Katarzyna Maciąg: "Kontakt z widzem jest dla mnie spotkaniem, wspólnym przeżyciem"
fot. zdjęcie nadesłane
Z Panią Katarzyną Maciąg spotkałam się w Cieszynie, przed spektaklem
"Akt równoległy". Rozmawiamy o samym spektaklu, ale
też o sile, która płynie z widowni. Aktorka przyznaje, że nie
lubi grać bohaterek utrzymanych w jednym tonie. Woli różnego typu postaci i
wyzwania.
Ponadto zdradza, jakie filmy świąteczne lubi i o czym marzy w tym szczególnym czasie.
Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie, gdzie zostanie
odegrany spektakl "Akt równoległy". Jak samopoczucie na chwilę przed
wejściem na scenę?
Czuję się świetnie. Piękne miasto, piękny Teatr. Bardzo się cieszę, że
tutaj gramy.
W związku z panującą sytuacją pandemiczną, to już drugi rok kiedy spektakle
odbywają się w reżimie sanitarnym, przy ograniczonej ilości widzów. To prawda, że teraz ta energia, która jest odczuwalna
ze strony widzów, jest jeszcze silniejsza?
To pytanie skierowane przede wszystkim do osób, które przychodzą nas oglądać.
Za każdym razem, kiedy gramy spektakl, jestem bardzo wdzięczna za to, że
publiczność przychodzi na spektakle mimo sytuacji, jaką obecnie mamy. Uważam,
że energia płynąca od widzów, jest jeszcze silniejsza, niż zazwyczaj.
Czym jest dla Pani kontakt z widzem?
Kontakt z widzem jest dla mnie spotkaniem, wspólnym przeżyciem. To
dwie godziny, które wspólnie spędzamy.
Jakim Pani jest widzem, czego poszukuje w sztuce?
W sztuce poszukuję przede wszystkim śmiechu. (Śmiech.)
Z perspektywy widza wybiera Pani podobne gatunki spektakli, w których występuje, czy coś zupełnie innego?
Kiedy jestem widzem, bywa różnie.
Kiedy zasiada Pani na widowni, zastanawia się, jak zachowałaby się Pani w
danej scenie, jakich środków wyrazu mogłaby użyć?
Nie, nie oceniam, nie zastanawiam się.
"Akt równoległy" to spektakl komediowy, którego akcja rozgrywa się w małym hoteliku na peryferiach, do którego z pewnością nie trafi nikt znajomy... Proszę opowiedzieć coś więcej.
To bardzo fajna i śmieszna komedia, której reżyserem jest
Olaf Lubaszenko. Mamy świetną obsadę. Jest zabawnie, a widzowie to
potwierdzają.
Pani wciela się w Helen. Co opowie Pani o swojej postaci?
Helen jest żoną, która postanowiła zaszaleć na boku. (Śmiech.) Los
jej nie sprzyja, pojawia się seria perturbacji, a wszystko jest oczywiście
utzymane w żartobliwym tonie. Warto zobaczyć nasz spektakl. Zapraszam.
W tę postać wciela się Pani na zmianę z Joanną Balasz. Każda z Was buduję
ją swoimi środkami, czy udzielacie sobie wskazówek? Czym różni się Pani podejście do niej od podejścia Joasi?
Nie. Każda z nas buduje Helen swoim środkami, ale kiedy któraś z nas wymyśla coś fajnego, obie z tego korzystamy.
Co łączy Panią z Helen, a czym się różnicie?
(Śmiech.) Nie zastanawiałam się nad tym, naprawdę.
Lubi się Pani wcielać przede wszystkim w postaci komediowe, czy te, które mają pewną rysę na życiorysie?
Z tym bywa różnie, ale najlepiej, kiedy takie role pojawiają
się na zmianę. Wtedy pojawia się równowaga.
Jednym z takich "zarysowanych" charakterów była Izabela Malisiak, w którą wcieliła się Pani
w drugim odcinku serialu "Komisarz Mama". Jak wspomina Pani tę
przygodę?
Była to krótka przygoda, pojawiłam się jako bohaterka
drugiego odcinka pierwszej serii serialu. To był epizod, inny gatunek, inne
emocje do zagrania. Lubię wszystkie role. (Śmiech.)
Seriale jakiego gatunku są według Pani najbardziej lubiane przez widzów?
Zdecydowanie są to seriale komediowe.
Korzysta Pani z platform streamingowych? Jakie seriale komediowe są Pani
ulubionymi?
Tak, korzystam. Nasuwa mi się serial "Przyjaciele", ale nigdy nie
byłam jego fanką. Bardzo lubiłam za to "Alfa". Więcej nie powiem tak
z marszu. (Śmiech.)
Jakie są Pani ulubione świąteczne filmy?
Jeśli chodzi o świąteczne filmy, uwielbiam "Holiday" z Kate
Winslet i Cameron Diaz oraz "Love Actually".
O czym marzy Pani w tym szczególnym,
przedświątecznym czasie?
Marzę o tym, by ten szczególny czas był przede wszystkim spokojny. Wszystkim czytelnikom naszej rozmowy życzę Wesołych Świąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz