Martyna Trawczyńska - Szymańska: "Lubię uzasadnioną improwizację"
Z aktorką młodego pokolenia, Martyną Trawczyńską - Szymańską rozmawiam o spektaklu "Życie na trzy wersje" oraz o dubbingu, dzięki któremu odkrywa satysfakcjonujące możliwości ludzkiego głosu.
Długo zastanawiałam się, od czego zacząć naszą rozmowę. Chciałabym zacząć od początku. Jak to się zaczęło? Co spowodowało, że wybrała Pani aktorstwo? Czy już od najmłodszych lat przejawiała Pani zainteresowanie tym zawodem?
Trudno mi odnaleźć w pamięci wyraźny początek tej drogi. Jako dziecko pierwsze kroki na scenie stawiałam... idąc do fortepianu. Zawsze lubiłam śpiewać, a moi rodzice zachęcali mnie do tego. Abym mogła rozwijać mój talent, posłali mnie do szkoły muzycznej. Szybko okazało się, że nie stanę się słynną pianistką, a lekcje fortepianu były dla mnie istną udręką. Wtedy właśnie w pierwszej klasie podstawówki zgłosiłam się na konkurs recytatorski „Warszawska Syrenka“. Szybko odkryłam, że recytowanie wierszyków przed komisją lub publicznością przychodzi mi z łatwością i sprawia niemałą przyjemność. Odkrycie w sobie tych predyspozycji i obserwowanie na żywo cenionych aktorów, którzy zasiadali w komisjach konkursów (Pan Wojciech Siemion, Pan Krzysztof Kolberger), sprawiło, że zapragnęłam iść dalej tą drogą. I tak po skończeniu szkoły muzycznej pierwszego stopnia moje pianino pokryła gruba warstwa kurzu, a ja zapisywałam się na kółka teatralne i rozwijałam swoją prawdziwą pasję. Tak to się właśnie zaczęło...
Pamięta Pani swoją pierwszą poważną rolę? Mówi się, że ta pierwsza za każdym razem najmocniej zapada w pamięć. Było tak w Pani przypadku?
Oczywiście, że pamiętam. Jestem świeżo upieczoną absolwentką Akademii Teatralnej, więc mój debiut nie jest zbyt odległym wspomnieniem :). Moją pierwszą rolą była Sonia w spektaklu „Życie na trzy wersje“. Fantastyczne zderzenie ze świetnym tekstem i możliwość wystąpienia u boku moich trzech profesorów, uznanych aktorów, z dorobkiem, o którym mi się nie śniło (Olga Sawicka, Jerzy Schejbal i Sławomir Pacek), to wymarzony debiut i każdemu takiego debiutu życzę. Jestem pewna, że ta praca zapadnie mi głęboko w pamięć i będzie to jak najbardziej pozytywne wspomnienie.
Teatr a kamera to dwa różne światy. Gdzie czuje się Pani lepiej? W teatrze, czy przed kamerą?
Zdecydowanie lepiej czuję się w teatrze. Przed kamerą nie ma miejsca ani czasu na zbyt wiele prób przed ujęciem. Natomiast w teatrze zanim dojdzie do premiery, aktor ma okazję próbować całymi tygodniami. Z tego prostego powodu, na scenie czuję się pewniej i lepiej przygotowana. Oprócz tego studia, które ukończyłam przygotowały mnie do bycia aktorką teatralną, dramatyczną, a nie filmową. Moja przygoda z kamerą dopiero się zaczęła, ale mam nadzieję, że będę miała coraz więcej okazji do oswajania się z tą materią.
Mam wrażenie, że więcej czasu niż przed kamerą, spędza Pani obecnie w Teatrze. Wszystko chociażby za sprawą spektaklu
"Życie na trzy wersje", z którym jeździ Pani po całej Polsce. Jaka jest Pani rola w tym wszystkim?
W tym spektaklu występuję jako wspomniana już przeze mnie Sonia, żona Henryka (Sławomir Pacek, przyp. red.) naukowca, któremu brakuje siły przebicia. Sonia jest z zawodu prawnikiem. Pewnego wieczoru zostaje postawiona w sytuacji, w której musi walczyć o dobre imię swojego mężą i tę walkę bez mrugnięcia okiem podejmuje. Postać, którą gram jest bardzo zasadnicza, dość oschła ale także odważna i gotowa zrobić wszystko, aby obronić osobę, którą kocha.
To komedia, będąca trzema wariantami tego samego zdarzenia. Wiadomo, że kiedy coś trzeba zagrać w trzech wariantach, to za każdym razem konieczne jeest, by zrobić to inaczej. Czy to trudne zadanie aktorskie?
Przyznam się, że początkowo miałam duży problem, aby tę różnicę uchwycić. Sonia jest twardą, mocną kobietą i w ten sposób prowadziłam tę postać przez wszystkie trzy części, przez co zatarły się różnice pomiędzy Sonią w każdej z wersji. Po premierze przeczytałam recenzję, w której zostało mi to wytknięte. Dało mi to impuls, do zmiany i z pomocą reżysera (Jerzy Schejbal) udało mi się zróżnicować zachowanie Soni w każdym z wariantów. Nie było to łatwe zadanie.
Spektakl należy raczej do tych przewidywalnych, czy znajduje Pani miejsce na improwizację? Lubi Pani moment improwizacji na scenie?
Momentów na improwizację w tej sztuce jest całe mnóstwo i chętnie z tego korzystam. Improwizacja jest dla mnie sprawdzeniem, czy aktor jest aktywnie myślący, czujny i czy w pełni zdaje sobie sprawę, o czym jest sztuka, w której występuje. W trakcie spektaklu zdażają się różne, niemożliwe do przewidzenia okoliczności i wtedy improwizacja jest niezbędna. Natomiast jeżeli aktor podoła temu zadaniu i wybrnie z kłopotliwej sytuacji za pomocą improwizacji, jest to niezaprzeczalnie powód do zadowolenia. Te momenty traktuję jako wyzwanie, a lubię wyzwania, więc idąc tą drogą lubię improwizację, jeżeli jest uzasadniona. Słyszałam, że improwizacja przydaje się, kiedy na widowni zasiadają dzieci.
Zaraz nowy sezon, a Pani pojawi się w Operze Narodowej w bajce, "Bajko, gdzie jesteś". Dzieci są podobno najbardziej wymagającą widownią. Zgadza się Pani z tą teorią?
Dzieci są wymagającą, ale również wspaniałą widownią! Ich reakcje są szczere i niepohamowane. Salwy śmiechu, brawa i skupienie, kiedy uda się uchwycić ich uwagę, są absolutnie bezcenne. Natomiast nie jest łatwo tą uwagę na dłuższy czas podtrzymać. Dziecięca publiczność zmusza aktora do szczególnej czujności ze względu na „niemożliwe do przewidzenia okoliczności“, o których już wspominałam i łączy się to bezpośrednio z improwizacją, która staje się jedynym ratunkiem.
Rozmawiałyśmy o graniu w Tetarze i przed kamerą. Chciałabym poruszyć jeszcze temat dubbingu. Czym różni się ta praca od “zwykłego” grania w Teatrze?
Podstawową różnicą są ograniczone środki wyrazu. To, co na scenie mogę „dopowiedzieć“ gestem, mimiką lub spojrzeniem, w dubbingu muszę wyrazić tylko i wyłącznie głosem. Poza tym przy tworzeniu roli w teatrze zaczynam od podstaw, od zera. Natomiast w dubbingu muszę dopasować głos do postaci, która już istnieje, co nie zawsze bywa łatwe. Nie oznacza to wcale, że oceniam pracę w dubbingu jako ograniczającą. Jest wręcz przeciwnie. Rozwijam inne umiejętności i zawsze mam przy tym mnóstwo frajdy. Możliwości głosu są fascynujące. W dubbingu trzeba włączyć swoją kreatywność, co czasem przynosi niespodziewane efekty. Bardzo satysfakcjonująca praca.
Oprócz dubbingowania filmów, czy seriali, ("BoJack Horseman") podkłada Pani też głos pod gry komputerowe ( „Horizon Zero Dawn“)Co jest trudniejsze?
Podkładając głos pod grę komputerową nie widzę postaci, którą gram. Nie widzę ani świata, w którym rozgrywa się akcja gry, ani innych bohaterów. Przed oczami mam tylko tekst, który mam nagrać. To trochę utrudnia sprawę i trzeba mocno polegać na własnej intuicji i wyobraźni. W tym przypadku najważniejsza i nieoceniona jest rola reżysera dubbingu, który potrafi objaśnić mi cechy postaci, którą robimy i naprowadza mnie na tropy, które pomagają mi wyobrazić sobie realia świata, w którym znajduje się moja postać.
Jest Pani bardzo aktywna na Instagramie, gdzie można znaleźć m.in zdjęcia z sesji Karoliny Grabowskiej, czy Dagmary Szymańskiej. W czyim obiektywie najlpiej się Pani czuła?
Każdy artysta, z którym mam okazję współpracować jest na swój sposób wyjątkowy. Każda z wymienionych fotografek widzi mnie w inny sposób i potrafi wydobyć ze mnie zupełnie inne cechy. Nie potrafię powiedzieć, którą cenię bardziej. Przy obu paniach czułam się (na szczęście) bardzo swobodnie, co jest dla mnie najważniejsze.
Ma Pani swój pomysł, jak mogłaby wyglądać Pani wymarzona sesja?
Jak już wspomniałam dla mnie najistotniejszą kwestią podczas sesji jest poczucie swobody. Oprócz tego bardzo lubię współpracować z artystami, którzy mają swój styl i nie kopiują innych. Moja wymarzona sesja to taka, podczas której będę miała okazję do spotkania z niezwykłym człowiekiem, który obdarzy mnie niecodziennym spostrzeżeniem na mój temat.
Czym jeszcze lubi się Pani dzielić na Instagramie?
Na portalach społecznościowych chwalę się głównie moim wspaniałym mężem, niezwykłym, rudym, puchatym kotem - Buncolem oraz podróżami. Czyli w skrócie moim szczęściem, bo jestem szczęściarą!
Ostatnie pytanie o plany zawodowe na nowy sezon.
W przyszłym sezonie zawitamy ze spektaklem „Życie na trzy wersje“m.in. w Kaliszu (19.09), Olsztynie (29.09) i Chorzowie (16.10) oraz można mnie oglądać w Operze Narodowej w spektaklu „Bajko, gdzie jesteś“ (27.11). Mam nadzieję, że niebawem czekają mnie nowe wyzwania. W naszym zawodzie nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro...
Materiał archiwalny z dnia 16 sierpnia 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz