piątek, 10 listopada 2017

Agnieszka Wielgosz: „Dorosłam, żeby wreszcie zrobić coś swojego"

Agnieszka Wielgosz: „Dorosłam, żeby wreszcie zrobić coś swojego" 



















Agnieszka Wielgosz – aktorka, założycielka Fundacji „Art a la Carte“, rozmawia ze mną o tym, jak długo dojrzewała do podjęcia decyzji o założeniu wspomnianej Fundacji, ale także o spektaklach, w których gra i marce odzieżowej – UFUFU.

Zacznijmy od tego, że założyła Pani ostatnio Fundację produkującą spektakle teatralne. Skąd pomysł? 

Pomysł na Fundację dojrzewał we mnie już od kilku lat. Od ponad 10 lat współpracuję z fundacją Marka Frąckowiaka, "Aurea Porta", zrobiliśmy kilka spektakli, biorę udział również corocznie w festiwalu poświęconym Bogusławowi Schaefferowi, obserwowałam wzloty i trudne chwile fundacji Marka, na własnej skórze przekonałam się jak ciężko jest zrobić coś samemu, w dodatku, kiedy jest to jeszcze coś bardzo ambitnego! Nie zniechęciło mnie to jednak, a Markowi i Krysi Gierłowskiej, naszej producentce bardzo dziękuję za tę fantastyczną lekcję! Myślę, że dorosłam już, żeby spróbować swoich sił samodzielnie i zrobić wreszcie coś po swojemu, obsadzić się w wymarzonej roli, być swoim szefem :) Jak nie wyjdzie, pretensje będę mieć do siebie, nie chcę biernie czekać na telefon z propozycjami. 

Gdzie znajduje się siedziba Fundacji? 

Siedziba mojej fundacji „Art a la Carte“ może być w każdym miejscu gdzie da się zrobić teatr, formalnie jest tam gdzie jestem zameldowana. 

Co jest głównym celem tej inicjtatywy? 

Głównym celem jest produkowanie spektakli teatralnych, w których oczywiście będę grać, jeśli sił i hojności sponsorów wystarczy, nie wykluczam też wspierania młodych i nieodkrytych jeszcze twórców. Pomysłów mam mnóstwo, nie z wszystkim idzie jednak tak szybko, jak bym chciała.

Czy nie jest Pani obecnie trudno pogodzić wszystkich zajęć zawodowych? 

Aż tak dużo tych zajęć nie mam, może czasami brakuje mi czasu dla samej siebie, bo priorytetem są oczywiście moje dzieci. 

Do czego jest Pani bliżej, do Teatru, czy Telewizji? 

Każdy aktor z krwi i kości potrzebuje realizować się na różnych polach, zarówno w teatrze, telewizji jak i w kinie, to są kompletnie różne rodzaje naszej aktywności zawodowej, ale do spełnienia artystycznego wszystkie są niezbędne. Najbardziej tęsknię jednak za teatrem w sensie miejsca i zespołu ludzi, od kilku dobrych lat nie jestem już na etacie w Bagateli i trochę mi chyba tego brakuje. 

Gra Pani obecnie w kilku spektaklach – m.in „Ósmy cud świata“, czy „Wieczór Panieński“. Która z tych ról podoba się Pani bardziej? 


Ania z „Ósmego Cudu“ to kobieta dystyngowana, elegancka i spełniona, musiała się tylko rozwieść, żeby się dowiedzieć, że miłością jej życia jest jej mąż, Kaśka z „Wieczoru Panieńskiego“ to wrażliwa zagubiona dziewczyna, która tej miłości desperacko szuka, upija się raz w tygodniu do nieprzytomności, żeby poczuć się jak "królowa balu", obie skrajnie różne, obie ciekawe, w każdej z nich jest dużo ze mnie. 

Do spektaklu „Ósmy cud świata“, w którym gra Pani z Maciejem Wilewskim, odbywają się także próby taneczne pod czujnym okiem Agnieszki Kaczorowskiej. Lubi Pani tańczyć? Jakie wskazówki najczęściej dostaje Pani od Agnieszki?

Agnieszka Kaczorowska jest autorką choreografii do „Ósmego Cudu“, praca z nią była bardzo sympatycznym, inspirującym doświadczeniem. Agnieszka jest nie tylko świetną tancerką, ale też wspaniałym nauczycielem tańca, poza tym naprawdę wie czego chce i jest świadoma swoich walorów i umiejętności, co rzadkie w tak młodym wieku. Ja, kiedy miałam tyle lat co ona bujałam jeszcze w obłokach i wydawało mi się, że na wszystko mam jeszcze czas, a tu prawie 20 lat przeleciało nie wiadomo kiedy, (Śmiech.) Z tańcem problemów specjalnych nie miałam, bo jestem po Szkole Baletowej, ale Agnieszka była bardzo wymagająca i fuszerki nie uznawała.

Wyobraża Pani sobie sytuację, w której zrezygnowałaby Pani z Teatru dla Telewizji, albo odwrotnie? Czy wyobraża Pani sobie taką sytuację? 


Na pewno nigdy nie zrezygnuję z Teatru dla Telewizji, odwrotnie byłabym w stanie gdybym tylko mogła z pracy w Teatrze utrzymać siebie i dzieci. Widzom seriali telewizyjnych dała się Pani poznać jako energiczna Malwina Florek, której zawsze wszędzie jest pełno i ma milion pomysłów na minutę. Jednak, w komentarzu, pod jednym ze swoich wpisów na Pani oficjalnym profilu na facebooku napisała Pani ostatnio, że nie można całe życie być Malwiną. 

Czy można z tego wnioskować, że kiedyś już myślała Pani o odejściu z serialu, bądź o przerwie w graniu swojej postaci? 

Nie planuję odejścia z „PM“, bo nie absorbuje mnie to aż tak czasowo, natomiast chciałabym zmierzyć się również z innym materiałem, a niestety u nas, aktora grającego kilka lat w jednym serialu wkłada się do szuflady tak, jakby nie umiał zagrać niczego innego, jakby nie można było go inaczej ubrać, uczesać, przefarbować włosów. Na mojej szufladzie ktoś napisał: „bardzo charakterystyczna“. A ze mnie bardzo łatwo można zrobić też szarą myszę. Poza planem „PM“ nie wyglądam jak Malwina, nie mówię jak ona, mogę być kimś zupełnie innym! 

Malwina to postać, tak, jak Pani wspomniała, bardzo charakterystyczna. Ale konkretnie, co ma takiego w sobie, że przyciąga tak uwagę widza? 

Malwina przyciąga uwagę widza, przede wszystkim swoją kontrowersyjnością, jedni ją uwielbiają, inni nienawidzą, ale nikt nie pozostaje wobec niej obojętny. Ja uwielbiam ją grać, choć czasami tak mnie wkurza, że mam ochotę dać jej porządne lanie, charakterologicznie jest kompletnie inna niż ja, zazdroszczę jej przebojowości i tupetu… Kończy się małymi krokami sezon serialowy, wakacje blisko. 

Może Pani zdradzić coś na temat nowego sezonu „PM“, który rozpocznie się już we wrześniu? 

Nowy sezon „PM“ od września, ale my już od czerwca pracujemy pełną parą, mogę zdradzić jedynie, że mamy nowych scenarzystów, pojawią się nowe postacie, będzie się działo :). 

Jakie ma Pani plany na wakacje? Czy uda się Pani odpocząć choć trochę, czy jednak będzie to dla Pani pracowity czas? 

Pewnie wyjadę gdzieś na chwilkę, jakieś last minute z córką i to tyle. Mam rewolucję w życiu, a moja Fundacja przygotowuje się do pierwszego poważnego projektu, wakacje muszą zaczekać. 

Rozmawiając przez moment o stylu, ostatnio została Pani ambasadorką marki odzieżowej - UFUFU. Co najbardziej się Pani podoba w tych sukienkach? To, że są tak kolorowe, czy zupełnie coś innego?

Od czerwca jestem ambasadorką marki UFUFU i w ich sukienkach będzie mnie można oglądać na różnych galach, może wreszcie ktoś napisze, że dobrze się ubrałam :) Lubię też sukienki młodego projektanta Maćka Domańskiego. 

I pytanie na koniec – na co postawi Pani (po stronie ubrań) tego lata? Ma już Pani jakiś typ?

Nie uważam się za autorytet w kwestiach mody, nie aspiruję też do miana ikony stylu, prawdę mówiąc nudzi mnie to, na życie ubieram się w dżinsy i trampki i dobrze mi z tym :)

Materiał archiwalny z dnia 25 lipca 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz