Łukasz Konopka o serialu "Na Wspólnej" i transplantologii [WYWIAD]
fot. Mariola Morcinková
10 maja odbył się 26. Bieg po Nowe Życie w Wiśle. Kolejny raz wybrzmiało głośne "tak" dla transplantacji. Aktor, Łukasz Konopka w perle Beskidów pojawił się po raz pierwszy, ale wcześniej startował w jednej ze stołecznych odsłon imprezy.
Rozmawialiśmy nie tylko o Biegu po Nowe Życie i emocjach, jakie w nim wywołuje, ale także o życiowym optymizmie, serialu "Na Wspólnej i reżyserowaniu.
Spotykamy się na 26. Biegu po Nowe Życie w Wiśle. Jak samopoczucie? (śmiech)
Jest dobrze. Startuję po raz drugi, pierwszy raz startowałem w Warszawie, teraz pojawiłem się w Wiśle.
No właśnie, nie jest to Pana pierwszy start w wydarzeniu promującym transplantancję i transplantologię. Jak wraca się na to wydarzenie?
Bardzo dobrze. To duże emocje. Słyszeliśmy, ile wykonano już przeszczepów, mamy też świadomość, jak ta akcja pomaga.
Spotykają się tutaj nie tylko osoby publiczne, ale też osoby po przeszczepach. To okazja do wysłuchania wielu historii. Czy usłyszał Pan w kuluarach taką, która szczególnie Pana poruszyła?
Historia każdego, kto jest po przeszczepie, jest niesamowita. Ja poznałem dwie bardzo wzruszające historie, dotyczą one dwóch członków sztafety, w której wystartowałem. Przytoczę jedną z nich. Pobiegłem z panem Markiem, który jest pięć miesięcy po przeszczepie. Zaczyna nowe życie, stawia w nim swoje pierwsze kroki. Sam start w tej imprezie był dla niego dużym wyzwaniem.
Co powiedziałby Pan tym wszystkim, którzy zastanawiają się nad podpisaniem oświadczenia woli na transplantację narządów?
Nie ma się nad czym zastanawiać. Warto podpisać takie oświadczenie i pomóc ratować ludzkie życie. Historie, które można usłyszeć w Wiśle, są tego przykładem. To przedsięwzięcie jest niesamowite. Frekwencja jest ogromna. Za każdym razem widzę nowe twarze. Wszyscy ci ludzie dostali drugą szansę.
Fajnie tak "wykorzystać" swoją popularność w szczytnym celu, prawda?
Jestem jednym procentem w tym zestawie, mogę pomóc, to jest ważne i fajne, więc jak najbardziej, fajnie tak wykorzystać popularność.
Już od pierwszych minut naszego spotkania, uśmiech i dobra energia Pana nie opuszczają. Gołym okiem widać, że jest Pan życiowym optymistą.
Nie wiem, czy jestem życiowym optymistą (śmiech), ale na życie i rzeczy, które są przede mną patrzę rzeczywiście w przychylny sposób. To chyba faktycznie pomaga.
Właśnie - czy takiego nastawienia, chociaż do pewnego stopnia, można się nauczyć?
Ojej, to trudne pytanie. (śmiech) Jeśli się zmotywujemy, myślę, że można.
Od ogółu, do szczegółu (śmiech). Od lat jest Pan związany z serialem "Na Wspólnej". Większość kojarzy Pana ze Smolnym.
Rola Smolnego to naprawdę duże wydarzenie (śmiech). Bardzo dużo rzeczy się nauczyłem, doświadczyłem. Nie mnie oceniać, jaka to postać, niech to widzowie rozstrzygną.
Nie wszyscy wiedzą, że reżyseruje Pan odcinki jako II reżyser. Kiedy uświadomił Pan sobie, że te dwie aktywności można połączyć?
To przyszło naturalnie. Wiele jest aktorów, którzy reżyserują, grając. Jak na każdej ścieżce zawodowej, to kolejna możliwość rozwoju. Kiedy się pojawia, trzeba korzystać.
Oczywiście nie trzeba, ale gdyby pojawiła się taka konieczność, łatwiej byłoby Panu zrezygnować z aktorstwa czy reżyserii?
W tym momencie wybrałbym reżyserię.
Gdyby miał Pan dotychczasową przygodę z serialem zamknąć w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?
To część mojego życia. Od początku tej przygody minęło ponad trzynaście lat. Dużo temu serialowi zawdzięczam.
Myślał Pan kiedykolwiek o odejściu z "Na Wspólnej"?
Pewnie, czasem pojawiają się takie myśli, ale po nich przychodzą same dobre rzeczy.