czwartek, 25 sierpnia 2022

Lucyna Malec: "Mimo wszystko, życie jest piękne"

 Lucyna Malec: "Mimo wszystko, życie jest piękne"













fot. zdjęcie nadesłane / VIVA

Lucyna Malec na Biegu po Nowe Życie w Wiśle pojawiła się po raz drugi. Uważa, że wszystkie historie, które można usłyszeć w kuluarach podczas tego wydarzenia, są niesamowite. Sama podczas "Biegu po Nowe Życie" poznała Panią Jadzię, z którą się zaprzyjaźniła.

Poruszamy również temat serialu "Na Wspólnej".

Spotykają się tutaj osoby publiczne oraz osoby po przeszczepach. To okazja do wysłuchania wielu historii. Czyja historia najbardziej Panią poruszyła?

Uważam, że wszystkie te historie są wzruszające. W ubiegłym roku miałam przyjemność w sztafecie wystartować razem z Jadzią z Bielska-Białej, miasta, które jest mi bardzo bliskie, ponieważ stamtąd pochodzę. Jadzia jest po przeszczepie serca. W tym roku znowu się spotkałyśmy, ucałowałyśmy się. Myślę, że zakolegowałyśmy się. To jest cudowne. 

Celem Biegu po Nowe Życie jest nagłaśnianie tematu transplantacji i transplantologii. Co uważa Pani za największy sukces tego przedsięwzięcia?

Każda osoba, która zyskuje nowe życie, jest sukcesem tego przedsięwzięcia. 

Co powiedziałaby Pani tym wszystkim, którzy zastanawiają się nad podpisaniem oświadczenia woli na transplantację narządów?

Absolutnie nie mamy prawa wywierać presji na kogokolwiek, ponieważ uważam, że jest to bardzo trudna decyzja, bardzo bolesna dla ludzi, których odszedł ktoś bliski, a chcą przekazać jego organy dalej. To bardzo delikatna materia, ale oczywiście po to tu jesteśmy, by ludzi z tym oswajać, pokazywać, że to ma sens i że warto. Osoby po przeszczepach, które tutaj są, dają to świadectwo. Warto taką decyzję podjąć, choć jest ona niebywale trudna, wymagająca.

Sprawia Pani wrażenie osoby pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Co daje Pani najwięcej siły w trudnych momentach?

Staram się żyć każdym dniem i powtarzać sobie jak najczęściej, że chociaż to nasze życie jest takie kruche i ulotne, trzeba się cieszyć każdą chwilą i powtarzać sobie, że życie, mimo wszystko, jest piękne. 

Czym jest dla Pani kontakt z widzem?

Gram przede wszystkim w Teatrze Kwadrat, który jest teatrem komediowym. Wielką siłę daje mi to, że ludziom mogę dać radość, dwie godziny fajnej zabawy, mile spędzonego czasu. To bardzo ważne. 

Nie sposób nie porozmawiać o serialu “Na Wspólnej", w którym od samego początku wciela się Pani w rolę Danki. W czym tkwi fenomen serialu?

W domach Polaków zagościliśmy dwadzieścia lat temu. Ludzie się z nami zżyli. Siłą też jest chyba to, że lubimy grać swoje postaci. 

Czy zdarza się Pani go oglądać? 

Oglądanie siebie na ekranie jest trudne, ale serial “Na Wspólnej" lubię oglądać. Zawsze mam tam do zagrania ciekawe rzeczy. Na plan przychodzę z ogromną przyjemnością.

Czy seriale szufladkują? Zdarza się Pani czasami otrzymywać propozycje ról, utrzymane w typie Danki? 

Nie, chyba nie (Śmiech). Seriale szufladkowały w czasach, kiedy było ich niezbyt wiele. W dzisiejszych czasach, kiedy jest ich naprawdę sporo, nie szufladkują już w tak dużym stopniu.

Pamiętam jeszcze serial "Bulionerzy" z Pani udziałem. Bardzo go lubiłam.

Bardzo dziękuję. Ja również bardzo lubiłam ten serial. Miło go wspominam.

Na próżno szukać Pani na Instagramie czy Facebooku. Nie wierzy Pani w siłę internetu?

Wierzę w siłę internetu, ale po prostu się na tym nie znam (śmiech). Rzeczy techniczne mnie pokonują (Śmiech). 

sobota, 20 sierpnia 2022

Małgosia "Gono" Majerska: "Aktorstwo zawsze opiera się na czerpaniu z siebie"

 Małgosia "Gono" Majerska: "Aktorstwo zawsze opiera się na czerpaniu z siebie"














fot. zdjęcie nadesłane

Małgosia Majerska, znana też pod pseudonimem "Gono", realizuje się nie tylko w aktorstwie, ale też w muzyce. Miłośnikom seriali dała się poznać dzięki roli Niny w serialu "Bunt". Na co buntuje się w dzisiejszych czasach? Czy jej pseudonim artystyczny też jest pewnym rodzajem buntu?

W jednym z wywiadów z Tobą przeczytałam, że śpiewać chciałaś od zawsze. Swoje zamiłowanie do muzyki przejawiałaś już w wieku lat trzech. Czy było to poniekąd konsekwencją tego, że Twój Tata także jest muzykiem?

Nie wiem do końca, czy była to konsekwencja, ale na pewno wyssałam to z mlekiem matki. Tak naprawdę, jak zaczynałam śpiewać, nie miałam nawet trzech lat. Moja mama się śmieje, że podśpiewywałam sobie, zanim w ogóle nauczyłam się mówić. Na VHS uwieczniono masę nagrań, kiedy wychodziliśmy np. na spacer, a kamera była skierowana w moją stronę i...faktycznie, cały czas coś śpiewałam sobie pod nosem. (Śmiech.) Nawet kołysanki na dobranoc śpiewałam sobie sama, więc od dziecka muzyka była obecna w moim życiu.

Nie było jednak tak, że rodzice naciskali, bym zajmowała się muzyką. Moja mama jest po wszystkich etapach edukacji muzycznej i wie, z czym to się je.

Odradzała Ci pójście tą drogą?

Raczej tak, ale ja sama chciałam. W wieku pięciu lat wymyśliłam, że będę grała na skrzypcach.  Poprosiłam, by pozwolili mi zdać do szkoły muzycznej, dostałam się i skończyłam I. stopień w klasie skrzypiec. Chciałam i koniec. (Śmiech.) Wiedzieli, że jak się nie zgodzą, to ja i tak postawię na swoim. 

Czyją twórczość dzięki swoim rodzicom poznawałaś jako pierwszą? Z jakimi wykonawcami lub piosenkami kojarzy Ci się dzieciństwo?

Dzieciństwo kojarzy mi się przede wszystkim z muzyką klasyczną, której najczęściej słuchaliśmy w domu. Kiedy jechałam z tatą do szkoły, prawie zawsze w odbiornikach towarzyszyło nam RMF Classic.
Nawet mam takie nagrania, kiedy w tle słychać "Jezioro łabędzie" Czajkowskiego, a ja biegam po pokoju i tańczę. Słuchałam oczywiście też czegoś innego, ale takie najwcześniejsze wspomnienia związane są faktycznie z klasyką. 

W marcu 2021 roku wydałaś swojego singla "Honda". Mówisz, że zawsze chciałaś tworzyć, tu cyt. "elektronikę masującą mózgi". Co kryje się pod tym pojęciem?

(Śmiech.) Kiedy słucham przede wszystkim muzyki elektronicznej, mam takie poczucie spełnienia. W elektronice najbardziej syntezatory masują mi mózg i powodują poczucie dopełnienia. Choć nie odczuwam tego przy słuchaniu każdego gatunku, to przy muzyce klasycznej mam podobnie. Chodzi mi o taki rodzaj doznania, że człowiek, który słucha danej muzyki, nie jest obojętny. Nie wiem, czy jest to kwestia beatów lub alikwotów, ale muzyka pulsuje. Szukam brzmień, które tak trochę jakby falują. To można wysłyszeć. To jest tzw. "masowaniem mózgu".

Będziemy rozmawiać o serialu "Bunt", ale bunt nie jest Ci obcy również w muzyce. Twoja ksywka sceniczna "Gono" też podobno zrodziła się z pewnego rodzaju buntu. To prawda?

Tak. Związana jest z tym zabawna historia. Dwie moje przyjaciółki, kiedy byłyśmy na wyjeździe i miałyśmy fazę na "suchary", zamieniałyśmy słowa, jak np. bluza = greenza. Jedna z nich powiedziała, by coś mi podać. Vanessa Aleksander zapytała wtedy - "Gosi, czy Gono?" Stwierdziłyśmy, że to takie wcielenie mojego imienia, w którym wszystko jest na nie. To taka ciemna strona, osoby, która przeklina, imprezuje itp. Kiedy zaczęłam używać tej ksywki, okazało się, że to faktycznie, taka moja mroczniejsza strona. 

Pytana o definicję buntu stwierdzasz, że patrzysz na bunt właśnie jako na akt niezgody na niesprawiedliwość czy wyrządzane wokół nas zło. Na co najczęściej buntujesz się w dzisiejszych czasach?

Buntuję się na brak szacunku do drugiej osoby. Buntuję się na chamstwo i brak kultury. Uważam, że każdemu należy się szacunek, rozmawiać można normalnie, nikogo nie obrażając, nawet jak z kimś się absolutnie nie zgadzamy. Denerwuje mnie też obojętność. Reagowanie i wypowiadanie się na ważne tematy jest ważne.



































fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

Czy w ramach pracy nad rolą poznawaliście prawdziwe historie tzw. "trudnej młodzieży"? Czy sama zgłębiasz ten temat? Co najbardziej Cię w nim porusza?

W jednym z wywiadów mówiłam, że jako dziecko jeździłam na obozy, które były organizowane przez jedną z Fundacji, która była zaprzyjaźniona z moimi rodzicami. Były to obozy organizowane z myślą o dzieciach z domów dziecka i dzieciach z tzw. "trudnych rodzin". 

Jako że ja też byłam wtedy dzieckiem, poznawałam ich wszystkich nie z perspektywy osoby dorosłej, ale z dziecięcego pułapu. Traktowałam ich jako swoich kolegów. Wiedziałam, że są z domu dziecka, ale traktowałam ich na równi. Oczywiście, zauważałam kilka różnic, ale były przeze mnie zupełnie inaczej postrzegane.

Kiedy trwały zdjęcia do serialu "Bunt", wracałam do tych wspomnień i próbowałam sobie przypomnieć, jak to było, jak te dzieciaki się zachowują, jakie mają charakterystyczne cechy itd.

Przy realizacji serialu starałaś się czerpać ze swoich doświadczeń?

Tak. Aktorstwo polega na tym, aby umieć sobie wyobrazić, co wydarzyłoby się, gdybym to ja znalazła się na miejscu danej postaci. 

Podchodzisz w ten sposób do postaci?

Tak. To szkoła Davida Mameta, twórcy teorii aktorstwa. W swojej książce "Prawda i fałsz" pisze na ten temat. 

Aktorstwo zawsze opiera się na czerpaniu z siebie, ale nie ze swojej egzystencji dzisiaj, bo jednak nie jestem tą postacią i wyznaczam granice, ale chodzi o to, by wiedzieć, jak zachowałabym się w podobnej sytuacji.

Z perspektywy widza, wyczuwam w Waszym serialu przesłania — że każdy jest ważny i potrzebny oraz że nie zawsze nasze losy zależą wyłącznie od nas, ale w każdej chwili możemy o siebie zawalczyć. Zgadzasz się z tymi stwierdzeniami? 

Jak najbardziej. Myślę, że największą uwagę przykuwaliśmy do tego, by swoich bohaterów bronić za wszelką cenę i pokazywać, że świat nie jest czarno-biały. Łatka trudnego nastolatka, kryje pod spodem wiele przyczyn. Dorośli widzowie na pewno mieli tego świadomość, ale nie wiem, czy młodsi widzowie zastanawiali się nad tym w ten sam sposób. Dzieciaki z trudnych rodzin nie są złe. Chcą o siebie zawalczyć, ale rzeczywistość nie zawsze im na to pozwala. 



























fot. TVN, materiały prasowe serialu "Bunt" - na zdjęciu Małgosia Majerska w roli Niny, B.R.O. oraz Maciej Kucharski jako Kajetan

Czy pod wpływem historii, którą opowiadaliście za pośrednictwem "Buntu" zdarzało się, że pisały  do Ciebie dzieciaki z podobnych ośrodków, jak ten, który pokazujecie w serialu?

Nie, jeszcze mi się nie zdarzyło, by napisał ktoś, kto jest w MOWie. Dostałam kiedyś wiadomość od wychowawczyni, która pracuje z taką młodzieżą. Pisała, że oglądała. 

Wcielałaś się w Ninę, która ponosiła konsekwencje nienawiści swojej matki do jej ojca. To, jak była traktowana zaowocowało serią różnych jej zachowań. Piła, wracała w środku nocy... Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w budowaniu tej postaci?

Kiedy wcielałam się w Ninę, nie zapominałam o jej przeszłości. Nina była jedną z najbardziej pozytywnych osób, które zamieszkiwały ośrodek. Nie była jak Jajko (w tej roli Maciej Kosiacki, przyp. red.) lub Zośka, (w tej roli Iga Górecka, przyp. red.), którzy czasem reagowali agresywnie. 

Zośka i Jajko należeli do tych postaci najbardziej zbuntowanych, a Nina była trochę inna. Jednym z najtrudniejszych dla mnie momentów było zagranie tej trudnej relacji z mamą. 

Trudna przeszłość i jej konsekwencje to jedno, ale gdzieś w tym wszystkim jest też jej ogromna miłość do muzyki. Na planie spotkałaś się m.in. z B.R.O., z którym nagrywaliście piosenkę "Bunt". Jak wspominasz te dni zdjęciowe?

Było bardzo fajnie, śmiesznie. Dla Kuby też było to czymś nowym, bo nigdy wcześniej nie grał w serialu. Kiedy kręciliśmy teledysk, byłam chora. Patrzę na te sceny i na szczęście tam tego nie widać, ale pamiętam, jak fatalnie się wtedy czułam.

Połączenie dwóch pasji, (w tym przypadku aktorstwa i muzyki) daje Ci jako wokalistce jeszcze większą satysfakcję, prawda?

Tak. Bardzo się cieszę, że w serialu "Bunt" pojawił się taki wątek, pozwalający mi połączyć aktorstwo z muzyką. Obydwoma tymi rzeczami zajmuję się na co dzień. Obydwa te nurty są dla mnie tak samo pociągające.

























fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

Co łączyło Cię z Niną, a co Was totalnie dzieliło?

Łączyła nas pasja do muzyki, ale każdą z nas ciągnęło do innego nurtu. Nina traktowała ją jako - tu użyję mocnego określenia - "wyrzyg emocjonalny", w sposób rockowy i punkowy, oparty na darciu, a ja traktuję ją jako rodzaj wypłukania ze swoich traumatycznych doświadczeń. 

Oprócz tego, że nasze historie są kompletnie różne, dzieli nas też to, że bywam od niej bardziej spokojna. 

Czy dzięki serialowi przybyło także fanów Twojej muzyki?

Nie odczułam tego jakoś bardzo, ale to też dlatego, że swoją muzykę dopiero rozkręcam. 

Do czego obecnie jest Ci bliżej? Do bycia aktorką, czy wokalistką?

To bardzo trudne pytanie. (Śmiech.)

Z czego byłoby Ci łatwiej zrezygnować?

Z niczego nie chciałabym rezygnować. Jako aktorka i wokalistka pracuję już od kilku lat i to jest jedno, ale moja muza, to osobny rozdział, który dopiero buduję.

Jest szansa, że w najbliższym czasie pojawi się jakiś Twój nowy utwór?

Jest szansa. (Śmiech.) Wydarzy się to w niedalekiej przyszłości. Nie mogę się doczekać, kiedy się ukaże. 

W jakim klimacie utwór będzie utrzymany?

Będzie to klimat elektroniczno-rapowy. Utwór będzie inny niż "Honda". Będzie można przy nim pokiwać nóżką.

Jesteś też aktywna na Instagramie. Czym lubisz się dzielić?

Jestem aktywna na Instagramie, ale są granice, których nie przekraczam. Nie mam oporów, by czymś dzielić się w sieci. Większość obserwatorów to moi znajomi. Teraz to się zmienia, ale różnica nie jest drastyczna. Followersów traktuję jak grono znajomych, których to, co robię, interesuje. 

Czego poszukujesz w sieci?

Szukam różnych rzeczy. To zaczyna się na muzyce, inspiracji. 

Czy dotykają Cię czasem ciemne strony internetu? Zmagasz się z hejtem?

Na szczęście zdarza mi się to bardzo rzadko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam przypadek typowego hejtu w internecie. Mam jednak masę koleżanek aktorek, które niestety często zmagają się z hejtem. 

Co daje Ci w dzisiejszych niełatwych czasach najwięcej radości?

Muzyka i spędzanie czasu z osobami bliskimi mojemu sercu i tenis. 

Jeśli chodzi o inne sporty, sezonowo jeżdżę konno. 

Sprecyzuj najbliższe plany.

Trwają próby do nowego spektaklu W Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, premiera odbędzie się w połowie listopada. Już nie mogę się doczekać. 

wtorek, 2 sierpnia 2022

Mikołaj Roznerski: "Aktor jest przekaźnikiem emocji"

Mikołaj Roznerski: "Aktor jest przekaźnikiem emocji"










fot. zdjęcie nadesłane

5 czerwca w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie zagrany został spektakl "Dwoje na huśtawce", który tym sposobem wrócił na afisz teatralny po trzech latach przerwy.

Na scenie pojawili się - Anna Dereszowska i Mikołaj Roznerski. Tego wieczoru był obecny również Jerzy Gudejko, reżyser spektaklu. Z Mikołajem Roznerskim rozmawiałam nie tylko o prawie premierowych emocjach i samym spektaklu, ale również o filmie "Poskromienie złośnicy".

Wraz z Anią Dereszowską "Dwoje na huśtawce" zagraliście po trzech latach przerwy. To prawie jak premiera, prawda? (Śmiech.)

Granie spektaklu po takiej przerwie, to faktycznie, prawie jak premiera. Trochę się z Anią denerwowaliśmy, ale mieliśmy ten tekst już jednak we krwi,w swoich organizmach. Okazało się, że wszystko pamiętamy i...poszło w Cieszynie. (Śmiech.) Było widać, że wiodwnię też trochę poniósł nasz spektakl, były owacje na stojąco. To jest bardzo miłe. Grałem tu już wcześniej, ale nie pamiętam, który to był spektakl.

To słodko-gorzka komedia romantyczna z tekstem, który liczy już ponad 60 lat, a jest szyty jakby na miarę. Wręcz ponadczasowy.

Zgadzam się z tym w 100%. Taka historia może przydarzyć się ludziom w każdym wieku. Mówimy o miłości, czyli o czymś naturalnym, co nas dotyczy. Opowiadamy o emocjach i o tym, jak dawać sobie z nimi radę. Poruszamy też temat samotności i poszukiwania szczęścia. To kwestie aktualne, wręcz uniwersalne.

Przez  dwie godziny serwujecie widzom sceny, jak stwierdzono w jednej z recenzji - "z nie zawsze wesołego miasteczka". Spotkałeś się już wcześniej z podobnymi opiniami?

Tak. Nie opowiadamy tu o dwojgu na huśtawce w parku, ale o huśtawce emocji. (Śmiech.) Nasz spektakl ma co prawda zabawne momenty, ale nie brakuje w nim też słodko-gorzkich chwil.

Wywoływanie w sobie tylu emocji w tak krótkim czasie musi być wymagające. Masz swoje sposoby?

Emocji nie uczymy się w Szkole Teatralnej, ale jesteśmy ich przekaźnikami. Nie wiem, jak sobie z tym radzę. Po prostu to robię.

Cieszyńska publiczność wyczekiwała tego teatralnego spotkania z Wami. W czym Twoim zdaniem, oprócz obsady i ponadczasowego tekstu, zawarty jest jeszcze sukces spektaklu?

Wydaje mi się, że to po prostu fajny spektakl, który zmusza do myślenia. To sztuka z bardzo mądrym tekstem, w której poruszane są bardzo bliskie nam wszystkim problemy. Widzowie identyfikują się z naszymi bohaterami.

"Poskromienie złośnicy", to nowa polska produkcja Netflixa, która miała swoją premierę 13 kwietnia. Długo utrzymywaliście się w czołówce najchętniej oglądanych netflixowskich produkcji nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Liczyłeś na tak duży sukces filmu?

Tak duży sukces "Poskromienia złośnicy" był dla mnie ogromnym pozytywnym zaskoczeniem. W Polsce przez krytyków nasz film został bardzo słabo przyjęty, ale przez przez świat i ludzi, którzy lubią kino rozrywkowe został bardzo dobrze przyjęty. To dla mnie najważniejsze.

Obejrzałeś "Poskromienie..."? Jak to jest - lubisz oglądać siebie na ekranie, czy należysz to tych aktorów, którzy wręcz tego nie cierpią? (Śmiech.)

Oglądanie siebie na ekranie jest bardzo trudne i przyznam, że mam czasem opory. Najtrudniejsze jest oglądanie siebie w czymś po raz pierwszy, bo wtedy aktor siebie ocenia, nic mu się nie podoba. Widzi kogoś obcego, z nie swoim zachowaniem.

Wydaje mi się, że w "Poskromienie złośnicy" zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by skonstruować bohatera według wytycznych, które otrzymałem. Poszło w świat. (Śmiech.)

Jak w kilku słowach opisałbyś Patryka, w którego się wcielasz?

To uroczy lekkoduch ze stolicy, który myśli, że jak pojedzie do Zakopanego, to je zawojuje. (Śmiech.) Zachowuje się czasami nieco głupkowato, ale moim zamiarem było skonstruowanie bohatera, który będzie lekki, przyjemny i którego będzie się po prostu lubić.

Dałeś tej postaci też coś od siebie?

(Śmiech.) Swoje oczy, swoje włosy, swoje ciało...Dużo mu dałem od siebie. (Śmiech.)

Niewątpliwie częścią składową sukcesu filmu są krajobrazy Podhala. Na materiałach zza kulis widać było, że świetnie tam się czułeś. Kiedy masz już czas dla siebie, często uciekasz w góry?

Nie. Kiedy mam chwilę wolnego czasu, spędzam go z bliskimi i uciekam wtedy daleko.

Najbliższe plany.

Mam szczęście, że gram w wielu fajnych spektaklach, które gram w całej Polsce. Trwają zdjęcia do kolejnej produkcji Netflixa. Dużo czasu spędzam też na planie "M jak miłość", gdzie kręcimy nowy sezon, na który zapraszam już od września.