poniedziałek, 8 maja 2023

Jacek Kałucki o książce „Sekrety zza kulis“ [WYWIAD]

 Jacek Kałucki o książce „Sekrety zza kulis“ [WYWIAD]













fot. zdjęcie nadesłane

Z Panem Jackiem spotkałam się podczas mojego pobytu w Warszawie. Rozmawialiśmy przede wszystkim o książce „Sekrety zza kulis“, wydanej przez Wydawnictwo Moc Media. Jacek Kałucki odniósł się do kilku zamieszczonych w książce anegdot, ale opowiedział też te, związane z jego rolą w serialu „Barwy szczęścia“, w którym od 2007 roku gra Krzysztofa Jaworskiego, który jak sam przyznaje, jest postacią nieco kontrowersyjną.

Aktor teatralny, filmowy i dubbingowy, reżyser, felietonista, kabareciarz oraz autor tekstów i sztuk teatralnych, ale w chwili obecnej, przede wszystkim autor książki "Sekrety zza kulis" wydanej przez Wydawnictwo Moc Media. Stwierdził Pan ostatnio, że na debiut nigdy nie jest za późno.

Oczywiście, że tak. Jak to powiedział Dan Brown w „Cyfrowej twierdzy“; „Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu“ i to jest prawda. Wydaje mi się, że bardzo wiele rzeczy dzieje się za sprawą przypadku. Ja wierzę w przypadki.

Czy chce Pan zatem powiedzieć, że wydanie „Sekretów zza kulis“ jest formą pewnego rodzaju przypadku?

Poniekąd. Nie było tak, że od dłuższego czasu ślęczałem pod lipą i marzyłem, by napisać książkę. Wprawdzie coś mnie kusiło, coś mi się kołatało w głowie oraz wiele osób mnie do tego namawiało…

Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że do napisania i wydania "Sekretów zza kulis" przyczyniły się namowy koleżeństwa. Ale gdyby miał Pan wskazać jedną osobę, która podczas całego procesu twórczego była dla Pana największym wsparciem, to kogo mógłby Pan wskazać?

Macieja Wojtyszkę, który jest dla mnie autorytetem. Jest doskonałym dramaturgiem, reżyserem, a przede wszystkim wspaniałym człowiekiem. Miałem przyjemność zagrać w dwóch serialach w jego reżyserii: “Pensjonat Pod Różą” i “Doręczyciel” oraz filmie fabularnym „Ogród Luizy“, który jest nie tylko piękny, ale także i mądry. Reżyserował także moją jednoaktówkę „Za lepsze czasy” w której grałem z Markiem Siudymem.

Kiedy książka była już gotowa, postawiłem jeden warunek. Mianowicie, aby przedmowę do niej napisał właśnie Maciej. Nie chciałem, aby moje pisanie składało się z różnych anegdot ułożonych „od sasa do lasa“, jakich już kilka wydano wcześniej. Znalazłem pomysł, ale nikomu o nim nie mówiłem. Pomyślałem sobie, że kiedy wyślę tekst Maćkowi, to on prawdopodobnie moją koncepcję zauważy. Pomysł co prawda nie był odkrywczy, ale prosty i jak najczęściej bywa najlepszy. Po kilku dniach przysłał mi przedmowę, notabene tą samą która obecnie znajduje się w książce...















fot. zdjęcie nadesłane

A gdyby Pana koncepcja nie została zauważona przez Macieja Wojtyszkę, książka mogłaby nie ujrzeć światła dziennego?

Być może… ale na pewno nie w tej formie. Jest tam jedno zdanie, które ucieszyło mnie najbardziej i było właśnie moim tajnym kluczem: “Jacek snuje wspomnienia, które zamieniają się w anegdoty, i opowiada anegdoty, które są wspomnieniami”. Pamiętam, że był to moment, w którym wiedziałem, że książkę oddam do druku, gdyż mój zamysł był czytelny.

Nie jest to biografia i nie jet to książka o mnie. Wprawdzie kilka zakulisowych epizodów ze swojego życia przemyciłem, ale głównymi bohaterami są Wielcy naszej kultury, których miałem zaszczyt poznać a z niektórymi nawet pracować. Zachowałem w niej jedynie chronologię moich przygód i zdarzeń począwszy od lat najmłodszych.

Gdyby nie pandemia, książka mogłaby nie powstać?

To prawda. Ale zacznę od początku… Nie byłem fanem Facebooka. Jestem tak skonstruowany, że szanuję swoją, ale też czyjąś prywatność. Nie należę do ludzi wścibskich, ale zarazem jestem postrzegany (i słusznie) jako człek towarzyski. I nagle wybuchła pandemia. Byliśmy odcięci od świata do tego stopnia, że nie było można wejść nawet do lasu – o teatrach, kinach, pubach czy restauracjach nie wspomnę. Było mi z tym źle, czułem się jakbym był zamknięty w klatce! Wtedy moja córka przekonała mnie do założenia profilu na portalu społecznościowym, aby w jakiś sposób być w stałym kontakcie z przyjaciółmi, znajomymi i mimo wszystko uczestniczyć w różnych wydarzeniach. Na Facebooku pojawiały się wspominki o ludziach, których znałem i bardzo ceniłem. Ukazywało się to przy konkretnych okazjach, takich jak np. premiery, daty urodzin czy zgonów, różnych rocznic… I tu stwierdziłem, że ja również mam takie wspomnienia. Chciałem je ocalić od zapomnienia. By tak się stało, napisałem najpierw jedną opowiastkę i drżącą ręką kliknąłem – Enter. Potem kolejną... i stała się rzecz dla mnie zaskakująca! Miałem mnóstwo polubień, komentarzy, wiadomości i telefonów od przyjaciół, którzy namawiali mnie, żebym pisał następne. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka, Adrianna Godlewska-Młynarska i kategorycznie zakomunikowała, że muszę siąść na tyłku i to wszystko złożyć w jakąś większą całość.

Wszystkie wydarzenia, anegdoty, a nawet dialogi, które znalazły się w książce, spisane są z zegarmistrzowską wręcz precyzją. Skoro nie prowadził Pan nigdy żadnego pamiętnika, ani nie przyczepiał nigdzie kolorowych fiszek z hasłami, to jak Pan tego dokonał?

Wielu ludzi mnie o to pyta. Kiedyś robiłem sobie podśmiechujki z mojego teścia. Śmiałem się, że nie pamiętał, co jadł wczoraj na obiad, a pamiętał, co działo się pięćdziesiąt lat temu – z detalami! Powiedział mi wtedy, że dożyję takiego wieku, kiedy będę miał podobnie. Miał rację.

Oczywiście, by być uczciwym, przy niektórych zdarzeniach musiałem podeprzeć się źródłami. Tak było np. w przypadku obsady niektórych filmów, czy w kompletowaniu listy wykonawców koncertu np. w Opolu.

Oczywistym jest, że przedstawione w książce dialogi nie są 1:1. Ale puenta dialogu jest taka, jaka była w oryginale. Zachowałem charakterystyczne zwroty jak np. „rozumiesz mnie“ Zdzisława Maklakiewicza, czy pewne wulgaryzmy, które w ustach Jana Himilsbacha musiały się pojawić. Pomijając Janka, poznałem jeszcze dwie takie osoby – Kalinę Jędrusik i Witolda Grucę, którzy używali przekleństw nie rażąc uszu słuchacza. Były one barwnym i adekwatnym dopełnieniem tego, co opowiadali.

Kiedy Pan czytał anegdoty napisane przez innych, często znajdował Pan w nich liczne przekłamania. Łatwo przekroczyć tę granicę, w której opowiedziana anegdota przestaje nią być i zaczyna być konfabulacją?

Istotnie, to mnie drażniło. Kiedyś usłyszałem anegdotę, najprawdopodobniej o sobie. Była ona już tak zniekształcona i udziwniona, że nie mogłem tego słuchać. Wypaczała sens oraz zupełnie w innym świetle pokazywała uczestników zdarzenia. Takie sytuacje sprowokowały mnie do tego, by opowiedzieć tylko te historie, w których sam uczestniczyłem lub słyszałem je od głównego bohatera.

Wśród wielu innych historii, przytoczył Pan anegdotę, która dotyczyła nieodżałowanej Ireny Kwiatkowskiej. Choć początki Państwa znajomości nie należały do łatwych, lody w pewnym momencie zostały przełamane. Proszę opowiedzieć coś więcej.

















fot. okładka książki "Sekrety zza kulis"

Pani Irenka, to była moja miłość. Pracowałem z nią w Teatrze Nowym i graliśmy razem w kilku sztukach. Najbardziej jednak zżyliśmy się podczas realizacji komedii „Ogłoszenie matrymonialne”. Sztuka grana była w teatrze a później jeździliśmy z nią po całej Polsce. Kwiatkowska była cudowną kobietą i wielką artystką. W ogóle książka miała mieć tytuł; „Zejdź mi z ócz!“, czyli tak, jak nazwany jest jeden z rozdziałów, w którym opisuję pewną historię związaną z Panią Ireną właśnie. W momencie, kiedy to zdarzenie miało miejsce (nie chcę go ujawniać, bo opis jest w książce), modliłem się do Boga, by ziemia się rozstąpiła i bym się pod nią zapadł, ale najczęściej w takich sytuacjach, ziemia nie chce się rozstąpić – cholera!

Zdradźmy trochę więcej szczegółów odnośnie procesu wydania i tytułu książki.

Dzięki Facebookowi w czasie pandemii zawarłem znajomość z Sylwią Chrabałowską. Przysłała mi zaproszenie do grona znajomych. Sprawdziłem jej profil i doczytałem, że jest założycielką Wydawnictwa Moc Media. Napisałem do niej, że być może będę miał pewną propozycję. Przyznałem, że napisałem książkę, którą chcę wydać i wysłałem jej tekst. Po kilku dniach krótko mi odpowiedziała: “Wchodzę w to!” Spotkaliśmy się na kawie, omówiliśmy szczegóły i tak właśnie doszło do współpracy z Wydawnictwem Moc Media.

W oryginale książka miała nosić tytuł „Najciekawsze są kulisy“. Felietony, które pisałem do kwartalnika dla Sceny Polskiej w Holandii, tak właśnie się nazywały.

Kiedy ukończyłem ją, odbyło się zebranie z udziałem grafików, na którym debatowaliśmy, jak wyraz „najciekawsze“ umieścić na okładce. Nijak to słowo się nie mieściło i burzyło konstrukcję projektu. Sylwia - szefowa wspomnianego Wydawnictwa zaproponowała, by ten tytuł zmienić. Stwierdziłem, że jeśli znajdzie synonim korespondujący z treścią książki, będę za. Rozpisaliśmy konkurs. Każdy, włącznie ze mną, spisał swoje propozycje. Finalnie zostały trzy tytuły, wśród nich „Sekrety zza kulis“. Było głosowanie, w którym ja się od głosu wstrzymałem, ale głosami bodajże 4:1 wygrały właśnie „Sekrety…“.

Przygód, anegdot i opowieści było tyle, że nie sposób powiedzieć coś o każdej, ale gdyby miał Pan wybrać swoją ulubioną historię ze wszystkich opublikowanych, na którą mogłoby paść? Czy można tak to w ogóle rozgraniczyć?

Trudne pytanie, bo to wszystko “moje dzieci”. Ale najbardziej chyba lubię anegdotę z Panią Ireną Kwiatkowską w roli głównej i z tym jej charakterystycznym: „Zejdź mi z ócz!“.

Od 2007 roku w serialu "Barwy szczęścia" wciela się Pan w Krzysztofa Jaworskiego, który jest postacią dość kontrowersyjną. „Krzysztof” również bywa często bohaterem wielu anegdot i zabawnych historii. Czy ma Pan wśród nich swoją ulubioną? Czego dotyczy?

Nieprawdopodobne jest to, jak ludzie utożsamiają postać graną przez aktora z jego życiem prywatnym. Niestety są tacy, którzy odbierają mnie nie jako Jacka Kałuckiego, ale Krzysztofa Jaworskiego. W prawdzie do tego jestem trochę przyzwyczajony, gdyż wiele lat temu kreowałem w popularnym programie dla dzieci postać „Docenta Doświadczalskiego”. Wtedy byłem rozpoznawalny – głównie przez dzieciarnie, jako „docent”, „Doświadczalski” a czasem nawet... „Kulfon”!

Ale wróćmy do „Barw...” Kiedyś na skwerze zobaczyłem wiekową panią, która szła na spacer z pieskiem. Przechodziła koło mnie i…splunęła, dodatkowo pytając, czy mi nie wstyd?! Przyszedłem do domu i opowiedziałem żonie o całej sytuacji. Włączyłem telewizor, bo leciała akurat powtórka „Barw szczęścia“ i okazało się, że we wczorajszej emisji był odcinek, w którym Dominika (w tej roli Karolina Chapko, przyp. red.), grała rolę „ekskluzywnej panienki do towarzystwa”. Chciała jak najszybciej uzbierać pieniądze na operację ojca. Jaworski odkrywszy ów proceder, postanowił to wykorzystać.

No i wszystko się wyjaśniło!

Grający przez wiele lat w "Na dobre i na złe" Artur Żmijewski, był wielokrotnie pytany przez osoby spotkane w różnych sytuacjach o to, dlaczego nie udziela pomocy ludziom poszkodowanym w wypadkach.

To autentyk. Podobnie miała Małgosia Foremniak. Niesamowite jest to, że są ludzie, którzy naprawdę wierzą, że np. Andrzej Grabowski mieszka we Wrocławiu na Ćwiartki ¾ i pije na okrągło Mocnego Fulla niczym Ferdek Kiepski.

Uważam, że jeśli ktoś nie rozróżnia rzeczywistości od fikcji, to jest to bardzo niebezpieczna przypadłość, kwalifikująca się raczej do leczenia.

Tak więc już wiemy, że Panu też zdarzają się sytuacje, w których mylony jest z graną przez siebie postacią.

Powiem szczerze, że ostatnio często mi się to zdarza. Na szczęście Jaworski przechodzi obecnie pozytywną metamorfozę. Ludzie przeważnie fajnie reagują.

Czy będzie druga część „Sekretów“?

Z tym samym pytaniem zadzwonił do mnie Piotr Fronczewski i powiedziałem mu, że „Sekrety 2“ będą, kiedy zostanie nakręcony „Rambo 62“. Ale mówiąc poważnie nie będę się zarzekał. Kiedy napisałem pierwszą jednoaktówkę „Jakoś to będzie”, myślałem że to była tylko jednorazowa, literacka przygoda. A później – głównie za sprawą widzów, pojawiła się kontynuacja i powstały kolejne dramaty: „Będzie tylko lepiej”, „Za lepsze czasy” i leżąca szufladzie... czwarta.

I tym pozytywnym akcentem zapraszając do lektury mojej książki „Sekrety za kulis”, zakończmy to miłe spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz