Jacek Fedorowicz:
„Zachłannie czytałem od dziecka”
fot. zdjęcie nadesłane
Dnia 8
października w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie odbyło się
spotkanie autorskie z Jackiem Fedorowiczem. Mieliśmy okazję
porozmawiać. O książkach, gwałtownie spadającym czytelnictwie w
Polsce i czynnikach mających na to znamienny wpływ.
Nie jest łatwo
namówić Pana na
wywiad. Dziękuję za to wyróżnienie.
Dobrze Pani z oczu patrzy, stąd moja niespodziewana
przychylność. Proszę się nie śmiać. Bardzo często jestem w
sytuacji, że trzeba byłyskawicznie ocenić, czy dziennikarz jest
godny zaufania, nie zmanipuluje wypowiedzi, nie przekręci... Mnie
bardzo zależy na czytelnikach. Nie chciałbym, żeby jakieś bzdury
czytali myśląc, że to niby ja powiedziałem. Oczywiście czasem
mówię bzdury sam z siebie. Ale wtedy wiem do kogo mieć
pretensje.
Spotykamy się w
Bibliotece Miejskiej w Cieszynie. Jak samopoczucie przed rozpoczęciem
Pana spotkania autorskiego?
Jak
zwykle, to znaczy jestem napięty i lekko zdenerwowany, z powodów,
które wyłuszczyłem przed chwilą. Nie chciałbym, żeby spotkanie
wypadło głupio, albo nudno, wiem o co Pani chce spytać, czy
często mi się tak zdarza, więc chyba nie, ale niebezpieczeństwo
zawsze istnieje. Dlatego od spotkań z czytelnikami, do których
mówię, wolę spotkania z czytelnikami dla których coś
napisałem. Znaczy wolę jak mnie czytają, a nie jak mnie słuchają,
bo tylko pisząc mam szansę się skupić i bez pośpiechu przekazać
co też ja sądzę o tym czy o owym.
Wyniki czytelnictwa z roku
na rok gwałtownie spadają.
No
niestety.
Jak Pan myśli, co ma na
to największy wpływ? Można jakoś to zmienić, jakoś temu
zaradzić?
Największy
wpływ ma postęp techniczny. Po prostu. Ja jako dziecko zachłannie
czytałem (czasem przy świetle latarki pod kołdrą, bo noc była
głęboka i dorośli by nie pozwolili) i książka dawała mi to
wszystko, co dzisiejszej młodzieży daje film, telewizja, internet,
czy wreszcie telefon komórkowy. Pewnie Pani nie uwierzy, ale ja do
ósmego roku życia nie widziałem na oczy radioodbiornika i nie
byłem w kinie, mimo że mieszkałem w centrum Warszawy. Była
okupacja, radio było zakazane, a do kina nie chodziło się bo
„tylko świnie siedzą w kinie“ – piszę o tym w nowej
książce, która ukaże się za chwilę, „Mistrz Offu“ to są
moje wspomnienia z kontaktów z filmem – polecam przy
okazji. Jest tam dużo o stopniowym rozwoju „cywilizacji
obrazkowej“ w którym to rozwoju, owszem maczałem palce, być
może przyczyniając się w ten sposób do zaniku czytelnictwa. Mimo
wszystko umiejętność czytania jeszcze nie zanikła. W przyszłości
może być gorzej, jakieś nieodkryte jeszcze fale będą nam
przesyłały treści bezpośrednio do mózgu może?... Nie mniej
zawsze – wierzę – będzie spora liczba ludzi preferujących
czytanie tradycyjne.
Jest wiele inicjatyw
promujących czytanie. Jest Pan ich zwolennikiem, czy przeciwnikiem?
Zwolennikiem,
bo zawsze staram się być po stronie słabszych. Książka jest
formą mniej efektowną niż obrazki na ekranie telewizora. Więc
trzeba promować książkę. Obrazki same sobie dadzą radę bez
promowania.
Jakim jest Pan
czytelnikiem, czego poszukuje w książkach?
Trudne
pytanie, to różnie bywa. Czasem chcę sie czegoś dowiedzieć,
czasem zabawić, czasem podpatrzeć styl autora, poznać jego
sposoby na skuszenie czytelnika po to, żeby samemu spróbować tak
jak on... Ale nie zżynam! Co to, to nie.
„W zasadzie tak"
to jedna z książek, wokół
której oscylować
będzie dzisiejsze spotkanie. To najprawdziwszy, a zarazem
najśmieszniejszy przewodnik po rzeczywistości PRL-u. Na czym
skupiał się Pan podczas powstawania tej książki?
To
było pisane w tamtych czasach. Wydane w 1975 roku. Główną
zgryzotą, ale i ambicją było tak opisać tę rzeczywistość,
żeby czytelnicy nie mieli wątpliwoiści co ja myślę o PRL a
jednocześnie żeby cenzura mi nie skreśliła, no bo myślałem o
totalitaryzmie wszystko co najgorsze. To się na szczęście udało.
Czy na spotkaniach
autorskich spotkał się Pan już z opinią od osób,
które nie
pamiętają czasów
PRL-u, że dzięki Pana książce poczuły jego smak?
Smak?
Ryzykowne słowo, bo kojarzy się pozytywnie. Myślę, że jeżeli
ktoś wspomina PRL z sentymentem, to bierze sie to głównie
z prostego faktu, że 40 lat temu był młody, piękny i
zdrowy, a dziś, szkoda gadać... Ale rzeczywiście wiele do mnie
dociera opinii, że książka dobrze oddaje tamte czasy. Zdarza sie
też, że słyszę, że w wielu fragmentach ksiażka jest wciąż
aktualna. Ogromną frajdę mi to sprawia.
Idąc dalej śladami
PRL-u zapytam o to, co uważa Pan za największą wadę, a co za
największą zaletę tych czasów?
Spośród wielu wad najwidoczniejszą było zatrzymanie w rozwoju
państwa środkowoeuropejskiego średniej wielkości na
dziesięciolecia, a w końcu doprowadzenie go do bankructwa. Ta jedna
wada wystarczy, żeby nie wyliczać zalet, bo zabrzmiałyby śmiesznie
Drugą książką
wokół której
oscyluje Pana spotkanie autorskie w Cieszynie jest "Chamo
Sapiens". Jak rozszyfrowałby, wytłumaczył Pan ten tytuł? Co
ze sobą niesie?
To
tytuł jednego z monologów, który posłużył jako tytuł
całego zbioru. Ten akurat traktował o powstaniu nowego gatunku
CHAMO SAPIENS, który powoli wypiera HOMO SAPIENS. Zjawisko
powszechne, w Polsce szczególnie widoczne. Jak jest z tym w
Czechach, niestety nie miałem okazji zaobserwować, ale może
kiedyś się się uda.
Proszę opowiedzieć
o kulisach powstania tej książki.To zbiór
dialogów,
monologów.
Właśnie!
I dlatego powiem Pani – zdradzając kulisy – długo się broniłem
przed wydaniem jej. Powodem była moja megalomania. Uważałem, że
dialogi, monologi, czyli kawałki pisane specjalnie nie do czytania,
tylko do mówienia z sceny, wydrukowane w formie do czytania, a
więc pozbawione mojej intpretacji, będą nieśmieszne. Ale w końcu
mnie przekonano, że wcale nie jestem taki znów rewelacyjny jako
aktor, żeby od tego uzależniać wydanie tekstów w formie
książkowej, więc sie w końcu zgodziłem. Dialogów tam jest
akurat niewiele, ale za to ogromnie dużo własnoręcznych
ilustracji (jestem z zawodu rysownikiem-karykaturzystą) i
przede wszystkim monologi.
fot. zdjęcie nadesłane
Ma Pan wśród
nich swój
ulubiony?
W
monologach najlepiej się zawsze czułem przypominając postać
z audycji radiowej niegdyś nieprzytomnie popularnej, „60
minut na godzinę“, a mianowicie „Kolegę kierownika“. Tak
więc na pewno najbardziej lubię monolog mówiony głosem tej
postaci.
Czego dotyczy?
Wszystkiego,
na czym kolega kierownik zupełnie się nie zna, ale dlatego
wygłasza o tym długie tyrady. To zresztą charakterystyczne dla
kolegów kierowników w realu. Tępy, ale posłuszny partii i jak
długo będzie posłuszny, tak długo będzie kierownikiem. Wciąż
awansując.
Do jakich
czytelników
skierowana jest ta książka?
Głównie
do tych, co szukają rozrywki. Miałem różne zbiory tekstów,
niektóre miały ambicje publicystyczne, ta jest zdecydowanie „do
śmichu“
Najbliższe plany?
Ponieważ
„Chamo sapiens“ był zbiorem monologów z całego życia
(zadebiutowałem na scenie w grudniu 1954 roku, więc książka
zawiera też i teksty prehistoryczne) „W zasadzie tak“ było o
PRL, a „Mistrz Offu“ to znów wspomnienia z przeszłości,
postanowiłem, że absolutnie najwyższy czas zabrać się za dzień
dzisiejszy. Żyjemy w czasach coraz ciekawszych niestety. Obawiam
sie, że tematów nie zabraknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz