środa, 26 lutego 2020

Lea Oleksiak: "W każdej pracy ważni są ludzie"

Lea Oleksiak: "W każdej pracy ważni są ludzie"


























fot. zdjęcie nadesłane

O "Gliniarzach", scenach w towarzystwie broni, ale też o serialu "Na sygnale", pomaganiu potrzebującym oraz o reżyserii rozmawiam z Leą Oleksiak.

To moja druga rozmowa z aktorką.

Po raz pierwszy rozmawiałyśmy w 2016 roku. Jak w kilku słowach podsumowałaby Pani zmiany, które zaszły w Pani życiu zawodowym od tego czasu? 

Z jednej strony nie wiele się wydarzyło; nadal gram w "Na sygnale" i "Gliniarzach" czyli teoretycznie jestem w miejscu w którym byłam, a z drugiej strony, zmieniło się wiele. Skończyłam szkołę - obroniłam licencjat z reżyserii, przeprowadziłam się, niestety wciąż nie na swoje. Mam wiele planów, pojawiają się nowe propozycje, zobaczymy, co z nich wyjdzie. 

Jedno się nie zmieniło - kocham to, co robię i cieszę się, że mogę to nadal robić. To najważniejsze.

Kiedy rozmawiałyśmy po raz pierwszy, wchodziła Pani w obsadę serialu "Na sygnale", a serial "Gliniarze" był dopiero w początkowej fazie realizacji. Która rola jest dla Pani większym wyzwaniem aktorskim? Anna Reiter z "Na Sygnale", czy Maja Brzeska z "Gliniarzy"? Można tak to porównać? 

Większym wyzwaniem aktorskim jest zdecydowanie Anka z "Na sygnale", ze względu na wątki prywatne jakie się pojawiały. Było molestowanie, przemoc, zamrożenie w lodówce, powrót do zdrowia i wiele innych. Jeśli chodzi o Majkę, to mam znacznie mniej scen prywatnych, tam prawie wszystko skupia się na jej życiu zawodowym. Jedynym momentem  by poszaleć są prowokacje. Miałam okazję np. udawać starszą panią. 


























fot. zdjęcie nadesłane - ekipa "Gliniarzy" - Aleks Mackiewicz, Joanna Mądry, Arkadiusz Krygier, Lea Oleksiak oraz Tomek Skrzypniak


Co najbardziej lubi Pani w postaci Mai Brzeskiej? 

Lubię jej szaloną naturę, do której ponownie wraca. Ponownie będzie szczęśliwa w życiu zawodowym i prywatnym.

Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Pani konieczne, by mogła wcielać się wiarygodnie w swoją bohaterkę? 

Bardzo chciałabym wziąć udział w szkoleniu policyjnym, ponieważ nie miałam jeszcze okazji. Uwagi mam udzielane na bieżąco, w trakcie kręcenia poszczególnych odcinków. Chciałabym też zrobić kurs samoobrony, prywatnie też by się przydała taka wiedza.

Co w roli Mai okazało się największym wyzwaniem, a co sprawiło Pani najwięcej frajdy? Strzelanie? (Śmiech.)  

Strzelanie. Boję się broni. Kiedy pierwszy raz strzelałam, byłam przerażona. Bałam się, że coś się stanie. Był to duży stres, ale łuskę po pierwszym strzale zachowałam sobie na pamiątkę. Nadal się trochę boję, ale już to lubię. Najfajniejsze są jednak prowokacje, kiedy mogę wcielić
się w kogoś zupełnie innego niż Majka.  No i jak w każdej pracy ważni są ludzie. Na planie "Gliniarzy" i "Na sygnale" pracuje fantastyczna ekipa. 


























fot. zdjęcie nadesłane - na planie serialu "Na sygnale" - Monika Mazur, Wojciech Kuliński oraz Lea Oleksiak

Na planie seriali medycznych i kryminalnych obecni są konsultanci, którzy uczą Was poprawnych zachowań. Co przede wszystkim starają się przekazać aktorom? 

Konsultanci zwracają uwagę na wiarygodność naszych zachowań czy ułożenie sylwetki. 

W "Gliniarzach" niektóre procedury policyjne robione są wbrew ogólnym zasadom. To dotyczy m.in trzymania broni. Także próbujemy znaleźć kompromis pomiędzy tym co wiarygodne, a tym co dobrze wygląda na ekranie.

Seriale medyczne i kryminalne są tymi najbardziej lubianymi przez widzów. Jak Pani myśli, dlaczego?  

Każdy z nas chce być superbohaterem. (Śmiech.) I każdy chciałby być leczony czy obroniony przez któregoś z naszych bohaterów. (Śmiech.)

Każdy, kto doświadczył choroby, chciałby mieć lekarza, który będzie empatyczny i czasem nawet przekorczy swoje uprawnienia, by pomóc. 

Każdy też chciałby być tak świetnym specjalistą, który w każdej chwili pomoże, a nawet zaryzykuje, tak, jak Banach (Wojciech Kuliński, przyp. red.), kiedy w windzie wykonał operację na otwartym  sercu. (Śmiech.)

Czy sama również ogląda Pani takie seriale? Które są Pani ulubionymi? 

Uwielbiam thrillery polityczne. Moim ulubionym serialem z tego gatunku jest House of Cards". Maniakalnie oglądałam też "Homeland". Ostatnio pochłonęłam  "Dom z papieru" oraz serial "Dark". 

Wbrew pozorom oglądam bardzo mało seriali, ponieważ brakuje mi na to czasu. Poza tym zdecydowanie wolę kino oraz  audiobooki. 

Jeśli chodzi o seriale z moim udziałem, zawsze staram się je oglądać, by móc ocenić swoją pracę.

Lubi Pani siebie oglądać?  

Nie mam z tym problemu, lubię siebie na ekranie. Uczę się też patrząc na błędy, które popełniam.

Fajne jest to, że widzę efekty tego, co nagrałam. 


























fot. zdjęcie nadesłane

Skupia się Pani przede wszystkim na pracy na planie tych dwóch produkcji, czy będzie Panią można wkrótce zobaczyć gdzieś indziej? 

Na bieżąco pojawiają się nowe rzeczy. W tym momencie w gronie przyjaciół realizujemy pilotażowy odcinek nowego serialu, zobaczymy, co z tego wyjdzie. 

Moje plany są skierowane również w stronę reżyserii. Z mojego rodzinnego domu przywiozłam 
teczkę z pomysłami, które spisywałam już od podstawówki. Muszę ją przewertować.  Bardzo jestem ciekawa, czy któryś z tych pomysłów jest do realizacji. Jeśli nie, to głowa jest pełna innych. Kwestia czasu i pieniędzy. 

Kiedyś stroniła Pani od mediów społecznościowych, teraz jest zdecydowanie bardziej aktywna. Wcześniej nie wierzyła Pani w siłę internetu? 

W siłę internetu wierzę od zawsze. To wspaniały sposób na łączenie ludzi, chociażby poprzez pomaganie. Mam jednak jeden problem, nigdy nie wiem, co powinnam zamieścić. Nie lubię miałkich rzeczy, a wrzucanie dziubków mnie nie kręci. (Śmiech.) Nie do końca rozumiem to, co dzieje się w sieci. Nie przemawia do mnie moda na udawanie kogoś, kim się nie jest. Ale staram się pamiętać, że ktoś może na nowy post czekać.

Czym najchętniej dzieli się Pani na Instagramie? 

Najchętniej dzielę się rzeczami, które coś wnoszą. Lubię dzielić się pozytywnymi rzeczami. ​ Jeśli dzieje się coś wyjątkowego, lubię się tym dzielić. Jeśli jestem ambasadorką jakiejś akcji charytatywnej, również się nią dzielę. Tak samo zdjęciami z planu. Tylko tu już mi słabiej idzie.


























fot. zdjęcie nadesłane - pokaz mody organizowany przez Fundację Mali - Wielcy Wojownicy, Lea Oleksiak i Wiktoria przed wejściem na wybieg.

Ostatnio dzieliła się Pani zdjęciami z pokazu charytatywnego. Proszę opowiedzieć coś więcej.  

Był to pokaz mody organizowany przez Fundację Mali - Wielcy Wojownicy. Miałam być tylko gościem, ale dostałam propozycję by razem z małą Wiktorią pojawić się na wybiegu. Uwielbiam pracować i przebywać z ludźmi.

Jakim jest Pani użytkownikiem? Czego poszukuje w sieci? 

Maniakalnie przeglądam informacje o podróżach. 

Właśnie. Jest Pani fanką podróży. Pewnie przy tak intensywnym trybie pracy ma Pani mniej czasu na podróże... 

Tak. Jedynym minusem tej pracy jest to, że nie mogę podróżować tyle, ile bym chciała. Nie mogę już spontanicznie wyjechać na miesiąc do Kambodży, więc chociaż wirtualnie podróżuję                        za pośrednictwem internetu. (Śmiech.) W sieci oglądam również wywiady z aktorami.

Jakie miejsce zachwyciło Panią ostatnio? 

Ostatnio zachwycił mnie Lubomierz, gdzie pojechaliśmy, ekipą na sygnałową, na Festiwal Filmów Fabularnych. O dwunastej w nocy wraz z Panem przewodnikiem poszliśmy zwiedzać kościół. Było fenomenalnie. Im jestem starsza, tym bardziej fascynuje mnie historia. To było miejsce, które mnie zachwyciło.

Jakiś czas temu wraz z siostrzenicą pojechałam do moich rodziców, a potem na wieś. Zobaczyłyśmy pole krów, widok który był mi bliski w dzieciństwie.
To też mnie ruszyło. Usiadłyśmy z siostrzenicą i po prostu patrzyłyśmy. Te dwíe rzeczy ostatnio zrobiły na mnie ogromne wrażenie. 

Poza tym wraz z rodzicami wyjechałam ostatnio do Turcji. Tam zdecydowanie najwięcej emocji dostarczył nam rafting. Dużo różnych emocji i adrenalina. Czuliśmy się jak szcześliwe dziecaki.


















fot. zdjęcie nadesłane

Jakie miejsce określa Pani jako swoją podróż marzeń? 

Marzy mi się Japonia. To dość drogi kierunek, a ja nie chciałabym jechać na tydzień, bo zależy mi na tym, żeby móc poeksplorować. W najbliższym czasie najbardziej realne są Stany i Tanzania. Bardzo chciałabym odwiedzić Lwów i pewnie zrobię to w pierwszej kolejności. (Śmiech.) 

Najbliższe plany.  

Praca na planie "Na sygnale" oraz "Gliniarzy", montaż serialu, który tworzę z moimi przyjaciółmi. Przygotowałam też scenariusz 15 minutowego filmu. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. 
Wraz z Moniką Mazur planujemy wybrać się na kurs dubbingu, wracam też do konferansjerki, którą zajmowałam się kilka lat temu. No i jak zawsze jestem otwarta na nowe propozycje i doświadczenia. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

wtorek, 25 lutego 2020

Jakub Kucner: "Warto zobaczyć świat innymi oczami"

Jakub Kucner: "Warto zobaczyć świat innymi oczami"


























fot. zdjęcie nadesłane

O tym, co spowodowało, że zmienił swoje nastawienie do życia, o charytatywnych wyjazdach do Gambii, pomocy potrzebującym, ale też o pracy na planie serialu "M jak miłość" rozmawiam z Jakubem Kucnerem.

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pan wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Co daje Panu w życiu najwięcej siły?

Odkąd pamiętam, byłem pozytywną osobą, zawsze w ten sposób byłem odbierany przez otoczenie. Tak zostałem wychowany. Uwielbiam przebywać wśród ludzi, to oni dają mi pozytywną energię. 

Kiedyś wykonałem eksperyment, w ramach którego odciąłem się od świata. Kiedy go zakończyłem poczułem, że moja energia spadła. Wszystkie osoby, które posiadają pozytywną energię są moim napędem w życiu codziennym. 

Moim zdaniem ważne jest umieć cieszyć się z drobiazgów, to wiele ułatwia. Nie każdy jednak taką umiejętność posiada. Co zrobić, by to się zmieniło?

Uważam, że warto zobaczyć świat innymi oczami. Cztery lata temu pojechałem pierwszy raz do Gambii. Ten wyjazd spowodował, że pozytywniej spojrzałem na świat i zacząłem doceniać to, co mam. Do tematu Gambii będziemy jeszcze wracać. 

Warto cieszyć się każdym dniem. 

Właśnie. Uważa Pan, że każdy dzień może być dobry, bo wszystko zależy tylko od nas? Co jest dla Pana gwarancją udanego dnia?

Ostatnio czytałem książkę "Unf*ck yourself". Traktuje o zmianach w naszym życiu. Trzeba ułożyć swoje myśli. Nie warto męczyć się negatywami. Trzeba cieszyć się małymi rzeczami. Wszystko jest kwestią nastawienia. 

Gwarancją może być praca na planie serialu "M jak miłość". (Śmiech.) Do obsady dołączył Pan w 2019 roku. Jak został Pan przyjęty?

Zostałem bardzo dobrze przyjęty. Na planie pracuje niesamowita ekipa, wspaniali aktorzy. Poczułem flow. Kiedy nagrywamy nowe odcinki, za każdym razem czuję przypływ pozytywnej energii. Aż chce się pracować. Wszystko fajnie wychodzi. 

(Śmiech.) Wątek Rafała jest obecnie rozszerzany. W premierowych odcinkach będzie go o wiele więcej, z czego oczywiście bardzo się cieszę. Będzie się działo. 

Wciela się Pan w starszego aspiranta Rafała Stadnickiego. Opanowanie jakich umiejętności okazało się dla Pana konieczne, by wiarygodnie wcielał się Pan w rolę policjanta?

Największym wyzwaniem było poprawne operowanie bronią. Podczas strzelania musimy odpowiednio stać i wykonywać adekwatne ruchy. Mieliśmy zajęcia z konsultantem, który pracuje na co dzień z psami policyjnymi oraz udziela porad na planach filmowych kiedy są do odegrania sceny akcji. 

Które czynności policyjne sprawiają Panu najwięcej frajdy? Strzelanie? Zakuwanie w kajdanki? (Śmiech.)

(Śmiech.) Strzelanie oraz...jeżdżenie radiowozem na sygnale. Zawsze chciałem to robić, a teraz mam okazję. Oczywiście, sceny tego typu kręcimy w zabezpieczonych miejscach, ale sprawiają wiele frajdy, a do tego mogę poczuć się jak prawdziwy policjant. (Śmiech.) 


























fot. zdjęcie nadesłane

"M jak miłość" od dziewiętnastu lat cieszy się ogromną popularnością. To ulubiony serial Polaków. W czym Pana zdaniem zawarty jest sukces kultowej "Emki"?

Bardzo dobre pytanie. Rocznie "M jak miłość" ogląda 6 mln telewidzów. To serial, który jest numerem jeden od dziewiętnastu lat. Pozytywnie zakorzenił się w telewidzach, a wpływ na to mają historie, ale też wspaniała obsada, która serial tworzy. Mam nadzieję, że "M jak miłość" jeszcze przez długie lata utrzyma się w czołówce i dalej będzie tak chętnie oglądanym serialem. 
 
Zanim trafił Pan do serialu, zdarzało się Panu go oglądać.  Miał Pan swoje ulubione wątki i bohaterów?

Kiedy byłem młodszy, serial oglądałem z moją Mamą. Bohaterami, których pamiętam są ci, w których wcielali się bracia Mroczek, czy Kasia Cichopek. Uwielbiałem Pana Witolda Pyrkosza. Pani Teresa Lipowska jest cuodwną osobą. Uwielbiam ją. Nestorzy rodu najbardziej zapadli mi w pamięć. 

Czy teraz ogląda Pan serial? Lubi Pan oglądać siebie na ekranie? (Śmiech.)

Nie lubię siebie oglądać. (Śmiech.)  Zdarza mi się jednak oglądać odcinki z moim udziałem, a robię to choćby dlatego, by wiedzieć, co powinienem w Rafale poprawić. 

Czy zobaczymy Pana w najbliższym czasie w jakimś nowym serialu lub filmie?

Jest kilka propozycji, ale nie mogę więcej w tym momencie zdradzić. W przygotowaniu jest sztuka teatralna "Ciemno" z moim udziałem. Czuję, że to będzie hit. 

Jeśli chodzi o moje marzenia zawodowe, mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się zagrać w jakimś fajnym filmie kinowym. 

W 2019 roku występował Pan w Tańcu z Gwiazdami. Jak wspomina Pan tę przygodę?

W marcu minie rok od mojego udziału w programie "Taniec z gwiazdami". Od samego początku wiedziałem, że będzie trudno. Wraz z Lenką Klimentovą dotarliśmy bardzo daleko, ponieważ nasza przygoda z programem kończyła się w ćwierćfinale. Były to cztery miesiące ciężkiej pracy. Próby zajmowały nam ok. 5 godzin dziennie. Nie zapomnę tej przygody do końca życia, to coś niesamowitego. 

Który taniec sprawił Pan najwięcej trudności, a który najwięcej frajdy? Pamięta Pan? (Śmiech.)

Najwięcej trudności przysporzył mi fokstrot. Najlepiej wspominam jive. Świetnie się w nim czuliśmy, otrzymaliśmy wysokie oceny. Wszystkie tańce pamiętam do dzisiaj. 

Jaką trenerką była Lenka Klimentová? 

Już na samym początku złapaliśmy z Lenką świetny kontakt. Pod względem charakteru jesteśmy bardzo do siebie podobni. 

Jakim był Pan uczniem? (Śmiech.)

Czasami się spóźniałem, czasami marudziłem. (Śmiech.) Lenka nie miała ze mną łatwo, ale kiedy trzeba było, dałem z siebie wszystko. (Śmiech.) 

Czy z momentem zakończenia przygody z programem skończyła się Pana taneczna przygoda? 

Tak, ponieważ musiałem odpocząć. Jednak ostatnio pomyślałem, że fajnie byłoby wrócić do treningów. 

Jest Pan bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Czym najchętniej dzieli się Pan z followersami?

Mój profil jest lifestylowy. Jestem zaangażowany w działania charytatywne, więc i tym dzielę się w social mediach. 

Jakim jest Pan użytkownikiem? Czego poszukuje w sieci?

Ostatnio zacząłem szukać osób, które są coachami, nastrajają innych pozytywnie, uczą pozytywnego patrzenia na świat i walczenia ze swoimi słabościami. 

Pomoc drugiemu człowiekowi nie jest dla Pana obojętna. Bardzo często udziela się Pan charytatywnie. Proszę opowiedzieć o swoich charytatywnych wyjazdach do Gambii. 

Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Już od czasu studów bardzo chciałem pojechać na misję charytatywną z Unicefem. To się nie udało, ale poznałem osoby, które angażowały się w pomoc Gambii. Udało się zorganizować pierwszy wyjazd. 

Kiedy wróciłem z Gambii, miałem dwa tygodnie resetu. Myślałem o tym, co tam zobaczyłem. Uświadomiłem sobie, jaką wartość tam ma pożywienie dla dzieci. Zacząłem doceniać każdą chwilę.

Zajmowałem się Aseidu, która miała 6 lat. Jej mama zmarła na chorobę, której tu nie byłoby problemu wyleczyć.

Dzieci nie mają ubrań, przyborów do szkoły, jedzą jeden posiłek dziennie. Mieszkają w domach bez prądu. 

Po powrocie z Gambii uświadomić sobie można naprawdę wiele rzeczy. Warto przestać narzekać, docenić to, co się ma i pomagać tyle, ile można. 





















fot. zdjęcie nadesłane

Jak w tej chwili wygląda Pana zaangażowanie w pomoc Gambii?

Ze Stowarzyszeniem przyjaciół Afryki "Hope for kids" zorganizowaliśmy wysyłkę kontenera z darami do Gambii. Z tego, co wiem, dotarł w ostatnich dniach. Były tam przybory szkolne, ubrania dla dzieci i wiele więcej. Prawie dziewięć ton darów. Ludzie z całej Polski przesyłali dary. 

Czy w tym momencie można jakoś pomóc i dołączyć do zbiórki?

Na razie zbiórka została zakończona. W planach są kolejne. O wszystkim będę informował w moich social mediach. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy. 

Najbliższe plany. 

Koncentruję się na "M jak miłość", ponieważ wątek Rafała jest rozbudowywany. Zaczynamy prace nad wspominanym przeze mnie spektaklem, działać ze Stowarzyszeniem przyjaciół Afryki "Hope for kids" i w przeciągu dwóch najbliższych miesięcy pojechać do Gambii. Dużo rzeczy pojawia się na bieżąco. To będzie dobry rok. Byle do przodu.

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

sobota, 22 lutego 2020

Michał Bałazy: "Na planie programu się wspieramy"

Jakiś czas temu w Cieszynie miałam przyjemność rozmawiać z Panem Michałem Bałazym. 


















fot. zdjęcie nadesłane

Jakiś czas temu w Cieszynie miałam przyjemność rozmawiać z Panem Michałem Bałazym. Nasza rozmowa w dużej mierze oscylowała wokół programu "Gotowi - do gotowania -START!".

Spotykamy się w ramach dziewiętnastej edycji imprezy Skarby z cieszyńskiej trówły. Co przygotowane zostało na warsztaty kulinarne?

Spotykamy się "u starki w szpajzce", więc musiało pojawić się coś, co miała każda babcia w swojej spiżarni. Są buraczki, są konfitury, będą podpłomyki, pieczone tradycyjną metodą. Gotować będziemy żur, będą też placki ziemniaczane. 

Z jakimi smakami kojarzy się Panu dzieciństwo?

Od najmłodszych lat uwielbiałem wszystko to, co było słodkie. Kochałem pierogi robione na słodko oraz naleśniki. Mój syn nie lubi tych smaków, więc teraz gotuję bardziej wytrawnie, ale tym, co najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem jest żur. Babcia słynęła z tego, że przygotowywała zakwas dla całego miasta. Pamięć po Babci odżywa w jego smaku. 

Często korzysta Pan z przepisów Babci?

Bardzo często. To baza do przygotowania innych dań. To przepisy, które przez wiele lat krążyły po całej Polsce. 

Co było daniem popisowym Pana Babci?

Drożdżówka. Pojawiała się w każdą niedzielę. Najczęściej oprócz drożdżówki pojawiało się również udko z kurczaka. 

Jakie babcine dania były Pana ulubionymi?

Dania słodkie. Pamiętam jednak, że miała piec opalany drzewem i węglem, który miał dwie komory i przygotowywała na nim podpłomyki. Przygotowuje się je z ciasta pierogowego, cieniutko rozwałkowane, rzucane na blachę powodowało, że oczy uśmiechały się nam wszystkim. Bardzo lubiłem ten smak, do dzisiaj kojarzy mi się z dzieciństwem i miłością Babci do wnucząt. 

Wziął Pan udział w Motocyklowym Zakończeniu Lata. Czym jest kuchnia motocyklowa? Jakie przeważają w niej składniki?

Nie wiem, co jedzą motocykliści, ale wiem, co chciałbym, by jedli. Pokonują bardzo dużo kilometrów, zatrzymują się w różnych miejscach. Chodzi o to, by potrawy, które jedzą dały im wiele energii, a nie obciążały przy tym żołądka.

Jakie potrawy przygotował Pan na event dla motocyklistów?

Zaproponowałem grillowaną dynię z kuskusem z curry, był boczek z sosem na bazie śliwek i pomidorów. Zaproponowałem też chude, duszone mięso. To dania, które każdy motocyklista może zapakować do pudełeczka i zabrać ze sobą w trasę.

W jesiennej ramówce TVP2 pojawił się program "Gotowi - do gotowania - START!" Czy prawdą jest, że niewiele różni się od emitowanego kilka lat temu programu "SmaczneGO!", który prowadziła swego czasu Olga Bończyk?

Nie wiem jak wyglądał ten program, bo nie miałem okazji go oglądać, ale słyszałem, że faktycznie był bardzo podobny. Może korzystał z podobnego formatu. Mam nadzieję, że nasz program również zapadnie w serca odbiorcom. Staramy się przekazać wiedzę kulinarną.

Co Panu najbardziej podoba się w tym programie?

To, że jest prawdziwy. Przez całe dwadzieścia pięć minut wszystko jest na serio. Jest kręcony bez cięć, wstawek, czy poprawek. To 100% prawdy.

Na przygotowanie dania macie 20 minut, a jego kwota finalna nie może przekroczyć 25 zł. Co stresuje bardziej, ograniczenia czasowe, czy finansowe?

Ciekawe pytanie. (Śmiech.) Czasu jest mało, ale z odcinka na odcinek coraz lepiej się odnajdujemy w tych realiach. 


Co okazało się dla Pana największym wyzwaniem tego programu?

Dania wegetariańskie, ponieważ nie jestem w nich specjalistą. Nawzajem się jednak uczymy, więc jedna z koleżanek daje mi w tej kwestii wskazówki. 

Czego widz może się nauczyć w Waszym programie?

Przede wszystkim oszczędności. Oswoić można także techniki kulinarne. Widz dowie się, co zrobić, by dania nie przypalić lub jak ugotować, żeby było chrupiące. To rzeczy, którymi można wzbogacić swoje umiejętności i spowodować, że dania będą perfekcyjnie przygotowane.

Za co Pana zdaniem widzowie najbardziej cenią Wasz program?

Po niesamowitym wzroście oglądalności, która rośnie z odcinka na odcinek jestem szczęśliwy. Jesteśmy prawdziwi, niczego nie udajemy, a czasem nawet coś spalimy. (Śmiech.) To się dzieje tu i teraz. Jak w prawdziwej kuchni.

Panuje między Wami rywalizacja?

Kompletnie nie. Wspieramy się, czasem żartujemy, bo mamy do siebie samych i do siebie nawzajem ogromny dystans. Mamy tak wiele wspólnych tematów, że o kuchni rozmawiamy ze sobą najrzadziej. (Śmiech.) 

Czy jest trudno pogodzić Panu udział w programie z innymi obowiązkami zawodowymi?

Inni uczestnicy mają trudniej, ponieważ prowadzą swoje restauracje. Ja mogę nieco odważniej żąglować moim czasem, choć oczywiście ja również mam wiele obowiązków. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Inforamcji 

środa, 19 lutego 2020

#wywiadymarioli: "Kemping" [RECENZJA]

#wywiadymarioli: "Kemping" [RECENZJA]



















W marcu 2014 roku swoją premierę miał film krótkometrażowy "Kemping". Reżyserią zajął się Krzysztof Jankowski, a scenariusz napisał we współpracy z Marcinem Cygalą. 

W obsadzie znalazły się mocne nazwiska znane miłośnikom seriali, ale także osobom, które czas wolny spędzają najchętniej w Teatrze. 

Niewątpliwie największą gwiazdą tego krótkometrażowego obrazu był Pan Krzysztof Globisz, który wystąpił w roli Romana, ojca Alicji, która na czas rodzinnych wakacji nad morzem wróciła z emigracji, gdzie na co dzień zarabia na życie. 

Alicja, (w tej roli Olga Sarzyńska) nie wraca tylko po to, by wypocząć w rodzinnym gronie, ale też, aby przedstawić rodzinie Kyuta, (Lude Reno), swojego nowego wybranka. 
Ojciec Alicji leczy się na serce, więc cała rodzina, a przede wszystkim Bożena, matka Alicji, w tej roli (Agnieszka Wosińska) boi się o jego zdrowie. 

Bożena i Roman mają też syna Filipa (w tej roli Arkadiusz Smoleński), który podobnie jak córka, przysparza im wiele trosk. Jest spontaniczny, lubi się bawić, myśli o rzuceniu studiów. Nie zdążył się jeszcze ustatkować. 

Oprócz rodziny na wakacjach pojawia się także Arek (w tej roli Mateusz Ławrynowicz), który nie do końca świadomy tego, co chce Alicja rodzicom zakomunikować, próbuje się do Alicji zbliżyć. 

Ta krótkometrażowa produkcja dostarczy widzom wiele powodów do uśmiechu, pozwoli też z dystansem spojrzeć za kulisy rodzinnych wyjazdów. 

Na sukces "Kempingu" składa się wiele czynników. Mowa o nadbałtyckim krajobrazie, ale także o fenomenalnej obsadzie.
 
Oprócz Krzysztofa Globisza, o którym już wspominałam, największe wrażenie zrobiły na mnie kreacje aktorskie Olgi Sarzyńskiej i Arkadiusza Smoleńskiego. Wniosły do filmu nutkę inteligentnego żartu i dobrego humoru.

"Kemping" wiele razy został nagrodzony, m.in w Częstochowie, Radomiu i Koninie.

 Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zobaczyć tego filmu, gorąco polecam. 

piątek, 14 lutego 2020

#wywiadymarioli: "Czarno to widzę, czyli wymieszani posortowani" [RECENZJA]

#wywiadymarioli: "Czarno to widzę, czyli wymieszani posortowani" [RECENZJA]
















fot. Kamila Markiewicz - Lubańska / Fotografka.pl 

22 stycznia 2020 roku w Domu Kultury Świt w Warszawie odbyła się prapremiera spektaklu "Czarno to widzę, czyli wymieszani posortowani". Spektakl na rzecz budowy szkoły dzieci ulicy w Ghanie  powstał z inicjatywy Omenaa Foundation. Pomysłodawczynią powstania spektaklu była Omenaa Mensah.  Producentem wykonawczym był Teatr MY. 

fot. zdjęcie nadesłane


Głównym przesłaniem spektaklu komediowego są słowa "inny nie znaczy gorszy". Ma uczyć akceptacji i tolerancji oraz spojrzenia na niektóre tematy łaskawszym okiem. 

Autorem sztuki jest Marcin Szczygielski, reżyserem zaś Ewa Kasprzyk, którą w spektaklu możemy oglądać w roli Wandy Krakowskiej, feministki organizującej nabór do amatorskiego zespołu ludowego "Słowiańskie Słowiki". 

Na casting przychodzi grupa nietuzinkowych osób. Wszyscy zgromadzeni chcą pokonać swoje słabości, udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych i spełniać swoje marzenia. Jednak już na pierwszy rzut oka nikt z grupy zgromadzonych nie pasuje do polskiego stereotypu. 

Kajetan Niemiec (w tej roli Bartosz Obuchowicz) jest instruktorem krav - magi, który po tym, jak w internecie szerzył mowę nienawiści,  musi prowadzić zajęcia w ramach odbywania prac społecznych. Sam o sobie mówi, że jest patriotą i katolikiem. Nie znosi wszystkiego, co inne. 

Imani (w tej roli aktorka młodego pokolenia Ifi Ude) jest Mulatką, Polką koło trzydziestki. Przez całe życie zmaga się z przejawami nietolerancji i rasizmu. W wolnych chwilach pisze teksty do portali internetowych, a w życiu prywatnym nie uporała się jeszcze ze swoją orientacją.

Malwina (w tej roli Wojciech Medyński) jest transseksualistką, która nie poddała się jeszcze chirurgicznej zmianie płci. Izoluje się od ludzi, ale terapeuta zaleca, by pracowała w grupie. Zdeterminowana więc postanawia wrócić do śpiewania i zapisuje się do Słowiańskich Słowików. 

Teresa (w tej roli Laura Samojłowicz)była tancerką, ale uległa wypadkowi, w wyniku którego jest częściowo sparaliżowana. Jeździ na wózku inwalidzkim. Mimo tego taniec dalej jest ważny w jej życiu, co pokazuje w spektaklu choćby w momencie, w którym to właśnie na wózku inwalidzkim wykonuje układ choreograficzny. Jest przekonana, że nikt tego nie widzi, ale wszystko obserwuje 
Timur (w tej roli Stefano Terrazino), który widząc jej pasję, zaangażowanie i wolę walki, zakochuje się w niej, początkowo bez wzajemności. 

Timur zmaga się z atakami związanymi z jego wyglądem i kolorem skóry. Marzy o małżeństwie i tym, by pozostać w Polsce na stałe. 

Obsada została bardzo dobrze dobrana. Widać, że między aktorami panują dobre relacje, co przekłada się na efekt końcowy spektaklu. Wszyscy aktorzy świetnie i wiarygodnie wcielają się w swoje postaci, na scenie dają z siebie wszystko. 

Z perspektywy widza chciałabym jednak z tego miejsca wyróżnić grę aktorską Laury Samojłowicz, która wykonała widowiskowy układ choreograficzny na wózku inwalidzkim. Taniec, mimo tego, że był krótki, pokazywał jak mało trzeba, by zrobić krok do przodu. Aktorka w tym niespełna minutowym układzie choreograficznym przekazała widzom całą gamę emocji i pozwoliła się wzruszyć. 


autor video: Patricia Kazadi 

 - serdeczne podziękowania za udostępnie nagrania video z tańcem Laury Samojłowicz należą się Pani Patricii Kazadi oraz Pani Joannie Pawłowskiej - Hencel, Healthy Group PR&Management. Za zaproszenie na prapremierę dziękuję Pani Marioli Berg, Teatr MY oraz Omenaa Foundation. 




Drugą osobą, która zachwyciła mnie swoją grą aktorską był Wojciech Medyński. Każde jego pojawienie się na scenie wywoływało wybuchy śmiechu. Gratulacje. 

Spektakl wyruszył w trasę po Polsce. Biorą w nim udział nie tylko wymieni aktorzy, ale również Piotr Zelt, Agnieszka Załęcka, Dorota Stalińska, Anna Korcz, Patricia Kazadi, Damian Kulec oraz Lesław Żurek. Obsada jest wymienna. Informacje o terminach na www.czarnotowidze.com.pl

To przedstawienie, które każdy zobaczyć powinien. Gorąco polecam. 

Robert El Gendy: "Żyję marzeniami"

Robert El Gendy: "Żyję marzeniami"


























fot. Kamil Ozimek

O pasji do dziennikarstwa, sile marzeń i ich realizacji, ale także o sporcie, programie "Pytanie na śniadanie" i pomysłach na autorskie programy rozmawiam z Panem Robertem El Gendym.

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pan wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do świata i ludzi. Widać to także w mediach społecznościowych. Energia, którą dzieli się Pan chociażby na Instagramie, udziela się. Co daje Panu w życiu najwięcej siły?

Najwięcej siły dają mi moje dzieci oraz moja rodzina. To podstawa. Miłość jest podstawą do wszystkiego, bez niej nie warto niczego zaczynać, a ona bije z tych najważniejszych istot w moim życiu. Miłość ewoluuje, dojrzewa. Pracuje się na nią przez poznawanie człowieka. Są takie dni, w których ja też mam kryzys, robi mi się smutno. Wtedy staram sobie przypomnieć, że wszystko jest po coś. Robi mi się lepiej, kiedy przeglądam zdjęcia bliskich mi osób.

Moim zdaniem niezwykle ważne w życiu jest cieszenie się drobiazgami. Prawda jednak jest taka, że nie każdy ową umiejętność posiada. Co zrobić, by to się zmieniło?

Uczę się tego. Łapię się na tym, że czasami nie doceniam miejsca, w którym jestem. Wybiegam za daleko w przyszłość. Nie wiemy, co czeka nas jutro. Drogę wyznacza nam Bóg, tylko On wie, co nas spotka. Nie można zapominać o tym, co dzieje się tu i teraz.

"Dziennikarz, prezenter, sportowiec - amator". W ten sposób opisuje Pan siebie na Instagramie. Do czego jest Panu w tym momencie najbliżej?

Jestem przede wszystkim tatą zakochanym w swoich dzieciach i to jest dla mnie najistotniejsze. Praca jest dla mnie ogromną pasją, wymarzonym miejscem, które pojawiło się osiemnaście lat temu. Sport zszedł w tym momencie na dalszy plan. Byłem sportowcem  -  amatorem, blisko mi było do sportów wyczynowych, uprawiałem koszykówkę. Jako dziennikarz sportowy miałem okazję być na finałach NBA, co było spełnieniem moich marzeń. Kwestie rodzinne są dla mnie jednak najistotniejsze, reszta jest na drugim miejscu.


























fot. Kamil Ozimek

Gdyby nastała taka konieczność, z czego byłoby Panu najprościej zrezygnować - z telewizji śniadaniowej, czy dziennikarstwa sportowego?

Bardzo trudne pytanie. (Śmiech.) Nie chciałbym wogóle rezygnować, ale jeżeli nastałaby taka konieczność wierzę, że miałoby to jakiś głębszy sens. Znajduję pasję w obu tych czynnościach, mam siłę by się tym zajmować. Traktuję to jak wyzwanie, nie czuję potrzeby rezygnacji. Nie chciałbym jednoznacznie odpowiadać na to pytanie. 

Mimo tego, że ukończył Pan ekonomię, podobno od zawsze Pana marzeniem była praca w mediach. To prawda, że nie wyobrażał Pan sobie pracy za biurkiem?

To prawda. Na studiach ekonomicznych byłem na wydziale handlu zagranicznego.  Na drugim roku wymyśliłem sobie, że spróbuję swoich sił pracując w banku. Przez dwa miesiące pracowałem, ale nie spodobało mi się. Tam nie ma miejsca na kreatywność, a to nie dla mnie. Od zawsze marzyłem o tym, by zostać aktorem. Chodziłem na castingi, stąd wzięła się również praca w mediach. 

Pojawiła się okazja wzięcia udziału w castingu i rozmowie kwalifikacyjnej. Bliskie mi osoby zmotywowały mnie, żebym spróbował. Nie zostałem co prawda aktorem, ale i tak pracuję pzed kamerą. Trwa to już osiemnaście lat. 

Coraz częściej myślę o tym, by realizować swoje marzenia. Marzenia są dla mnie istotne,  przekładają się też na ambicje. Czuję cały czas chęć spróbowania swoich sił jako aktor. W dzisiejszych czasach nie trzeba kończyć studiów, by wystąpić w jakiejś produkcji. Wiele jest takich aktorów, czy osób publicznych. Chciałbym spróbować i zagrać w jakimś serialu. To moje marzenie. 

Marzenia są dla Pana bardzo ważne, często Pan o nich mówi.

Marzę, by kiedyś, kiedy osiądę już na mojej ukochanej Warmii, móc regularnie spotykać się z moimi synami. Chciałbym usłyszeć od nich, że jako ojciec wykonałem dobrą robotę, bo dobrze przygotowałem ich do dorosłego życia. 

Moi rodzice nie zdołali mnie przygotować, ponieważ pochłonięci byli walką o egzystencję. Mama robiła wszystko, bym mógł skończyć studia w Warszawie takim kosztem, że nie zaznałem tego, co chciałem dać swoim dzieciom. Nam się udaje, jest to zasługa przede wszystkim mojej partnerki, która dba o rodzinne kwestie. Ja jestem tym surowym, ale też tym, który zawsze przytuli. Tak powinno być w prawdziwej rodzinie. 

Jest Pan dziennikarzem sportowym, ale też jak Pan sam o sobie zwykł mówić, sportowcem - amatorem. Regularnie pojawia się Pan na siłowni, uprawia też  koszykówkę jak dobrze kojarzę. Jakie jeszcze sporty obecnie Pan uprawia?

Koszykówka jest miłością mojego życia. (Śmiech.) Kiedyś grałem jeszcze w piłkę nożną, ale  jako kilkuletni chłopiec odpuściłem. Zdarza mi się czasami grać w meczach charytatywnych, ale grywam też czasami z moimi synami. 

Gram w kosza i staram się zarazić tą pasją synów. Siłownia jest swego rodzaju dodatkiem. Ma dobry wpływ na wszystko. Na nastrój, ale też na rozładowanie napięcia. Ważne, by znaleźć czas dla siebie. Jeśli ktoś nie ma czasu na to, by wyjść na siłownię, może trening zorganizować w domu. Endorfiny trzeba z siebie wyrzucać. (Śmiech.) 

Przejdźmy do "PNŚ". To najpopularniejszy program śniadaniowy w Polsce. Cieszy się największą oglądalnością. Co w Pana odczuciu składa się na sukces tego programu? W czym tkwi jego wyjątkowość? 

Ludzie, którzy tworzą ten program myślą o oczekiwaniach widza. Kiedy my zadajemy pytania, nie wymądrzamy się, ale przekazania wiedzy oczekujemy od ekspertów, których zapraszamy. Słuchamy naszych gości. Bardzo lubię nasz program, w roli prowadzącego pojawiam się już dwa lata. To spełnienie jednego z wielu moich zawodowych marzeń. Program dał mi możliwość rozwoju. W sporcie od dziennikarza oczekuje się bycia ekspertem. "Pytanie na śniadanie" jest programem o życiu, dotykamy w nim różnych aspektów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Pomagamy ludziom. 

Poruszacie tam wiele istotnych zagadnień, zawsze na czasie. Na jakie tematy lubi Pan najbardziej rozmawiać z gośćmi?

Poza tematami związanymi z wychowaniem dzieci bardzo lubię też rozmowy z pasjonatami, którzy są odważni. Takie osoby dla swojej pasji są w stanie zrezygnować z pracy w zawodzie. Do tego, by wyjść ze strefy komfortu, trzeba mieć ogromną odwagę. Każdy taki gość powoduje, że pobudzam swoje marzenia i chcę je realizować. 


























fot. Kamil Ozimek 

Program śniadaniowy moim zdaniem jest wspaniałą okazją do poznawania nowych ludzi, osób z ciekawymi pasjami, zajmujących się istotnymi rzeczami. Czy mógłby Pan przytoczyć historię jednego z takich spotkań?

Ostatnio dwie osoby zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

Poznałem o. franciszkanina Lecha, który o Bogu potrafi mówić takim językiem jakiego my używamy na co dzień. Dzięki temu lepiej można zrozumieć świadectwo. Jego kazania w kościele często wywołują salwy śmiechu, prawdziwej radości ale też i zadumy. Lech nigdy nie stoi daleko zawsze schodzi do nas. Ten franciszkanin potrafi podnieść na duchu otworzył moje oczy i serce jeszcze bardziej. Wybaczanie to trudna kwestia, zwłaszcza gdy ktoś nas rani z premedytacją. Ale dzięki nauce mojego księdza radzę sobie w tych sytuacjach. Wiara na tym etapie mojego życia jest bardzo istotna dla mnie. 

Drugą osobą, która mnie zachwyciła była aktorka Pani Helena Norowicz, która w wieku 85 lat potrafi zrobić szpagat. O swoim życiu opowiada z uśmiechem, przekonuje, że nie ma żadny barier. 

Kiedy się pojawiają przeszkody, trzeba zmienić podejście i perspektywę patrzenia na życie. Trzeba otaczać się osobami, które wskażą nam drogę. Pani Helena może być człowiekiem, który pokazuje nam taką ścieżkę. Tacy ludzie dodają nam sił.

Prowadzenie programu o tak wczesnej porze wiąże się z wczesną pobudką, ale również z „misją“ szerzenia dobrego nastroju. Proszę zdradzić, jakie ma Pan sposoby na bycie w dobrym humorze na wizji, nawet wtedy, kiedy aura nie sprzyja?

Nastrój reguluje mi muzyka. Mam takie utwory, które nakręcają mnie do działania. 

Jakie?

Uwielbiam Pearl Jam. Ta muzyka chodzi za mną od podstawówki. Kiedy włączam jakikolwiek utwór tej grupy, zawsze nastrajam się pozytywnie. Byłem chyba na wszystkich ich koncertach w Polse. W tym roku również się wybieram. 

Przekazywanie jakich emocji podczas trwającego na żywo programu jest dla Pana najważniejsze?

Z perspektywy widza oczekiwałbym uśmiechu na twarzy. Poruszamy różne tematy. W programie dochodzi też do wzruszających momentów. Zdarzyło mi się uronić łzę. Na początku się tego wstydziłem, ale zrozumiałem to. Emocje są ważne. Chcę być sobą. 

Jeśli chodzi o moment w programie, który u mnie wywołał wzruszenie, to była to opowieść mamy, której dzieci są mulatami. Jej historia ożywiła moje wspomnienia z dzieciństwa, wychowywania się bez taty. Spotykałem się z różnymi docinkami, dotyczącymi także mojej karnacji. Kiedy nie ma się ojca, trzeba brać sprawy w swoje ręce. Było mi naprawdę ciężko. Swoich synów uczę, by czerpali siłę z tego, kim są. Warto mieć pewność siebie.

Program prowadzi Pan wraz z Macademian Girl. Co najbardziej lubi Pan w Waszym duecie?

Szybko umiemy się nawzajem rozweselić, uzupełniamy się. Każde z nas ma inne priorytety, inną energię. Każdy coś od siebie daje. Cały czas się poznajemy. Nasz egzotyczny wygląd składa się na sukces naszego duetu. (Śmiech.) Niektórzy podejrzewają, że jesteśmy bratem i siostrą, ale może coś w tym jest, zbliżamy się do siebie i może dzięki temu to, co mamy do przekazania jest coraz bardziej radosne. 

Wspominałam już o Pana profilu na Instagramie. Czym najchętniej dzieli się Pan z followersami?

Lubię, kiedy jest odzew na rzeczy prywatne, to powoduje dyskusje, do których zachęcam. Każdy ma swoje doświadczenia, swoje przeżycia, możemy się nimi dzielić. Dużo ludzi pyta o treningi. Lubię rozmawiać z ludźmi. Nie toleruję hejtu. Nie rozumiem ludzi, którzy bez powodu chcą komuś dowalić, dokuczyć, zrobić przykrość. Nie mam we mnie chęci podejmowania walki z kimkolwiek. W moim życiu zdarzyło się wiele trudnych sytuacji, ale nie mam wrogów. Jeżeli ktoś mnie atakuje, jest mi przykro.

Czy hejtowi można jakoś zapobiec? Jak Pan sobie z nim radzi? To zdecydowanie najsłabsza strona internetu...

Myślę, że nie. Rozmowa z kimś, kto jest nastawiony negatywnie, może powodować eskalację, a to do niczego nie prowadzi. Taki człowiek atakuje z konta anonimowego. Robi to tylko, aby wbić komuś szpilę i sprawić przykrość. 

Czasami taki atak pozostawia we mnie ślad, ale dzisiaj już ograniczam czytanie negatywnych komentarzy. Nie warto się przejmować. 


























fot. Kamil Ozimek

Jak odbiera Pan akcje, które mają na celu zapobiec hejtowi?

Takie akcje bardzo mi się podobają. Trzeba je nagłaśniać. 

Jakie jest najczęstsze pytanie, które zadają Panu sympatycy?

Czy Tamara ma chłopaka? (Śmiech.) Czy naprawdę mam czterdzieści dwa lata? (Śmiech.) Czy mam czas zajmować się tyloma rzeczami? (Śmiech.) 

Każdy z nas ma zazwyczaj jeden dyżur w programie tygodniowo. pokornie czekam na to, by mieć więcej dyżurów. Mam jednak jeszcze bardzo dużo do zaoferowania, najbardziej cieszyłoby mnie, gdybym mógł realizować się w programach rozrywkowych, takich jak np. "The Voice of Poland". Mógłbym rozmawiać z uczestnikami na backstage. Szybko łapię dobry kontakt z ludźmi. Chyba mam taką umiejętność, że umiem zjednać sobie osobę, z którą rozmawiam. Jeśli ktoś dobrze czuje się w moim towarzystwie, to przekłada się na rozmowę. Gdybym mógł zrealizować program według własnego pomysłu, przekułbym to w sukces antenowy. 

Gdyby miał Pan możliwość zrealizowania własnego programu, czego mógłby dotyczyć?

Fajnie byłoby być też jednym z prowadzących letniej trasy TVP2 lub pracować przy koncertach sylwestrowych.  

Mój autorski program mógłby dotyczyć męskiej elegancji i życia rodzinnego. Nie wiem jednak, czy widzowie byli by takim programem zainteresowani. Zobaczymy. Czuję, że ten rok może być dla mnie przełomowy. 

Najbliższe plany. 

Chciałbym dalej rozwijać się w "PNŚ", może uda się w ramach programu zrealizować jakiś cykl związany z ojcostwem. Myślę, że gdyby udało mi się wyjechać na igrzyska do Tokio, też byłoby to fajnym doświadczeniem. 

Żyję marzeniami. Cieszę się tym, co mam. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji  

środa, 12 lutego 2020

Konrad Skolimowski: "Chciałbym zagrać negatywną postać"

Konrad Skolimowski: "Chciałbym zagrać negatywną postać"




















fot. zdjęcie nadesłane

Aktor młodego pokolenia, szerszej publiczności znany z roli Patryka w serialu "Barwy szczęścia". Przyznaje, że lubi swojego bohatera, ale bez ogródek dodaje, że marzy mu się stricte czarny charakter do zagrania.

Oprócz aktorstwa Konrad realizuje się także tworząc muzykę disco polo, a jego najnowszy utwór "Moja Dama" w zaskakującym tempie  bije rekordy popularności.

Wiele jest zawodów, a Ty wybrałeś aktorstwo i muzykę. Dlaczego tak się stało? Co jako pierwsze pojawiło się w Twoim życiu? 

Najpierw grałem w piłkę nożną i to z tym wiązałem swoją przyszłość. (Śmiech.)

Kiedy miałem siedemnaście lat, wybrałem się na casting wraz z moją dziewczyną. Ona się nie dostała, ja tak. Bardzo się mi to spodobało. Kiedy skończyłem liceum, postanowiłem, że to aktorstwu chcę poświęcić swoją zawodową przyszłość. Muzyka jest dla mnie pasją, a aktorstwo pracą, którą łączę z przyjemnością.

Jednak można łączyć aktorstwo i muzykę, prawda?

Oczywiście, że tak. Można łączyć te dwie rzeczy. Tak, jak w życiu prywatnym, tam też można mieć do odegrania kilka ról.

Czy już od najmłodszych lat przejawiałeś zainteresowanie muzyką i aktorstwem? Chętnie występowałeś przed publicznością, prezentowałeś swoje umiejętności wokalne?

Mój dziadek grał na saksofonie, więc muzyka była obecna w moim życiu i moim domu od najmłodszych lat.

Kiedyś oczywiście grałem w przedstawieniach w szkole, ale jeszcze wtedy nie wiązałem z tym przyszłości. To przyszło z czasem.

Tworzysz muzykę disco polo. Mówi się, że to gatunek, którego nikt nie słucha, ale wszyscy go znają. (Śmiech.) Nigdy nie myślałeś o innym gatunku muzycznym? 

Oczywiście. Myślałem o tworzeniu różnych gatunków muzycznych. Kocham muzykę, wszyscy lubią jej słuchać. Na disco polo zdecydowałem się, ponieważ jest muzyką taneczną i przyjemną. Człowiek nie ma za dużo czasu na zabawę, chcę więc go swoją twórczością rozweselać.




Masz swoich ulubionych wykonawców discopolo? 


Moim ulubionym muzykiem disco polo jest Zenek Martyniuk, a w swojej twórczości inspiruję się zespołem Modern Talking.

Na kanale Skolim Official pojawiła się Twoja nowa piosenka "Moja dama". Ma już 5 mln wyświetleń. Niebywałe. 

Wyświetleń cały czas przybywa, bardzo się cieszę. Ten wynik daje mi dużo radości i motywację na przyszłość. Koncertów też jest coraz więcej.


Skąd pomysł na realizację teledysku? Opowiedz o kulisach jego powstania.

Dziewczynki chcą być księżniczkami, chłopcy marzą o pracy w policji, ewentualnie chcą być przestępcami. (Śmiech.) Mundur policyjny dobrze wygląda, a u mnie w tych mundurach wystąpiły ładne dziewczyny. Efekt jest powalający. (Śmiech.)

Pracujesz nad kolejnymi utworami, czy skupiasz się na aktorstwie?

Tak. Szczerze mówiąc,  myślę nad wydaniem płyty. Kilka utworów i teledysków jest gotowych, wystarczy wrzucić je na YouTube.

Oprócz muzyki absorbuje mnie praca na planie serialu "Barwy szczęścia", szykuje się film o którym nie mogę jeszcze mówić.

Kręcimy kolejną transzę serialu "Dziewczyny ze Lwowa", gdzie wcielam się w postać Ukraińca Olega, syna Swietłany.

Co w roli cudzoziemca jest dla Ciebie najtrudniejsze? 

Najtrudniejsze jest posługiwanie się językiem, ponieważ trzeba mówić z ukraińskim akcentem, by widz miał wrażenie, że to naprawdę zagraniczny bohater. To bardzo przyjemna rola. 

Czy w związku z rolą, jaką masz do zagrania korzystasz z korepetycji?

Nie, aczkolwiek języki wschodnie są  mi bardzo bliskie, ponieważ często bywałem za granicą. 

Oglądam filmy w obcych językach, wyłapuję podstawowe słowa i zwroty. 

Gdyby nastała taka konieczność, z czego byłoby Ci łatwiej zrezygnować? Z aktorstwa, czy z muzyki? Na szczęście nie trzeba. (Śmiech.)

Na szczęście nie trzeba. (Śmiech.) Gdybym jednak musiał, chyba prościej byłoby mi zrezygnować z muzyki. 

Obecnie możemy oglądać Cię w "Barwach szczęścia". Zdarzało Ci się oglądać serial, zanim do niego trafiłeś?

Tak, to przecież ulubiony serial codzienny. Nie sposób, żebym go nie widział. Cieszę się, że jestem jego częścią.

Miałeś wtedy swoich ulubionych bohaterów?

Szczerze mówiąc - nie. 

Co jest  największą siłą tego serialu w Twoim odczuciu?

Największą siłą tego serialu jest to, że każdy z nas może być bohaterem takich sytuacji, które pokazywane są na ekranie. Codzienność i wachlarz emocji wpływa na jego sukces. 

Za co lubisz Patryka? 

Jest dobrym człowiekiem. Patryk jest jedną z najfajniejszych postaci pod względem relacji z innymi bohaterami. Oczywiście, miał swoje problemy, był uwikłany przez Justina (Jasper Sołtysiewicz, przyp. red.) w jakieś jego zagrywki, ale uważam, że jest szczery. To w nim lubię. 

Wychodzisz z założenia, że aktor powinien lubić swoją postać?

Ciężko powiedzieć. Jako aktor mogę starać się zrozumieć jego zachowania i okoliczności, które mogły je spowodować. 

W 2137 odcinku Patryk i Justin spowodowali wypadek...Co było dla Ciebie w tych scenach największym wyzwaniem? 

Patryk bałby się konsekwencji, które mógłby z tego tytułu ponieść. Mogło się pojawić więzienie, a nawet Agata mogłaby odejść od niego. Bardzo trudna sytuacja, nikomu nie życzyłbym czegoś takiego.

Z perspektywy widza uważam, że w ostatecznym rozrachunku Patryk i tak jest pozytywną postacią...

Tak, zdecydowanie. Miłość do Agaty sprawiła, że akceptował wszystkie jej zachowania w stosunku do jej byłego chłopaka Pawła. Patryka prowadził rozsądek. Agata nie dostała od niego żadnego ultimatum, nie groził, że się z nią rozstanie. Wszystko cierpliwie znosił, choć tak naprawdę, w głębi duszy cierpiał. Cały czas wierzył, że Agata doceni jego uczucie. Zdecydowanie  więcej w nim pozytywnych cech, niż negatywnych. 


























fot. zdjęcie nadesłane - Konrad Skolimowski i Natalia Zambrzycka na planie serialu "Barwy szczęścia" 

Właśnie. Jego dobra strona odczuwalna była również w wątku Huberta (Marek Molak przyp. red.) oraz Klary. (Olga Jankowska przyp. red.) Opiekował się wtedy ich córką...

Jestem po kolejnych zdjęciach z serialową Marysią. Patryk jest bardzo troskliwy, a z perspektywy czasu nawet bardzo rodzinny. Marzy o tym, by Agata zakończyła tokszyczną relację z byłym chłopakiem. 

Wątki z życia codziennego są nieodzowną siłą Waszego serialu. 

Tak. Ludzie mogą się z tymi sytuacjami utożsamiać i kibicować w codziennych starciach z rzeczywistością swoim ulubionym bohaterom. Negatywne postaci pewnie chcieliby, aby się nawróciły (Śmiech.) lub...zostały, by wprowadzić koloryt do serialu. 

Ty nie chciałbyś zagrać stricte negatywnej postaci?

Chciałbym. Byłoby to dla mnie ogromne wyzwanie. 

Kogo mógłbyś zagrać? 

Przychodzą mi do głowy same do szpiku kości złe postaci, takie jak bandyta, morderca, czy nawet pedofil. Po zagraniu takiej postaci mógłbym ponosić konsekwencje. Ludzie często mylą fikcję z rzeczywistością, więc w życiu prywatnym miałbym ciężej, ale zawodowo mógłbym się zmierzyć z ciekawym wyzwaniem.

Kiedy studiowałem aktorstwo w Szkole Aktorskiej Państwa Machulskich na deskach teatralnych mierzyłem się z negatywnymi postaciami, ale w serialu, czy filmie nie miałem jeszcze takiej przyjemności, a bardzo chciałbym. 

Jesteś aktywny muzycznie i aktorsko, a to, co dzieje się w Twoim życiu, chętnie relacjonujesz w social mediach. Czym najchętniej dzielisz się z followersami?

Na początku chciałem odgrodzić życie prywatne od zawodowego, ale z perspektywy czasu pomyślałem, że ludzi interesuje to, co się u mnie dzieje. Chcę być dobrym człowiekiem i pragnę dzielić się pozytywną energią. Ostatnio podzieliłem się radosną nowiną, ponieważ na świat przyszedł mój Syn. 

Mam wrażenie, że dobrą energią. (Śmiech.) Pokazujesz, że konsekwentnie dążysz do wyznaczonych celów, spełniasz swoje marzenia. Co daje Ci w życiu najwięcej siły?

Najwięcej siły daje mi zdrowie. Zdrowie jest najważniejsze, wtedy można wszystko.
Szczęście i motywację daje mi rodzina. Zawód aktora jest trudny. Powszechne jest zmaganie się z depresją, frustracją, czy smutkiem. Warto znaleźć w sobie inną, drugą, trochę "zastępczą" pasję. 

Jakie masz jeszcze pasje oprócz aktorstwa i muzyki?

Lubię sport, uwielbiam łowić ryby. Mam zwykłe pasje. Mieszkam na wsi, lubię więc chodzić na grzyby, spacerować, ale też podróżować. 

Skoro lubisz podróżować, to zdjęcia, które z ekipą "Barw" mieliście w Izraelu, musiały być dla Ciebie czymś wyjątkowym...

Tak, na pewno były. Na pewno z tego względu,że to ja zostałem wybrany do tego wyjazdu. Oprócz mnie pojechała Natalia Zambrzycka oraz Sandra Herbich. Cudownie się tam pracowało. "Barwy" zazwyczaj nagrywamy na hali.

W Izraelu nigdy nie byłem, a serial dał mi tę możliwość. Nigdy wcześniej nie byłem w Ziemi Świętej, a jestem osobą wierzącą, więc i z tego względu było to dla mnie ważne. 


























fot. zdjęcie nadesłane

Co zachwyciło Cię podczas tego wyjazdu?

Zachwyciła mnie pustynia. Czułem ciepło i jej bezkres. Wrażenie zrobiło na mnie również Morze Martwe. 

Social media są siłą, ale potrafią też zranić. Spotkyasz się z hejtem? 

Szczerze mówiąc - nie. Otaczają mnie wspaniali ludzie. Moim celem jest być dobrym człowiekiem. 

Jestem otwarty na człowieka, nigdy o nim nie zapominam. 

Jak zapatrujesz się na akcje, które mają na celu walkę z hejtem?

Hejt bardzo krzywdzi. Nie powinniśmy nastawiać się do siebie negatywnie. Szacunek jest ważny.

Jedni mówią, że hejt należy olewać, drudzy, że trzeba takie osoby upominać. Kiedy już spotykamy się z hejtem, nie warto wdawać się w dyskusję. 

Opowiedz o najbliższych planach. 

Pracuję na planie "Barw...", wiosną ruszą zdjęcia do "Dziewczyn ze Lwowa". 

Chciałbym zabrać się za swoje zdrowie, za regularne treningi na siłowni. Najważniejszym "planem" jest dla mnie wychowywanie synka. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Karolina Sawka: "Czasami warto pobyć w ciszy, samemu ze sobą"

Karolina Sawka: "Czasami warto pobyć w ciszy, samemu ze sobą" 


















fot. zdjęcie nadesłane

Z aktorką młodego pokolenia, Karoliną Sawką, czyli niezapomnianą Nel z "W pustyni i w puszczy" rozmawiałam w Jastrzębiu - Zdroju przed spektaklem "Nerwica natręctw". 

O barierach, które istnieją między osobami zdrowymi, a niepełnosprawnymi, o oswojaniu lęku oraz o serialu "Pierwsza miłość", do którego obsady właśnie dołączyła. 

Spotykamy się po pierwszym spektaklu "Nerwica natręctw" w Jastrzębiu - Zdroju. Jak wrażenia? Publiczność dopisała?

Publiczność była bardzo otwarta. Ludzie reagowali na to, co dzieje się na scenie. Widać było, że spektakl zrobił im przyjemność. Wspaniale nam się grało, super doświadczenie. 

To niezwykle zabawna opowieść o fobiach, strachu i lękach. Co uważa Pani za największą fobię dzisiejszych czasów?

Chyba najbardziej boimy się samotności. To, jak jesteśmy przebodźcowani, wgapieni w ekrany telefonów, czy komputerów jest swego rodzaju ucieczką od samotności. Chcemy być cały czas podjudzani atencją, nie doceniamy spokoju. Warto myśleć o byciu samemu ze sobą, w ciszy. Bycie samemu nie oznacza samotności. 

Nieobecność terapeuty sprawia, że tu pacjenci sami zaczynają się leczyć. Co powoduje wiele zabawnych sytuacji. Czy ma Pani swój ulubiony moment w tym spektaklu?

Lubię ten spektakl, ponieważ moja rola jest bardzo barwna. Mam duże pole manewru. Dla mojej bohaterki wymyśliłam różne cielesne przeruchy, za każdym razem mogę grać ją trochę inaczej. Dzięki temu każdy spektakl jest inny, więc z każdym kolejnym przedstawieniem odczuwam taką samą przyjemność wcielania się w moją bohaterkę. 

Co opowiedziałaby Pani o swojej postaci?

To młoda dziewczyna, która cierpi na jedną z odmian nerwicy natręctw. 

Na jaki rodzaj fobii cierpi Pani bohaterka?

Schorzenie, na które cierpi moja bohaterka to palilalia. Powtarza słowa, a nawet całe zdania, podwójnie. Ten rodzaj nerwicy jest trochę podrysowany na potrzeby spektaklu. 

Czy "Nerwica natręctw" może pomóc spojrzeć z dystansem na temat lęku z którym na co dzień zmaga się wielu z nas?

Tak. Jest oswajaniem choroby i wentylem bezpieczeństwa. Między osobami zdrowymi a z niepełnosprawnościami istnieje bariera, polegająca na lęku, który ze sceny oswajamy. Z uśmiechem patrzymy na rzeczy, z którymi na co dzień nie obcujemy. 

Komedia to podobno gatunek najtrudniejszy do grania przez aktorów. W czym Pani zdaniem zawarta jest ta trudność?

Tak, tak powszechnie się mówi. Trzeba znaleźć w sobie dystans i pozwolić ludziom na śmianie się ze swojej postaci. Oprócz dystansu trzeba odnaleźć także rys komediowy, który sprawdzi się w konfrontacji z publicznością. Trzeba uchwycić to, co jest zabawne. 

W komedii trzeba trzymać się rytmu. Kiedy go stracimy, scena nie będzie miała sensu. 

Za co widzowie najbardziej cenią Wasz spektakl?

Za ciepło, urok i za to, że o problemach mówimy z humorem i czułością. 

Ostatnio dołączyła Pani do obsady serialu "Pierwsza miłość". Jak została Pani przyjęta na planie?

Na planie we Wrocławiu zostałam przyjęta bardzo pozytywnie. Pracują tam wspaniali ludzie, dla których ta praca to przyjemność, a to czuje się na każdym kroku. 

Co opowiedziałaby Pani o Magdzie? Ma za sobą trudną przeszłość. To była dziewczyna Miksera. Czy wrócą do siebie?

 Magda ma za sobą trudną historię. Stopniowo będziemy odkrywać jej przeszłość i przyszłość. 

Ostatnio został wyemitowany 3000 odcinek "Pierwszej miłości". Czy zanim trafiła Pani do produkcji zdarzało się Pani oglądać serial?

Nie oglądałam tego serialu, ale mam kilku znajomych, którzy wzięli w nim udział i wypowiadali się o nim bardzo pozytywnie. 

Jest Pani bardzo aktywna na Instagramie. Czym lubi się Pani dzielić z followersami?

Nie mam taktyki na idealne prowadzenie profilu. (Śmiech.) Wrzucam po prostu zdjęcia, które uważam, że są fajne. Nie korzystam z instastories, bo go nie rozumiem. (Śmiech.) 

Jakim jest Pani użytkownikiem? Czego poszukuje w sieci?

Jestem biernym użytkownikiem mediów społecznościowych, ponieważ wrzucam tylko zdjęcia, a nie sprawdzam, co u kogo się dzieje. Rok temu postanowiłam, że ograniczę moje przebywanie w mediach społecznościowych do minimum. Czułam, że wiele godzin spędzonych w sieci nie przynosi mi żadnych korzyści.
Oglądam filmy i seriale, tak tracę czas. (Śmiech.) 

Najbliższe plany.

Gramy "Nerwicę natręctw", dołączyłam do obsady spektaklu "Między łóżkami", można zobaczyć mnie też w spektaklu "Pijani". Oprócz tego spędzam czas na planie "Pierwszej miłości". Dużo się u mnie dzieje. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji