czwartek, 25 marca 2021

Aneta Stupak Make Up Art: "Uzyskanie wiarygodnego efektu w charakteryzacji wymaga treningów i nieustannej nauki"

 Aneta Stupak Make Up Art: "Uzyskanie wiarygodnego efektu w charakteryzacji wymaga praktyki i nieustannej nauki"















fot. zdjęcie nadesłane

Z Anetą Stupak rozmawiam o tajnikach charakteryzacji. Poruszamy temat pracy na planie serialu "Stulecie Winnych" .  Odkrywamy kulisy procesu uzyskania jesieni życia dla bohaterki w którą wciela się aktorka młodego pokolenia, Barbara Wypych. 

Wpadamy też na plan serialu "Na Sygnale", gdzie omawiamy proces powstawania blizn, ran i efektu stłuczonych żeber. 

Tworzy Pani makijaże i fryzury, ale pracuje także na licznych planach filmowych, gdzie zajmuje się charakteryzowaniem aktorów. Zacznijmy od...początku. Które z zamiłowań pojawiło się w Pani życiu w pierwszej kolejności - do tworzenia makijaży, fryzur, czy charakteryzacji?

Z makijażem mamy do czynienia na co dzień, ponieważ malują się nasze mamy, babcie, ciocie... Oswajamy się z tym od najmłodszych lat. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem chciałam naśladować mamę, korzystałam z jej kosmetyków. To samo dzisiaj robi moja córka. Jeśli chodzi o charakteryzację, zdecydowanie później odkryłam tę sztukę i tak naprawdę to mnie zafascynowało. 

Czy już od najmłodszych lat przejawiała Pani zainteresowanie tymi dziedzinami? 

Tak. Pamiętam, że moimi dwiema ulubionymi zabawami z dziecięcych lat były zabawa w szkołę (zawsze byłam nauczycielką) i robienie makijaży koleżankom. 

Kiedy sobie Pani uświadomiła, że to właśnie temu chce poświęcić swoje życie zawodowe?

W połowie studiów dziennikarskich, więc dosyć późno. Zdawałam do szkoły charakteryzatorskiej dopiero po obronie dyplomu magistra, miałam wtedy 25 lat i byłam najstarsza w swojej grupie. Wybrałam Wyższą Szkołę Artystyczną w Warszawie. 


















fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak podczas charakteryzowania Urszuli Grabowskiej na planie serialu "Stulecie Winnych"





















fot. zdjęcie nadesłane / na planie serialu "Stulecie Winnych"





















fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak Make Up Art na planie serialu "Stulecie Winnych". 

Pamięta Pani swoje pierwsze poważne wyzwanie charakteryzatorskie? Na jakim planie filmowym miało miejsce?

Bardzo szybko zaczęłam wychodzić na praktyki i "łapać" pierwsze zlecenia.  Była taka zasada, że najlepsi mają szansę na praktyki. Dostałam propozycję zrobienia charakteryzacji do filmu 30-minutowego "Obcy VI" Borysa Lankosza. Musiałam utkać pejsy dla bohatera. Sam zarost nie stanowił trudności, ale wyzwaniem było zrobić je tak, żeby można było zdjąć je w kilka sekund i znowu założyć. Scena, która jest najważniejsza dla mnie jest jednoujęciowa i trwa ok. 40s. W scenie widzimy młodego ortodoksyjnego Żyda w garniturze i kapeluszu i właśnie ze wspominanymi pejsami. Kamera odjeżdża i pokazuje to, co dzieje się za oknem, wraca i widzimy młodego chłopaka w bluzie dresowej z krótkimi włosami i słuchawkami na uszach. To właśnie na tę metamorfozę miałyśmy z kostiumografką kilka sekund. Udało się. 

W ostatnich miesiącach pracowała Pani m.in na planie serialu "Stulecie Winnych", gdzie jednym z największych wyzwań sezonu, który obecnie jest w emisji była praca nad charakteryzacją aktorki młodego pokolenia, Barbary Wypych, czyli serialowej Andzi. Pani zadaniem było ukazanie jesieni życia tej bohaterki. Proszę opowiedzieć coś więcej o tym wyzwaniu. Już efekty pokazywane w internecie robią ogro
mne wrażenie. 


















fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak i Barbara Wypych na planie serialu "Stulecie Winnych"

Bardzo długo by opowiadać o tym, jak przebiegało przygotowanie tej postaci. Wyzwanie trudne, ponieważ mamy do czynienia z piękną, młodą dziewczyną. Bardzo cienka jest granica między tym, co się obroni w kamerze, a efektem teatralnym, którego zdecydowanie unikamy. Z racji tego, że pokazujemy bohaterkę na przestrzeni 20 lat, podzieliłyśmy etapy postarzania na trzy części. By zaznaczyć upływ czasu, Basia zagrała w dwóch perukach. Druga peruka ma siwe włosy i jest przerzedzona. Tutaj zdecydowanie należą się brawa dla Moniki Jan  - Łechatańskiej, ktora jest głównym charakteryzatorem. Monika ma przemyślaną każdą postać, każdy etap postarzania. Jest dla mnie mistrzem, z którego doświadczenia korzystam, a przy tym wspaniałym człowiekiem. Zresztą cały nasz team z Michaliną Osińską i Martą Wójcik miał bardzo dużo pracy, każda z nas miała swoje postaci do przygotowania. Muszę przyznać, że w takim zespole pracuje się doskonale i mam szczęście do ludzi, z którymi pracuję. Efekty  widać na ekranie:). 

Wiek jest też kwestią umowną. Jeśli zrobimy eksperyment, postawimy obok siebie dziesięć osób w tym samym wieku i zaczniemy zgadywać kto ile ma lat, to okaże się, że każdy wskaże inna liczbę. Jedni starzeją się wolniej, drudzy szybciej. Pamiętajmy, że w filmie musi się zgadzać wiele elementów, żeby osiągnąć zadowalający efekt. Światło, kostium, charakteryzacja, ale co najważniejsze gra aktorska. Andzia ze "Stulecia Winnych" to świetnie zbudowana postać przez Basię Wypych. W czasie charakteryzacji obserwowałam, jak z każdą minutą Basia staje się Andzią. W sposobie mówienia, patrzenia, poruszania się, nawet drżenia rąk. Aktorsko na pewno Basia stanęła na wysokości zadania. 






















fot. zdjęcie nadesłane / za kulisami charakteryzacji Barbary Wypych, czyli serialowej Andzi na planie serialu "Stulecie Winnych"

Do uzyskania efektu postarzenia potrzebny był m.in odlew twarzy Basi. W mediach społecznościowych sama Pani przyznaje, że wszystko okupione było godzinami ciężkiej pracy i gamą przeróżnych emocji, które wszystkim Wam podczas realizacji tego wyzwania towarzyszyły. Jak współpracuje się Pani z Basią?

Basia jest profesjonalistką i absolutnie współpraca układała się nam bardzo dobrze. Zresztą jak z każdą aktorką i aktorem w "Stuleciu Winnych". Każdy ma swój próg wytrzymałości na to, co my musimy wykonać. Pamiętajmy, że nie tylko Basia jest postarzana. Duże ilości materiałów do efektów postarzania zdecydowanie nie są najprzyjemniejszą częścią charakteryzacji, ponieważ skóra musi poddać się działaniu tych preparatów, co nie zawsze jest przyjemne. Dotyczy to też czesania i noszenia peruk, tupetów, zarostów. Pracujemy po 12h dziennie, to nie jest dla aktora komfortowe. Dlatego ja się cieszę, że jestem po tej stronie.


















fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak Make Up Art przy pracy 


















fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak Make Up Art przy pracy 




 
 












fot. zdjęcie nadesłane / Aneta Stupak Make Up Art przy pracy 


Co okazało się dla Pani w tym zadaniu najtrudniejsze, a co sprawiło najwięcej frajdy?

Najtrudniejsze było wykonanie rzeźby postarzonej szyi, a później przyklejenie efektu tak, żeby nie było widać, że to wklejka. W tym projekcie miałam swobodę w przygotowaniu prostetyków, co bardzo mnie cieszy, bo zdecydowanie było to dla mnie rozwijające zadanie. Oczywiście jest tak, że im trudniej, tym większa frajda, jeśli udaje się osiągnąć zamierzony cel. Cieszę się, jak mi wychodzi, a jestem wobec siebie bardzo wymagająca. 

Czy praca nad omawianym przez nas efektem postarzenia była dla Pani jednym z największych dotychczas realizowanych wyzwań zawodowych? Już po samych publikowanych przez Panią zdjęciach, mam wrażenie, że tak. 

Z pewnością. 

Chociaż muszę przyznać, że sama sobie wyznaczyłam zadanie, które spędzało mi sen z powiek. Mowa o silikonowym fantomie noworodka. Zmierzyłam się z tym wyzwaniem, jak został wprowadzony pierwszy lockdown. Ponieważ była to trudna sytuacja dla wielu z nas, stwierdziłam, że muszę zrobić coś, na co nie miałam czasu przed pandemią. Przez miesiąc, dzień w dzień, po osiem godzin rzeźbiłam lalkę.  Zrobiłam formę i w końcu odlew. Byłam załamana, że mi nie wyszło tak, jak chciałam. Po tygodniu wróciłam do pracy nad lalką i zaczęłam naprawiać to, co poszło nie tak. Jak na razie "Frania" pojawia się jako noworodek w różnych produkcjach. 























fot. zdjęcie nadesłane / "Frania" silikonowy fantom noworodka, w pierwszej fali pandemii wykonany przez Anetę Stupak Make Up Art. Pojawia się jako noworodek w różnych produkcjach. 

Właśnie. Pracuje Pani nie tylko na planie serialu "Stulecie Winnych", ale także na planie serialu "Na Sygnale". Czym różni się praca przy produkcjach historycznych od pracy przy serialach medycznych?

W serialach historycznych każda postać musi być dopasowana do granych czasów. To oznacza, że makijaż, fryzura, strzyżenie, czy zarosty muszą być zgodne z epoką. Każdy aktor, epizodysta, statysta musi być przez nas ucharakteryzowany. Wymaga to więcej czasu. We współczesnym serialu nie trzeba aż tak dbać o szczegóły. Fryzury są w zasadzie takie, jakie nosimy na co dzień, makijaże współczesne, co ułatwia nam z jednej strony zadanie. Z drugiej strony jest większy nacisk, żeby wszyscy wyglądali ładnie. Jeśli mówimy o serialu medycznym, to dodatkowym zadaniem dla nas jest wykonanie efektów charakteryzatorskich. 

Na planie serialu "Na Sygnale" najczęściej mierzy się Pani z tworzeniem wszelkiego rodzaju ran, oparzeń, czy blizn. Jak wygląda taki proces? Proszę go w kilku słowach scharakteryzować.

W zasadzie w każdym odcinku jest przypadek medyczny, który musimy przygotować. Dzieje się to albo bezpośrednio przed sceną i efekt powstaje chwilę przed albo wcześniej przygotowujemy wklejki, które przyklejamy malowujemy w dniu realizacji sceny. 























fot. zdjęcie nadesłane / charakteryzacja na planie serialu "Na Sygnale" 















fot. zdjęcie nadesłane / charakteryzacja na planie serialu "Na Sygnale" 























fot. zdjęcie nadesłane / na planie serialu "Na Sygnale"



















fot. zdjęcie nadesłane / charakteryzacja na planie serialu "Na Sygnale"

Czy uzyskanie wiarygodnego efektu wymaga intensywnych treningów? Czy tak, jak aktorzy konsultują swoje medyczne sceny, tak Pani również odbywa konsultacje ze specjalistami?

Zdecydowanie wymaga treningów i nieustannej nauki. Za każdym razem kiedy mam przygotować nową ranę, której nie robiłam wcześniej, konsultuję z ratownikami medycznymi. Przeglądam zdjęcia prawdziwych przypadków, i tutaj nie jedna osoba byłaby w szoku, gdyby zerknęła w moją galerię. 





















fot. zdjęcie nadesłane / efekt stłuczonych żeber / plan serialu "Na Sygnale", (odcinek 307). Na zdjęciu Darek Wieteska. 
























fot. zdjęcie nadesłane - efekt urwanych palców na planie serialu "Na Sygnale" 






























fot. zdjęcie nadesłane / na planie 500. dnia zdjęciowego serialu "Na Sygnale".

Konfrontowała się Pani z wieloma wyzwaniami, m.in. z uzyskaniem efektu urwanych palców, ran ciętych, kłutych, stłuczonych żeber. Które z tych wyzwań okazało się najtrudniejsze? 

Pamiętam, jak na spotkaniu produkcyjnym rozmawialiśmy o urwanej ręce w ramieniu. Na planie okazało się, że musi być kikut i urwana ręka w innnym miejscu niż było to wcześniej ustalone. W dwie godziny udało nam się wykonać taki efekt. Wyszło całkiem nieźle. To chyba było najtrudniejsze, bo trzeba było z niczego zrobić urwaną rękę. 

Skąd czerpie Pani inspiracje do tworzenia ran? 

Tak, jak wspominałam już wcześniej, przeglądam zdjęcia prawdziwych ran, ale też inspiruję sie pracami koleżanek i kolegów z branży. 

Aktorzy, którzy grają w serialach medycznych, bardzo często w czasie wolnym oglądają produkcje z tego gatunku, by uwiarygodnić swoją grę aktorską. Jak to wygląda z Pani charakteryzatorskiej perspektywy? Zdarza się Pani oglądać produkcje historyczne lub medyczne?

Oczywiście, to część mojej pracy. 

W jednej z ostatnio przeprowadzonych przeze mnie rozmów doszłam do wniosku, że osoby, które pracują przy jakichkolwiek produkcjach, nie wychodzą z pracy nawet wtedy, kiedy oglądają filmy. (Śmiech.) Zgadza się Pani z tym stwierdzeniem? Poszukuje Pani inspiracji w filmach, które ogląda?

(Śmiech.) Coś w tym jest. Zazwyczaj patrzę na pracę, jaka została wykonana w danym filmie. Zdarza się jednak, że pewnych rzeczy nie dostrzegam, jeśli mocno wciągnie mnie fabuła. 

Jakim jest Pani widzem? Czego oprócz inspiracji Pani w nich poszukuje?

Tego, czego wszyscy - rozrywki. 

Kiedy mam potrzebę oderwania się od rzeczywistości, ulubiony film włączam po raz dwudziesty. 

Jaki film zachwycił Panią ostatnio? 

Może nie ostatnio, ale bardzo podobał mi się film "Pewnego razu w… Ameryce" Tarantino. 

Zachwycona byłam, jak pięknie pokazano lata 60te i 70te. Wspaniałe kadry, światło. Każdy rekwizyt, kostium, scenografia, charakteryzacja oczywiście też, wszystko w punkt. No i doskonała gra aktorska. Z przyjemnością chłonęłam ten film. 

Ponad rok temu świat zatrzymał się z dnia na dzień. Wszystko związane jest oczywiście z obecną sytuacją pandemiczną. Czego nauczył Panią ten czas?

Pandemia nie odpuszcza. Są lepsze i gorsze momenty. Mam to szczęście, że większość czasu pracowałam. Początek był trudny, ale tak jak mówiłam wcześniej, przekułam to na wykonanie pracy, którą odkładałam, bo nie miałam na nią czasu. 

Jaki wpływ obecna sytuacja ma na Pani pracę? Czy pod wpływem obowiązujących restrykcji i obostrzeń coś się w niej zmieniło?

W pracy charakteryzatorów niewiele, bo dla nas dezynfekcja rąk, kosmetyków, sprzętów, czy noszenie rękawiczek jednorazowych to norma. To standard obowiązujący od zawsze. Na pewno męczące jest noszenie maseczek, ale jak widać, jesteśmy w stanie przyzwyczaić się do obecnych warunków. 

Uważa Pani, że to, co dzieje się obecnie w  Polsce i na świecie, może spowodować, że ludzie spojrzą na wszystko, co ich otacza z większym dystansem?

Ja na pewno zaczęłam zwracać większą uwagę na zdrowie i kondycję. Dbam bardziej o siebie i swoich bliskich. Nie wiem jak wpłynie to na całe społeczeństwo i nie czuję się kompetentna, żeby to ocenić. 

Czas pandemii dla wielu z nas jest idealnym czasem na odkrywanie w sobie nowych pasji. Czy Pani spróbowała czegoś nowego lub czegoś dowiedziała się o sobie?

Odkryłam, że potrafię się zdyscyplinować i pracować tak samo ciężko wtedy, gdy mam wolny czas i mogłabym nic nie robić. Mam taką małą swoją pasję… lubię robić i ozdabiać torty dla moich bliskich. Bardzo mnie to relaksuje. 

Na koniec zapytam, z jakim wyzwaniem charakteryzatorskim chciałaby się Pani zmierzyć, z kim chciałaby Pani pracować?

Bardzo trudne pytanie. Myślę, że każdy nowy projekt niesie ze sobą wyzwania. Może fajnie byłoby zrobić jakiś horror? Albo jakąś bajkę?

Z kim chciałabym pracować? 

Nie ma osób, z którymi nie chciałabym pracować:). Dodam tylko, że to ekipa, ludzie na planie tworzą atmosferę i warunki do współpracy. Jak na razie trafiam na najlepszych. Pozdrawiam wszystkich z  "Na sygnale" i "Stulecia Winnych". Do zobaczenia na planie. 

sobota, 20 marca 2021

Krzysztof Łączak: " W pandemii szczególnie istotne dla widzów mogą być produkcje lżejsze w formie i odbiorze"

 Krzysztof Łączak: " W pandemii szczególnie istotne dla widzów mogą być produkcje lżejsze w formie i odbiorze"















fot. zdjęcie nadesłane

Moim gościem jest reżyser castingu, Krzysztof Łączak. Dlaczego nie został aktorem? Według jakiego klucza wybiera aktorów, którzy pojawiają się w obsadzie produkcji, przy których pracuje? Na jakie pytanie zawsze musi znać odpowiedź?

Poruszamy temat serialu "Komisarz Mama" i doboru obsady. Odpowiadamy na pytanie, dlaczego warto go oglądać. Zdradzamy też, co jest najfajniejsze w pracy na planie z dziećmi i młodzieżą oraz jak wygląda praca z noworodkiem.  

"Komisarz Mama" od 3 marca w każdą środę o godz. 21:05 w Polsacie. Wszystkie odcinki dostępne są na platformie Ipla w pakiecie Ipla Premium.  

Pana pierwszym zawodowym wyzwaniem w reżyserii castingu była reżyseria obsady do filmu Veroniki Andersson - "Wyzwolenie". Zacznijmy jednak od...początku. Skąd wziął się u Pana taki pomysł na życie?

Pomysł jakoś sam się zrodził. Zawsze interesowałem się filmem. Chciałem zostać Aktorem, grywałem nawet małe epizody. Z czasem stwierdziłem, że to jednak nie dla mnie. Nie „kręciło” mnie to. Zagrałem kiedyś w etiudzie studenckiej. Reżyser powiedział, że jak będzie coś dla mnie miał to zadzwoni. Po roku zadzwonił, zapytał czy znam dużą agencję aktorską, która pomoże przy castingu do krótkiego metrażu. Zapytałem: "Po co agencja? Ja mogę to zrobić". I zrobiłem :)

Można stwierdzić, że już od najmłodszych lat interesował się Pan filmem, jego kulisami i całym zapleczem z nim związanym?

Zawsze interesowało mnie „jak to wszystko powstaje”, „z czym to się je”.

Może w Pana życiu pojawił się kiedyś film, który zdecydował o wybraniu przez Pana tej zawodowej drogi?

Tak, film Veroniki Andersson „Wyzwolenie” (Śmiech.)

Jakie gatunki wybiera Pan z perspektywy widza? W pracy z jednej strony kieruje się Pan tym, że kluczem doboru obsady jest owocna współpraca z aktorami, z drugiej zaś, ciągłe poszukiwanie i odkrywanie nowych talentów. Czy jako widz kieruje się Pan podobnymi wytycznymi?

Jako widz, lubię komedię. Oglądam dużo filmów i seriali. W obsadzie lubię „miksować”. Do znanych Aktorów dobierać nieznanych. Wtedy powstaje fajny efekt.

Mówi się, że kiedy reżyser castingu ogląda film, to i tak nie wychodzi z pracy. (Śmiech.) Zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?

Oczywiście, gdy oglądam zawsze obserwuje aktorów. Lubię powracać do starszych seriali. Zapisuję sobie nawet nazwiska, aktorów, którzy szczególnie zwrócą moją uwagę a nie pokazywali się na ekranie np. przez 10 lat.

Wróćmy do tematu wymienianego już wcześniej filmu "Wyzwolenie". Jak wspomina Pan pracę przy tej produkcji?

To był można powiedzieć taki „mój chrzest”. Temat filmu bardzo trudny. Młoda niesłysząca dziewczyna zostaje zgwałcona, zachodzi w ciążę. Matka dziewczyny chce aby dokonano aborcji, niestety nikt nie chce się tego podjąć. Szukają wszędzie pomocy. Dziewczyna jednak sama decyduje się na rozwiązanie problemu…

 Była to bardzo fajna praca. Wizja i opowieść reżyserki zahipnotyzowała mnie. Veronika ma super podejście do aktorów, znakomicie ich prowadzi. Dawała namawiać się na moje propozycje, zaufała mi i to liczy się najbardziej.

 Z biegiem czasu podejmował się Pan jednak coraz to bardziej złożonych projektów, udowadniając, że nie ma dla Pana rzeczy niemożliwych. Jedną z najbardziej przydatnych cech charakteru w tym zawodzie jest na pewno determinacja, prawda? 

Determinacja też. Dołożyć do tego trzeba intuicję i wiarę, że to kogo proponuję jest dobre. Zawsze muszę mieć odpowiedź na pytanie: Dlaczego właśnie ten Aktor?  Nie musi być to odpowiedź dla reżysera. Tylko dla mnie. 

Oprócz determinacji od ponad roku jedną z najbardziej przydatnych cech jest cierpliwość. Wszystko spowodowane jest oczywiście obecną sytuacją pandemiczną. Dla Pana jednak to bardzo pracowity czas. 3 marca 2021 roku na antenie telewizji Polsat zadebiutował serial "Komisarz Mama". Proszę opowiedzieć coś więcej.

Cierpliwość chyba każdy z nas powinien mieć zawsze. Pracę nad serialem „Maria Matejko” - bo taką nazwę pierwotnie miał serial - zacząłem w styczniu 2020. Gdy dostałem scenariusze, przeczytałem wszystkie jednego wieczoru. Dowiedziałem się, że w telewizji emitowany jest pierwowzór „Candice Renoir”. Zobaczyłem wszystkie sezony. Byłem bardzo ciekawy, jak potoczą się losy głównej bohaterki, czy zespół zaakceptuje nową szefową. Projekt od razu mnie „wciągnął”. Robiliśmy szerokie castingi. Składaliśmy z reżyserem wszystko w całość. Byliśmy prawie na końcu zamykania głównej obsady, gdy 16 marca 2020 roku trzeba było wszystko przerwać, bo wchodzi lockdown. Bałem się, jak to będzie wyglądało. Zdjęcia miały startować na początku kwietnia, a nie było zamkniętej głównej obsady, dodatkowo stresowałem się czy zdążę obsadzić role odcinkowe. Sytuacja pandemiczna nie poprawiała się, dlatego też producent przesunął start zdjęć na czerwiec. Było więcej czasu aby to wszystko domknąć. Udało się.





















fot. polsat.pl, materiały prasowe 

To serial kryminalny, ale z dużą dawką pozytywnej energii i dobrego humoru. Przekazywanie jakich emocji widzom w czasie pandemii okazuje się kluczowe? 

Pandemia nie jest łatwym czasem dla wielu z nas, ponieważ zmagamy się nie tylko z problemem wirusa, zakażeń, zgonów ale też z kryzysem gospodarczym. Wiele osób traci zródło utrzymania. Jednocześnie wielu z nas więcej czasu spędza w domu, m.in. oglądając telewizję- bo mamy ograniczone kontakty społeczne. Rolą telewizji w tym trudnym czasie powinno być to, żeby oprócz przekazywania wartościowego contentu, dać ludziom trochę takich pozytywnych emocji, pozwalających im oderwać się od trudu codziennego życia związanego z pandemią. Teraz w pandemii szczególnie istotne dla widzów mogą być produkcje lżejsze w formie i odbiorze, o komediowym charakterze aby oderwać się od problemów i troszkę odpocząć.

W roli tytułowej pojawia się Paulina Chruściel, a obok niej na ekranie zobaczyć też można m.in. Wojciecha Zielińskiego, Arkadiusza Smoleńskiego, czy Annę Matysiak. Jakimi kryteriami kierował się Pan podczas doboru obsady?















fot. polsat.pl / fot. Krzysztof Opaliński / materiały prasowe  (na zdjęciu - Joanna Niemirska, Arkadiusz Smoleński, Anna Dereszowska, Jakub Wesołowski, Wojciech Zieliński, Anna Matysiak, Krystian Wieczorek oraz Paulina Chruściel) 

Kierowałem się tym jak Ci aktorzy ze sobą grają, czy pasują do siebie. Jak na siebie reagują. Czy potrafią odnaleźć się w postaci. Czy mają to, czego potrzebujemy. Czy spełniają oczekiwania reżysera. Dodatkowo jak się z nimi pracuje na planie, oraz czy są przygotowani na zdjęcia próbne.

Tak, jak już wspominaliśmy wcześniej, nie stawia Pan tylko na znane nazwiska, ale też na młodzież. W rolach czwórki pociech Marii możemy zobaczyć Maksymiliana Balcerowskiego, Julię Karpińską oraz bliźniaki, Leona i Kacpra Kustrę. Jak sam Pan przyznaje, uwielbia Pan pracę z dziećmi. Na co zwraca Pan uwagę?

Lubię pracę z dziećmi, sporo mogę się od nich nauczyć. (Śmiech.) Zwracam uwagę na to, czy dziecko chce współpracować. Jak odpowiada na moje pytania. Czy ma coś ciekawego do opowiedzenia. Jak mogę sobie z nim porozmawiać, co go interesuje, co go denerwuje. Zwracam uwagę na to, czy słucha. Jak słucha, to już mamy sukces (Śmiech.), bo będzie słuchał również reżysera na planie.

To prawda, że dzieciaki są na planie czasami bardziej zdyscyplinowane od dorosłych?

Czasami tak. Dla dzieci to frajda być na planie. Bardzo się angażują w to, co robią. Traktują to jako super przygodę. Wtedy jest łatwiej nad nimi zapanować. 
A czasami tak (jak to dzieci), często się rozpraszają, mają problem z tym, że muszą wykonywać kilka, kilkanaście razy tę samą czynność. Wszystko jest do wypracowania, potrzeba więcej czasu.

Bliźniaki wcale nie są najmłodsze na planie. Pojawiła się także kilkumiesięczna dziewczynka, która wciela się w rolę córki starszego aspiranta, Jana Rybczyńskiego, (w tej roli Arkadiusz Smoleński, przyp. red.) Jak wygląda praca z noworodkiem? 

Praca z noworodkiem na planie nie należy do najłatwiejszych. Akurat serialowa córka Jana była bardzo spokojna. Zdarza się też tak, że dziecko cały czas na planie płacze. Wtedy są opóźnienia, bo trzeba je uspokoić.

Wiadomo już, że zdjęcia do drugiej transzy rozpoczną się w drugiej połowie kwietnia tego roku. Czy można zdradzić coś więcej na ten temat? 

Właśnie pracuję nad obsadą drugiej transzy. Niestety nie mogę udzielić więcej informacji.

Od pierwszych momentów serial spotyka się z pozytywną opinią ze strony widzów. Co Pana zdaniem jest jego największym sukcesem?

Główna bohaterka, która jest prawdziwa i przyciągająca. Chce się ją oglądać. 
Fajnie, że w serialu mamy wątek obyczajowy i kryminalny. Połączenie w całość daje efekt lekkości. Wciągająca fabuła, sprawy kryminalne. I obsada (Śmiech).

Cały czas oscylujemy wokół czasu pandemii, wiele  osób odkryło wtedy w sobie nowe pasje. Jak było w Pana przypadku? Czego dowiedział się Pan o sobie?

W tym czasie wróciłem do takich czynności, na które zawsze brakło mi czasu np. po 12 letniej przerwie wróciłem do grania na keyboardzie.

Uważa Pan, że to, co dzieje się obecnie w Polsce i na świecie, może spowodować, że ludzie spojrzą na wszystko, co ich otacza z większym dystansem?

Myślę, że już patrzą na wiele spraw inaczej, bo czas pandemii pokazał, że nic nie jest dane nam na zawsze. 

Proszę na koniec sprecyzować swoje plany zawodowe. 

Jak wspomniałem wcześniej pracuję nad drugim sezonem serialu „Komisarz Mama”. Jednocześnie kończę obsadę do serialu komediowego, a za chwile zaczynam castingi do filmu historycznego, którego akcja toczy się w okresie II wojny światowej.