środa, 8 maja 2024

Tomasz Dedek o teatrze i "Rodzinie zastępczej" [WYWIAD]

Tomasz Dedek o teatrze i "Rodzinie zastępczej" [WYWIAD]




























fot. Agencja Gudejko / archiwum

Od 21 do 23 marca w Ustroniu odbywały się 25. Ustrońskie Spotkania Teatralne - USTa. W sobotę, 23 marca jako ostatni wśród festiwalowych propozycji wystawiony został spektakl "Prezent urodzinowy". Miałam okazję rozmawiać z aktorem. Opowiedział, w jakich okolicznościach założył konto na dawnym Twitterze, czyli portalu X. Przyznał również, czy otrzymał kiedyś nietypowy prezent i co, jego zdaniem, najfajniejszego jest w obdarowywaniu.

Na próżno szukać Pana oficjalnego profilu na Instagramie i Facebooku, ale za to, można Pana znaleźć na Portalu X, dawnym Twitterze. Dlaczego akurat to miejsce wybrał Pan do komunikowania się ze światem?

To był odruch. Nie pamiętam, ile lat temu założyłem tam konto, ale zapadło mi w pamięć, że zrobiłem to nad morzem, na plaży w Chałupach.

Czy jest szansa, że założy Pan kiedyś konto na Instagramie? (Śmiech) Może po naszym dzisiejszym spotkaniu coś się zmieni i zdecyduje się Pan na ten krok.

Kiedyś moja córka próbowała mi tam założyć konto. Wydaje mi się jednak, że właśnie Portal X, czyli dawny Twitter, jest dla mnie odpowiedni, by za jego pośrednictwem przekazywać różne treści.

Może po prostu jest również tak, że nie przekonuje Pana cukierkowa rzeczywistość, którą usilnie społeczeństwo lubi pokazywać na Instagramie? Nie wszystko jest tak cukierkowe, jak może się wydawać.

No właśnie. Tam wszystko wygląda trochę tak, jak byśmy nie wierzyli sami sobie i upiększali nie tylko świat, ale też swój wizerunek.

Dziś spotykamy się na 25. Ustrońskich Spotkaniach Teatralnych - "USTA". Czym jest dla Pana teatr?

Kiedyś teatr był dla mnie bardzo ważny, bo zaraz po ST trafiłem do Teatru Ateneum, z którym związany byłem ponad dwadzieścia lat. Moje życie jednak tak się potoczyło, że przez jakiś czas byłem tzw. wolnym strzelcem. Zawodowo nie był to mój najlepszy okres, ponieważ po zakończeniu moich serialowych przygód, wszystko ucichło, ale mimo to, był to bardzo fajny czas. Później dostałem propozycję współpracy od stołecznego Teatru Komedia, z którym związany jestem od ponad dziesięciu lat. Z Teatrem Capitol robimy przedstawienia, z którymi jeździmy po Polsce i dajemy ludziom radość. Przez wiele lat, kiedy byłem związany z Teatrem Ateneum, nie miałem okazji zagrać spektaklu komediowego, a teraz, na stare lata, dopadły mnie farsy. (Śmiech)

Nie jest to Pana pierwsza wizyta ze spektaklem w Ustroniu i okolicach, albowiem miał Pan też już okazję grać kilka lat temu m.in. w Cieszynie. Jak wraca się w te strony?

Cudownie się tutaj wraca. Moje pierwsze spotkanie z Cieszynem nastąpiło, kiedy przed laty, z Ateneum, w ramach Dni Teatru zagraliśmy spektakl "Trans-Atlantyk". Teatr w Cieszynie jest cudowny. To bez dwóch zdań wyjątkowe miejsce. Z tego, że mogę być tutaj po raz kolejny, jestem bardzo zadowolony.

Dziś zagrany zostanie spektakl "Prezent urodzinowy", który znajduje się w repetuarze stołecznego Teatru Capitol.

Spektakl wyreżyserował Jerzy Bończak, znakomity aktor, który od kilku lat bardziej skupia się na reżyserii.

Cała akcja toczy się w dwóch bliźniaczych apartamentach luksusowego hotelu.

W tych dwóch identycznych pokojach następuje pewne zabawne nieporozumienie, ponieważ do jednego z nich trafia zupełnie inna osoba niż ta, która miała się w nim pojawić. W trakcie akcji dowiadujemy się, o co w tym wszystkich chodzi. Więcej nie powiem. (Śmiech)

Pan wciela się w Boba, czyli jednego z dwóch bohaterów spektaklu, którzy otrzymują nietypowy prezent, jakim jest kolacja z kobietą swobodnych obyczajów.

Okazuje się, że tej kobiety tak naprawdę nie ma, bo to wszystko to spisek, który został uknuty przez jego przyjaciela. Bob jednak dobrze na tym wychodzi, ponieważ poznaje nową kobietę, z którą być może łączyłby swoją przyszłość, ale w ostateczności dochodzi do wniosku, że jednak spędzenie dwudziestu lat z żoną było czymś pięknym.

Jaki najbardziej nietypowy prezent Pan dostał na urodziny?

Dostaję zazwyczaj typowe prezenty lub też nie dostaję ich w ogóle.

Jak wynika z ankiety, na którą natknęłam się, kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, aż 64 proc. Polaków woli dawać niż dostawać prezenty. Pan jest w której grupie?

Ja uwielbiam dawać prezenty. Wszystko jedno, czy to są prezenty-niespodzianki, prezenty zamawiane. Lubię sprawiać ludziom radość. Mam nadzieję, że "Prezent urodzinowy", z którym przyjechaliśmy do Ustronia, również okaże się być trafionym podarunkiem dla tutejszej publiczności.

Co takiego ma w sobie "Prezent urodzinowy", czego nie mają inne spektakle?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, ale to fantastyczne przedstawienie. Przede wszystkim ma… mnie w szpilkach (śmiech). Tak, przyznaję, że chodzę w tej sztuce w dwunastocentymetrowych szpilkach (Śmiech).

Jak Pan się w nich czuje?

Niedobrze. Nie wiem dlaczego, strasznie bolą mnie biodra (Śmiech). 

Zaprośmy wszystkich na tę sztukę.

Z tym spektaklem jeździmy po całej Polsce. Obsada jest wymienna. Zapraszamy serdecznie. Szczegółowy terminarz znajduje się na stronie Teatru Capitol.

W roli Jerzego Olewicza w serialu "M jak miłość" pojawił się Pan po raz pierwszy w 1460 odcinku serialu. Co ciekawe, nie jest to Pana pierwsza rola w tym serialu, albowiem na samym jego początku, wcielał się Pan w rolę Roberta Kozielskiego, który razem z Krzysztofem Zduńskim (w tej roli Cezary Morawski, przyp. red.) prowadził hurtownię. Jak wspomina Pan tamten czas?

Ojej, to było tak dawno temu. Nie pamiętam za bardzo tego czasu, ale zapadło mi w pamięć, że Robert wylądował w końcu za kratkami. Moim największym zdziwieniem było to, jak oni to wymyślili. Interesowało mnie, jak Kozielski zostanie zlikwidowany, by Olewicz nie był tą samą postacią, ale kiedy wszedłem na plan po raz drugi, przeczytałem w scenariuszu, że Jerzy do jednego z bohaterów mówi, że w życiu robił różne złe rzeczy i… był w więzieniu. No, trzeba powiedzieć, że wyszło dosyć zgrabnie. Wierni widzowie serialu mogliby przypuszczać, że pojawienie się Jerzego w serialu jest kontynuacją wątku sprzed lat.

Jak wraca się na plan, na którym pracowało się przed laty?

To już zupełnie inny plan, ponieważ w serialu co rusz pojawiają się nowi bohaterowie. Jeśli ten serial nadal podoba się ludziom, to znaczy, że jest dobrze.

Mam wrażenie, że są dwie postacie, z którymi do tej pory jest Pan kojarzony przez widzów. To "Mały", człowiek "Dzikiego" z "Poranka Kojota" oraz Jędrula z "Rodziny zastępczej". Czy się mylę?

Tak, najczęściej jestem łączony z tymi dwiema postaciami. Powiedziałbym nawet, że z Jędrulą jestem kojarzony o wiele częściej niż z "Porankiem Kojota". Z Joasią Trzepiecińską, która w "Rodzinie zastępczej" wcielała się w Alutkę, mam okazję grać teraz w spektaklu "Jak Zabłocki na mydle".

Pamięta Pan jeszcze jakiś kultowy tekst z filmu "Poranek Kojota"?

Pamiętam, ale nie powiem. (Śmiech)

Co jakiś czas powtarzają się pytania widzów, czy jest jeszcze szansa na powrót "Rodziny zastępczej" po latach. Gdyby dostał Pan taką propozycję, zdecydowałby się ponownie zagrać Jędrulę?

Całą ekipą musielibyśmy się nad tym zastanowić.