niedziela, 17 stycznia 2021

Natalia Rewieńska: "Trema i stres paraliżowały mnie w latach szkolnych. Od zawsze jednak marzyłam, by zostać aktorką"

 Natalia Rewieńska: "Trema i stres paraliżowały mnie w latach szkolnych. Od zawsze jednak marzyłam, by zostać aktorką"













fot. zdjęcie nadesłane

Aktorka, miłośnikom seriali medycznych znana z roli ratowniczki medycznej Soni z "Na Sygnale".

Rozmawiamy o odpowiedzialności i trudach, które niesie wcielanie się w ratownika, ale także o nomenklaturze medycznej, serialu "Klan", Teatrze Ptasie Melodie i przymusowej izolacji. 

Spotykamy się w Warszawie, w dobie pandemii. Zacznijmy od..początku. Co spowodowało, że wybrała Pani akurat aktorstwo?

Nigdy nie brałam pod uwagę, że mogłabym robić coś innego. Przyznam jednak, że w podstawówce i w gimnazjum nauczyciele wysyłali mnie na prawo. Mówili, że byłabym świetnym adwokatem, bo stawałam w obronie wszystkich kolegów i koleżanek z klasy. (Śmiech.)

Na czas mojej edukacji stres i trema nie pozwalały mi występować w przedstawieniach i różnych innych przedsięwzięciach. Kiedy nie miałam jednak innego wyjścia, zawsze prosiłam o jak najmniejszą ilość tekstu, który i tak myliłam. Pamiętam nawet taki moment, kiedy zemdlałam ze stresu.

Przez cały czas jednak tliła się we mnie nadzieja, że kiedyś stanę na prawdziwej scenie. Kiedy miałam dziewiętnaście lat, wstąpiłam do Teatru Kreatury w Gorzowie Wielkopolskim.

Wtedy już umiała Pani walczyć z tym stresem?

Tak. Myślę, że to właśnie w tym miejscu się tego nauczyłam. Tremę zostawiałam za kulisami. Jeździliśmy na różne festiwale, tam obeznałam się z tym zawodem.

Można tak stwierdzić, że na początku z jednej strony przyciągał Panią ten zawód, ale z drugiej strony coś jednak Panią w nim odpychało?

Dokładnie. Przyciągał, a jednak nie miałam takich zasobów i nie czułam wewnętrznych warunków, które dawałyby mi poczucie pewności i spokoju, że dam radę. To mnie przerastało na tamten czas.

 Proszę opowiedzieć o najciekawszych pomysłach na siebie.

Tak, jak wspominałam wcześniej, był taki czas, kiedy myślałam o studiach prawniczych, ale było to jedynie alternatywą. Jedną z ulubionych zabaw w dzieciństwie była zabawa w policjantów i złodziei, w której oczywiście zawsze byłam policjantką. Pamiętam taki czas, że rzeczywiście chciałam nią zostać, a trochę później – i nawet były to dość poważne plany – zamiast do liceum ogólnokształcącego, chciałam pójść do wojskowego, a potem wstąpić do wojska. Ale za dużo było tam matematyki (śmiech). No i w głębi duszy, marzyłam o tym, by zostać aktorką.

 Czy myślała Pani kiedyś o związaniu swojej przyszłości z medycyną? (Smiech.)Pytam oczywiście dlatego, że dołączyła Pani do obsady serialu "Na Sygnale".

(Śmiech.) Szczerze przyznam, że z chemii byłam słaba, z biologii interesowały mnie tylko niektóre tematy i nie porwałabym się na pracę w tym zawodzie. Na widok krwi robi mi się słabo. To ogromna odpowiedzialność. To zawód dla ludzi z powołaniem, takich, którzy to kochają. Chciałabym być superbohaterem i ratować świat, ale nie wyobrażam sobie siebie ani na medycynie, ani w zawodzie lekarza, więc póki co, lepiej będzie, jak będę ich tylko odgrywać. (Śmiech).











fot. ARTRAMA / MTL MAXFILM

Czy zanim dołączyła Pani do obsady, zdarzało się Pani oglądać serial?

Tak. Zdarzało mi się oglądać ten serial.

Miała Pani swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

Zwracałam uwagę przede wszystkim na ludzi, których znam osobiście. Jeżeli chodzi o bohaterów, najbardziej przyciągał moją uwagę doktor Banach. (Śmiech.)                                                                (W tej roli Wojciech Kuliński, przyp. red.)  

Sonia po raz pierwszy pojawiła się w 273 odcinku serialu. Pierwsza charakterystyka z którą można było się spotkać w sieci wskazywała, że jest odważna i profesjonalna. Z perspektywy zgadzam się z tym. Co Pani opowie o swojej postaci?

To postać nieco tajemnicza. Przede wszystkim obserwuje to, co się dzieje. Trochę namąci. Cicha woda brzegi rwie. (Śmiech.)

Jak radzi sobie Pani z przyswajaniem terminologii medycznej?

Na razie nie było ich za wiele, ponieważ więcej od ratowników medycznych takich terminów do przyswojenia mają lekarze. My przede wszystkim mierzymy cukier i ciśnienie. (Śmiech.) Kiedy pojawią się jakieś trudniejsze zbitki językowe, na pewno nie będę zostawiać ich na ostatnią chwilę, a będę przyswajać je na bieżąco. 









    

fot. Przemek Wiśniewski - spektakl "Kto otworzy drzwi"

Proszę przytoczyć najtrudniejsze terminy medyczne z którymi spotkała się Pani na planie serialu.

Są tak trudne, że niektóre ciężko wymówić, więc nie przytoczę. (Śmiech.)

Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Pani konieczne, by mogła się wiarygodnie wcielać w postać Soni?

Na szczęście na planie obecny jest konsultant medyczny, a to wszystko ułatwia. Bez profesjonalnego wsparcia nie dalibyśmy rady. (Śmiech.) Najtrudniejsze były pierwsze dni, kiedy uczono mnie technicznych rzeczy. M.in uczyłam się zakładania chusty na zwichnięte ramię. Dodatkowym utrudnieniem na planie jest presja czasu.

Co w wcielaniu się w ratownika medycznego sprawia Pani największą frajdę, a co przysparza swego rodzaju trudności?

Już samo przebywanie na planie filmowym sprawia wielką frajdę. Rola w serialu medycznym nie tylko widzom, ale i aktorom przybliża pracę ratowników medycznych: udzielanie pomocy, czy ratownie życia. Frajdę sprawia sama nauka tych wszystkich czynności, które należy wykonać począwszy od mierzenia tętna. I właśnie te czynności medyczne niejednokronie przysparzają trudności. Aktor grający ratownika medyczego musi być przecież wiarygodny, jakby robił to od lat, a ciężko tę wiarygodność budować zakładając np. rurkę intubacyjną do góry nogami (Śmiech.) A z innych trudności, pomijając już nazwy leków, wymienię wsuwanie i wyswuanie z karetki noszy, na których jest pacjent. Zdarza się, że dość ciężki. W ogóle w zawodzie aktora podoba mi się to, że mogę wcielać się w tak różne charaktery. Każdego dnia być kimś innym. Mam to szczęście, że ta „praca“ to moje hobby i pasja, a więc i ciągła przygoda. To świat wyobraźni. Barwny, intrygujący i fascynujący. 


fot. zdjęcie nadesłane

Która z ról jest dla Pani na ten moment większym wyzwaniem  aktorskim, Sonia z „Na Sygnale“, czy Paulina z „Klanu“?

Oczywiście Sonia, ponieważ dochodzą tutaj wspomniane trudności techniczne oraz te z nomenklaturą medyczną, o których już wspominałam. Moim marzeniem jest zagrać w filmie wojennym z minionej epoki.

Serial "Na Sygnale" pełni funkcję edukacyjną. Czy Pani również spotkała się z opiniami, że dzięki oglądaniu "Na Sygnale" ktoś z fanów wiedział jak zachować się w sytuacji kryzysowej?

Sama tego nie doświadczyłam, ale dowiedziałam się o takich przypadkach od kolegów z planu. Przyznam, że ze wzruszenia przeszły mnie dreszcze. Poruszająca historia. To potwierdza, że nasz serial pełni swoją misję, jest potrzebny.

Seriale medyczne są jednym z najbardziej lubianych gatunków wśród widzów. Jak Pani myśli, z czego to wynika?

Myślę, że uchylają rąbka tajemnicy i odkrywają to, co dzieje się za szpitalną kotarą. Seriale medyczne pokazują to, do czego nie możemy być dopuszczeni.

Ogląda Pani seriale medyczne, czy prywatnie wybiera inny gatunek?

Nie oglądam seriali zbyt często. Jeśli już się decyduję, są to zazwyczaj te, które liczą tylko jeden sezon. Gdybym miała czerpać z nich inspiracje, musiałabym szukać archiwalnych odcinków w sieci.


 









fot. zdjęcie nadesłane

Warto wspomnieć też o serialu "Klan", w którym wciela się Pani w Paulinę, żonę Jacka Boreckiego. Proszę powiedzieć, za co Pani zdaniem widzowie tak lubią ten serial?

"Klan" był pierwszym rodzimym, polskim serialem, który na antenie pojawił się w latach 90-ych. Ludzie pokochali go już wtedy, a tej miłości nie da się tak po prostu odciąć. Może pozostał sentyment. Ja go również oglądałam, kiedy byłam w podstawówce. Jeśli zdarzało się, że nie zdążyłam, prosiłam Tatę, by mi go nagrywał. "Klan" od samego początku pokazywał prawdziwe życie, taką naszą polską codzienność i każdy mógł utożsamiać się z tym, co działo się na ekranie.

Jakie losy czekają Jacka i Paulinę w najbliższym czasie?

Będą wić swoje rodzinne gniazdko. (Śmiech.) Więcej nie mogę zdradzić. 

Z dnia na dzień świat się zatrzymał. Wszystko spowodowane było oczywiście wspominaną już na samym początku epidemią koronawirusa. Jak zniosła Pani izolację?

Oczywiście towarzyszył mi lęk i stres, bo wszystko zatrzymało się tak nagle. Tak nagle w gruzach legły moje plany zawodowe i prywatne. Na dodatek na horyzoncie zero perspektyw na pracę. Takie emocje towarzyszyły nam wszystkim, albo większości.. W marcu adoptowałam kolejnego psa ze schroniska, poświęciłam się jego wychowaniu, bo był strasznym dzikusem. (Śmiech.) Najbardziej ucierpiałam, kiedy parki zostały zamknięte i nie miałam gdzie chodzić na spacery. Nadrobiłam zaległości czytelnicze, i w końcu, z czystym sumieniem, oglądałam Netflixa. 














fot. zdjęcie nadesłane

Czego nauczył Panią ten trudny czas?

Moje życie zwolniło.

W sytuacjach, kiedy wszystkim jest źle i wszystkim nam towarzyszą te same emocje, umiemy się jednoczyć. Miejmy nadzieję, że kiedy wszystko wróci już do normy, zostanie w nas umiejętność docenienia czasu wolnego.

Jak wygląda praca na planie przy panujących restrykcjach i obostrzeniach?

Przed rozpoczęciem zdjęć cała ekipa poddawana jest testom. Trzymamy dystans, ekipa jest w maseczkach, ale aktorzy podczas kręcenia scen ich oczywiście nie mają. Na stołówce potrawy są pakowane próżniowo. Na każdym kroku też rozstawione są płyny do dezynfekowania rąk.

Porozmawiajmy jeszcze o social mediach. Jakim jest Pani użytkownikiem, czego Pani w nich poszukuje, a jakich treści unika?

Nie wyznaję się w social mediach, nie potrafię umiejętnie ich prowadzić, nie czuję też potrzeby, by co pięć minut informować świat, że oto jestem w pracy, pojechałam na wakacje, zjadłam zupę, nabiłam sobie guza, kupiłam nowy sweter albo zmokłam, bo właśnie pada deszcz, a ja nie wziełam parasolki. Jedni dzielą się żenująco pustą treścią, inni niosą jakieś przesłanie, a jeszcze innym sprawia to po prostu frajdę. Bawią się tym. Często jestem przekonywana przez znajomych, że social media powinnam traktować  jako narzędzie wspierające moje działania zawodowe i... pewnie mają rację, ale jeszcze dużo wody musi upłynąć w rzece, zanim się z tym trendem zaprzyjaźnię.

Proszę opowiedzieć o działalności Teatru Ptasie Melodie, który prowadzi Pani wraz z przyjaciółką.

Teatr Ptasie Melodie powstał z myślą o najmłodszych widzach. Stworzyły go dwie pełne zapału aktorki z fantastyczną wyobraźnią, spełniające się w pracy z dziećmi. Naszą misją jest zaprzyjaźniać młodych widzów z Teatrem. Budzić wrażliwość, bawić, uczyć i poruszać. Zapraszać w podróż po bezkresach wyobraźni. Ten teatr to takie moje dziecko, jestem na nim bardzo skupiona. Tworzymy je od samego początku: same piszemy scenariusze, reżyserujemy i gramy. Tym bardziej boli, że jesteśmy „zamrożone“. Brakuje mi kontaktu z naszą najmłodszą widownią i tęsknie do czasów, gdy grałyśmy codziennie. Bardzo lubię kontakt z dziećmi. 

To prawda, że dzieciaki są najbardziej wymagającymi odbiorcami?

Tak, ale ich wdzięczność i zaangażowanie są tak ogromne, że uważam, że są najpiękniejszą widownią. Mają otwarte serca. Wchodzą w fabułę, wierzą w nią i bez zastanowienia wchodzą w świat, który im prezentujemy. Obdarzają nas zaufaniem. Dzieciaki są autentyczne w okazywaniu swoich emocji.

Jakiś czas temu pomyślałam, że skoro lubię kontakt z dziećmi, pracę na scenie, ale lubię też pisać, to dlaczego miałabym tego nie wykorzystać i czegoś nie stworzyć? Nasze scenariusze są w dużej mierze improwizowane a bajki interkatywne, co pozwala na wspólną zabawę. Angażujemy dzieci zapraszając je na scenę. Razem tańczymy, śpiewamy. Dzieci uczestniczą w tworzeniu fabuły i doświadczają żywych emocji, takich, jakie towarzyszą bohaterom bajki.

sobota, 16 stycznia 2021

Zosia i Alicja - #poznajswójserial // #słowoipoezja: "W tworzeniu kanału najważniejsza jest dla nas autentyczność i brak scenariusza"

 Zosia i Alicja - #poznajswójserial // #słowoipoezja: "W tworzeniu kanału najważniejsza jest dla nas autentyczność i brak scenariusza"














fot. zdjęcie nadesłane

Zosia i Alicja, przyjaciółki, które połączył...serial "M jak miłość", który na ekranach telewizyjnych gości od ponad 20 lat. Na YouTube tworzą kanał #słowoipoezja / #poznajswójserial. W filmikach przybliżają aktualne losy bohaterów i zabawnie je komentują. 

To, że jesteście przyjaciółkami nie jest Waszym jedynym wspólnym mianownikiem, ponieważ obydwie interesujecie się też  poezją i lubicie oglądać seriale, a przede wszystkim "M jak miłość". Prowadzicie kanał na YouTube #poznajswójserial // #słowoipoezja oraz profil na Instagramie pod tą samą nazwą. Skąd pomysł na jego powstanie?

Alicja:  Musimy wyprowadzić tutaj z błędu, gdyż wspólnie nie  interesujemy się poezją. Zosia pisze wiersze, to fakt, ja natomiast piszę książki i utożsamiam się z kluczowym „słowem“.

Zosia: Na nazwę wpadłyśmy dawno temu, jak bardzo nam się podobały filmy Grupy Filmowej Darwin, szczególnie o Mickiewiczu i Słowackim. Wtedy wpadłyśmy na to, że każda z nas odpowiada jednemu z bohaterów. Ja na przykład, jak Słowacki, chowam się w krzakach i biegam po parkach. Zamiast pisać pierwsze, mówię szeptem „poezja“. No, a ona tworzy, wielką poezję, co tak naprawdę jest prozą o miłości.

Do jakich odbiorców skierowany jest profil #poznajswójserial // #słowoipoezja?

Zosia: Absolutnie do wszystkich. Nie ma odbiorcy modelowego. Od początku założenie było takie, żeby więcej ludzi zaczęło oglądać "M jak miłość". Oczywiście, nikt nam nie płaci, ale pomyślałyśmy, że byłoby miło. Gdy rozmawiałyśmy o serialu ze znajomymi, okazywało się, że mają braki w wiedzy o serialu. Tu się narodził pomysł serii „Poznaj swój serial“, który przybliża losy bohaterów. Teraz kręcimy „Co u nich“, seria streszczająca odcinki na bieżąco, by zawsze wiedzieć, co się dzieje w teraźniejszych odcinkach.

Alicja: Ja od siebie dodam, że na nasz kanał Słowo I Poezja - kanał YouTube /kliknij/ trafiają odbiorcy w naprawdę różnym wieku. Od mojej mamy, przez rówieśników, po młodszych od nas widzów. Na kanale znajdziecie treści nie tylko o serialu "M jak miłość", bo od zawsze zakładałyśmy, że będziemy zahaczać też o inne tematy np. książki, filmy, nasze życie.

Właśnie. Serial nie jest jedynym tematem poruszanym przez Was w social mediach, ale na pewno wiedzie prym. Dlaczego padło akurat na "M jak miłość"?

Alicja: Bo to było tak... Oglądałam to od kiedy pamiętam, może miałam jakieś przerwy, ale zawsze wracałam. Wiele lat byłam w tym osamotniona, bo moja mama nie przepada za serialami, a nikt inny nie podzielał mojej miłości do polskiego tasiemca. Nie ukrywajmy, nie jest to najambitniejsze kino, ale miło spędza się przy nim czas. No i tak przeżyłam gimnazjum, liceum, a potem trafiłam na studia (dalej oglądając "Emkę")... i poznałam Zosię.

Zosia: To jaki chaos razem tworzymy bardzo szybko zaczęło się rozrastać i zamieszkałyśmy razem. Wtedy nie miałam wyjścia, bo dwa razy w tygodniu leciało "M jak miłość", a telewizor był i jest w moim pokoju – także nawet nie mogłam uciec. Odczuwałam dużą konsternację, bo już dawno pogubiłam się w losach bohaterów, ale gdy Alicja zaczęła uzupełniać moją wiedzę, zaczęłam się nawet dobrze bawić. I tak pewnego dnia nagrałyśmy parę stories na konto Alicji @polecamgoodbook. Odzew był bardzo pozytywny. Z racji tego, że bawi nas to do teraz, uznałyśmy, że potrzebujemy własnego źródła i nie przestaniemy tego robić.

Alicja: No i dlatego właśnie "M jak miłość". Poza tym jesteśmy zżyte z bohaterami i uważamy, że jeśli chodzi o polskie tasiemce, to tylko "M jak miłość" ze wszystkimi absurdami jest w stanie nas wciągnąć i rozbawić.

W filmikach, które umieszczacie, w zabawny sposób komentujecie wydarzenia, które rozgrywają się w rodzinie Mostowiaków i ich przyjaciół. Co jest dla Was w tworzeniu filmów najważniejsze?

Zosia i Alicja: Autentyczność i brak scenariusza!

Zosia: Spontaniczność i prowizorka. Raz próbowałyśmy bardziej poukładać to o czym mówimy i wyszło okropnie. Jeśli planujemy to, co powiedzieć, to odzieramy to z całego komizmu. Mam wrażenie, że w naszych filmach panuje taka aura, jakby dwie przekupki na targu opowiadały plotki ze wsi. No, nie da się ukryć, że skrajnie profesjonalne to nie jest, ale nie można nas zamknąć w ramach. Nawet na uczelni.

Alicja: Dobrze mówisz. Nasze filmy są inne – ale dla nas najważniejsze jest też to, że bawią. Reakcje widzów na żywo są konkretne i to własnie śmiech jest głównym motorem. Myślę, że dlatego lubią do nas wracać. Bo nie będziemy ukrywać – nie wszyscy nasi widzowie oglądają "M jak miłość", ale za to lubią oglądać to, o czym mówimy. Wciąga ich fabuła serialu wypacana przez nas. Darzymy ten serial dużą sympatią i sentymentem. Mamy nadzieję, że widać to w naszych filmach.

Skupiacie się na tworzeniu filmów dotyczących bieżących wydarzeń i odcinków, a czy nie myślałyście również o zmontowaniu materiału na temat pierwszych odcinków? Może czas na taki cykl?

Zosia: Był taki pomysł, żeby reagować na kilka losowych odcinów z zamierzchłych czasów, ale wtedy nie wiedziałyśmy, z której strony się za to zabrać. Poza tym wydaje nam się, że widzów bardziej interesują teraźniejsze losy i to ich zachęca do obejrzenia serialu. Dlatego historię z przeszłości przybliżamy w serii „Poznaj swój serial“.
Macie przede wszystkim stałych odbiorców, czy stopniowo udaje Wam się docierać do nowych osób?

Alicja: Mamy stałych, ale zauważamy progres. Bardzo cieszy nas, że grono naszych widzów się poszerza, ale ci pierwsi dalej z nami są. Zwłaszcza na Instagramie, na stories to widać.

Zosia: Każda subskrypcja to radość. Ale serio, duże osiągnięcie jak na nas. Cieszymy się, widząc większą liczbę, choć przy ogromnych kanałach to niewiele.

Serial "M jak miłość" króluje na ekranach telewizorów już ponad 20 lat. W czym Waszym odczuciu zawarty jest fenomen tej bezsprzecznie kultowej produkcji?

Zosia: No bo to jest tak... Każdy odnajduje swoją magię w tym. Można lubić jednego bohatera, dziesięciu albo żadnego, ale i tak da się przy tym bawić. W jednym odcinku dialogi są tak źle ułożone, że nie rozumiesz, co mówią, a w innym aktorzy grają naprawdę dobrze, ratując scenariusz i bijesz brawo do telewizora.

Alicja: Jest coś w tej rodzinie Mostowiaków, z którą wszyscy się znają lub dopiero co się poznają. Czasem problemy są bardzo aktualne i realne, a czasem mam ochotę przytulić Marcina i powiedzieć, że mi go szkoda, bo temu facetowi dowalili już wszystkim.

Zosia: No niby tak. Ale mnie osobiście dramy bardzo radują. Im większe opały, tym większa zabawa.

Jakie są Wasze ulubione wątki w obecnym sezonie?

Alicja i Zosia: ŁUKASZ. ANDRZEJ I MAGDA. Oraz drama, która czeka Marcina i Izę. W tej Warszawie to się dzieje.

Alicja: Ale w sumie... Czemu uwielbiamy wątek Łukasza?

Zosia: Bo ten człowiek nie ma granic. Nie ma poziomu dna, na którym się zatrzyma. On będzie trzy razy przedstawiał tę samą dziewczynę matce. Jemu matka jego dziecka powie, że wyjeżdża. Czy on się załamie? Nie. On zaciągnie swoją obecną dziewczynę do łóżka, a potem przedstawi matce, gdy ta im przeszkodzi. To jest człowiek, który otwiera i zamyka rozdziały. Poza tym grało go już trzech aktorów (Franciszek Przybylski, Adrian Żuchewicz, obecnie Jakub Józefowicz, przyp. red.), a to o czymś świadczy. Człowiek o wielu twarzach.

Alicja: No właśnie. Racja. A co do Magdy i Andrzeja – niech u nich nie będzie piekła, bo są cudowni. Ratują odcinki humorem i chemią, która między nimi jest. Wierzymy im.

Bez których bohaterów nie wyobrażacie sobie serialu? 

Zosia: Andrzej, Marcin, Łukasz, Barbara Mostowiak, seniorka.

Alicja: Jak wyżej. No i Kamil, bo bez Kamila nie ma dram.
Na kanale umieszczacie również filmiki z cyklu "After: film vs książka". Najpierw czytacie, czy najpierw oglądacie? (Śmiech.) 

Alicja: No, to teraz chwila prawdy.

Zosia: O nie...

Alicja: Ja czytam, potem oglądam.

Zosia: Najczęściej ja już wszystko wiem o tej książce, bo Alicja mi powiedziała. Wtedy wychodzi film i na niego idziemy. A potem na śmiesznie bierzemy się za czytanie tej książki, ale na głos.

Planujecie kolejne odcinki powyższego cyklu? Który film będziecie omawiać?

Alicja: W naszym odczuciu ten cykl nie cieszy się za dużym zainteresowaniem, ale ilość pracy przy takim filmie jest spora. Na razie nie planujemy. Może kiedyś wyjdzie AFTER 3 i wtedy nagramy takie porównanie, o ile kogoś to będzie dalej interesować.

Kilka dni temu na kanale pojawiło się Wasze TOP 5 komedii: polskich i romantycznych. Według jakiego klucza wybierałyście filmy, które pojawiły się w rankingu?

Zosia: Według klucza naszych upodobań. Jeśli coś nas bawi i nie żenuje do tego stopnia, że po film możemy sięgać codziennie, to znalazł się on w rankingu.

Alicja: No, ja nie wspomnę, ile razy widziałam z Zosią „Planetę singli“. To był film zeszłego roku, teraz, od kilku miesięcy w DVD siedzi „Podatek od miłości“ i nie chce wyjść. Niestety, nie mogłyśmy dać „Ogniem i Mieczem“...a może to będzie kontynuacja cyklu "After: film vs.książka"?

W marcu 2020 roku świat z dnia na dzień się zatrzymał. Wszystko spowodowane jest pandemią koronawirusa. Jak sobie radziłyście? Jakie są Wasze sposoby na spędzanie wolnego czasu? Może oglądałyście "M jak miłość" od początku? (Śmiech.) 

Zosia: (Śmiech.) Ciaglę grałyśmy wtedy w Simsy, było podejście do „Plotkary“ (w moim przypadku nieudane), mnie uratowało odkrycie, że lubię czytać. Alicja stała się moim dillerem książkowym, wszystko, co mi dała do ręki – czytałam.

Alicja: „To nie tak. Nie jestem i nigdy nie byłem dillerem“ – (Łukasz z "M jak miłość")           Mnie uratowało pisanie książek, nawet napisałam całą, a potem drugą.

Zosia: To geniusz.

Alicja: Nie będę mówić, że się rumienię.

Zosia: Przestań, nie ty powiedziałaś, że jesteś geniuszem. Ja powiedziałam. 






















fot. zdjęcie nadesłane

Pewnie tak, jak wszyscy, w takich chwilach nadrabiacie zaległości filmowe i czytelnicze. Jak to jest u Was z filmami i książkami? Lubicie wracać do sprawdzonych tytułów, czy odkrywać nowe?

Zosia: To i to. Jak już mówiłam, żyję z dillerem, który wciąż dostaje nowe książki, więc jak coś jej się spodoba, to je odziedziczam na chwilę. Jednak jest coś w ciągłym odtwarzaniu tych samych filmów, a nawet niektórych seriali. 

Alicja: Jeśli chodzi o książki, przeważnie tylko odkrywam nowości. Mam jedną, którą czytałam pięć razy i polecam ją wszystkim: „Cień wiatru“ Carlosa Ruiza Zafona. Ja wolę oglądać to, co już znam, niż szukać czegoś nowego. Jednak nie bronię się przed tym.

Jaki film zachwycił Was ostatnio, a która książka sprawiła, że przeczytałyście ją jednym tchem?

Alicja: Moim sekretem jest wiara, że Titanic nie rozbije się o górę lodową i tym sposobem zawsze zachwycam się historią Jacka i Rose. Jeśli chodzi o książkę, to ostatnio zachwyciłam się romansem z wątkiem kryminalnym „Sentymentalna bzdura“.

Zosia: Ostatnio moim ulubionym filmem jest „Ogniem i mieczem“.

Alicja: Zosia! Bohun..

Zosia: Dziękuję...

Alicja: Dla takiej podzięki w ogień bym wskoczyła.

Zosia: W ogień? Dobra, wiem, jeszcze wczoraj byś nie wierzyła. Jakże ja dziś uwierzyć mogę? Wracając, nie iałam pojęcia, że ten film jest taki dobry, a Sienkiewicz to geniusz. Niestety, większy niż ty...(kieruje wzrok ku Alicji). Jeśli chodzi o książkę, to „Park Avenue“ Vi Keeland był niczego sobie, też mnie zaskoczył, co najwyraźniej równa się temu, co mi się podoba. 

Mówi się, że takie zwolnienie tempa jest czasami potrzebne każdemu z nas. Uważacie, że obecna sytuacja może zmienić społeczeństwo na lepsze i spowodować, że ludzie będą patrzeć na życie z większym dystansem i bardziej przychylnie? 

Zosia: Chciałabym, żeby tak było. Na początku pandemii żyłam tą nadzieją, ale teraz zaczynam się martwić o to, że ludzie nie będą dla siebie życzliwsi, że będzie gorzej. Sama łapię się na tym, że jestem bardziej poddenerwowana wśród ludzi, niż przed całym zajściem. Myślę, że na tę chwilę najważniejsze jest nie tracić wiary w to, że gdy wszystko już wróci do normy, będziemy pamiętać, jak każdy, kogo spotkamy uczestniczył w tym wydarzeniu. Trzeba być dobrym dla ludzi, mimo wszystko.

Alicja: Nic nie będzie takie, jak było I wszyscy wiemy, że pandemia odcisnęła na nas piętno. Podeszliśmy z dystansem do siebie i do innych ludzi. To bardzo trudne i boję się, jak będzie wyglądał powrót. Co z zaufaniem do innych? Jednak ten okres sprawił też, że skupiłam się na sobie i w końcu siebie dostrzegam. Rok 2020 miał swoje wady, ale bywały też zalety.

Czego nauczył Was ten trudny czas?

Zosia: Każda przyjemność i ucieczka jest ważna. I na każdą ucieczkę, która jest możliwa, trzeba sobie pozwolić, bo konsekwencje mogą być przykre. Zdałam sobie sprawę, że przede wszystkim trzeba zaopiekować się sobą, obdarzyć się zrozumieniem tak, jak byśmy to zrobili w przypadku drugiej osoby. To wzbogaca nasze relacje z innymi i doświadczenia, które zbieramy. Starałam się na tym skupiać siedząc w domu. (Śmiech.)

Alicja: Mnie nauczył lubić siebie. Te wartości, które wymieniła Zosia są bardzo istotne w moim życiu I staram się je praktykować.

Jakie są Wasze najbliższe plany związane z działalnością #poznajswójserial // #słowoipoezja?

Alicja: Chciałybyśmy rozwinąć kanał I trafić do jeszcze większej liczby odbiorców. Nie będziemy rezygnować z “M jak miłość”, to jest rdzeń naszej działanośći. Mamy nadzieję, że w tym roku uda się wyjść z kamerą z domu.

Zosia: Ja liczę na to, że wpadniemy na wiele genialnych pomysłów, które przypadną do gustu naszym widzom, a nam wprowadzanie ich w życie da dużo frajdy. 

piątek, 8 stycznia 2021

Melania Grzesiewicz: "Aktorstwo to bezsprzecznie piękny i pasjonujący zawód"

 Melania Grzesiewicz: "Aktorstwo to bezsprzecznie piękny i pasjonujący zawód"














fot. Monika Osińska 

Aktorka młodego pokolenia. Po raz pierwszy w serialu "M jak miłość" pojawiła się w 1488 odcinku, wciela się w rolę Anity. 

Bez pamięci zakochana w Paryżu, tamtejszej modzie, kuchni i kinie. "Kocham francuskie kino i moim wielkim marzeniem byłoby być kiedyś jego częścią" - wyznaje. 

Pasjonatka sztuk plastycznych i muzyki. 

W czasie izolacji pandemicznej wraz z aktorką Weroniką Warchoł stworzyła projekt "DAJ SIĘ POZNAĆ", który skierowany jest do zawodowych aktorów oraz studentów szkół teatralnych. 

Zacznijmy może od tego, że urodziła się Pani w Paryżu. Co najbardziej urzekło Panią w tamtejszej kulturze?

Moi rodzice mieszkali w Paryżu przez wiele lat. I pomimo tego, że wróciliśmy do Polski, gdy miałam niewiele ponad rok, to Francja towarzyszy mi całe życie i jest jego nieodzownym elementem. Uwielbiam paryski styl życia, atmosferę tego miasta, wszystko, co związane z francuską kulturą, na czele z kinematografią. Kocham francuskie kino i moim wielkim marzeniem byłoby być kiedyś jego częścią.

Zdarza się Pani wracać do Paryża? Jakie są Pani ulubione miejsca?

Niestety nie jestem tak często, jakbym chciała. Ostatnie lata były dla mnie bardzo intensywnym czasem — studia w krakowskiej szkole teatralnej, tym samym przeprowadzka z Warszawy do Krakowa właśnie, całkowite oddanie nauce zawodu — wszystko to sprawiło, że podróże zeszły na dalszy plan. Niemniej jednak na szczęście udało mi się w tym czasie odwiedzić Francję i parę innych krajów, potem nastała pandemia, także dopiero teraz zamierzam podróżować tak często, jakbym chciała, także do Paryża.

Czy w paryskiej kuchni znajduje Pani dania, które najbardziej Pani lubi? 

Chyba najbardziej lubię francuski styl lunchy. Sałata, dobry ser i kawałek świeżej bagietki. Poza tym u mnie w domu nadal gotuje się typowo francuskie dania takie jak beuf bourguignon, zupy kremy czy słynne quiche. 

Jakie jest Pani danie popisowe z tamtejszej kuchni?

Kuchnia francuska jest dość pracochłonna, a ja lubię gotować szybko. Moja mama jest mistrzynią takiego kunsztownego francuskiego gotowania. Ja kiedy myślę o typowo francuskim jedzeniu w swoim wykonaniu to na myśl przychodzą mi właśnie sałaty, quiche, dobre sery i czerwone wino.

Co skłoniło Panią do powrotu do Polski? Było to związane z drogą artystyczną, jaką Pani obrała?

To nie była moja decyzja, choć wiem, że jeśli zależałaby ode mnie, to na pewno chciałabym nadal mieszkać we Francji (Śmiech). Oczywiście to Polska jest moim domem, nie wiem jak potoczyłoby się moje życie gdybym tam została, może tylko idealizuję życie w Paryżu (Śmiech).

Wiele jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało,że wybrała Pani akurat aktorstwo?

To było we mnie od zawsze, nie wiem czy był jeden czynnik, który o tym zadecydował. Po prostu jest to dla mnie coś absolutnie organicznego, mogłabym oczywiście zajmować się innymi rzeczami gdybym musiała, ale to aktorstwo jest czymś, co mnie całkowicie pasjonuje i w jakimś stopniu mnie dopełnia.

Czy już od najmłodszych lat przejawiała Pani zainteresowanie tym zawodem, lubiła się przebierać, wcielać w różne postaci?

Tak, odkąd pamiętam miałam kontakt z aktorstwem. Zaczynając od przedszkolnych przedstawień, poprzez konkursy recytatorskie, na amatorskim teatrze tuż przed szkołą teatralną kończąc.

Może jednak pojawiły się u Pani również inne pomysły na siebie. Proszę opowiedzieć o najciekawszych. 

Na pewno byłabym dobrym politykiem (Śmiech). Bardzo interesuję się polityką. Przed szkołą aktorską studiowałam nawet politologię na UW. Ale to zawód jeszcze cięższy niż aktorstwo (Śmiech). Także, jeśli naprawdę musiałabym wybrać coś innego, to najpewniej byłabym albo dziennikarką, albo biznes woman, albo malowałabym obrazy i miała swoją pracownię ceramiczną. Tak, to dość duża rozbieżność (Śmiech). Zawód architekta wnętrz także wchodziłby w grę.

Z dnia na dzień świat się zatrzymał, wszystko oczywiście spowodowane jest pandemią koronawirusa. Jak wykorzystała Pani ten czas? Czego Pani nauczył?

Przyznam szczerze, że to był dla mnie wspaniały czas. Może nie powinno się mówić o tym głośno, bo jednak w kontekście światowym to jest czas tragiczny, niemniej jednak uważam, że w odniesieniu do człowieka jako jednostki, ten czas był szczególnie ważny. Ja czuję, jakbym dostała parę miesięcy, sam na sam ze sobą w prezencie. I o ile nawet na chwilę nie straciłam kontaktu z bliskimi, to mam wrażenie, że wykorzystałam ten czas w stu procentach na to, aby zredefiniować siebie, to czego chcę i w jakim kierunku idę. Zbieram teraz naprawdę cudowne owoce tego czasu i wysiłku, jaki wtedy poczyniłam w pracy nad sobą.

Uważa Pani, że obecna sytuacja może spowodować, że ludzie spojrzą na życie z nieco większym dystansem, bardziej przychylnie?

To bardzo indywidualna sprawa. Bo o ile niektórzy z nas mieli ten komfort, że mogli ten czas wykorzystać na zatrzymanie się w biegu życia, na odkrycie swoich pasji, czy, tego, co już im w życiu nie służy, zwrócenie całej uwagi na najbliższych, o tyle jest grono osób, dla których ten czas był niczym osunięcie się gruntu spod nóg i myślę, że musi minąć dużo czasu, zanim znajdą w tym jakieś plusy.

Jedni nadrabiali  zaległości książkowe, drudzy zaś oglądali filmy. W obydwu przypadkach lubi Pani odkrywać nowe tytuły, czy raczej wracać do sprawdzonych?

Niestety, albo stety, (Śmiech.) jestem osobą, która uwielbia oglądać w kółko te same filmy. Mam parę tytułów na konkretne okazje, nastroje, okresy w roku itp. Oczywiście oglądam nowości, staram się być na bieżąco, odkryłam w czasie pandemii wiele wspaniałych filmów i seriali, ale wracałam też do tych, w których dialogi znam niemal na pamięć. Jeśli jednak chodzi o książki, to bardzo rzadko czytam jedną pozycję dwa razy. Praktycznie mi się to nie zdarza.  Wyjątek robię jedynie dla książki “Potęga podświadomości” Joseph’a Murphy'ego, którą traktuję bardziej jako “przewodnik” i wracam do niej dość regularnie. 

W 1488 odcinku serialu "M jak miłość" dołączyła Pani do obsady. Czy zanim dołączyła Pani do obsady, zdarzało się Pani oglądać serial, miała swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

Oczywiście, może nie śledziłam dokładnie wszystkich wątków, w czasie studiów raczej nie zdarzało mi się oglądać telewizji, ale jednak serial "M jak miłość" jest dość mocno osadzony w świadomości Polaków i większość z nas kiedyś go widziała.

Jak została Pani przyjęta na planie?

Bardzo miło. Uwielbiam pracę z ekipą tego serialu. Są to naprawdę wspaniali, bardzo profesjonalni ludzie, którzy wykonują swoją pracę na możliwie najwyższym poziomie.

Wciela się Pani w rolę Anity, sekretarki, ale jej drogi przecinają się z Kamilem                    (Marcin Bosak przyp. red.) i Polą (Hania Nowosielska, przyp. red.) Co może Pani opowiedzieć o najbliższych losach swojej postaci?

Nie mogę wiele zdradzić, wiem tylko, że postaci Anity będzie w serialu więcej.

Najwięcej scen w chwili obecnej ma Pani w towarzystwie serialowej Poli. Jak się dogadujecie? Co jest najważniejsze, a co najtrudniejsze w pracy z dziećmi?

Hania Nowosielska, czyli serialowa Pola to cudowna, niesamowicie utalentowana dziewczynka, z którą praca jest czystą przyjemnością. Uważam, że ma wrodzony dar gry aktorskiej. Nie przypominam sobie żadnego trudnego momentu w pracy z nią, a wręcz przeciwnie, mogę powiedzieć, że to ja czasem czuję się onieśmielona jej naturalnością i improwizacją na planie, podczas której muszę czasami porzucić ustalone założenia sceny, czy nauczony tekst tak, aby dorównać kroku spontaniczności Hani.





















fot. zdjęcie nadesłane - Melania Grzesiewicz i Hania Nowosielska na planie serialu "M jak miłość".

Poznamy bardziej  łagodne oblicze Kamila Gryca? (Śmiech.) 

Mam nadzieję, że tak, sama chciałabym je poznać! (Śmiech.)

Serial w domach telewidzów gości od 20 lat. W czym w Pani odczuciu tkwi fenomen tej produkcji?

W uczciwości. Zanim nie dołączyłam do tej produkcji pewnie nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Teraz wiem, odkąd zobaczyłam proces powstawania serialu od kuchni, że jest to po prostu bardzo uczciwie tworzony serial. Z szacunkiem do widza, z odpowiedzialnością za to, jaki przedstawiamy mu świat. Myślę, że w swoim gatunku, w swojej “półce” spełnia oczekiwania widzów.

Bez których bohaterów nie wyobrażałaby Pani sobie serialu?

Na pewno rodzina Mostowiaków stanowi trzon tego serialu.

W jakich jeszcze produkcjach zobaczymy Panią w najbliższym czasie?

Mam w planach nowości na 2021 rok, ale nie  chcę na razie zdradzać szczegółów, aby nie zapeszać. Z rzeczy już nakręconych, o których mogę mówić to serial “Na Wspólnej”, w którym pojawiam się już w styczniu —  wcielam się negatywną postać Sylwii Wysockiej, co jest dość ciekawym kontrastem w kontekście bardzo pozytywnej Anity w “M jak miłość”. Wzięłam także udział w nowej produkcji TVN, której daty emisji jeszcze nie znam.

Oprócz aktorstwa ma Pani wiele pasji, jedną z nich jest fotografia analogowa. Na co podczas robienia zdjęć zwraca Pani największą uwagę?

Niestety zapewne wbrew sztuce fotografii, jedyne na czym się skupiam to człowiek, który stoi po drugiej stronie obiektywu. Nie jestem zawodowcem, nie umiem perfekcyjnie ustawić wszystkich technicznych aspektów, co powoduje pewne niedoskonałości. Ja jednak je bardzo lubię. Nawet wolę gdy są nie do końca ostre albo gdy przesłona nie spełni swojej funkcji. Mają wtedy w sobie “to coś” co najbardziej mi się podoba.

Pamięta Pani swoją pierwszą poważną fotografię? Co udało się na niej uwiecznić?

Nie mam jednej ważnej fotografii, każda jest inna, każda jest w jakiś sposób ważna bo na każdej jest naprawdę wyjątkowa osoba. 

Myślała Pani o zorganizowaniu własnej wystawy?

Na pewno jeszcze o tym nie myślałam. Myślę, że w dobie tak wybitnych fotografów nie ośmieliłabym się teraz na taki krok. Niektóre z nich publikuje na swoim Instagramie. Ale na pewno kiedyś, w dalszej przyszłości dopuszczam możliwość zorganizowania takiego wydarzenia połączonego może z wystawą moich obrazów, albo ceramiką, którą planuję tworzyć. Niemniej jednak w każdym z tych przypadków musi upłynąć jeszcze trochę czasu, abym wzniosła się na wyższy poziom zaawansowania.

Warto porozmawiać też o ceramice. Kilka dni temu wzięła Pani udział w pierwszych warsztatach. Jak wrażenia? Będzie Pani kontynuować tę przygodę?

Absolutnie to pokochałam! Mogę śmiało powiedzieć, że odkryłam nową pasję. I na pewno dopiero zaczynam tę przygodę.

To tylko takie moje wrażenie, czy jest Pani typem odkrywcy, lubi próbować nowych rzeczy, sprostać nowym wyzwaniom?

Tak, chyba tak. Choć kiedyś chyba nie postrzegałabym siebie w ten sposób, ale jednak od jakiegoś czasu moje życie świadczy o tym, że nowe wyzwania są jego stałym elementem.
























fot. zdjęcie nadesłane

Czy takie podejście do życia ułatwia pracę w zawodzie?

Na pewno. To jest wbrew pozorom bardzo trudny i niestabilny zawód. Oczywiście bezsprzecznie piękny i pasjonujący. Ja niemal od pierwszych dni w zawodzie mam poczucie, że niczego nie można brać za pewnik, a pokora jest czymś absolutnie niezbędnym. Wiem, że nie wszyscy moi znajomi po fachu mają takie podejście, może moje przeświadczenie jest ponad miarę. Niemniej jednak ja od dawna praktykuję taką postawę i szczęśliwie zawód ten jest dla mnie wyjątkowo szczodry i łaskawy.

Na koniec chciałabym poruszyć jeszcze temat projektu DAJ SIĘ POZNAĆ, który stworzyła Pani we współpracy z Weroniką  Warchoł. Skąd pomysł na jego powstanie?

Pomysł zrodził się w mojej głowie właśnie w trakcie wcześniej wspomnianej izolacji pandemicznej. Powstał z potrzeby posiadania wpływu na to, jak jesteśmy postrzegani w branży jako młodzi aktorzy. Szukania odpowiedzi na pytanie czym w Polsce jest casting. Przegadaliśmy w środowisku naszego pokolenia aktorskiego na ten temat całe godziny. Weronika Warchoł dołączyła na moje zaproszenie do współtworzenia tego projektu ze mną. Także jest aktorką, przyjaźnimy się a do tego ma umiejętności, których ja nie posiadam (np. potrafi montować, ja się dopiero uczę) i vice versa, każda ma także trochę inne spojrzenie na pewne sprawy wobec czego fajnie się uzupełniamy dzięki czemu ten projekt jest po prostu ciekawszy.

Do kogo jest skierowany? Kto może do niego dołączyć?

Jest skierowany do zawodowych aktorów, teraz już praktycznie w każdym wieku. Studenci szkół teatralnych także się do tej grupy zaliczają. 

Ile serii projektu jest zaplanowanych?

Na razie powstały dwie, trzecia jest już w trakcie powstawania, a zgłoszeń mamy już na kilka kolejnych serii.

Na koniec proszę o sprecyzowanie najbliższych planów zawodowych. 

Tak jak wcześniej wspomniałam, nie lubię zdradzać za dużo, wiem, że na pewno czeka mnie praca na planie “M jak Mmiłość”, w zależności od tego jak potoczą się losy mojej bohaterki w “Na Wspólnej” być może i na planie tego serialu, do tego jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będzie mnie można zobaczyć także w innej produkcji, w zupełnie nowej dla mnie roli.