Przy okazji 12. Biegu po Nowe Życie w Wiśle rozmawiałam z aktorem, Marcinem Korczem, który w akcji wziął udział po raz pierwszy.
Od naszej pierwszej rozmowy minęło sporo czasu, albowiem rozmawialiśmy w 2013 roku. Jak podsumowałby Pan najważniejsze zmiany, które zaszły od tego momentu w Pana życiu zawodowym?
Trochę ciężko mi się odbić od tego pytania, nie pamiętam na jakim etapie byłem wtedy. W każdym razie, mam takie ogólne poczucie, że ta moja kariera- wiadomo- czasem szybciej, czasem trochę wolniej, ale wciąż się rozwija. Idzie to w dobrą stronę. (Śmiech.)
Gdyby miał Pan wytyczyć jeden projekt, w którym brał Pan udział na przestrzeni ostatnich lat, na co mogłoby paść?
Dużą radość w dalszym ciągu sprawia mi granie Pawła Radeckiego w serialu "O mnie się nie martw". To świetna postać, wyraźna, choć niejednoznaczna, barwna! Mogłoby się wydawać że granie przez dwa lata tego samego charakteru może zmęczyć. Na szczęście tu na wysokości zadania stają nasze scenarzystki, które co rusz zaskakują pomysłami na poprowadzenie bohatera. Rzecz jasna, pozytywnie zaskakują. To sprawia, że ta praca wciąż mnie frapuje.
Odczuwa Pan w dalszym ciągu popularność pod kątem programu "Taniec z gwiazdami"? Doszedł Pan do półfinału, a na przestrzeni odcinków pokazał ogromne umiejętności taneczne.
Zaczynam odczuwać popularność, ale wydaję mi się, że nie jest to zasługa tylko „Tańca z gwiazdami”, czy też konkretnie „Przyjaciółek”… Raczej jest to zasługa wszystkich projektów po trochu, całokształt twórczości po prostu.
Jak wspomina Pan przygodę z programem?
Był to bardzo intensywny czas. Nie spodziewałem się, że aż tak się w to zaangażuję. I to na wielu poziomach. Można powiedzieć - uzależniłem się od „TzG”. (Śmiech.) Długo zajęło mi, by wyjść z cyklu treningowego i permanentnej adrenaliny. Jeszcze parę miesięcy po programie w snach trawiłem emocje związane z tym show.
Wiele uczestników "TZG" deklaruje, że po zakończeniu przygody z programem będzie kontynuować lekcje. A jak jest w Pana przypadku? Czy Pana przygoda z tańcem zakończyła się definitywnie?
Taniec cały czas pojawia się w moim życiu. Lubię czasem potańczyć na imprezach, dla własnej przyjemności. (Śmiech.) Ale, żeby trenować dalej taniec towarzyski, co to to nie. (Śmiech.) Też po prawdzie, nie do końca mam na to czas.
Wiele uczestników "TZG" deklaruje, że po zakończeniu przygody z programem będzie kontynuować lekcje. A jak jest w Pana przypadku? Czy Pana przygoda z tańcem zakończyła się definitywnie?
Przejdźmy jednak o krok dalej. Spotykamy się przy okazji 12. Biegu po Nowe Życie w Wiśle. Startuje Pan po raz pierwszy. W jaki sposób dowiedział się Pan o akcji?
Udział w wydarzeniu planowałem od dawna, przy okazji wcześniejszych edycji, ale zawsze coś przeszkadzało. Tym razem się udało. I bardzo się z tego faktu cieszę!
Przygotował się Pan do startu w szczególny sposób?
Nie. Wszedłem w ten marsz z marszu. (Śmiech.)
Moim zdaniem udział osób publicznych w całym wydarzeniu bardzo pomaga w budowaniu tej świadomości. Zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?
Tak. Zdecydowanie. Akcja jest bardzo dobrze przemyślana. A i jeszcze lepiej zorganizowana! Pogoda dopisuje, wiec uśmiech pojawia się automatycznie w tym pięknym dniu.
"BPNŻ" nie jest pewnie jedyną akcją charytatywną, które obecnie Pan wspiera. W jakich projektach charytatywnych jeszcze Pan się udziela?
Chyba nie można tego nazwać projektem, ale współpracuję z kilkoma fundacjami działającymi na oddziałach onkologicznych. Głównie oddziałami dziecięcymi. Wspólnie z kolegami aktorami chodzimy na spotkania z maluchami, czytamy im bajki. Kubuś Puchatek rządzi!
Co jest dla Pana w pomocy potrzebującym najważniejsze?
Żyjemy dla innych. Warto pomagać.
Porozmawiajmy przez moment o filmie "Miłość jest wszystkim". W środę padł ostatni klaps na planie. Kiedy premiera?
Premierę zaplanowano na listopad.
Proszę opowiedzieć coś o swojej postaci i kulisach powstania filmu.
Zdjęcia trwały ponad dwa miesiące. Część graliśmy w Gdańsku, który jest faktycznym miejscem dziejących się wydarzeń, a część już w Warszawie. Duże przedsięwzięcie, olbrzymia ilość statystów. Wiele świetnych nazwisk aktorskich. Mnie przypadła postać Krzysztofa. Młodego człowieka, który nosi w sobie lęk przed światem i ludźmi. Z własnej inicjatywy pracuje w zakładzie pogrzebowym. Lubi tę pracę. Iiii.. więcej nie zdradzę, bo po pierwsze nie mogę, a po drugie nie chce spojlerować (Śmiech.)
Jest to postać pozytywna, czy negatywna?
To postać pozytywna. Oscylujemy wokół komedii romantyczno- świątecznej, więc ciężko doszukiwać się tu postaci negatywnych. Każdy nosi w sobie cechy jedne i drugie.
Materiał archiwalny z dnia 7 kwietnia 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz