czwartek, 19 kwietnia 2018

Mirosław Jękot: "Dubbing to magia pracy z mikrofonem"

Mirosław Jękot: "Dubbing to magia pracy z mikrofonem"

















O graniu w Polsce i za granicą, magii dubbingu, ale także o pasji do gór i paralotniarstwa rozmawiam z aktorem, Panem Mirosławem Jękotem.

Zacznijmy od tego, że nie gra Pan tylko w języku polskim, ale również po angielsku, niemiecku i rosyjsku...

Miałem kilka propozycji zawodowych z zagranicy. W produkcjach zagranicznych są to zawsze role obcokrajowców.  Kiedyś grałem w języku francuskim, którego kompletnie nie znam. Była to praca w Teatrze, więc miałem dużo czasu, na przygotowaniaKiedy zajdzie taka potrzeba, aktor zagra nawet po chińsku. (Śmiech.) 

Znajduje Pan coś takiego, czym różni się rynek polski od zagranicznego?

Różnic jest wiele. Inny jest sposób pracy na planie, inne są zasady współpracy. To bardzo ciekawe doświadczenie. Cały czas możemy próbować czegoś nowego. 

Za granicą filmy realizowane są z większym rozmachem i bardziej prężnie, niż w Polsce. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?

Wszystko zależy od wymiaru danej produkcji. Trudno to porównywać. 

Czuje się Pan lepiej grając w Polsce, czy w projektach zagranicznych? Czy nie ma to dla Pana większego znaczenia, a liczy się przede wszystkim efekt końcowy?

Każdy projekt to nowa przygoda, ale również stres. 

Czy logistycznie trudno jest pogodzić pracę nad poslkimi i zagranicznymi projektami? Czy obecnie pracuje Pan nad czymś poza Polską?

Nie musiałem godzić pracy nad polskimi, a zagranicznymi projektami, ponieważ propozycje, które dostawałem nigdy się nie nakładały, ale pojawiały się stopniowo. Obecnie pracuję w polskich produkcjach. 

Skupmy się jednak na projektach, nad którymi obecnie pracuje Pan w Polsce. Tu nie sposób pominąć serialu, który spośród wszystkich propozycji TVP wywołuje największe emocje. Mowa oczywiście o "Koronie Królów". W jakiej roli będzie można Pana zobaczyć?

Można powiedzieć, że bohater w którego się wcielam nosi znamiona czarnego charakteru. To Niemsta kuchmistrz królewski, który pojawi się w jesiennych odcinkach serialu. Cieszę się, że zostałem obsadzony w tej roli, bo prywatnie lubię gotować. Może się czegoś nauczę. (Śmiech.) 

Czy bardziej lubi Pan wcielać się w czarne charaktery i uważa, że są one większym wyzwaniem aktorskim?

Wydaje mi się, że większość aktorów lubi wcielać się w czarne charaktery, aczkolwiek przychylność widzów zyskują pozytywne postaci. Ludzie je kochają. Jednak zastanawiając się nad tym przez pryzmat pracy nad rolą, ciekawsze są czarne charaktery. 

Zdjęcia trwają. Czy zanim trafił Pan do serialu, zdarzało się Panu go oglądać? 

Tak. Do serialu wchodziłem w trakcie, miałem więc świadomość, na co się piszę. 

Uważa Pan, że może serial pełnić też rolę edukacyjną i udowodnić, że historia jest ciekawa?

Trudno wypowiadać mi się na ten temat. Ma za zadanie przybliżyć historię, ale na pewno nie jest serialem historycznym, czy dokumentalnym. Mój bohater jest postacią fikcyjną, a tych w serialu pojawia się dużo. 

Uważa Pan, że wcielanie się w postacie historyczne jest najbardziej wymagającym zadaniem dla aktorów?

Wcielanie się w postać tego rodzaju wymaga dużych przygotowań, zgłębiania historii i zachowań postaci. Ich kreowanie jest tu oparte  na wiedzy historycznej oraz naszych wyobrażeniach. Pojawia się tu interpretacja reżyserów i iaktorów, zbudowana w dużym stopniu na domysłach.

Przejdźmy o krok dalej i zatrzymajmy się przy filmie Konrada Niewolskiego - "Labirynt świadomości". Premiera odbyła się w listopadzie ubiegłego roku. Jak wspomina Pan współpracę z Niewolskim?

Tu też zagrałem w języku niemieckim dość negatywną postać J. To bardzo wymagający reżyser, ale współpraca z nim jest bardzo satysfakcjonująca. Daje aktorowi możliwość własnej wizji postaci. Niczego nie narzuca. To kompromis między reżyserem i aktorem. 

Co opowiedziałby Pan o filmie od kulis?

To film dla koneserów. Spotyka się z bardzo różnymi opiniami. Od fascynacji, po krytykę. To film, który może być dla niektórych trudny w odbiorze, ale ja lubię takie projekty. Otacza nas przewidywalna rzeczywistość, więc chyba dobrze czasem wziąć udział w czymś, co nie jest dokońca oczywiste. 

Lubi Pan siebie oglądać na ekranie, czy raczej wtedy wyszukuje coś, co mógłby poprawić?

Nie lubię siebie oglądać. Za każdym razem widzę masę rzeczy, które można byłoby poprawić albo zrobić zupełnie inaczej. To chyba normalne, że aktorzy są tak krytyczni wobec siebie. 

Przejdźmy do dubbingu, jest Pan w nim bardzo aktywny, choćby za sprawą  bajki “Bob Budowniczy”, w którym Pana głosem do najmłodszej publiczności przemawia Dźwig. Ta przygoda trwa już 18 lat! Czy rola dubbingowa może się znudzić, czy sprawdza się to tylko w kwestii ról telewizyjnych?

Nie. To absolutna magia pracy z mikrofonem, tekstem i obrazem, który mamy przed sobą. Dialoguje się z postaciami, których nie ma fizycznie. To twórcza przygoda, która polega na późniejszym oglądaniu efektów naszej pracy przez dzieci. Mają one  z tego niesamowitą radość i przeżywają emocje naszych postaci. Bardzo lubię tę pracę, ponieważ jest kameralna. 

Co jest dla Pana w dubbingu najważniejsze?

Najważniejsza jest umiejętność wczucia się w postać. Ważne jest również, by obrazkom dać duszę. Dubbing  trzeba ożywić, uczłowieczyć. 

Spotkaliśmy się w Cieszynie. Przed rozmową zdradził Pan, że bardzo lubi Pan tu wracać. Dlaczego? 
Co najbardziej podoba się Panu w tutejszej okolicy?

Z tego, co wiem, przy okazji wizyt w Cieszynie lubi Pan także przejść się na czeską stronę. Co najbardziej podoba się Panu w czeskiej kulturze? 

Lubię kino czeskie na czele z Miloszem Formanem oraz poczucie humoru czechów na własny temat :) 

Jakie są trzy rzeczy, z którymi kojarzą się Panu Czechy?

Cisza, małe urocze miasteczka i piękne pejzaże

Jako, iż zdradził Pan, że lubi gotować, ma Pan ulubione danie z czeskiej kuchni? Jakie?

Są to pewnie słynne knedliczki z gulaszem :) 

Kolejne Pana pasje to wędkarstwo, góry, a nawet...paralotniarstwo. Czy za sprawą tego ostatniego można postrzegać Pana jako miłośnika sportów ekstremalnych?

Nie nazwałbym tego aż tak J. W górach i powietrzu jest przestrzeń, którą bardzo lubię. Nie znoszę ciasnoty.

Najbliższe plany zawodowe.

Mają to do siebie, że pojawiają się nagle, a te, które miały wypalić, nie wypalają. Mówię o nich wtedy, kiedy jestem już jedną nogą na planie. 

Materiał archiwalny z dnia 26 marca 2018 - do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz