Marian Dziędziel: „Każdą
rolę trzeba grać, jak rolę główną“
Przy okazji 1.
Festiwalu Organizacji Pozarządowych w Cieszynie miałam ogromną przyjemność
rozmawiać z cenionym polskim aktorem, Panem Marianem Dziędzielem.
Dzisiaj spotykamy się
przy okazji 1. Festiwalu Organizacji Pozarządowych w Cieszynie, gdzie jest Pan
gościem stowarzyszenia „Kultura na granicy“. W 2018 roku odbędzie się 20. już
edycja KNG. Pamięta Pan, kiedy i w jakich okolicznościach po raz pierwszy
usłyszał o Festiwalu?
Było to bardzo dawno, a dokładnie 20 lat temu. W związku
z tym nie pamiętam żadnych szczegółów.
Pamiętam, jak pojawił
Pan się na Festiwalu w 2016 roku, kiedy był Pan gościem po projekcji filmu
„Moje córki krowy“. Jaki jest Pana stosunek do tego rodzaju imprez? Mam wrażenie,
że takie przedsięwzięcia jednoczą ludzi i kulturę. Zgadza Pan się z tym
stwierdzeniem?
Absolutnie. Zgadzam się z tą teorią.
To spotkanie kina
polskiego, czeskiego i słowackiego. Kiedy przyjeżdża Pan do Cieszyna na
Festiwal, z perspektywy widza wybiera Pan przede wszystkim filmy polskie,
czy także produkcje „naszych sąsiadów“?
Chętnie oglądam
festiwalową ofertę kina czeskiego i słowackiego.
Który z czeskich
lub słowackich filmów wywarł na Panu największe wrażenie?
Mam problem z podaniem konkretnego tytułu, ponieważ
oglądałem bardzo wiele produkcji waszych sąsiadów. Choć mam problem
z zapamiętywaniem tytułów filmów i nazwisk ich autorów, po dłuższym
namyśle mogę wymienić film „Karamazovi“ (polski tytuł „Bracia Karamazow“) w
reżyserii Petra Zelenky.
Jest bardzo wiele
imprez filmowych o charakterze festiwalowym, ale odnoszę wrażenie, że KNG jest
wyjątkowe. W czym Pana zdaniem tkwi fenomen tej imprezy?
Fenomenem tej imprezy przede wszystkim jest to, że można
zobaczyć filmy z wszystkich trzech krajów, a repertuar jest fantastycznie
dobierany.
Jest Pan na tyle
częstym gościem w Cieszynie, że prawie automatycznie nasuwa mi się pytanie o
wyjątkowe dla Pana miejsce w tym mieście. Znajduje Pan coś takiego?
Całe miasto jest wyjątkowe, nie mam jednego ulubionego
miejsca.
Festiwale są za
każdym razem także wspaniałą okazją do spotkań z publicznością. Wspominał
Pan, że lubi takie okazje do wymienienia spostrzerzeń z widzami na temat
twórczości. Co jest dla Pana w tych spotkaniach najważniejsze?
Najważniejsze jest to, że ludzie przychodzą.
Jest takie pytanie,
które często pojawia się z ust widzów na takich spotkaniach? Może Pan też
wymienić szczególne pytanie, które przez swoją wyjątkowość zapadło Panu w
pamięć.
Pytania bardzo często się powtarzają. Te, które padają
najczęściej, dotyczą m.in początków w zaowdzie, ale także ludzie pytają o moją
współpracę z Wojciechem Smarzowskim i z innymi reżyserami.
Kiedy przygotowywałam
się do naszej rozmowy, natknęłam się na określenie Pana „mistrzem drugiego
planu“. Powiedział Pan wtedy, że aktor pierwszo, jaki i drugoplanowy musi
posiadać te same cechy. Jak zagrać więc rolę drugoplanową w ten sposób, by
została zapamiętana przez widza niczym rola główna?
Tak, jakby grało się rolę główną.
Muszę o to zapytać.
Jak to jest być ulubionym aktorem Wojciecha Smarzowskiego?
Dobrze. Nawet bardzo. (Śmiech.)
Przejdźmy do
konkretów. Rok 2017 jest dla Pana rokiem bardzo pracowitym. Do kin weszły dwa
filmy krótkometrażowe z Pana udziałem – „Spistsbergen“ oraz „My pretty
pony“ wg. Orgin. „Kucyk“ Stephena Kinga. Praca nad którym z tych krótkich
metraży była bardziej wymagająca? Pan widział już obydwa filmy? Oglądał Pan te
filmy
Nie oglądałem ani jednego, ani drugiego. Film „Kucyk“
otrzymał wiele ważnych nagród.
Warto też wspomnieć o
filmie „Gwiazdy“, biografii piłkarza Jana Banasia. Tam pojawia się Pan w roli
generała. Ten film Pan oglądał?
Tego filmu również nie widziałem.
Lubi Pan oglądać
filmy ze swoim udziałem, czy należy Pan do tej większości, która tego nie lubi?
Kiedy filmy pojawiają się na festiwalach takich, jak np.
„Kino na granicy“, wtedy je oglądam.
Analizuje Pan wtedy
to, jak zagrał którą scenę? Proszę opowiedzieć, jak to wygląda w Pana
przypadku.
W moim wypadku wygląda to bardzo śmiesznie. (Śmiech.)
Dlaczego? Ponieważ najchętniej każdą scenę obejrzałbym i przeanalizował
z osobna, ale nie ma nigdy na to czasu.
Warto też wspomnieć o
serialu „Dziewczyny ze Lwowa“. Właśnie, po dość długiej przerwie od zakończnia
pierwszej transzy pojawiła się seria druga. Jak charakteryzowałby Pan swojego
bohatera, Henryka Pućko?
To niezły cwaniak. (Śmiech.)
W czym Pana zdaniem
tkwi sukces takich seriali?
To dobrze napisany serial i ciekawie zaprezentowane losy
postaci, a do tego dobrze wyreżyserowany.
Moje ostatnie pytanie
chciałabym poświęcić filmowi „Zabawa, zabawa“, który premiery doczeka się w
2018 roku. Podobno to film wyjątkowy, traktujący o uzależnieniu alkoholowym.
Proszę opowiedzieć coś o pracy nad filmem, swojej roli i dacie premiery.
Za krótko byłem na planie, by móc mówić cokolwiek na temat
szczegółów. To historia trzech różnych kobiet, które chcą wyrwać się ze szponów
alkoholu.
Materiał archiwalny z dnia 16 lutego 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz