niedziela, 12 listopada 2017

Małgorzata Zajączkowska: „Rola w Walpurgi była wyzwaniem“

Małgorzata Zajączkowska: „Rola w Walpurgi była wyzwaniem“ 

























W ramach XVIII Festiwalu Kino na Granicy w Czeskim Cieszynie w kawiarni NOIVA/AVION odbyło się spotkanie autorskie Łukasza Maciejewskiego, autora książki „Aktorki. Portrety.“ Z gościnnym udziałem Jolanty Fraszyńskiej i Małgorzaty Zajączkowskiej. Miałam przyjemność rozmawiać z Małgorzatą Zajączkowską po spotkaniu. 

Spotykamy się dzisiaj w Cieszynie na Festiwalu KNG przy okazji spotkania autorskiego książki Łukasza Maciejewskiego „Aktorki. Portrety“. W jakich okolicznościach poznała Pani Łukasza? 

Poznaliśmy się kiedyś podczas pewnej premiery filmowej, ale nie pamiętam konkretnego tytułu. Oprócz tego działamy w jednym środowisku, więc mamy wspólnych znajomych i tak to się zaczęło. Mówi się, że rozmów Łukasza Maciejewskiego nie daje się nazwać „wywiadami“, są luźne, świetnie przygotowane, przemyślane a zarazem spontaniczne. 

Co najbardziej podobało się Pani we współpracy z Łukaszem? 

Podobało mi się to, że miałam absolutną swobodę mówienia o czym i jak chcę. Nie wywierał na mnie żadnej presji, nie przyszedł na rozmowę z utartą tezą, ale z ciekawością osoby, którą przychodzi zobaczyć. 

Umie Pani przytoczyć swój ulubiony fragment rozmowy, który był zacytowany w książce? O czym najlepiej się Pani rozmawiało? 

Nie, nie umiem.

Wiem, że poruszała Pani w rozmowie temat pracy w USA, gdzie grając w filmach spędziła Pani wiele lat. Czy wraca Pani z sentymentem czasem do tych wspomnień? 

Oczywiście, że tak. 

Czym różniła się praca w USA, od pracy nad filmami w Polsce? 

W gruncie rzeczy jest to to samo, ale jest tam lepszy przemysł, więc wszystko jest lepiej zorganizowane. Maszyneria produkcyjna jest większa, ale generalnie panują te same zasady. 

Czy z perspektywy czasu nie żałuje Pani powrotu do Polski? Nigdy nie pomyślała Pani o tym, by wrócić za ocean? 

Nie. Mam obywatelstwo amrykańskie, więc mogę jeździć w tę i zpowrotem jak chcę, ale jestem zadowolona z tego, że wróciłam do Polski. 

Z tego, co wiem, nie tylko tutaj w Cieszynie, ale także w innych miastach odbywają się spotkania promujące książkę z Pani udziałem. Gdzie będzie można spotkać Panią w najbliższym czasie? 

W najbliższym czasie spotkanie odbędzie się w Zielonej Górze. 

Kontynuując temat festiwalu KNG, w piątek został wystawiony film „Noc Walpurgi“. Jak sama Pani przyznała, jest to dla Pani rola życia. Dlaczego? Co było dla Pani najważniejsze w tej roli?

Jest to wyzwanie, ponieważ ta rola daleka jest bardzo od tego, jaka jestem prywatnie, więc zbudowanie tej postaci było czymś wyjątkowym. 

Co najtrudniejsze? 

Wykreowanie kogoś innego. Nie myśleć w swoich kategoriach, ale w kategoriach toku rozumowania Nory Zedler. 

Czasami aktorzy znajdują coś, czego musieli się dla roli nauczyć. Ma Pani coś takiego, jeżeli chodzi o kreację w „Nocy Walpurgi“? 


Musiałam nauczyć się bardzo wielu rzeczy. Braku empatii, nie starania się bycia miłym, manipulacji. Te wszystkie cechy musiałam opanować do roli, żeby być wiarygodną. 

Może Pani coś opowiedzieć o pracy nad filmem od strony kulis? Jak długo trwały prace?

Intensywne prace trwały trzy miesiące. Całość filmu jednak nagraliśmy w 16 dni. 

Jeśli chodzi o Cieszyn, jest to Pani pierwsza wizyta w tych stronach? 

Nie. W pięknym Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie grałam w monodramie „Matematyka Miłości“. 

Festiwal skierowany jest do polskich, ale także czeskich miłośników kina i sztuki. Czy z czeskimi odbiorcami spotkała si ę Pani po raz pierwszy, czy miała wcześniej przyjemność? 

W Wilnie na pewnym festiwalu spotkałam kilku czeskich i słowackich twórców. W piątek mieliśmy wieczorek, gdzie mogliśmy sobie porozmawiać. Języki są tak pokrewne, że zawsze można się dogadać. 

W Cieszynie jest Pani trzeci dzień. Udało się Pani zwiedzić miasto? Co Panią zachwyciło? -Tak, zwiedziłam miasto. Wszystko mi się tutaj podoba. Jest piękny Teatr, mili ludzie i pyszne piwo. Z czym kojarzą się Pani Czechy? 

Z Václavem Havlem, Heleną Vondráčkovą oraz ze Szwejkiem (autor Jaroslav Hašek), który był ulubioną książką mojego syna z dzieciństwa, ale także z filmem „Miłość blondynki“ w reżyserii Miloše Formana. („Lásky jedné plavovlásky“ – czeski tytuł oryginalny) 

Przechodząc jeszcze do ostatniego tematu naszej rozmowy – w serialu „Druga szansa“ wciela się Pani w postać z problemami. Ninę Iwaniuk – Mamę Justyny. Co było najtrudniejsze w zagraniu tej roli? 

Bardzo trudno jest grać pijanego, żeby wyszło to wiarygodnie. 

Mówi się, że aktor każdą swoją postać powinien polubić. Pani Ninę polubiła? 

Nie zastanawiam się, czy lubię, czy nie, ale po prostu przedstawiam kreację. Jeżeli ją lubię – oceniam ją wtedy swoimi kategoriami. Lepię to, jaka ona jest. 

W czym tkwi sukces serialu, że jest tak lubiany przez widzów? 

Nie jest produkcją plastikową. Ma dobrą historię podstawą, wokół której krążą „historie – satelity“. Z naszymi postaciami widzowie mogą się zidentyfikować. To nie są bajkowe postaci, które nie istnieją w codziennym życiu. 

Będzie druga transza? 

Tak, w czerwcu rozpoczynamy zdjęcia do drugiej transzy. 

Materiał archiwalny z dnia 2 maja 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz