć w spektaklach "Dżama. Arabska noc" w reżyserii Pawła Kamzy, "Siostrunie" i "Ach! Odessa - Mama" w reżyserii Jana Szurmieja.

Spotykam się często z opinią, że teatr daje możliwość improwizacji. Przed kamerą podobno nie ma aż takich możliwości na  dodanie „czegoś od siebie“. Jak to jest w Pani przypadku? Gdzie Pani najczęściej improwizuje?

Improwizacja to przede wszystkim spontaniczność. Każde pierwsze podejście to danej roli, sceny dzieje się w oparciu o improwizacje czyli coś nie ustawionego, z góry wyreżyserowanego. Przed kamerą jest podobnie. Aktor cały czas daje "coś od siebie". To rodzaj propozycji aktora, tego jak on czuje daną scenę, od tego zawsze wychodzimy w próbach kamerowych. Pózniej w porozumieniu z reżyserem, operatorem kamery, partnerami możemy korygować dane sceny.

Chciałabym jednak przejść do tematu  serialu „Na sygnale“, w którym pojawia się Pani od marca 2017 w roli Lidki. Jak została Pani przyjęta na planie?

Na planie zostalam przyjęta bardzo życzliwie. Dołączyłam zupełnie nowa, obca do ekipy, która pracuje ze sobą kilka lat, ale w ogóle nie dano mi odczuć, że w jakikolwiek sposób od nich odstaję. Przyjęli mnie do serialowej rodziny jak swoją. (Śmiech.)

Pani bohaterka to postać specyficzna. Stanowcza i uparta. Nie daje sobie w kaszę dmuchać.  Zaskarbiła już sobie sympatię wielu widzów. Pani też zdążyła polubić już Lidkę?

Polubiłam ją od samego początku!!! Jest charakterna, temperamentna, spontaniczna. Aktorzy lubia grać takie postaci.

Uważa Pani, że polubienie postaci, którą za zadanie ma kreować aktor, uatwia wcielanie się w bohatera? 

Na pewno postać trzeba poznać, zrozumieć, nadać jej odpowiedni rys. Nidgy nie zastanawiał sie czy polubienie jej pomaga w budowaniu roli, bo ja lubie wszystkie swoje bohaterki.  A nawet jeśli nie da sie jej polubić, bo nie po drodze nam z jej sposobem bycia, charakterem, to mozna polubić proces poszukiwania w sobie cech, których nie akceptujemy. Taki rodzaj terapii na własnym organiźmie.

Czy Panią łączy coś z Lidką? Albo może Pani „podarowała“ jej jakąś swoją cechę charakteru?

Na pewno obie jesteśmy temperamentne, charakterne, uparte. Ale znacznie częściej niż Lidka potrafię ugryźć się w język (Śmiech.)

Czy w ramach przygotowania do roli w serialu „Na Sygnale“ musiała Pani przejść szkoleniemedyczne? Nabycie jakich umiejętności okazało się koniecznością?

Nie przechodziłam żadnego szkolenia. Wszystkiego uczymy się na planie przed ujęciem, a niektóre czynności jak tzw. parametry (ciśnienie, cukier, saturacja), wkłucie, podłączenie kroplówki wykonujemy tak często, że nie sa już dla nas trudnością. Wszystko oczywiście jest "markowane", magia ekranu.

Seriale tego typu wiążą się również z fachową terminologią. Jak radzi sobie Pani z przyswajaniem nazewnictwa medycznego?

Nie ma innej metody niż uczenie się na pamięć. Jeżeli wyraz jest wyjątkowym wyzwaniem zapamiętujemy przez skojarzenia.

Jaka była najtrudniejsza do zapamiętania zbitka słów, którą musiała Pani przyswoić? 
(najtrudniejszy termin medyzcny)

Mnie na szczęście, póki co ominęły takie "kwiatki", ale słyszalam anegdoty o ściągach przyklejanych gdzie się da.

Seriale o tematyce lekarskiej są jednymi z najbardziej lubianych wśród widzów. Jak Pani myśli, dlaczego? Wasz serial pomaga i edukuje. To zostało udowodnione kilkukrotnie…

Myślę, że ciekawi tajemnica tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami gabinetów lekarskich, sal operacyjnych. Co do kwestii edukacyjnej to sama też się dużo uczę o objawach różnych schorzeń, profilaktyce. Dobrze mieć taką wiedzę na wszelki wypadek.

Przejdźmy jednak do…mediów społecznościowych. Od jakiegoś czasu jest Pani bardzo aktywna m.in na Instagramie. Sama uwierzyła Pani w siłę internetu, czy ktoś Panią przekonał?

Instagram czy Facebook traktuje bardziej jako rozrywkę i po części promocję tego, czym aktualnie sie zajmuję, ale nie zarzucam internetu informacjami o sobie, nie mam takiej potrzeby. Ważna jest dla mnie sfera prywatności, którą zachowuję tylko dla siebie i moich najbliższych.

To również możliwość dobrego kontaktu z sympatykami. Idąc za ciosem - jakie jest najczęstsze pytanie, jakie zadają Pani internauci?

Najcześciej dostaję prośby o zdjęcie z autografem i miłe słowa o roli Lidki :)

Jak zapowiada się dla Pani jesień pod względem zawodowym? Gdzie będzie można Panią zobaczyć?

W listopadzie wracamy na plan serialu "Na sygnale". W teatrze natomiast zaczynamy próby do spektaklu "George i Ira Gershwin" w reżyserii Jana Szurmieja, którego premiera planowana jest w sylwestrowy wieczór.

Ostatnie pytanie chciałabym jednak poświęcić...czytaniu. Wakacje dopiero się skończyły, a są wspaniałym momentem do nadrobienia czytelniczych zaległości. Jaką książkę przeczytała Pani ostatnio? Jaki tytuł poleciłaby Pani naszym czytelnikom?

Kiedy jest się mamą aktywną zawodowo to czasu na czytanie dla własnej przyjemności pozostaje niewiele. Ostatnio najczęściej czytam dziecęce książeczki, a zawodowo scenariusze (Śmiech.)  Książka, którą polecam zawsze to "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa jest ponadczasowa, magiczna. Pamiętam, że przeczytałam ją jednym tchem. Z ostatnich lektur bardzo polecam również "Good night, Dżerzi" Janusza Głowackiego oparta na wątkach biografii Jerzego Kosińskiego.

Materiał archiwalny z dnia 19 listopada 2017

Biały: " Błędy popełnione wcześniej traktuje jako schody do kariery"

Biały: " Błędy popełnione wcześniej traktuje jako schody do kariery"





















Z raperem Białym rozmawiała Mariola Morcinková.

Nie jest to nasza pierwsza rozmowa. Mieliśmy przyjemność rozmawiać krótko po Twoim udziale w MBTM – Tylko Muzyka. Upłynęło sporo czasu. Powiedz na początek, co od tego momentu zmieniło się w Twoim życiu?

Tak, to prawda, pamiętam Cię i wiem że udzialełem kiedyś Tobie wywiadu w Cieszynie. Zmieniło się wiele, lecz jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to fakt że jestem z dobre 10 kg chudszy (śmiech). Jestem pewien ze dużo o moich zmianach w życiu będzie można posłuchać na mojej nadchodzącej płycie "Emocje".


Jak najprościej, w kilku słowach określiłbyś zmiany, które od tego czasu zaszły w Twojej muzyce? Czym różni się Twoja teraźniejsza twórczość od tej z lat ubiegłych?

Jestem pewny że mam bogatszy zasób słów niż kiedyś, w inny sposób składam rymy oraz rapuje znacznie szybciej i lepiej niż kiedyś. Brzmienie muzyczne jest na dużo wyższym poziomie . Mam na myśli to że muzyka jest o wiele bogatsza a nie zrobiona na dwa dźwięki. Tutaj oczywiście nie mogę sobie przypisać zasług ponieważ odpowiedzialni za muzykę są rózni ludzie produkucjący bity ale i tak w największej części do świetnej muzyki i jego brzmienia przyczynił się Marcin Kindla.


Przedstawiciele tego gatunku muzycznego mają często tendencję do odcinania się po pewnym czasie od tego, co kiedyś zrobili. U Ciebie sprawdza się taka teoria? Masz piosenkę, której powstania żałujesz? 

Staram się niczego nie żałować a błędy popełnione wcześniej traktuje jako schody do kariery.Nic nie dzieje się bez przyczyny ( tak sobie to tłumaczę) Zrobiłem płytę całkiem inną ale nie uważam abym jakoś odciął się od swojego stylu. Nie chcę stać w miejscu i powielać czegoś co już było. Zależy mi na rozwoju, nie tylko w muzyce ale także w życiu.

Nie rozmawiajmy jednak tylko o tym, co było, lecz także o tym, co jest obecnie. Właśnie na światło dzienne wyszedł Twój nowy singiel „Powiedz prawdę“ ft. Marcin Kindla. To nie Twoje pierwsze muzyczne spotkanie z Marcinem. Opowiedz o początkach Waszej współpracy. Kiedy się poznaliście?

 Z Marcinem pierwszy raz poznałem się w Jego studio kiedy dogrywałem się gościnnie młodej artystce Kamili, na jej debiutancką płytę. Marcin już wcześniej mnie obserwował w talent show oraz znał kilka moich wcześniejszych numerów które nagrałem będąc jeszcze w podziemiu. Widział,że od tego czasu zrobiłem postępy i pozwolił mi u siebie nagrać pierwszy legalny singiel " Ta chwila" ba... zrobił muzykę dla mnie plus zadbał o to aby Universal Music Polska ten singiel usłyszał. Singiel się spodobał i dzięki temu ,oraz dzięki  Marcinowi podpisałem kontrakt płytowy.

Jak wspominasz Waszą współpracę nad piosenką „Powiedz prawdę“?

 Pamiętam, że zadzwoniłem do Marcina i opowiedziałem mu co mnie gryzie. Powiedziałem, że mam pomysł na utwór i że chciałbym żeby zrobił do tego muzykę. Nie musiałem długo czekać bo podkład muzyczny od Marcina dostałem bardzo szybko. Ułożyłem tekst następnego dnia  i wiedziałem że Marcin Kindla będzie idealnie pasował do refrenu. Jestem dumny z tego że się dograł i czuję się zaszczycony samym faktem że tak bardzo mi pomógł w karierze muzycznej. Często to powtarzam że gdyby nie on , nie byłbym w tym miejscu w którym jestem teraz. Nie chodzi tylko o muzykę bo Marcin wspierał mnie wiele razy w sprawach życiowych. To mądry i dojrzały człowiek który ma bardzo pukładane w głowie. Oprócz tego ma świetne poczucie humoru które ja w pełni kupuję.

Czy wymieniony utwór można nazwać singlem promocyjnym płyty „Emocje“, która obecnie jest w przygotowaniu?

Tak jak najbardziej.

„Emocje“ – tytuł, który można interpretować na wiele sposobów. Jaka jest ta właściwa interpretacja? Tytuł był Twoim pomysłem, czy ktoś Cię zainspirował do użycia tej nazwy?

Zainspirowały mnie w sumie trzy rzeczy. Pierwsza to ta w której przeczytałem obszerny atykuł o sobie na głownej stronie INTERII. Tytuł brzmiał " EMOCJONALNY RAP " a komentarze głównie sprowadzały się do tego że wywołuje dużo emocji swoimi utworami. Druga rzecz to  ta gdzie zarzuca się mi że za bardzo bazuje na emocjach ludzkich ( śmiech ) To mnie właśnie utwierdziło w tym że  taki album chce nagrać. Trzecia rzecz jest najbardziej osobista. Nagrywanie tej płyty i całą drogę jaką przeszedłem abym miał szansę nagrać ten album wywoływała u mnie skrajnie różniące się od siebie emocje.

Kiedy premiera? 

W tym roku.

Co było dla Ciebie najważniejsze podczas tworzenia krążka? Jak długo trwały prace?

Dla mnie najważniejsze było to aby ten album był od początku do końca taki jaki ja chcę. I tak też właśnie jest. Wszystkie podkłady wybrałem ja , zaprosiłem wszystkich tych artystów z którymi chciałem nagrać . Nie ukrywam że płyta tematycznie też mi bardzo odpowiada i szczerze mówiąc jestem z niej bardzo dumny. Zaznaczam że płyta "Emocje " to nie tylko sam Biały ale także cały sztab ludzi z MAMAMUSIC STUDIO którzy pracowali nad tym albumem. Wszyscy włożyliśmy w tą płytę całe swoje serce i cieszy mnie to że takich ludzi spotkałem na swojej życiowej drodze.

Wiem, że do wykonania wspólnego utworu zaprosiłeś Perłę z programu „Bitwa na głosy“. Jak  tworzenie tego kawałka wyglądało?

 Mimo że nagrywaliśmy bardzo smutny i osobisty utwór to z Perłą może być tylko wesoło.
  Lubimy się bardzo i rozumiemy, nie tylko na płaszczyźnie muzycznej ale też tej życiowej.
  Karolina to zdolna dziewczyna posiadająca imponująco silny głos, ma świetny słuch  muzyczny a co najważniejsze, ma świetne obycie ze sceną. To zdrolna i pracowita dziewczyna. Lubie dziewczyny które znają swoją wartość, posiadają własne zdanie i wiedzą czego chcą.... taka jest właśnie Perła.


 Planujecie kontynuację współpracy?

Myślę, że my nawet tego nie musimy planować ponieważ my to już wiemy nie planując tego (śmiech)

Kogo oprócz niej zaprosiłeś do wykonania wspólnego utworu na „Emocjach“?

Tego na ten moment nie chcę jeszcze zdradzać. Jedynych artystów których wymieniłem wcześniej to raper Dono z legendarnego składu TEWU, Marcin Kindla świetny artysta i kompozytor oraz Perła która wychwalałem wcześniej. Inni artyści którzy pojawili się gościnnie mogą wielu zaskoczyć.

Które emocje są dla Ciebie najważniejsze w życiu?

Te które przeżywa mój syn. Jego emocje są moim emocjami.

Mam wrażenie, że przekazywanie emocji jest jednym z najważniejszych celów Twojej twórczości. Nie mylę się? 

Nie, dokładnie tak jest jak mówisz

Odchodząc trochę od tematu płyty, chciałabym byś w kilku słowach wspomniał o swoim koncercie w Czechowicach – Dziedzicach z zespołem Hendon. Czy ten band jest dla Ciebie inspiracją? Czym najczęściej inspirujesz się tworząc swoją muzykę?

Inspirują do tego aby kochać muzykę a nie kochać pieniądze. Kapela Hendon to ludzie którzy grają wiele lat i nie wyobrażają sobie życia bez muzyki. Są w pełni profesjonalni w tym co robią i jak dla mnie jest to zespół który zasługuje na ogromny szacunek. Mam bardzo wiele inspiracji i pewnie zanudziłbym Ciebie nimi. Najcześciej inspirują mnie moje niepowodzenia w życiu, wtedy pisze najlepsze teksty (smiech)

Ostatnie pytanie chciałabym poświęcić jednemu z miast, które reprezentuje nasz portal. Mianowicie, chciałabym zapytać o Cieszyn. Z tego, co wiem, miałeś sesje zdjęciowe w Cieszynie, a nawet nasz pierwszy wywiad odbył się w tym mieście. Jakie masz wspomnienia z tym miastem? Może zagrasz tu wkrótce?

- Tak, w Cieszynie robił mi niejedną sesję zdjęciową mój przyjaciel Rafał Ćmiel. Z tym miastem mam bardzo wiele dobrych wspomnień. Lubię to miasto bardzo i jest mi w pewnym sensie bliskie. Skończyłem w tym mieście ostatnią klasę średniej szkoły gastronomicznej. Byłem też kiedyś kierowcą ,który dostarczał obiady pacjentom szpitala w Cieszynie. Grałem koncerty w Waszym mieście i byłem także jurorem na wyborach Miss. Uczestnicziłem kiedyś w bitwie freestylowej na której wypatrzył mnie Sławomi Ostrzuszka. To facet który po programie MBTM także się do mnie odezwał i ogarnął mi bardzo wiele waznych dla mnie koncertów i nie tylko. Pamiętam że wymagał ode mnie bardzo wiele co bardzo ukrzałtowało mój charakter. Nie wiem czy wiesz ale byłem też pod samą sceną na koncercie rapera Tede który występował na Święcie Trzech Braci. Czasami też odwiedzam Wasze miasto gdy zastępuję mojego przyjaciela Lucjana na trasie. Macie ładne dziewczyny w drogeriach tak swoją drogą (smiech). 

Materiał archiwalny z dnia 17 listopada 2017 do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Cemtrum Informacji

sobota, 18 listopada 2017

Jan Nowicki: "Aktorstwo? W tym zawodzie trochę mi się powiodło"

Jan Nowicki: "Aktorstwo? W tym zawodzie trochę mi się powiodło"


















Jan Nowicki był gościem w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Bez granic“. W kawiarni AVION/NOIVA, po czeskiej stronie Olzy spotkał się z czytelnikami i opowiedział o swoich książkach – „Dwaj Panowie“ i „Białe Walce“. Udzielił też wywiadu.


Spotykamy się w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Bez granic“. Mam wrażenie, że tego rodzaju przedsięwzięcia jednoczą ludzi i kulturę. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.
Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, natknęłam się na określenie „były aktor“ w stosunku do Pana osoby. Co ciekawe, nikt tak Pana nie nazwał. Pan sam tak zwykł mówić o sobie. Kiedy pierwszy raz określił Pan siebie w ten sposób?
Kiedy byłem młody, postanowiłem, że zawód ten będę uprawiał do 40tego roku życia. Mijały jednak kolejne lata, a ja dalej grałem. Fakt, że nazwałem siebie byłym aktorem bierze się stąd, że uświadomiłem sobie, że nie dokonałem najlepszego wyboru. Powinienem zajmować się pisaniem. W tej chwili wydaję moją siódmą książkę. Książki są czytane i to mnie pociąga. Wiadomo jednak, że wyżyć się z tego nie da, więc także jestem aktorem. Zwłaszcza, że w tym zawodzie trochę mi się powiodło.
Czy trafnym w takim razie jest stwierdzenie, że o wiele bliżej Panu w tym momencie do pisania książek, niż do aktorstwa?
Zdecydowanie tak. Pisaniu poświęcam bardzo dużo czasu. To nie tylko książki, ale też kolędy, piosenki. 10 lat zajmowałem się zawodowo felietonistyką. To nie zabawa aktora w pisanie.
Pana dzisiejszym powodem przyjazdu do Cieszyna jest właśnie spotkanie z czytelnikami. Dotyczyć ono będzie dwóch tytułów z Pana dorobku pisarskiego. Książek „Dwaj Panowie“ i „Białe Walce“. Umiałby Pan określić, która z tych książek jest dla Pana ważniejsza?
To dwie zupełnie inne książki. „Dwaj Panowie“ to książka składająca się z dwóch tomów. Są to listy do zmarłego przyjaciela, Pana Piotra Skrzyneckiego.
„Białe walce“ to moja pierwsza powieść. O tyle dla mnie ważna, że przez okres jej pisania zaprzyjaźniłem się ztymi  ludźmi, że prawdę mówiąc, nikt nie byłby mi już potrzebny do towarzystwa, tylko właśnie oni.
„Dwaj Panowie“ to książka wyjątkowa, której wydaniem chciał Pan zignorować niebotyczną odległość pomiędzy dwoma światami. To listy niezwykłe do Piotra Skrzyneckiego. Co w powstaniu tej książki było dla Pana najbardziej istotne?
Tych listów nie zamierzałem nazywać książką. Fakt, że wyszły w formie książki, spowodowany jest ogromnym zainteresowaniem czytelników. Przekrój zaproponował mi pisanie felietonów. Pomyślałem wtedy, że mogłyby to być listy do zmarłego przyjaciela. Bezpośrednią inpisarcją do tego nie były ambicje literackie, tylko tęsknota za przyjacielem. Tęsknotę tę chciałem spacyfikować, oswoić. Udało mi się to. Przez 5 lat miałem poczucie, że on żyje. Mieliśmy bezpośredni kontakt, spowodowany faktem pisania do siebie listów.
Kiedy pojawił się u Pana pomysł wydania książki „Dwaj Panowie“, wiedział Pan od początku, że chce przedstawić ją w formie listów do Pana Piotra? Nigdy nie pomyślał Pan o tym, by były to po prostu opowiadania?
Wszystkie gatunki literackie się splatają. Od dłuższego czasu piszę książkę, w której tak naprawdę pojawia się wszystko. Od piosenki, po opowiadanie. Zabiegam tylko o to, by były to formy w miarę krótkie. Czas galopuje, ludzie odzwyczaili się od pisania. Trzeba więc trafić do nich m.in przez to, by np. druk był większy.
Czy „Dwaj Panowie“ można nazwać książką dla Pana wyjątkową? Mam wrażenie, że tak…
Tak. Płynęła z serca, jest mi bardzo bliska. Powstawała w ciągłym pędzie, praktycznie cały czas w drodze. Bardzo się przy tym napracowałem, byłem zdenerwowany, czy przekaz trafi do czytelnika. Na szczęście trafił.
Jednak przejdźmy do książki „Białe Walce“. Do jakich czytelników jest ona skierowana?
Wzruszają mnie ludzie starzy, chciałem ich rozśmieszyć. Dać im poczucie, że życie się jeszcze nie skończyło, że wszystko przed nimi, a starość potrafi być także zabawna. Jestem już w tym wieku, że bardziej zaczynam znać się na starości, a mniej na kobietach. (Śmiech.)
To połączenie powieści, podróży, humoru i zadumy nad życiem człowieka. Czym inspirował się Pan pisząc tę książkę?
Pojechałem do Ciechocinka. Zamieszkałem w Hotelu Zdrojowym numer cztery, i od razu, po kilku dniach, zorientowałem się, że wszystko, co pisze się (zwłaszcza w tekstach satyrycznych), na temat tego miasta, to głupoty. Ja pokochałem to miejsce.
Tego rodzaju spotkania pełne są pytań. Czy może mógłby przytoczyć Pan na koniec takie, które najbardziej utkwiło Panu w pamięci, przez swoją wyjątkowość?
Nie przypominam sobie. Muszę pokonać u ludzi nadmierną chęć rozmawiania z aktorem. Na koniec przytoczę anegdotę. W Poznaniu, (Biblioteka Raczyńskich), widniał plakat, na którym był Bohumil Hrabal, a obok, stosownie mniejszy plakat z podpisem: „spotkanie z Janem Nowickim“. (Śmiech.)

Serdecznie dziękuję za spotkanie, poświęcony czas i rozmowę. To był dla mnie zaszczyt i piękne zawodowe doświadzczenie.
Materiał archiwalny z 5 listopada 2017 do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Cemtrum Informacji

Jak zostać mentalistą? [WYWIAD]

Jak zostać mentalistą? [WYWIAD]


























Aktor i mentalista, Łukasz Płoszajski w rozmowie z Mariolą Morcinková.

Jesteś chyba pierwszym w Polsce aktorem – mentalistą. Jak się z tym czujesz?

Dziekuję, bardzo dobrze. Pamiętam, że premiera mojego pierwszego eksperymentu zbiegła się z 75 leciem wydziału aktorskiego łódzkiej Filmówki i pytań kolegów -  jak ja to robię, nie było końca. Wielu kolegów aktorów  występuje np w kabarecie, lub śpiewa,  mnie jednak zależy na tym żeby pokazać w naszym kraju zupełnie inny wymiar rozrywki.

Już nawet nazwa Twojej oficjalnej strony na Facebooku została wzbogacona o to słowo. Masz świadomość tego, że wkrótce możesz być kojarzony przede wszystkim właśnie z eksperymentami, a dopiero później z aktorstwem? Nie odnosisz wrażenia, że Twój pierwotny zawód schodzi na drugi plan?

Nazwa została zmieniona, bo i moje życie zawodowe się wzbogaciło. Nie zamierzam jednak rezygnować ani z pracy w TV, ani z pracy w Teatrze, gdzie wciąż występuję. Prawda jest taka, że Haker Umysłu w tej formie, w której istnieje dotychczas, to dopiero początek moich planów z nim związanych. A to, że coraz więcej osób kojarzy moje eksperymenty bardzo mnie cieszy i świadczy o dużym zainteresowaniu moim pomysłem. Praca aktora to z kolei wieczne czekanie na telefon i choć jestem dość zajęty, zawodowo wciąż jestem głodny nowych propozycji.

Nie dość, że jesteś aktorem i mentalistą, to jeszcze za sprawą „HU“ stałeś się  także yutuberem. W czym według Ciebie tkwi potencjał Twojego programu?

Nie jestem tradycyjnym youtuberem i mój kanał też znacznie odbiega od tego co można tam zobaczyć. Tę platformę traktuję jak możliwość pokazania innym mojej pasji. Cieszę się, że coraz częściej ludzie przestają myśleć, że moje eksperymenty są udawane a coraz częściej zaczynają się zastanawiać, jak to jest możliwe. Potencjał tkwi właśnie w inteligentej rozrywce, która znacznie odbiega od tego wszystkiego co do tej pory było znane w naszym kraju. Tu nikt nic nie udaje, nie odgrywa żadnych ról. Oprócz tego praktycznie wszystkich ludzi, bez znaczenia na pochodzenie lub status społeczny, interesują rzeczy niezwykłe, tajemnicze jak również potencjał, który tkwi w naszym umyśle. Cieszę się tylko, że żyję w XXI wieku a nie kilkaset lat wcześniej bo wówczas, pokazując takie zdolności z pewnością spalono by mnie na stosie. 

Do eksperymentów zapraszasz różnych ludzi. Czasem są to osoby poznane zupełnie przypadkiem, a czasem koledzy z planu. Przeważnie są to Twoje wybory, (zwłaszcza jeśli chodzi o kolegów z planu), czy jest tak, że ktoś prosi Cię, że chce u Ciebie wystąpić?
Wiele osób chce to poczuć na własnej skórze, chce sprawdzić czy z nimi też mi się tak uda jak z bohaterami moich filmów. Coraz częściej daję też pokazy na żywo dla różnych zorganizowanych grup. Są też tacy uczestnicy, którzy specjalnie przyjechali z Warszawy do Wrocławia żeby wziąć udział w moim eksperymencie. Podczas ostatnich nagrań do wzięcia udziału zaprosiłem m.in Anetę Zając ponieważ marzył mi się eksperyment na planie  i został on zrealizowany przy pomocy scenariusza pierwszego odcinka naszego serialu. Myślę, że i dla nas i dla wszystkich fanów jest to wyjątkowe video.

Osoby, które biorą udział w Twoich eksperymentach wierzą w ich powodzenie od samego początku, czy pojawiają się również takie, nieco sceptycznie nastawione? Czy kiedy ktoś nie wierzy  w 100% w powodzenie, praca staje się trudniejsza?

Uczestnkami kieruje przede wszystkim ciekawość jak również sceptycyzm i doskonale ich rozumiem, bo sam jestem sceptykiem i racjonalistą i non-stop powtarzam, że sam nie posiadam żadnych nadprzyrodzonych mocy ani w istnienie żadnych z nich nie wierzę.

Pamiętam show dla jednej z firm branży IT. Widownia była od początku zainteresowana, jednak było czuć w powietrzu powątpiewanie. Po pierwszym eksperymencie dotyczącym zjawiska telepatii w którym wzięła udział cała sala, zapanowała cisza jak makiem zasiał. Powątpiewanie zamieniło się w zdumienie, które narastało z każdą kolejną chwilą. To tak naprawdę ludzie są bohaterami mojego widowiska, a ja pozwalam im odkryć potencjał ich własych umysłów.

W chwili obecnej występujesz na imprezach zamkniętych. Który z Twoich eksperymentów jest najbardziej lubiany?

Każdy z pokazów jest przygotowany dokładnie z myślą o konkretnej widowni ponieważ każda widownia ma inne oczekiwania. Wszyscy jednak bez wyjątku uwielbiają te momenty, kiedy odgaduje ich myśli lub fakty z życia, choć właśnie widzimysię  pierwszy raz na oczy.

Jakie doświadzczenie Ty lubisz najbardziej przeprowadzać i dlaczego?

Lubię wprowadzać ludzi w zdumienie i pozwalać im doświadczać tego co wydaje im się kompletnie nieprawdopodobne. Dlaczego? Ponieważ jestem zafascynowany ludzkim umysłem i tym jak bardzo jest on plastyczny.

Nie zapytam, jak to robisz, bo i tak mi nie odpowiesz. (Śmiech.) Zapytam nieco inaczej. Czy każdy może zostać mentalistą?

Nie, nie każdy ma predyspozycje do tego, żeby móc podobne rzeczy prezentować. To wiąże się również z dużą odpowiedzialnością, a na to nie każdy jest gotowy.  

Myślę, że każdy powinien robić w życiu to co kocha i do czego się nadaje a wówczas praca staje się przyjemnością.  Tak, jak  w moim przypadku . Mnie jest smutno kiedy nie pracuję więc robię to codziennie. (Śmiech.)

Jest tak, że cały czas doskonalisz sowje umiejętności w tym kierunku. Na temat działań ludzkiego umysłu jest wiele książek i innych publikacji. Jest jedna książka, tzw. „pozycja obowiązkowa“, by zrozumieć mentalizm?

Pamiętam swoją pierwszą książkę, od której zaczęła się moja przygoda z ludzkim umysłem, było to „Wywieranie wpływu na ludzi“ Cialdiniego. Przez przypadek  zobaczyłem ją u kolegi na półce, no i się zaczęło. Na mojej stronie internetowej polecam literaturę na temat tego jak funkcjonuje nasz umysł, od mowy ciała przez neurobiologię, psychologię społeczną, na doświadczeniach religijnych kończąc. Na świecie żyje wielu mentalistów i każdy swoją sztukę uprawia w trochę inny sposób. Mnie najbardziej w kontroli umysłu fascynuje sugestia oraz komunikacja werbalna i niewerbalna. Jakby na to nie patrzeć podobnymi środkami  wyrazu tworzy się Teatr, może dlatego to właśnie jest mi tak bliskie.

Które ze zjawisk, związanych ze zgłębianiem tajemnic ludzkiego umysłu najbardziej Cię fascynuje i dlaczego?

Jest ich cała masa. Czy zastanowiłaś się kiedykolwiek jak wiele rzeczy wykonujesz automatycznie? Dlaczego podejmujesz taką a nie inną decyzję w życiu? Skąd wzięły się Twoje poglądy? Czy posiadasz wolną wolę? Co to jest przeczucie? Dlaczego tyle osób doświadcza  omamów, albo oddaje życie za jakąś ideę, która w oczach innych wydaje się zupełnie niedorzeczna. Ludzki umysł to naprawdę bardzo fascynujący świat.

Do jakich eksperymentów przygotowujesz się w chwili obecnej? 

Nie chcę tego zdradzać ponieważ wolałbym znów wszystkich zaskoczyć. Pomysłów w każdym razie mam wiele. Właśnie skończyłem nagrywać kolejne odcinki, które sukcesywnie będą pojawiać się na kanale You Tube, czekają na mnie pokazy dla widowni podczas licznych eventów i już myślę o kolejnych odcinkach Hakera Umysłu oraz teatralnym show, które chcę zrealizować do końca tego roku. No dobrze, wyznam może, że chcę przygotować coś specjalnego z okazji zbliżającego się Halloween.

Co z aktorstwem? Jak tak to pogodzić?

Udaje mi się to godzić dokonale, ponieważ ani na planie serialu, ani w Teatrze nie pracuję codziennie.  W każdym razie od ukończenia Szkoły filmowej nakręciłem ponad 2500 odcinków, nie licząc ról w innych serialach, zagrałem kilkaset spektakli a teraz zamierzam spełnić swoje kolejne plany zawodowe, zarówno dotyczące Hakera Umysłu jak i wielkiego ekranu. Myślę, że czas najwyższy na to żeby w polskim kinie pojawiły się nowe twarze, a może i również inne filmy niż dotychczas. Z przyjemnością porozmawiam o tym wówczas, kiedy osiągnę swoje kolejne cele...

Materiał archiwalny z października 2017






Tomasz Włosok: „Postaci nie trzeba lubić. Trzeba ją zaakceptować”

Tomasz Włosok: „Postaci nie trzeba lubić. Trzeba ją zaakceptować”



















Tomasz Włosok, aktor młodego pokolenia wspomina współpracę z Andrzejem Wajdą przy filmie „Powidoki”. Rozmawiamy także o postaciach z rysą i filmie „Reakcja łańcuchowa”, powstałym we współpracy z debiutującymi twórcami.
Długo zastanawiałam się, od czego rozpocząć naszą rozmowę. Może zacznijmy od początku. Kiedy po raz pierwszy poczuł Pan, że aktorstwo jest tym zawodem, któremu warto się poświęcić?
Zaraz po liceum poszedłem na studia dziennikarskie. Tam poznałem ludzi, którzy otworzyli mi oczy na pewne sprawy. Dzięki nim zmieniłem swoje dotychczasowe towarzystwo i między innymi to oni zaszczepili we mnie zainteresowanie teatrem. Także zdecydowałem, że spróbuję swoich sił i będę zdawał do szkoły teatralnej. Było to chyba w marcu. Poszedłem na dzień otwarty do Akademii Teatralnej i usłyszałem od jednego z profesorów, żebym sobie darował. Niestety moja głowa zaprogramowana jest w ten sposób, że jeżeli ktoś mi mówi, żebym sobie darował, to tym bardziej mnie do danej rzeczy motywuje.
Zbierając cała odpowiedź do kupy, zaczęło się od tego, że coś chciałem udowodnić trochę sobie, trochę tej Pani Profesor (która, co zabawne, nawet nie ma pojęcia zapewne o moim istnieniu), a przerodziło się to póki co w piękną miłość.
Czy od najmłodszych lat okazywał Pan zainteresowanie aktorstwem, wykorzystywał takie okazje, jak np. akademie szkolne, czy konkursy recytatorskie, do zaprezentowania swoich umiejętności?
Nie, raczej nie. Mama do tej pory zaznacza, że mój charakter od najmłodszych lat wskazywał na to jaki zawód będę w przyszłości wykonywał. Mówi, że zawsze i wszędzie było mnie pełno. Być może wtedy wyszły na jaw potencjalne predyspozycje. Jednak naturę mam dosyć leniwą, także nie brałem nigdy udziału w żadnych akademiach, ani występach w szkole. Tym bardziej, że nie myślałem wtedy o tym kompletnie, więc nie ma mowy o jakimkolwiek pokazywaniu umiejętności. Robiłbym to jedynie „wtedy”, żeby popisywać się przed kolegami z klasy albo gdyby razem ze mną występowała dziewczyna, która mi się podobała, a w innym wypadku nie zwróciłaby na mnie uwagi.
Aktorstwo było dla Pana jedną z alternatyw na życie, czy od początku wiedział Pan, że tym się zajmie? Jakie jeszcze pomysły na siebie miał Pan "po drodze", proszę przytoczyć najciekawsze.
Powtórzę to, co już mówiłem. Aktorstwo narodziło się dość późno. Po drodze chciałem zostać „Królem Lwem”, trenerem pokemonów...(śmiech). Potem kiedy byłem nieco starszy chciałem być bardzo bogaty i mieć własną firmę. Ten pomysł długo siedział mi w głowie. Maturę zdałem z matematyki i geografii. Pomyślałem, że pójdę na marketing i zarządzanie. Koniec końców wylądowałem na dziennikarstwie, a później w miejscu, którego konsekwentnie się trzymam.
Przejdźmy jednak do konkretów. Poruszmy temat "Powidoków". To ostatni film, którego reżyserem był Pan Andrzej Wajda. Czy możliwość pracy z nim, była dla Pana szczególnym wyróżnieniem?
Nie znam osoby, dla której nie byłoby to wyróżnieniem.
Jak wspomina Pan współpracę z Andrzejem Wajdą?
Był to dla mnie ogromny zaszczyt. Jego miłość do filmu powinna być wzorem dla wszystkich młodych, a nawet i tych starszych twórców. Pamiętam, że przed każdym ujęciem przychodził do nas, żeby opowiedzieć nam o scenie, mówił, co zrobiliśmy źle, a co powinniśmy zostawić, bo scenie pomaga i w niej działa. Przychodził, choć sprawiało mu to już dużą trudność. Przychodził, choć tak naprawdę już nie musiał. Miał przy sobie swoją prawą rękę – Marka Brodzkiego, który pełnił rolę drugiego reżysera, i który mógł być łącznikiem między nim, a nami. Przychodził jednak. To bardzo motywowało.
To opowieść o wybitnym polskim malarzu, Władysławie Strzemińskim. Uważa Pan, że film jest przybliżeniem Jego osoby i twórczości?
Tak, absolutnie tak. Pan Andrzej od początku podkreślał, że ten film ma opowiadać o twórczości Strzemińskiego i jego przeciwstawianiu się systemowi. Wątek rodzinny schodzi tu na drugi plan. Nie ma w tym filmie tak naprawdę niczego o jego związku z Katarzyną Kobro, a jest to niezwykle ciekawy i potwornie tragiczny temat. To krótki wycinek jego życia, jednak myślę, że pięknie przybliża „jego osobę”. Bogusław Linda stworzył wybitną kreację. Moim zdaniem, gdybyśmy żyli nieco dalej na zachód ta rola miałaby szanse na najwyższe odznaczenia.
Warto jednak przejść do seriali, a raczej konkretnego serialu z Pana udziałem. Mowa oczywiście o „M jak Miłość”. Radek na oczach widzów przeszedł widoczną gołym okiem przemianę. Na samym początku był przecież oczywistym czarnym charakterem. Ma nawet swojego kuratora sądowego. (W tej roli Łukasz Matecki, przyp. red.) Czy taką postać jak Radek można polubić?
Nie odbieram tej roli jako czarny charakter. To są decyzje, które musimy podjąć w życiu i które sprawiają, że znajdujemy się w tym, a nie innym miejscu. Zakładamy, że Radek nie miał łatwo i o wiele rzeczy musiał walczyć. Plus towarzystwo, w którym się dajmy na to znalazł. To wszystko sprawia, że faktycznie poznajemy go jako cwaniaka, egoistę i strasznego bufona. A że kasy nie miał, to musiał kombinować. Wiadomo, że nie do końca zgodnie z prawem. Ja go jednak traktuję bardziej jako zagubionego, niż złego, ponieważ nie wyczytałem w tej postaci ani przez moment premedytacji. Zawsze to jest ratowanie swojego „tyłka”.
Dla Pana polubienie bohatera i zaakceptowanie wszystkich jego zachowań jest istotne w wiarygodnym stwarzaniu postaci?
Postaci nie trzeba lubić. Trzeba ją zaakceptować. Często aktorzy próbują bronić swoich postaci, żeby zyskać sympatię publiczności. Jest to miłe i w przypadku serialu dziennego też opłacalne, bo jak wiemy im dłużej ludzie Cie lubią, tym dłużej masz pracę (śmiech). Uważam, że jeżeli jest miejsce na to w scenariuszu, żeby postaci bronić i będzie to pracowało na cały projekt, to zawsze warto nawet w czarnym charakterze znaleźć coś, co pod tą grubą skórą czuje. Nie zastanawiałem się, czy ludzie takiego Radka polubią, czy nie. Każdy ma swój gust i cechy, które w innych lubi czy akceptuje, albo takie, które działają mu na nerwy. Radek ma potencjał na jedno i drugie. Akceptuje obydwa.
Czy kreowanie postaci "ze złamaniem", "z z rysą" jest dla Pana wyzwaniem aktorskim? Usłyszałam ostatnio, że granie złych bohaterów jest dla aktorów atrakcyjniejsze.
Zło, które ma uczucia. Tak, to prawda. To jest teraz atrakcyjne. Z natury jestem bardzo pogodnym, optymistycznie myślącym gościem, także każde zadanie, które dostaję na kontrze jest trudnym wyzwaniem, ale dzięki temu bardzo satysfakcjonującym.
Czy zanim trafił Pan do "Emki", zdarzało się Panu oglądać serial? Teraz Pan ogląda?
Nie, nie oglądałem i nie oglądam. Co za dużo to nie zdrowo. Siedzę w tym od środka, gdybym to jeszcze oglądał, mógłbym zwariować z nadmiaru. Natomiast moja babcia namiętnie serial śledzi i o wszystkim mi mówi, także można powiedzieć, że jestem na bieżąco.
Zagrał Pan również w filmie fabularnym "Reakcja łańcuchowa". Kiedy premiera?
"Reakcja łańcuchowa" będzie miała swoją premierę 8 grudnia bieżącego roku.
To była okazja do współpracy z początkującymi twórcami. Lubi Pan takie spotkania?
To przepiękna okazja do swobodnej próby stworzenia czegoś bez szczególnej presji. Oczywiście pomijając ten milion pozostałych „presji”, typu czas, w którym trzeba się zmieścić, pieniądze, które ma produkcja i stres czy to w ogóle się uda. Poza tym debiutanci to często młodzi ludzie, często dużo młodsi od swoich aktorów. W przypadku „Reakcji...” mieliśmy ten komfort, że mogliśmy wpływać na wiele spraw i trochę współtworzyć ten świat. Bez względu na to jaki będzie efekt to jest to niezwykle cenna lekcja.
Na koniec proszę w kilku słowach powiedzieć o filmie "Podatek od miłości" - obecnie w produkcji.
Tutaj spuszczam zasłonę milczenia, ponieważ nie mam pojęcia ile o tym projekcie na tym etapie można powiedzieć. Premiera zaplanowana jest chyba na styczeń i jedyne czego jestem pewien to to, że szykuje się bardzo ciekawa propozycja kinowa.
Materiał archiwalny z dnia 3 października 2017

Marysia Dębska: "Dobrze mi tu, gdzie jestem"

Marysia Dębska: "Dobrze mi tu, gdzie jestem"

  



















Fot. Norma Innicka Szkoła Filmowa w Łodzi

Maria Dębska, aktorka młodego pokolenia. Znana z serialu "Barwy szczęścia", pojawi się w nowym serialu Polsatu - "W rytmie serca". Premiera w niedzielę, 10 września.

Dopiero co ukończyła Pani studia na Wydziale Aktorskim PWSFTViT w Łodzi, a ma już Pani duży dorobek artystyczny. Proszę powiedzieć na początek, co spowodowało, że zafascynowała się Pani tym zawodem? 

Przez większość życia nie myślałam o aktorstwie. Od 6 roku życia grałam na fortepianie i chciałam być pianistką. Po maturze, kiedy byłam już na Akademii Muzycznej zaczęłam myśleć poważnie o aktorstwie. Okazało sie, że dużo większą radość daje mi stanie na scenie jako aktor, a nie muzyk. Aktorstwo było trochę ucieczką przed wymaganiami perfekcjonizmu w muzyce, pójściem w nową, jasną, nieznaną stronę.


Czy chociaż najmniejszy wpływ miał na to zawód Pani mamy, reżyser Kingi Dębskiej? Można stwierdzić, że kiedy decydowała się Pani na studia Wydziale Aktorskim, kontynuowała Pani w ten sposób artystyczną rodzinną tradycję?

Mama jest jedyną osobą w bliższej rodzinie, która wykonuje zawód artystyczny, więc tej tradycji nie było. Oczywiście podpatrywałam ją jako dziecko, pewnie przesiąkałam tym duchem, ale raczej nie ciągnęło mnie tam. Moja decyzja o pójściu na aktorstwo była moją wewnętrzną decyzją, która długo dojrzewała. 

Jest wielu aktorów, którym udaje się łączyć aktorstwo z reżyserią. Pani nigdy o tym nie myślała?

Czasami w pracy chciałabym panować nad większą ilością rzeczy, niż nad tą, na którą ma wpływ aktor. Ale to tylko chwile. Nie myślałam o reżyserii, dobrze mi tu, gdzie jestem. Myślę, że reżyseria wymaga nieprawdopodobnej wszechstronności, pewnego bagażu doświadczeń, pewności siebie, siły i zdecydowania. To piekielnie trudny zawód. 

Przejdźmy jednak do konkretów. W 2016 roku otrzymała Pani łódzka Złota Maskę (najlepszy debiut aktorski) za rolę Marii Stuart w spektaklu "Maria Stuart". Czy był to dla Pani spektakl szczególny? Można go jeszcze zobaczyć? 

To dla mnie chyba najważniejsze doświadczenie teatralne. Ogromne wyzwanie, szkoła techniki, klasyczny tekst, duże sprawy do zagrania. Czułam wielką odpowiedzialność. Spektakl miał minimalną scenografię, wszystko stało na nas, aktorach. Myślę, że dużo wtedy w sobie przepracowałam, sama ze sobą. Zagraliśmy go 65 razy, w Polsce i za granicą, jak na dyplom to bardzo dużo. Ostatni raz w zeszłym roku na festiwalu „Boska komedia” w Krakowie. Maria Stuart to już przeszłość, ale niezwykle ważna! 

W jakich spektaklach występuje Pani obecnie? 

Gram gościnnie w Teatrze Studio w spektaklu „Ripley pod ziemią” w reżyserii Radosława Rychcika. 

Czy teraz, kiedy tak intensywnie pracuję Pani na planach serialowych, nie jest Pani trudne łaczenie tych obowiązków z praca w Teatrze? 

Praca w filmie i serialu przez ostatnie miesiące wyłączyła mnie z pracy w teatrze, nie jestem w próbach, gram tylko jeden spektakl. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się tak, że niebawem popracuję w teatrze. 

Czy umiałaby Pani wskazać, które środowisko pracy lubi Pani bardziej - Teatr, czy "oko" kamery?

Nie. Kocham pracować z kamerą, ale teatr jest moją pierwszą miłością i nigdy nie chciałabym z niego rezygnować. 

Przejdźmy do produkcji z Pani udziałem. Już 10 września premiera serialu "W rytmie serca" w Polsacie. Tam pojawia się Pani w roli aspirant Weroniki Nowackiej, komendant Posterunku Policji w Kazimierzu Dolnym. Może Pani coś opowiedzieć o powstawaniu serialu od kulis? 


Pracę nad serialem rozpoczęliśmy równo rok temu. Pracowaliśmy powoli, dzięki czemu w pierwszym sezonie serialu zobaczymy wszystkie cztery pory roku. Jesteśmy zgranym zespołem. Dla mnie to nowe doświadczenie i duża szkoła - w każdym odcinku rozwiązujemy nowe zaskakujące sprawy, poza tym dzieje się także wiele między głównymi bohaterami na przestrzeni całego sezonu. 

Akcja dzieje się w Kazimierzu Dolnym. Doszły mnie słuchy, że dla serialu "W rytmie serca" było kilka innych propozycji na tytuł. Kto odpowiada za ostateczny wybór? 

Produkcja. Było wiele pomysłów, nawet na planie przeprowadzaliśmy konkurs na tytuł. 

To prawda, że nazwę wymyślił jeden z internautów? 

Nie wiem tego. 

Dzięki serialowi miała Pani okazję pracować u boku Mistrza - Piotra Fronczewskiego. To marzenie wielu aktorów. Dla Pani również niesamowite doświadczenie, prawda? 


Prawda. Wielki aktor, wielki człowiek, ale pan Piotr to nie aktor z pomnika. Poczucie humoru i dystans, świetna sprawa. 

Do jakich widzów skierowana jest propozycja Polsatu? 

Dla tych, którzy nie lubią słabych scenariuszy i nudy. Kazimierz i narysowana w nim historia mają wdzięk, tajemnicę, klimat…więc powinien spodobać się wielu!

Jeżeli serial spodoba się widzom, (jestem przekonana, że tak!) to jest szansa na drugą serię? 

Pod koniec września wchodzimy na plan drugiego sezonu, wierzymy, w nasz produkt :) Kazimierz Dolny to magiczne miejsce. 

Co Pani spodobało się tam najbardziej podczas zdjęć? 

Kameralność, gościnność, brak napinki. Mimo popularności i tłumów turystów Kazimierz zachował swojego wyjątkowego ducha. 

Przejdźmy jednak jeszcze do drugiego serialu - "Barwy szcześcia" - (TVP 2). Podobno Jaga znów pojawi się w serialu. W jakich nastąpi to okolicznościach? 

Rodzina Fayada będzie przeżywała trudne chwile, Jaga stanie na wysokości zadania, z miłości będzie chciała zaryzykować dla niego wiele.


Na koniec jednak proszę opowiedzieć w kilku słowach o filmie w produkcji "Zabawa, zabawa" . Kiedy premiera? 

Tego nie wiemy. Właśnie kończymy zdjęcia. To dla mnie wyjątkowe doświadczenie, ważny temat - problem alkoholowy. Film opowiada o trzech kobietach w różnym wieku. Gram studentkę, pracownicę korporacji, idealną córkę, która pije za dużo. Ta jazda bez trzymanki doprowadzi ją do tragedii, po której Magda będzie musiała wziąć swoje życie za bary, zmierzyć się z problemem alkoholowym. Mam wspaniałe towarzystwo - Dorota Kolak i Agata Kulesza. 


Materiał archiwalny z dnia 9 września 2017

Ina Sobala: "Aktorstwo jest moim własnym wyborem"

Ina Sobala: "Aktorstwo jest moim własnym wyborem"


























Ina, aktorka młodego pokolenia. Prywatnie córka aktorki Małgorzaty Pieńkowskiej i miłośniczka książek. To ona wkrótce pojawi się w "Emce" w roli Agnieszki, córki Teresy, (Joanna Sydor, przyp. red.).

