Stanisław Banasiuk (nie tylko) o teatrze [WYWIAD]
fot. z archiwum prywatnego Stanisława Banasiuka / Instagram /
Aktor Stanisław Banasiuk do Cieszyna na przestrzeni kilku tygodni zawitał już po raz drugi. Powodem obydwu wizyt były oczywiście spektakle, które zagrał w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie.
Opowiedział o tym, jakie cechy charakteru łączą go z jego synem, Mateuszem, ale też o spektaklach w których gra, filmie „Dalej jazda“ i czytaniu dzieciom.
W jednym z wywiadów, Pana syn, Mateusz, powiedział, że zazdrości Panu optymizmu i pogody ducha. Jednak już wtedy przekonałam się, że to u Was rodzinne. Jakie inne cechy łączą Pana z synem?
Łączy nas ambicja i konsekwencja, a na tle zawodowym dochodzi do tego także dyscyplina, determinacja i dążenie do celu.
Bacznie śledzę media społecznościowe obu Panów i bardzo podoba mi się to, jak bardzo jesteście wobec siebie wspierający. Gołym okiem widać, że szczerze sobie kibicujecie.
Tak, to prawda. Konsultujemy też nasze decyzje. Ostatnio syn podesłał mi swój najnowszy scenariusz. Nasza wymiana zdań jest szczera i prawdziwa.
Pamięta Pan moment, w którym pierwszy raz spotkaliście się na jednej scenie, w jednym projekcie?
Pamiętam. Tych spotkań było tak sporo, że to się już zaciera. (śmiech) Spotkaliśmy się w teatrze, przy „Zaklętych rewirach“. To był największy sukces Mateusza, który odniósł zaraz po szkole. Za główną rolę Romka w sztuce Henryka Worcella, w reż. Adama Sajnuka, został nagrodzony „Feliksem Warszawskim".
To przedstawienie było grane z powodzeniem przez wiele lat w stołecznym teatrze WARSawy. Chodziłem na to przedstawienie wielokrotnie, bo było moim ulubionym. W pewnym momencie zaistniała potrzeba, bym wszedł w jedną z ról, więc z przyjemnością podjąłem to wyzwanie. Graliśmy to przez dłuższy czas, potem jeszcze nastąpiła rejestracja telewizyjna i pożegnanie z tytułem.
Jak o swoją pozytywną stronę, o której wspominaliśmy na początku, dba Pan na co dzień?
Trzeba być pogodzonym ze sobą, mieć dla siebie zadania, wyznaczać sobie cele, jednak muszą być one takie, by nie przekraczały możliwości i potencjału. Marzenia są dobre, ale ważne jest, by trzymać się w pewnych ryzach i wiedzieć, co jest możliwe, a co nie. Niestety, aktor w swoim życiu zawodowym sprawuje pewną rolę, jak tancerka, która czeka, aż kawaler poprosi ją do tańca. (śmiech) Aktor przeważnie też jest do wzięcia i czeka na propozycje reżysera, dyrektora teatru czy producenta filmowego.
Gołym okiem widać, że jest Pan także osobą umiejącą cieszyć się z małych rzeczy. Co ucieszyło Pana ostatnio?
Ucieszył mnie przyjazd do Cieszyna. Byłem tutaj miesiąc temu, ze spektaklem „Komedia odlotowa, czyli lumbago" w reżyserii Olafa Lubaszenko. Przyjęcie sztuki przez widzów było znakomite, pogoda była zdecydowanie lepsza. (śmiech) Nie można pominąć tej słynnej, przepięknej loży z „Ziemi obiecanej". Teatr robi ogromne wrażenie.
Jak wraca się w te strony?
Mamy ten komfort, że przyjeżdżamy busem. Na trasę zawsze zabieram jakąś lekturę.
Co czytał Pan w drodze do Cieszyna?
Czytałem scenariusz pewnej sztuki, ale więcej nie zdradzę.
W tutejszym teatrze zagrany zostanie spektakl „Alibi od zaraz". W tym spektaklu przekonujemy się, że przyłapany na zdradzie mąż potrafi wznieść się na wyżyny kreatywności. Jaka jest Pana rola w tym wszystkim?
To dość zamożny pan, przedsiębiorca, który największe sukcesy finansowe ma za sobą. Teraz cieszy się życiem, ale ma problem z synem, więc dokręca mu śrubę. Nie brakuje mu także problemów z ukochaną żoną, która lubi czasem zaglądnąć do kieliszka. Razem przychodzą na kolację do pewnych państwa, którzy skrywają jakąś tajemnicę, ale podczas kolacji przed naszymi bohaterami muszą odegrać wzorową rodzinę.
Dlaczego warto zobaczyć "Alibi od zaraz"?
Ostatnio jest dość spore zapotrzebowanie na przedstawienia, które powodują uśmiech. Ludzie są zmęczeni sytuacją zewnętrzną, polityczną i globalną. W teatrze szukają wytchnienia. Można go znaleźć, przychodząc do teatru na nasz spektakl.
Komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do grania?
Spowodowanie uśmiechu i sprawienie, by ludzie zdystansowali się do swoich problemów, jest rodzajem wyzwania.
W Teatrze Capitol występuje Pan także w spektaklach "Projekt Tuwim" i "Brzechwa 2020", które przeznaczone są dla najmłodszych widzów. Uważa Pan, że spektakl, dzięki swojej ciekawej i nieco zabawnej formule, pomaga dzieciom poznać twórczość i postać Juliana Tuwima?
Chodzi przede wszystkim o to, by poszerzać u młodzieży zainteresowania literaturą. Uważam, że bez tego nie ma edukacji. Brzechwę i Tuwima treba mieć blisko łóżka i czytać dzieciom.
Pan czyta wiersze Tuwima i Brzechwy wnukom?
Czytam, z wielką radością! Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy proszą, żebym im poczytał. Z wnukami chodzę też do teatru. Zawsze, kiedy są w Warszawie, idziemy na jakiś spektakl. Znają wszystkie pozycje dla najmłodszych widzów i uwielbiają być w teatrze. Edukacja teatralna, która polega na obcowaniu ze sztuką od najmłodszych lat, jest bardzo ważna.
Dzieci są najtrudniejszą i najbardziej wymagającą widownią?
Oj, tak. Są widownią szczerą i prawdziwą. Dzieciaki trzeba zainteresować tym, co się dzieje na scenie.
Gra Pan w tylu spektaklach, że niemal z automatu nasuwa mi się pytanie, czym jest dla Pana teatr?
Można tak powiedzieć, że teatr jest moim drugim życiem. Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy mogę grać. W minionym tygodniu miałem aż trzy premiery teatralne.
3 stycznia do kin w całej Polsce trafi niezwykle poruszający film "Dalej jazda". Co spowodowało, że zdecydował Pan przyjąć rolę w tym filmie?
Oj, aktor jest szczęśliwy, kiedy proponują mu rolę. (śmiech) W filmie "Dalej jazda", wspaniałego reżysera Mariusza Kuczewskiego, w którego dorobku znaleźć można takie filmy, jak chociażby „Nie cudzołóż i nie kradnij“ oraz "Listy do M. Pożegnania i powroty", zagrałem epizod lekarza. Film już w kinach.