poniedziałek, 27 grudnia 2021

Błażej Michalski: "Energia, płynąca z zespolenia "aktor-widz" jest nie do podrobienia"

  Błażej Michalski: "Energia, płynąca z zespolenia "aktor-widz" jest nie do podrobienia"






















fot. zdjęcie nadesłane

Z Błażejem Michalskim spotkałam się w Cieszynie. Rozmawiamy o spektaklu "Akt równoległy", o rolach komediowych, ale też o "Pierwszej miłości", o tym, czy seriale szufladkują i o rodzinnych świętach oraz zimowych filmach.

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, gdzie zostanie odegrany spektakl "Akt równoległy". Jak samopoczucie na chwilę przed wejściem na scenę?

Doskonale, jak zawsze przed tym spektaklem. 

W związku z panującą sytuacją pandemiczną, to już drugi rok kiedy spektakle odbywają się w reżimie sanitarnym, przy ograniczonej ilości widzów. To prawda, że teraz ta energia, która jest odczuwalna ze strony widzów, jest jeszcze silniejsza? Jak Pan to odbiera?

Tak mówią? Być może. Chyba nie ma znaczącej różnicy. Wydaje mi się, że to wszystko zależy od tego, że widzowie chcą przychodzić na spektakle, nie boją się i przeważa w nich chęć obcowania ze sztuką. Trafiamy na widzów, którzy umieją się cieszyć tym, co przygotowujemy. Energia, która płynie z widowni zawsze uskrzydla aktora.

Czym jest dla Pana kontakt z widzem? 

Kontaktu z widzem nie da się niczym zastąpić. Energia, płynąca z zespolenia "aktor-widz" jest nie do podrobienia. Ciężko byłoby  mi wyobrazić sobie pracę przy bardziej skrajnych obostrzeniach, gdyby okazało się, że znowu musimy obcować bez widowni. 

Jakim to Pan jest widzem, czego poszukuje w sztuce? Czego unika?

Ostatnio częściej jestem aktorem, niż widzem, ale raczej nie jestem szczególnie wymagający. Raz w życiu zdarzyło mi się wyjść w trakcie spektaklu, ale nie powiem nic więcej. (Śmiech.)
Oglądam spektakle, na których podejrzewam, że będę się dobrze bawił oraz te, na które jestem zapraszany. 

Z perspektywy widza wybiera Pan podobne gatunki spektakli, w których występuje, czy coś zupełnie innego?

Sepktrum spektakli, w których występuję jest tak szerokie, że mieszczą się w nim spektakle komediowe, ale też trochę bardziej poważniejsze tytuły. Jest coś z klasyki, fars, a nawet spektakli muzycznych, więc to, co wybieram, musi być po prostu dobre. Jeśli takie jest, to wtedy z przyjemnością to wybieram. 

Kiedy zasiada Pan na widowni, zastanawia się, jak zachowałby się Pan w danej scenie, jakich środków wyrazu mógłby użyć?

Tak się dzieje chyba tylko wtedy, kiedy spektaklowi czegoś brakuje i kiedy jest na tyle słaby, że zaczynam myśleć nie o fabule, ale o czymś innym. 

Kiedy spektakl jest naprawdę dobry, potrafi pochłonąć mnie całkowicie. 

"Akt równoległy" to spektakl komediowy, którego akcja rozgrywa się w małym hoteliku na peryferiach, do którego z pewnością nie trafi nikt znajomy... Proszę opowiedzieć coś więcej. Co opowie Pan o Rogerze?

To typowy, angielski lord z wyższch sfer. Przy pracy nad tym spektaklem posiłkowaliśmy się delikatnie postaciami z "Monty Pythona". Pewnie nie oddałem go dokładnie, bo wszystko filtrowane jest przez moją wrażliwość i pojmowanie rzeczywistości.

W tę postać wciela się Pan na zmianę z Kazimierzem Mazurem. Każdy z Was buduję ją swoimi środkami, czy udzielacie sobie wskazówek? Czym różni się Pana podejście do swojego bohatera od podejścia Kazika?

Oczywiście, że tak. Wytyczne były podobne, ale próbowaliśmy to na zmianę, każdy trochę po swojemu. Pewne rzeczy przejmowaliśmy od siebie, inne nie. Spektakl za każdym razem jest różny. 

Ogromną wartością "Aktu równoległego" jest to, że warto się na niego wybrać kilka razy, by dzięki temu zobaczyć, jakie rozwiązania w przypadku swoich bohaterów proponują koledzy. 

Co łączy Pana z Rogerem?

Nie wiele, jeśli w ogóle cokolwiek. (Śmiech.) Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. W bardzo wielu rzeczach się różnimy.

W czym?

(Śmiech.) Różnimy się w ogólnym podejściu do życia, bardziej konsumpcyjnym. Ja mniej uwagi zwracam na takie rzeczy, ale jeśli już coś miało by nas łączyć, to może to, podobne przeżywamy stan upojenia alkoholowego. (Śmiech.) 

Lubi się Pani wcielać przede wszystkim w postaci komediowe, czy te, które mają pewną rysę na życiorysie?

Najbardziej lubię grać w komediach. Wtedy, kiedy widz reaguje śmiechem, można poczuć tę szczególną więź, między nim, a aktorem. Kiedy sztuka się podoba, jest to dla mnie uskrzydlające. 
Lubię grać też te poważniejsze tytuły. 

Jeśli chodzi o te "zarysowane" postacie, jest nią zdecydowanie Mikser z "Pierwszej miłości". Czy seriale szufladkują? Czuje się Pan zaszufladkowany przez tę rolę?

Oczywiście, że seriale szufladkują. Odpowiadając jednak na drugą część tego pytania, ja nie czuję się zaszufladkowany przez rolę, którą gram.

 Spotykam się z fanami w wielu miejscach w Polsce, którzy rozpoznają mnie również z spektakli teatralnych i innych produkcji. Jednak to prawda, że znacząca większość fanów kojarzy mnie z tym serialem. Tego nie da się uniknąć. 

Nigdy nie rozważał Pan odejścia z serialu?

Nie było takiej potrzeby, natomiast nigdy nie wiadomo, jak się życie potoczy. Mieszkam we Wrocławiu, więc na pewno łatwiej mi uczestniczyć w tym serialu, niż jeździć do Warszawy, czy innego miasta. 

Uważa Pan Miksera za nieco mroczną postać? W czym Pana zdaniem zawarty jest największy sukces "Pierwszej miłości"?

Nie uważam Miksera za stricte mroczną postać, ale przyznam, że ostatnio w tym wątku faktycznie było trochę mroku. 

Osoby, które oglądają "Pierwszą miłość", mają chyba w sobie głęboką potrzebę ucieczki w świat wykreowany w serialu, mają swoich ulubionych bohaterów. Sukces tkwi w jego długowieczności.

Jakie są Pana ulubione świąteczne filmy?

Bardzo lubię film "Love Actually", o którym jak słyszałem, wspominała przed chwilą Kasia Maciąg. Zawsze odświeżam go sobie w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Polskich filmów oglądam mało, a kiedy nadchodzi ten świąteczny czas, prawie w ogóle nie oglądam telewizji. Staram się go spędzić z rodziną. To dla mnie najważniejsze. 

czwartek, 23 grudnia 2021

Katarzyna Maciąg: "Kontakt z widzem jest dla mnie spotkaniem, wspólnym przeżyciem"

 Katarzyna Maciąg: "Kontakt z widzem jest dla mnie spotkaniem, wspólnym przeżyciem"














fot. zdjęcie nadesłane

Z Panią Katarzyną Maciąg spotkałam się w Cieszynie, przed spektaklem "Akt równoległy". Rozmawiamy o samym spektaklu, ale też o sile, która płynie z widowni. Aktorka przyznaje, że nie lubi grać bohaterek utrzymanych w jednym tonie. Woli różnego typu postaci i wyzwania.

Ponadto zdradza, jakie filmy świąteczne lubi i o czym marzy w tym szczególnym czasie.

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, gdzie zostanie odegrany spektakl "Akt równoległy". Jak samopoczucie na chwilę przed wejściem na scenę?

Czuję się świetnie. Piękne miasto, piękny Teatr. Bardzo się cieszę, że tutaj gramy.

W związku z panującą sytuacją pandemiczną, to już drugi rok kiedy spektakle odbywają się w reżimie sanitarnym, przy ograniczonej ilości widzów. To prawda, że teraz ta energia, która jest odczuwalna ze strony widzów, jest jeszcze silniejsza?

To pytanie skierowane przede wszystkim do osób, które przychodzą nas oglądać.

Za każdym razem, kiedy gramy spektakl, jestem bardzo wdzięczna za to, że publiczność przychodzi na spektakle mimo sytuacji, jaką obecnie mamy. Uważam, że energia płynąca od widzów, jest jeszcze silniejsza, niż zazwyczaj.

Czym jest dla Pani kontakt z widzem?

Kontakt z widzem jest dla mnie spotkaniem, wspólnym przeżyciem. To dwie godziny, które wspólnie spędzamy.

Jakim Pani jest widzem, czego poszukuje w sztuce?

W sztuce poszukuję przede wszystkim śmiechu. (Śmiech.)

Z perspektywy widza wybiera Pani podobne gatunki spektakli, w których występuje, czy coś zupełnie innego?

Kiedy jestem widzem, bywa różnie.

Kiedy zasiada Pani na widowni, zastanawia się, jak zachowałaby się Pani w danej scenie, jakich środków wyrazu mogłaby użyć?

Nie, nie oceniam, nie zastanawiam się.

"Akt równoległy" to spektakl komediowy, którego akcja rozgrywa się w małym hoteliku na peryferiach, do którego z pewnością nie trafi nikt znajomy... Proszę opowiedzieć coś więcej.

To bardzo fajna i śmieszna komedia, której reżyserem jest Olaf Lubaszenko. Mamy świetną obsadę. Jest zabawnie, a widzowie to potwierdzają.





















fot. zdjęcie nadesłane

Pani wciela się w Helen. Co opowie Pani o swojej postaci?

Helen jest żoną, która postanowiła zaszaleć na boku. (Śmiech.) Los jej nie sprzyja, pojawia się seria perturbacji, a wszystko jest oczywiście utzymane w żartobliwym tonie. Warto zobaczyć nasz spektakl. Zapraszam.

W tę postać wciela się Pani na zmianę z Joanną Balasz. Każda z Was buduję ją swoimi środkami, czy udzielacie sobie wskazówek? Czym różni się Pani podejście do niej od podejścia Joasi?

Nie. Każda z nas buduje Helen swoim środkami, ale kiedy któraś z nas wymyśla coś fajnego, obie z tego korzystamy.

Co łączy Panią z Helen, a czym się różnicie?

(Śmiech.) Nie zastanawiałam się nad tym, naprawdę.

Lubi się Pani wcielać przede wszystkim w postaci komediowe, czy te, które mają pewną rysę na życiorysie?

Z tym bywa różnie, ale najlepiej, kiedy takie role pojawiają się na zmianę. Wtedy pojawia się równowaga.

Jednym z takich "zarysowanych" charakterów była Izabela Malisiak, w którą wcieliła się Pani w drugim odcinku serialu "Komisarz Mama". Jak wspomina Pani tę przygodę?

Była to krótka przygoda, pojawiłam się jako bohaterka drugiego odcinka pierwszej serii serialu. To był epizod, inny gatunek, inne emocje do zagrania. Lubię wszystkie role. (Śmiech.)

Seriale jakiego gatunku są według Pani najbardziej lubiane przez widzów?

Zdecydowanie są to seriale komediowe.

Korzysta Pani z platform streamingowych? Jakie seriale komediowe są Pani ulubionymi?

Tak, korzystam. Nasuwa mi się serial "Przyjaciele", ale nigdy nie byłam jego fanką. Bardzo lubiłam za to "Alfa". Więcej nie powiem tak z marszu. (Śmiech.)

Jakie są Pani ulubione świąteczne filmy?

Jeśli chodzi o świąteczne filmy, uwielbiam "Holiday" z Kate Winslet i Cameron Diaz oraz "Love Actually".

O czym marzy Pani w tym szczególnym, przedświątecznym czasie?

Marzę o tym, by ten szczególny czas był przede wszystkim spokojny. Wszystkim czytelnikom naszej rozmowy życzę Wesołych Świąt.

środa, 15 grudnia 2021

Ofelia Iga Krefft: "Od dzieciństwa powtarzono mi, by zawsze być sobą, bez względu na wszystko"

 Ofelia Iga Krefft: "Od dzieciństwa powtarzono mi, by zawsze być sobą, bez względu na wszystko"
























fot. Zuzanna Krefft

Z Ofelią Igą Krefft spotkałam się w Królestwie w Katowicach, gdzie zagrała zagrała koncert ze #słonatrasa. Rozmawiamy o trasie koncertowej, muzycznych inspiracjach, ośmiu twarzach z płyty "Osiem", ale też o serialu "M jak miłość" i środkach wyrazu, po które sięga, występując w emocjonalnych scenach. 

Wokalistka? Aktorka? Kogo z tych dwóch wcieleń jest w Tobie więcej w chwili obecnej? Mam wrażenie, że zdecydowanie wokalistki.

W tej chwili zdecydowanie więcej jest we mnie wokalistki. Mam wrażenie, że twórczość muzyczna daje mi dużo większą wolność, możliwość ekspresji, wyrażania siebie. Przez ostatni czas, dużo bardziej się na tym skupiam, przede wszystkim z tego względu, że dzięki temu mogę w pełni wyrażać siebie. 

Seriale szufladkują, to prawda, a zwłaszcza te, w których występuje się od małego. Czy w dalszym ciągu dalej jesteś częściej kojarzona z serialem "M jak miłość", niż ze swoim alter ego, czyli z Ofelią?

Tak. Taką myśl mam zawsze z tyłu głowy i liczę, że kiedyś to się zmieni, mocno nad tym pracuję. Stąd też wzięło się to, że muzyka stała się dla mnie czymś większym, bo właśnie dzięki temu nie jestem zaszufladkowana. W tym momencie chciałabym już częściej być kojarzona z muzyką niż z serialem, bo nie da się ukryć, że przykleił mi sporą łatkę. 

Mogłoby się wydawać, że Ula i Bartek wreszcie wyszli na prostą, a znowu przeżywają trudne chwile. Mowa oczywiście o śmiertelnym wypadku Marzenki i Andrzejka. Możesz uchylić rąbka tajemnicy, jaki wpływ będzie to miało na Wasz wątek? Emocji nie zabraknie.

W życiu naszych bohaterów nastąpi wiele zmian. Nie mogę więcej zdradzić. Powiem jedynie, że będzie to dla nich trudne doświadczenie, ale jestem pewna, że Ula będzie wspierać Bartka, (w tej roli Arkadiusz Smoleński, przyp. red.) bo przeżyła śmierć swojej Mamy i przez większość życia miała pod górkę. 

Jak wygląda u Ciebie proces przygotowawczy do trudnych, bardzo emocjonalnych scen? Po jakie środki wyrazu sięgasz?

Ważna jest dla mnie skupienie, ale też przedyskutowanie tego, co mamy do zagrania z osobami, które akurat towarzyszą mi w danej scenie. Kiedy gram ze wspominanym Arkiem Smoleńskim, który gra mojego męża, wspieramy się i robimy wszystko, by osiągnąć cel, który sobie wyznaczamy. Dialog i wspólna praca jest dla mnie bardzo ważna. 

Gdyby nastała taka konieczność, pewnie łatwiej byłoby Ci zrezygnować z aktorstwa, niż z muzyki, prawda?

Tak, na ten moment zdecydowanie tak. 



















fot. Zuzanna Krefft

W środę, 24 listopada rozpoczęłaś SŁONA TRASĘ. Podobno tylko Dawid Podsiadło stosuje podobną zasadę i decyduje się na takie zabiegi. (Śmiech.) 

To pytanie do mojego managementu, ponieważ ja nie miałam wpływu na daty. (Śmiech.) Dostałam informację, kiedy gramy i ruszyłam w trasę. 

To Twoja pierwsza oficjalna trasa koncertowa. Jak sama pokazujesz w mediach społecznościowych, od pierwszego koncertu spotykasz się z niesamowitymi reakcjami ze strony fanów. Co do tej pory najbardziej Cię zaskoczyło?

Nie spodziewałam się, że moi fani będą znali wszystkie moje piosenki. Wszystkie teksty śpiewają z pamięci, stojąc naprzeciwko mnie.  Sytuacje, kiedy gram na gitarze i nie muszę śpiewać, bo tłum robi to za mnie, są niesamowite, wręcz magiczne. Nie spodziewałam się takiej reakcji, to dla mnie szok.

Prezentujesz utwory z dwóch płyt - "Ofelia", wydanej w 2019 roku oraz płyty "Osiem", której premierę zapowiadasz na 2022 rok. Opisz w kilku słowach przemianę, jaka nastała w Twojej twórczości na przestrzeni tworzenia tych dwóch krążków?

Album "Osiem", który teraz tworzymy, jest na pewno dojrzalszy. Mam wrażenie, że podchodzę do niego bardziej świadomie. Zawsze mówię, że płyta "Ofelia" była trochę pamiętnikiem, taką laurką dla moich nastoletnich lat, więc na pewno dużo więcej dojrzałej i świadomej mnie, jest w materiale z płyty "Osiem". 

Te albumy różnią się energetycznie. 

Pierwsza płyta była bardziej liryczna i spokojna, a tutaj bardziej bawimy się rytmem. Mam wrażenie, że za dziesięć lat, będę patrzeć z nostalgią na te dwa albumy, bo są obrazem tego, jak rozwinęłam się przez te lata. 

Na płycie "Osiem" zaprezentujesz siebie w ośmiu różnych odsłonach. Co było dla Ciebie najważniejsze w ich tworzeniu? Jakie emocje będziesz chciała pokazać?

Ta płyta jest o kobietach, które mnie tworzą. Jest obrazem tego, czym dla mnie, mając 26 lat, jest kobiecość. Tak naprawdę, nie jest zdefiniowana niczym konkretnym i nie powinna być. Mam wrażenie, że kiedy byłam nastolatką, chciałam obserwować kogoś takiego, by mieć poczucie, że nie muszę być jakąś wersją siebie, ale mogę czuć tę wolność, o której wspominałyśmy. 

Wiadomo już coś na temat daty premiery Twojej drugiej płyty?

Jeszcze nic nie wiadomo na temat daty premiery nowej płyty.

Czy planujesz odkrycie kolejnego singla i teledysku?

Planujemy. Nastąpi to pewnie po nowym roku. Trasa bardzo nas zaangażowała i nie mieliśmy przestrzeni na to, by móc go sfinalizować. W moim życiu szykuje się trochę zmian, więc mam nadzieję, że nastąpi czas, kiedy będę mogła skupić się typowo na rzeczach związanych z Ofelią.

Na ten moment znane są dwa utwory z dwoma świetnymi teledyskami. "Zakochana w bicie / Miranda" oraz "Słony Kiss". Do którego z tych wcieleń jest Ci bliżej?

Nie umiem tego określić. Cała ta płyta jest o tym, że każda z tych postaci jest bardzo mi bliska. Wszystkie te postaci mnie tworzą.

Tu nic nie jest grane. W każdym klipie i utworze pokazujesz najprawdziwsze emocje. 

Kiedy sama obcuję z artystami, w pierwszej kolejności zwracam uwagę na to, że mogę się z nimi utożsamić, bo są autentyczni i wyrażają siebie. Od dzieciństwa powtarzono mi, by zawsze być sobą, bez względu na wszystko. Stąd bierze się moje podejście, że nie chciałabym skazić muzyki czymś, co nie będzie w 100% mną.

Bardzo utożsamiasz się ze "Słonym Kissem". Prezentując go premierowo, powiedziałaś, że każda z nas jest czasem takim "Słonnym pocałunkiem". Opowiedz coś więcej. 

To piosenka, która odzwierciedla charakter i moment życia, w którym na pewno i młodzi mężczyźni, i młode kobiety są, dorastając.  

Czy odzwierciedla problemy z depresją?

Na pewno w jakiś sposób też, ale myślę, że to nie jest aż tak poważne. Chciałam pokazać tą piosenkę, że zamiast zamęczać się, będąc nastolatkami i wchodzić w takie trudne momenty, to lepiej znaleźć w tym siłę i starać się przekuć to w coś fajnego, a nie zostawać pogrążonym w kompleksach. Mam wrażenie, że "Słony Kiss" jest tego odzwierciedleniem. 

Jeśli chodzi o płytę "Ofelia", byłaś pandemiczną debiutantką, bo trasa, zaplanowana na 2020 rok została odwołana z oczywistych powodów.

Tak. Wszyscy mowią, że miałam potwornego pecha, ale mam nadzieję, że jakoś się z tego wygrzebiemy. Pomimo tego, że pandemia trwa, wyniki sprzedaży są lepsze, niż były wtedy, więc cieszę się, że wszystko się udaje. 

"Księgi Ofeliowe" nagraliście w studio nagraniowym w Krakowie. 

Tak, to płyta koncertowa, którą zrealizowaliśmy w studio. Znaleźliśmy takie wyjście z sytuacji, by mimo tego, że słuchacze nie mogli być z nami na fizycznym koncercie, jednak coś im od siebie dostarczyć. 























fot. Zuzanna Krefft

Czy realizacja tego projektu pomogła Ci nieco lżej znieść czas izolacji? Jak sobie radziłaś?

Bardzo dobrze sobie radziłam. Wtedy w moim prywatnym życiu tyle się działo, że kwestie zawodowe były gdzieś tam daleko w tle. W czasie pandemii zaczął powstawać materiał na kolejną płytę. To bardzo mnie cieszyło, mimo tego, że wcześniej chciałam pojechać do Azji i tam tworzyć nową płytę, ale tak mnie, pochłonęły wakacje, że dopiero po moim powrocie, kiedy wybuchła pandemia, zaczęłam tworzyć. Wierzę, że tak miało być. 

Co najbardziej podtrzymywało Cię na duchu, oprócz Twojego ukochanego Pinia? (Śmiech.)

(Śmiech.) Co ciekawe, w czasie pandemii bardzo dużo pracowałam. Nowe wyzwania zawodowe, które się pojawiły, były dla mnie dużym motorem. Tak naprawdę, w ogóle nie odczułam skutków lockdownu. W domu siedziałam tylko przez chwilę. Wiedziałam, że muszę podwinąć rękawy, pracować nad moim materiałem. Kiedy czułam, że boję się o finanse, to dodało mi przestrzeń i powera do tego, by się rozwijać.

Na "Księgach Ofeliowych" pojawił się cover utworu "U stóp szklanych gór z repertuaru Bajmu. Dlaczego wybrałaś akurat tę piosenkę?

To moja ulubiona piosenka Bajmu. 

W jednym z artykułów czytałam, że cenisz Beatę Kozidrak i jej twórczość. To prawda? Jacy artyści jeszcze są dla Ciebie inspiracją? 

Beata Kozidrak jest dla mnie najlepszą polską wokalistką wszechczasów. Uważam, że ich twórczość reprezentuje światowy poziom.  Śmiem twierdzić, że gdyby Beata urodziła się w Stanach, byłaby międzynarodową gwiazdą, na miarę Beyoncé, czy Whitney Houston.

Artystów, którzy mnie inspirują, jest bardzo dużo.  Tak naprawdę, lubię skrajności - od Radiohead, po Miley Cyrus. Czym jestem starsza, tym więcej znajduję inspiracji. Lista takich osób byłaby bardzo długa. 

W Twoim autorskim repertuarze znajdują się tylko polskie utwory. Nigdy nie korciło Cię, by napisać coś po angielsku?

Kiedyś pisałam tylko po angielsku, potem zaczęłam pisać po polsku i trochę do tego przylgnęłam, ale teraz mam taki zamiar, by na trzecim albumie było trochę anglojęzycznych utworów. Chciałabym też trochę pomieszkać za granicą, więc siłą rzeczy, gdybym chciała też zacząć tam trochę koncertować, to z materiałem anglojęzycznym byłoby mi na pewno wygodniej. 

O czym marzy Ofelia?

O tym, by móc dotrzeć do jak największej ilości ludzi oraz o tym, by coraz więcej osób śpiewało ze mną piosenki. 

Opowiedz o najbliższych planach zawodowych.
 
Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować kolejne klipy. Chciałabym, by każda piosenka z płyty "Osiem" doczekała się swojego obrazu. Wierzę, że album uda się wydać na wiosnę, a przy okazji zagrać jeszcze dłuższą trasę niż ta, którą skończyliśmy 7 grudnia.
 
Chciałabym też zagrać na Opene'rze i widzieć ze sceny, jak ludzie śpiewają moje piosenki. Takie są moje plany. Zobaczymy, jak będzie z ich realizacją.

wtorek, 14 grudnia 2021

Beata Fido: "Jestem osobą pozytywnie nastawioną do ludzi i świata. Taka się urodziłam. Staram się pielęgnować w sobie te cechy, które ułatwiają życie"

 Beata Fido: "Jestem osobą pozytywnie nastawioną do ludzi i świata. Taka się urodziłam. Staram się pielęgnować w sobie te cechy, które ułatwiają życie"






























fot. zdjęcie nadesłane / archiwum prywatne

Z Beatą Fido spotkałam się w Warszawie.

Rozmawiamy o serialu "Leśniczówka" i "Komisarz Aleks". W serialu o czworonożnym psim detektywie wciela się w rolę policjantki, profilerki. "Strzelanie na pewno sprawia przyjemność, ale w brew pozorom, nie jest takim prostym zadaniem. Fachowiec od razu odróżni, że ktoś źle trzyma pistolet, źle składa się do strzału. O tym decydują detale" - mówi aktorka.

Poruszamy też temat predyspozycji, które sprawiają, że często obsadzana jest w rolach lekarzy. Nie przechodzimy też obojętnie obok pozytywnego nastawienia do życia, którym aktorka wręcz emanuje. 

Ponad rok temu świat zatrzymał się z dnia na dzień. Wszystko spowodowane jest oczywiście pandemią koronawirusa. Jak zniosła Pani izolację?

Czas izolacji zniosłam zaskakująco dobrze. Nie spodziewałam się, że tak dobrze od strony psychicznej sobie z tym poradzę. Wykorzystałam go dla rodziny. Wydaje mi się, że tego czasu na bycie z rodziną i poświęcenie go najprostszym życiowym sprawom, na codzień ciągle nam brakuje, a ponieważ pandemia wszystkich nas zaskoczyła i zmusiła do ograniczenia aktywności zawodowej, to czułam się usprawiedliwiona, z pożytkiem dla najbliższych.  

Czego nauczył Panią ten czas?

Potwierdził to, czego uczę się przez ostatnie lata, czyli, by docenić to, co się ma i korzystać z chwili, która jest teraz. Trzeba umieć cieszyć się tym, co jest. Warto stawiać sobie cele i wymagania oraz oczekiwać od siebie najwięcej, ile się da, ale trzeba patrzeć na to, co nas otacza. 

Czego dowiedziała się Pani o sobie w ostatnich miesiącach?

Ciekawe pytanie. (Śmiech.) 

Dowiedziałam się, że powinnam zajmować się tym, czego naprawdę pragnę. A także że to, co robię, jest właśnie tym, co chcę robić, a nie tym, co muszę. To jest bardzo ważne i daje specyficzny komfort w działaniu i w dokonywaniu pewnych wyborów. 

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pani wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Czy taka postawa pomaga w dzisiejszej niełatwej dla nas wszystkich rzeczywistości?

Tak. Nie wiem dokładnie, z czego wynika moje pozytywne nastawienie i otwartość do ludzi. Wydaje mi się, że taka byłam od zawsze. Staram się pielęgnować w sobie te cechy, które ułatwiają życie.

Jakie to cechy?

Praca nad sobą, praca nad charakterem, dobre relacje z ludźmi. Nie warto zaprzątać sobie głowy rzeczami, na które nie mamy wpływu, chociaż na pewno jest ich mnóstwo. 

Trzeba pogodzić się z tym, że zawsze pojawiać się będą w naszym życiu trudne chwile, czy kłopoty. Każdy je ma. Sposób, w jaki rozwiązywałam problemy trzydzieści lat temu zapewne jest inny, niż ten, w jaki podchodzę do nich teraz. 























fot. "W krainie baśni", zdjęcie nadesłane

Gra Pani w dwóch czołowych serialach ramówki TVP - "Komisarz Alex" oraz "Leśniczówka". W "Komisarzu Alexie" od 2016 roku wciela się Pani w nadkomisarz Martę Grabską. Jak w kilku słowach opisałaby Pani przemianę, którą przeszła na przestrzeni sezonów?

Z racji tego, że wchodziłam w zespół, który był już w jakiś sposób uformowany, przyszłam z entuzjazmem, ale też z pewnym szacunkiem, respektem i ostrożnością, chociaż niektóre koleżanki czy koledzy wchodzą do takich produkcjibrawurowo, czego można jedynie pozazdrościć. (Śmiech.) 

Starałam się odnaleźć dla siebie miejsce, które nie zaburzyłoby pewnej harmonii, czy pewnych relacji. Myślę, że na przestrzeni tych kilku lat moja postać troszeczkę dojrzała, jest bardziej swobodna w wyrażaniu siebie.

Gram policjantkę profilerkę. Jej zadaniem jest zarysować profil poszukiwanej osoby. Dobrze czuję się grając postaci, gdzie pojawia się wątek psychologiczny. Zależy mi na tym, by Marta nie była sztywniarą zza Oceanu. Z sezonu na sezon widać, jak ona się zgrywa z całym zespołem. 

Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Pani konieczne, by mógła wiarygodnie wcielać się w swoją postać?

Przydała mi się sprawność fizyczna. 

Jak pracuje Pani nad sprawnością fizyczną?

Powiedziałabym nieprawdę, gdybym stwierdziła, że się za siebie wzięłam, ale to mój plan. (Śmiech.)

Kiedy mieszkałam jeszcze w Stanach Zjednoczonych i byłam bardzo młodą osobą, byłam bardzo aktywna fizycznie. Codziennie uprawiałam jakiś sport, który można było praktykować w mieście. Chodziłam na fitness, aerobik, zajęcia taneczne. Na potrzeby własne przez rok uczyłam się boksować, kopać worek. To było fantastyczne. Dziś to procentuje.

Czy uzyskana sprawność fizyczna pomaga Pani na planie?

Aktor musi być świadomy swojego ciała. Niezależnie od tego, czy jest mały, drobny, szczupły, czy ma nadwagę, musi zarządzać swoim ciałem, bo gra całym sobą. Nasze ciało jest bardzo wyrazistym narzędziem pracy, więc im lepiej nim władamy, tym nasza praca jest bardziej komunikatywna. Sprawność fizyczna w przypadku roli Marty jest na pewno niezbędna. 

Na większy komfort może sobie pozwolić nasz komendant, czyli Zbyszek Lesień, (mam nadzieję, że nie obrazi się za to, co tu powiem, (Śmiech.) ale on również czasem uczestniczy w różnych akcjach łapania przestępców, ale nie jest to zbyt częste i nie jest tak eksploatowany fizycznie. 

Przydaje się też pewien rys, który zawsze w większości moich ról jest potrzebny, a mam tu na myśli dbałość o wiarygodność psychologiczną. Uważam, że w przypadku Marty, która jest profierką, jest to bardzo przydatne.

























fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

Które czynności policyjne sprawiają Pani największą frajdę, a które największą trudność? Podobno strzelanie i prowadzenie dochodzeń daje najwięcej satysfakcji. (Śmiech.) 

Strzelanie jest interesujące. 

Pani jest raczej pacyfistką?

Kiedy mój syn był malutki, podjęłam decyzję, że nie będzie się bawił bronią, ale życie szybko to zweryfikowało, bo wszyscy jego koledzy biegali z różnymi pistoletami. Biorąc pod uwagę nasze realia, myślę, że to jest przydatne i w tym, że ktoś dobrze posługuje się bronią, nie ma nic złego. Żyjemy w takich czasach, kiedy powinniśmy się z bronią psychicznie oswoić. 

Strzelanie na pewno sprawia przyjemność, ale w brew pozorom, nie jest takim prostym zadaniem. Fachowiec od razu odróżni, że ktoś źle trzyma pistolet, źle składa się do strzału. O tym decydują detale. 

Nie jestem aż taką perfekcjonistką, ale pracuję nad tym, by mój margines błędu był coraz mniejszy. Staram się wykonywać wszystkie czynności dobrze i wiarygodnie. Podsumowując – z jednej strony posługiwanie się bronią jest frajdą, a z drugiej strony stawia pewien próg trudności. 

W czym upatruje Pani największy sukces serialu?

Mamy fantastyczną gwiazdę, czyli psa, którego wszyscy kochają. Uważam, że (bez urazy dla kolegów), jesteśmy pewnego rodzaju tłem dla Niego. To on jest fantastycznym komisarzem, który rozwiązuje wszystkie zagadki i od razu wszystko wie. (Śmiech.)

Do tej pory mieliśmy trzech psich komisarzy – Rockiego, Iwo i Wafla, a teraz do naszego teamu dołączył czwarty piesek.

Seriale kryminalne, podobnie jak seriale medyczne, są tymi najbardziej lubianymi przez widzów. Jak Pani myśli, z czego to wynika?

Wynika to z opowiadanych historii. Dużo się dzieje, jest pewne napięcie emocjonalne, które widzów ciekawi i wciąga. Większość tych opowieści dobrze się kończy. Jest jakaś koda, jakaś otucha dla widza.

Jakie seriale kryminalne najbardziej Pani lubi? Czy ogląda je również dlatego, by czerpać inspiracje do kreowania postaci Marty?

Nie oglądam ich dlatego, by czerpać inspirację. Robię to raczej z ciekawości. Myślę, że dobrze jest zobaczyć pracę kolegów, czy to z Polski, czy moich kolegów z Hollywood, z czasów gdy mieszkałam i pracowałam w Stanach. Ci drudzy mają do dyspozycji trochę większe budżety a okres przygotowawczy, który jest z reguły kluczowy, jest dłuższy, umożliwia staranniejsze przygotowanie do roli. Kiedy oglądam wywiady z aktorami z całego świata, którzy mówią, że mieli do dyspozycji najlepszego trenera i mogli mieć go tylko na własne potrzeby przez pół roku, to im zazdroszczę. Też bym tak chciała. (Śmiech.)

Korzysta Pani z platform streamingowych? Jakich?

Korzystam z Netflixa. 

Zdarza mi się także używać platformy WOW, na której jest wiele ciekawych programów. To początkujący serwis streamingowy. W chwili obecnej jest jakiś istny wysyp, pojawia ich się bardzo dużo i mocnokonkurują ze sobą o widza. Ciekawe, czy ten rynek zmieni się na tyle, że telewizja, którą znamy, będzie zredukowana do minimum. Wszystko przesuwa się w kierunku platform. Nasz tryb życia, sposób pracy, determinuje to, że chcemy oglądać filmy, czy seriale wtedy, kiedy mamy na to czas i ochotę, a nie wtedy, kiedy jest akurat emisja. 

Do obsady "Leśniczówki" dołączyła Pani w 29 odcinku. Jak wspomina Pani swoje początki w tym serialu?

Bardzo dobrze. Komfort wchodzenia w ten projekt był troszeczkę inny, ponieważ był to nowy serial.

W "Leśniczówce" gram lekarkę. Przyznam, że w takiej roli byłam obsadzana już wielokrotnie. Ostatnio na planie próbowaliśmy to zliczyć, ale nam się nie udało. (Śmiech.)  

Z czego to wynika, że tak często jest Pani obsadza w roli lekarza?

Być może miałam iść na medycynę. (Śmiech.) Może to jakiś znak od losu.

To bardzo ciekawe role. Zawód lekarza, to zawód zaufania publicznego, bo przecież lekarz, nie tylko reperuje nasze zdrowie, ale czasem też ratuje nasze życie. 
























fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

Jednym z takich przełomowych momentów w życiu Magdy i Jacka, było na pewno adoptowanie Pati, (w tej roli Ala Warchocka, przyp. red.) Jak pracuje się z dzieckiem na planie? Widać, że prywatnie też bardzo się lubicie. 

To prawda, bardzo się lubimy. Ala jest uroczą dziewczynką, bardzo inteligentną i bardzo zdolną, młodą aktorką.

Myślę, że wszyscy na planie potwierdzą, że praca z Alą jest niezwykle przyjemna. Z dużym podziwem i pewnego rodzaju zaskoczeniem, zauważam, że Ala tak dobrze radzi sobie z zadaniami aktorskimi, jest tak subordynowana i mam wrażenie, że jest to dla niej bardzo komfortowa sytuacja. Nie wiąże się to dla niej z żadnym stresem, dyskmofortem. Dobrze radzi sobie podczas konsultacji z reżysrem.

Macie za sobą bardzo trudne sceny...

Tak, to prawda. 

Informacja o jednym z najmocniejszych wątków bieżącego sezonu w mediach pojawiła się już w czerwcu, ale zanim dojdzie do tej tragedii, która na pewno zmieni życie rodziny Mądrasiuków, to jeszcze bardzo wiele się wydarzy. W życiu Magdy pojawi się Oskar. (w tej roli Szymon Kuśmider, przyp. red.) 

W nowym sezonie kontynuowany będzie wątek uzależnienia Pati od telefonu komórkowego. To bardzo powszechny problem wśród młodzieży w dzisiejszych czasach. Czy można jakoś temu zapobiec?

(Śmiech.) Dobre pytanie. Nie wiem, czy zabranie telefonu nastolatce, to dobry pomysł. Wszyscy przyzwyczailiśmy się już do tego, że jest znacznym ułatwieniem komunikacji. Żyje się szybciej, więc komunikacja też jest szybsza. Możliwość gromadzenia aplikacji i korzystanie ze wszystkich ich funkcji, jest bardzo wygodne. 

Dzieci szybciej się uzależniają, niż osoby dorosłe. Styl życia jest bardzo ważny. My swoim przykładem możemy pokaywać młodzieży, że życie z telefonem jest możliwe, ale w takim stopniu, byśmy mieli to pod kontrolą. Tak samo jest z innymi przyjemnościami. Co komu wygodnie, byle bez przesady. 

Zdarza się Pani oglądać serial? Lubi Pani oglądać siebie na ekranie, czy tak, jak większość aktorów, ma tendencję do myślenia o poprawkach?

Podobnie jak większość, ja również myślę o poprawkach. Bardzo często towarzyszy mi myśl, że mogłam zagrać coś nieco inaczej. Chociaż mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego. Trzeba się nauczyć też to akceptować i kiedy coś jest dobre, uspokoić się. Nie zawsze warto być perfekcjonistą, bo to czasami przeszkadza w życiu.

Oglądam siebie przede wszystkim po to, by zobaczyć, czy mój zamysł się sprawdził. Traktuję to z dużą rezerwą.

Zaimponował mi kiedyś Johnny Depp, którego wywiad widziałam parę lat temu. Powiedział, że on siebie w ogóle nigdy nie oglądał i nigdy nie był w kinie na swoim filmie. Nie wiem, czy to jest prawda, ale pamiętam, że takie słowa padły.

Zastanawia się Pani czasami, jak by się zachowała w danej scenie, gdyby była na miejscu swoich kolegów?

Raczej nie. Uważam, że każdy aktor, czy twórca, powinien mieć taką swobodę działania, by nie wchodzić sobie w kompetencje. Od dawania wskazówek jest reżyser. Ja staram się unikać takich dywagacji, mnie one nie służą. Chyba, że pojawia się konretna prośba o rozmowę, czy konfrontację. 

Jest Pani bardzo aktywna na swoim profilu na Instagramie. Jakimi treściami lubi się Pani dzielić?

Swoją przygodę z Instagramem zaczęłam dopiero kilka miesięcy temu. Po wielu latach pewnego rodzaju negacji, uznałam założenie profilu na Instagramie oraz Facebooku za konieczne. Dojrzałam do tego dopiero niedawno. Do mediów społecznościowych mam niejednoznaczny stosunek. Doceniam ich wagę. Podziwiam kolegów i koleżanki, którzy doskonale tam sobie radzą. Dobrze wykorzystane media społecznościowe mogą być walorem. Ja nie łączę życia prywatnego z pracą. Jeżeli mogłabym opowiadać tam jedynie o pracy, to podejrzewam, że mogłabym ględzić godzinami, natomiast o życiu prywatnym nie mówię. Nie wiem, czy jest ciekawe, każdy ma swoje. 

Czego poszukuje Pani w sieci?

(Śmiech.) Kolejne ciekawe pytanie. Sprawdzam maile, ponieważ w ten sposób otrzymuję propozycje zawodowe oraz zaproszenia na wywiady. (Śmiech.) Poszukuję informacji z różnych dziedzin. Ostatnio Szymon zaimponował mi na planie, ponieważ powiedział, że śledzi kurs złota. Może ja też powinnam? (Śmiech.) 

Częstym zjawiskiem, które pojawia się w sieci, jest niestety, hejt. Mierzy się Pani z nim czasem? Jak temu zaradzić? 

Mierzę się. Nie wiem, czy można z nim walczyć. Już samo to słowo zakłada jakąś agresję. Hejt jest wynikiem zubożenia relacji międzyludzkich oraz natłoku informacji, które śledzimy. Kilka lat temu ludzie pielęgnowali w sobie te cechy, które czyniły ich ludźmi bardziej szlachetnymi. To zjawisko dramatyczne i szalenie dotkliwe. Jego konsekwencje mogą być tragiczne w skutkach. 

Najbliższe plany. 

Mam nadzieję, że uda nam się kontynuować "Leśniczówkę".  Rozpoczynamy zdjęcia do kolejnej transzy "Komisarza Aleksa", więc muszę popracować nad kondycją fizyczną, tężyzną i przeczytać więcej książek. 

Cieszę się tym, co jest.