Pochodzisz z artystycznej rodziny. Czy to, że wybrałaś aktorstwo, można nazwać kontynuowaniem rodzinnej tradycji? 

(Śmiech.) Zdecydowanie nie. Wydaję mi się, że z rodzinną tradycją mielibyśmy do czynienia, gdybym była już którymś pokoleniem uprawiającym ten zawód. A moi dziadkowie byli z wykształcenia fizykami i lekarzami. Faktycznie, moi rodzice skończyli aktorstwo, ale nigdy do niczego mnie nie namawiali. Kiedy mama dowiedziała się, że zamierzam zdawać do szkoły teatralnej, była przerażona — długo zastanawiała się, dlaczego wiedząc, jaki ten zawód jest ciężki, jej rodzona córka sama się w to pcha :) No ale cóż, wygrało serce, a nie rozum. Tak, czy siak - aktorstwo pozostaje w rodzinie. (Śmiech.) 

Proszę zdradź, kiedy nastąpiło Twoje pierwsze poważne "zderzenie" z tym zawodem? 

Na drugim roku razem z moim kolegą Mariuszem Bąkowskim zostaliśmy poproszeni o wzięcie udziału w Gali Wrocławskich Nagród Poetyckich Silesius. Recytowaliśmy wiersze laureatów konkursu w towarzystwie profesjonalnych aktorów takich jak Robert Więckiewicz, Iwona Bielska czy Pani Krzesisława Dubiel. Pierwszy raz występowałam na takiej dużej scenie i na dodatek recytowałam wiersze osób, które siedziały na sali. Stresu było co nie miara, ale dałam radę. 

Czy od dziecka lubiłaś występować? Byłaś od najmłodszych lat zafascynowana zawodem swojej mamy, Pani Małgorzaty Pieńkowskiej? Ona widziała Cię w tym zawodzie, czy raczej odradzała pójście tą drogą? 

Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, ale pamiętam, że robiłam takie mini spektakle głównie w swoim własnym pokoju. Razem z psem Mojką, szorstkowlosym jamnikiem przygotowywałam dla mamy wieczorne przedstawienia. Zasłony zamieniałam w kurtyny a z poduszek i kocy tworzyłam widownię. Mama mówi, że te "spektakle" były naprawdę niezłe :) Oczywiście, że zawód mamy mi się podobał, ale wydaje mi się, że było to spowodowane tym, że dla mnie moja mama już od najmłodszych lat była superbohaterką. Zresztą bardzo długo zastanawiałam się nad tym, czy aktorstwo jest moim własnym wyborem, czy może wypadkową tego, że jest to zawód, który uprawia moja mama. Kiedy w końcu odpowiedziałam sobie na o pytanie wiedziałam, że jestem gotowa spełnić swoje marzenie i iść na te studia :)

Aktorstwo w Twoim przypadku było jedynym pomysłem na życie, czy zawodem wybranym spośród kilku alternatyw? 


Wiedziałam, że chcę zostać aktorką, ale mając świadomość jak ciężki jest ten zawód chciałam również odpowiednio poukładać sobie wszystko w głowie. Przygotować się psychicznie na wredne komentarze, jakie będę mogła o sobie przeczytać i nieustające insynuacje, że wszystko załatwiła mi mama. Niestety ludzie często nie chcą znać prawdy i swoje własne zdanie opierają na nieprawdziwych informacjach. Nieprzejmowanie się opinią innych wymaga odwagi, której jak wszystkiego w życiu można i trzeba się nauczyć. Ja przerobiłam te tematy w szkole teatralnej, początkowo w ogóle nie brałam udziału w castingach i skupiałam się wyłącznie na szkole. Dopiero na III roku znalazłam sobie agencję i zaczęłam jeździć na zdjęcia próbne. Do "M jak Miłość" miałam parę etapów castingu. Początkowo nikt nie wiedział, że jestem córką Małgosi Pieńkowskiej - nosimy zupełnie inne nazwisko. 

Przejdźmy jednak do konkretów. Jakiś czas temu dołączyłaś do obsady serialu "M jak Miłość". Jak zostałaś przyjęta na planie? 

Ekipa jest cudowna! Miałam przyjemność pracować już z Rafałem Mroczkiem, Kasią Cichopek, Anną Muchą, Kasią Grabowską i Joanną Sydor. Wszyscy są niezwykle sympatyczni i kontaktowi. Pierwsze sceny, które nagrywałam w serialu były bardzo emocjonalne, tego dnia kręciłam akurat z Rafałem Mroczkiem. Jego ciepłe słowa dodały mi otuchy i pozwoliły zapomnieć o stresie związanym z pracą w ekipie filmowej. Wszyscy są bardzo profesjonalni i rzetelni. Przy pracy nad takim hitem, jakim jest "M jak miłość" nie ma miejsca na błędy :)

Wcielisz się w postać Agnieszki, córki Teresy, która wróciła do sagi rodu Mostowiaków po latach. Wiedziałaś, że w Twoją bohaterkę, kilka lat temu, wcielała się Justyna Rabińska?

Oczywiście, że tak! Mam nadzieję, że "nowa odsłona" Agnieszki jej się spodoba. 

Uważasz, że polubienie kreowanej przez siebie postaci oraz zaakceptowanie wszystkich jej zachowań pomaga w wiarygodnym odegrniu jej przed kamerą? Polubiłaś już Agnieszkę? 

Tak! Agnieszka jest odważną i mądrą dziewczyną. Opiekuję się swoją mamą i niejednokrotnie udowadnia, że jest o wiele bardziej dojrzała niż można by przypuszczać. Życie trochę ją doświadczyło i Aga dość szybko musiała dojrzeć. Studiuje i pracuje w bistro, żeby móc samej się utrzymać i nie obciążać mamy. To fajna i wdzięczna postać do grania. Mam nadzieję, że przypadnie widzom do gustu. 

W którym odcinku Twoja bohaterka pojawi się po raz pierwszy? 

Aga na ekranach pojawi się w odcinku 1318. Wydaje mi się, że będzie to na przełomie września i października. 

Jako, iż pojawiasz się w wątku Teresy i Pawła, (Joanna Sydor i Rafał Mroczek, przyp. red.) jest pewnie szansa, że spotkasz się na planie z jego serialową, a swoją "prywatną" mamą. Miałyście już okazję grania wspólnych scen? 

Z mamą na planie już się spotkałam, ale nie grałyśmy razem scen. Hala, w której kręcimy jest bardzo duża a przy serialu pracują dwie ekipy, zdarzało się, że mama kręciła w jednej ekipie a ja w drugiej. Zawsze miło jest się spotkać nawet na chwileczkę.


W czym Twoim zdaniem tkwi sukces tej kultowej produkcji? 

Wydaje mi się, że kluczem jest zatrudnienie zdolnych i kreatywnych ludzi. Przy" M jak miłość" pracują profesjonaliści i pasjonaci. Mimo tak wielu lat pracy wszyscy lubią ze sobą pracować. Najważniejszym składnikiem jest chyba jednak to, jakie przesłanie niesie w sobie serial. To historia rodzinna, ciepła niekiedy smutna. Dokładnie taka jak życie - słodko - gorzka.

"Emka" nie jest jedynym miejscem, w którym oddajesz się pracy w 100%. Jako, że jesteś na czwartym roku studiów, zaczęłaś przygotowywać się ostatnio do dyplomu. "Niewina" w reżyserii Pawła Miśkiewicza. Jaka jest Twoja rola w tym wszystkim? 


Gram emerytkę, której ducha mogłaby pozazdrościć niejedna 18-latka :) Bardzo cieszę się na taką możliwość ponieważ zagranie babci przy moich warunkach do najłatwiejszych nie należy (śmiech). Pan Paweł jest cudownym reżyserem. Bardzo podoba mi się współpraca z nim i już nie mogę się doczekać finalnej wersji naszego dyplomu. Jeśli któryś z czytelników będzię chętny to serdecznie zapraszam do Wrocławia. Od października "NIewina" będzie w repetruarze PWST-u.

Serial i dyplom to jedno, a jak wygląda reszta Twoich planów zawodowych na czas najbliższy? 

Na razie nie miałabym czasu podjąć pracy przy innych projektach. Niedługo wyjdzie film z moim małym, ale jednak udziałem a ja zabiorę się za pisanie pracy magisterskiej. Na dzisiaj praca nad dyplomem i serialem jest wystarczającym hard corem. Po szkole marzy mi się praca w teatrze. Nie wyobrażam sobie porzucenia sceny. Uwielbiam teatr! 

Jest jeszcze jeden temat, który chciałabym poruszyć w naszej rozmowie. To...czytanie. Wiem, że bardzo lubisz czytać. Jaka książka kojarzy Ci się z dzieciństwem? 

Z dzieciństwem? Chyba Doktor Dolittle! Uwielbiałam tę książkę. Bardzo długo jako mała dziewczynka chciałam zostać weterynarzem :) Mama wracała po całym dniu pracy, kładła się ze mną do łóżka i czytała mi na głos. To jej zawdzięczam moje uwielbienie do książek. Ona też kocha czytać. Często wymieniamy się i podrzucamy sobie nasze "nowe książkowe odkrycia".

Po jakiego rodzaju książki sięgasz obecnie najchętniej? Masz ulubiony gatunek, czy to, co czytasz, zależy też czasem od takich czynników, jak np. nastrój, w którym obecnie się znajdujesz? 

Uwielbiam literaturę z zakresu samorozwoju. Wszystkim polecam "Potęgę podświadomości" Josepha Murphyiego czy "Być kobietą i nie zwariować" mojej ukochanej Katarzyny Miller. Lubię zarówno książki Beaty Pawlikowskiej, jak i klasyki takie jak "Miłość w czasach zarazy" czy "Pięć lat kacetu" Stanisława Grzesiuka. 

Wakacje są wspaniałym momentem do nadrobienia czytelniczych zaległości. Jaką książkę przeczytałaś ostatnio? Jaki tytuł poleciłabyś naszym czytelnikom? 

Na wakacje polecam zdecydowanie książkę "Pax" Sary Pennypacker. Historia wielkiej przyjaźni chłopca i Liska. Bardzo mądra i wzruszająca literatura. Choć jest to teoretycznie literatura młodzieżowa jestem pewna, że zdoła w sobie rozkochać nawet dorosłego czytelnika :)

Materiał archiwalny z dnia 4 września 2017

Krzysztof Wach: "Bezkompromisowość natury zawsze mnie pociągała"

Krzysztof Wach: "Bezkompromisowość natury zawsze mnie pociągała" 


















Z aktorem młodego pokolenia, Krzysztofem Wachem, znanym m.in z serialu "Barwy szczęścia" rozmawiam o zawodzie oraz o...magii górskich krajobrazów. 

Naszą rozmowę chciałabym zacząć od początku. Jak to się zaczęło? Co spowodowało, że wybrał Pan aktorstwo? 

Zaczęło się od konkursów krasomówczych. Pierwszy raz usłyszałem o nich w szkole podstawowej, od mojego nauczyciela historii p. Grzegorza Szopy, który później przez lata przygotowywał do nich mnie i mojego kolegę Łukasza. Nie obyło się bez sukcesów na poziomie ogólnopolskim. Bardzo byliśmy wtedy dumni:) Następnym etapem, który przybliżył mnie do decyzji o szkole teatralnej była grupa teatralna “Garderoba”, prowadzona przez p. Barbarę Płocicę. Bardzo dużo zawdzięczam jej uporowi, wierze i oddaniu. Gdyby nie ona, pewnie byłbym teraz nauczycielem języka niemieckiego, to była alternatywa. Ale udało się, a później już matura i egzaminy do szkoły. I tak, aktorstwo to nie tylko zawód, to sposób na życie. 

Jest Pan aktywny w jak w Teatrze, tak i przed kamerą telewizyjną. To zupełnie dwa różne środowiska pracy. Gdyby jednak miał Pan wybrać, gdzie czuje się Pan lepiej?

Nie potrafiłbym wybrać między sceną a kamerą. Jedno i drugie jest dla mnie pociągające i twórcze. Często mówi się o dwóch rodzajach aktorstwa. Dobrze jest znać oba:) 

To prawda, że Teatr jest tym miejscem, w którym bardziej, niż przed kamerą udaje się improwizować?

Z pewnością w teatrze jest na to więcej “przestrzeni”. Plan filmowy charakteryzuje się pewnymi obostrzeniami, głównym jest czas, a czas to wiadomo co:) 

Pan lubi sztukę improwizacji? Zdarza się Panu czasem z niej korzystać? 

Bardzo lubię. Wbrew pozorom nie jest to proste narzędzie. Wyjściem do improwizacji jest jej temat i zarys do czego improwizacja ma prowadzić. Jeżeli uczestniczy w niej partner, bądź więcej osób ważna jest czujność i gotowość. Improwizacja potrafi być szalenie zabawna, pełna zwrotów akcji, albo bardzo osobista, wręcz obnażająca aktora. Wszystko zależy od jej natury. Z każdej improwizacji można coś wyciągnąć i zachować np. na potrzeby spektaklu.

Obecnie można oglądać Pana m.in w spektaklu "33 powieści, które każdy powinien znać". Przedstawienie określane jest jako "intensywna przygoda literacka". Uważa Pan, że może być takim ekspresowym przewodnikiem po literaturze także dla widzów? 

Scenariusz do “33 powieści…” składany był po części właśnie z naszych improwizacji. Lubimy to grać, bo każdy z nas dużo ofiarował bohaterom. A czy może być ekspresowym przewodnikiem? Tak, ale z naciskiem na “ekspresowym”:) 

Tego rodzaju spektakle są Pana zdaniem również zachętą do czytania? Cały czas przecież w różnych miejscach pojawiają się komunikaty traktujące o tym, że czytelnictwo w Polsce gwałtownie spada... 

Cieszy nas każda osoba, którą zachęcimy do przeczytania choć jednej przedstawionej przez nas książki. 

Idąc za ciosem, zapytam o tytuł książki, która ostatnio Pana zachwyciła. 


Była to książka “Shantaram” G.R.Robertsa, i jej kontynuacja “Cień góry”. Bardzo polecam:) 

Kontynuujmy jednak tematy zawodowe. Warto w tym momencie poruszyć temat niezwykłego widowiska z Pana udziałem - "Antony and Cleopatra". Mam wrażenie, że to niezwykle ambitny projekt. Proszę opowiedzieć coś o jego kulisach. Co było najtrudniejsze? 

Historia Antoniusza i Kleopatry jest według mnie jedną z najpiękniejszych, wielopłaszczyznowych, pełną ekstremów, opowieścią o miłości. Ubrana w język Szekspira, jest niemal kompletna. Najtrudniejsze było to na czym najbardziej nam zależało. Chcieliśmy, aby w tej pełnej ostatecznych decyzji, ogromnych poświęceń tragedii na skalę mocarstw, widz dostrzegł dwójkę kochających się ludzi, którzy chcieli po prostu, aby zachód o nich zapomniał. Zostawił ich miłości. 

Przejdźmy jednak do seriali. Nie da się pominąć tematu "Barw szczęścia". W czym Pana zdaniem tkwi sukces tej produkcji, że jest tak lubiana przez widzów? 

Sukcesem jest na pewno wielowątkowość - każdy znajduje interesujący go wątek i podąża za nim; drugim aspektem jest aktualność dobieranych tematów.

Zdarza się Panu czasem oglądać serial?

Nie, nie oglądam. Trudno mi znaleźć czas.

 Niemal automatycznie nasuwa mi się pytanie o to, czy lubi Pan oglądać siebie na ekranie? 

Jestem bardzo krytyczny wobec siebie, często wolę sobie oszczędzić nerwów. (Śmiech.) 

W jakich produkcjach zobaczymy Pana w nowym sezonie? 

UltraViolet dla stacji AXN. 

Przeglądając Pana Instagrama, wyciągam pewne wnioski. Pierwszy - jest Pan miłośnikiem podróżowania. Ostatnio przebywał Pan na urlopie w Alpach. Co najbardziej Pana zachwyciło?

Tak, podróże to moja słabość. I na nie i podczas ich trwania zapominam o oszczędzaniu, choć to i tak nigdy nie było moją silną strona. W górach zawsze najbardziej zachwyca mnie przestrzeń, ogrom i cisza. Bezkompromisowość natury zawsze mnie pociągała. Ona nie kłamie. A za to, że pozwala nam siebie oglądać w pełnej okazałości powinniśmy być jej bardzo wdzięczni.

Materiał archiwalny z dnia 28 sierpnia 2017